Niespelna tygodnia czasu potrzebowali pomyslowi mieszkancy miasteczka Klisto-Mirrien na zrealizowanie sprytnego i jak sie pozniej okazalo - skutecznego planu odparcia smoka Vangharda.
Bestia owa, przedstawiciel nielicznego juz wprawdzie, ale wciaz jeszcze groznego rodu smoczego, od dluzszego czasu systematycznie pustoszyla kwitnace ziemie ksiestwa Valloru. Porywala bydlo z lak, palila miasta i wsie, pola i sady, a byla przy tym jak zywiol - straszliwa i nieujarzmiona.
Klisto-Mirrien lezalo tuz przy wschodniej granicy nieszczesnego ksiestwa i jego mieszkancy slusznie obawiali sie niespodziewanego ataku, po ktorym piekna okolica wraz z Klisto, niechybnie przeistoczylaby sie w dymiaca pustynie. Jedyna gwarancja przezycia bylo w takim wypadku niezwloczne opuszczenie miasteczka i zaszycie sie w gestych borach, ale dzielni mieszkancy predzej woleli umrzec niz wydac na pastwe ognia i smoczych zebow caly dorobek pracy wlasnej i przodkow. Totez prawie nikt, jak Klisto dlugie i szerokie, nie myslal o ucieczce. Radzono, szukano, az wreszcie znaleziono sposob. A czy byl to sposob dobry, o tym mial roztrzygnac czas. Na razie wszyscy razno i z wielka ochota zabrali sie do pracy.
Wkrotce na jednym z pol pod miasteczkiem, wyrosly dwa sztuczne wzgorza. Jedno: olbrzymi stos, wzniesiony z uschnietych galezi i sprochnialych pni; drugie, znacznie nizsze: kopiec, usypany z ziemi. Kopiec byl przy tym idealnie okragly o srednicy okolo dwudziestu pieciu metrow i wysokosci w najwyzszym, srodkowym punkcie ponad czterech. W przekroju pionowym wygladal jak lagodnie wygiety luk o dlugiej i prostej cieciwie. Tuz obok stosu i kopca legl bezwladnie na doszczetnie zadeptanym polu, wyjatkowo dlugi i prosty pien swiezo scietego drzewa. Z niego to, trzydziestu drwali i tyluz ciesli, w pocie czola, wydobylo siekierami, dlutami i heblami dobrze wszystkim znany ksztalt. Jednoczesnie, w tym samym czasie, tkacze pokryli kopiec olbrzymimi plachtami mocnego plotna. Od tej chwili, cale to wielkie przedsiewziecie, w ktorym uczestniczyli bez mala wszyscy mieszkancy Klisto, wkroczylo w ostania faze realizacji. Kolej przyszla na smolarzy. Ci, sobie tylko znanymi sposobami, spreparowali zawczasu dziesiatki ogromnych kotlow roznokolorowych farb, po czym przeistoczywszy sie w malarzy, naniesli na material przykrywajacy wypuklosc kopca, wczesniej zaprojektowane, barwne wzory. Pomalowali rowniez szara, lsniaca farba ow starannie uksztaltowany, a spoczywajacy nieopodal pien. A kiedy farba obeschla, nie pozostawalo juz nic innego jak tylko uprzatnac wielki plac robot iczekac na ewntualne pojawienie sie smoka.
Jakoz i wiesci o szybkim zblizaniu sie Vangharda, gruchnely w Klisto-Mirrien juz w trzy dni pozniej. Upadly wtedy mocno serca w najmezniejszych nawet piersiach, lecz na ucieczke bylo za pozno. Podpalono tylko niezwlocznie, zgromadzony na polu stos drewna, po cyzm setki oczu z trwoga podnioslo sie w gore ku blekitowi przestworzy. Nie czekano dlugo...
Nylo poludnie, gdy Vanghard wyprysnal niespodziewanie zza wzgorza Moolbek i blyskawicznie nabral wysokosci, zamierzajac z jak najwiekszym impetem runac na przerazone miasteczko. Jednakze nie uczynil tego. Przerwal atak w polowie, gwaltownie wychodzac ze stromego lotu nurkujacego, a zamiast ognia, z jego poteznej paszczy wyrwal sie pelen zdumienia okrzyk:
- Na Yevauda! Co to?
Bowiem na dole, na jednym z pol pod Klisto, dostrzegl cos, co napelnilo jego smocze serce nieskrywanym przerazeniem. Byly to dwa przedmioty: miecz i tarcza, ale oba niesamowitych wrecz rozmiarow! Blyszczacy w sloncu miecz dorownywal dlugoscia jednemu z jego rozpostartych, ogromnych skrzydel, a tarcza, ktora zdobil barwny wizerunek smoka z odrabanym lbem, niewiele ustepowala mu rozmiarami.
Na pazury Triss, coz za potezne dlonie zdolne sa wladac tym orezem?... - wybelkotal zbity z tropu Vanghard, rozgladajac sie niespokojnie dookola. Po chwili uzmyslowil sobie jeszcze jedna wazna rzecz. Oto oba zlowrogie przedmioty, najspokojniej w swiecie spoczywaly obok dymiacych popiolow wielkiego ogniska.
"Jeszcze cieple..." - pomyslal smok i w tejze samej chwili podjal decyzje. Ile sil w skrzydlach pomknal na polnoc, pozostawiajac za soba podejrzana okolice. A w Klisto-Mirrien mieszkancy odetchneli z radoscia. Miasteczko bylo uratowane. Makiety spelnily swe zadanie.