Chcecie mej piesni, wiec spojrzcie z gory,
Gdzie miasta Passawy wznosza sie mury,
Bo ta historia, chociaz prawdziwa,
Wiele lat temu, tam sie rozgrywa:
Przybadz z nocnego czuwania samotny
promieniu.
Czyz nie ma juz radosci w piesni?
Obudz glos struny, przywroc mi dusze.
Slysze ciebie w mroku, ciebie,
co samotnie w mroku czuwasz.
Uderzyl w dzwieczna tarcze.
Odpowiedzialy jej echem wzgorza i skaly.
To tarcza wojny. Dzwiek pokoju
nie jest jej glosem.
Od miasta do miasta rozeslano oszczep
skruszony i skrwawiony, wzywajac
przyjaciol swoich ojcow w dzwiecznych
zbrojach. Wojna, z lodowym usmiechem,
zbliza sie ku nam.
Juz przez szerokie doliny jada
poganie w pancerzach na grzbiecie,
z mieczem przy boku, w helmach
zawiazanych na rzemyki, z tarcza na szyi,
z nastawiona wlocznia. Jest ich czterysta
tysiecy czekajacych switu, wyprobowani
zdrajcy i lotry. W kraju, z ktorego
pochodza, slonce powiadaja, nie swieci,
zboze nie rosnie, deszcz nie pada, rosa nie
rosi, nie masz tam kamienia izby nie byl
czarny. Ludzie gadaja, ze jest to mieszkanie
diablow.
Zasluchany, wsparty na tarczy siedzial krol
krainy. Wiatr szumial w jego kedziorach,
mysli blakaly sie wsrod dni minionych.
Widze Passawo twoje wieze, twoje drzewa,
twoje mury lsniace w sloncu. Huczace fale
wspinaja sie na odlegla sciane. O bedziecie
mieli wasza slawe, Synowie miecza i wloczni.
Ujrzeli w jego obliczu bitwe, na jego
oszczepie smierc wojska. Podniosl
sie szczek oreza. Szare psy zawyly.
" Niech kazdy podejmie ciezka dzide, niech
kazdy przypasze miecz swego ojca. Niech
czarny szyszak podniesie sie na kazdej
glowie, niech kolczugi zewszad zaswieca
blyskawicami."
Noc czarnosniada siedzi na przelomie gory,
a z przelomow nawalnicy wyzieraja mroczne
oblicza duchow. Gromadzi sie bitwa, jak
burza, wkrotce uslyszymy ryk smierci.
Diesiec wielkich choragwi zbliza sie.
Szosty szyk utworzono z najemnych.
Jest tam trzydziesci tysiecy rycerzy.
Jada jak prawo, baronowie, lance maja
z malowanym drrzewcem. Proporce ich bujaja
na wietrze. Dzwiek rogow poprzedza ich
walecznosc.
I wkroczyli do lasy bohaterowie, pelni
wielkosci oraz okrucienstwa. A gesta mgla
to oddech wscieklych wojownikow.
Plomienie blyskawic to oczy idacych.
Piorunyto uderzenia ich mieczow
o rekojesciach ze sloniowej kosci.
Tak rwa sie do bitwy,
ze zdazyc nie moga ze swoja odwaga.
Surmy graja, a glosy ich sa bardzo jasne,
a rog dzwoni glosno do ataku.
Jak ciemne burze jesienne, lecace na siebie
z dwoch wzgorz rozglosnym echem, zblizyli
sie ku sobie rycerze. Zakotlowala sie bitwa,
jak ryk strumieni. Zamienia ciosy wodz
z wodzem, maz z mezem, stal dzwoniac gra
na stali. Zlatuja rozciete szyszaki.
Pryska i dymi krew dokola. Na gladkim cisie
brzmi cieciwa. Powietrzem gwizdza strzaly.
Padaja oszczepy jak kregi swiatla, ktore
ozlacaja oblicze nocy. Jak loskot rozhukanego
oceanu, kiedy wszystkie fale podniesie,
jak najwiekszy grzmot niebieski, taki jest
loskot wojny!
Grzmot przetoczyl sie nad wzgorzami!
Piorun leci na ognistych skrzydlach.
Nie przestrasza one dziewczyny, jej
kochanek polegl. Jej kroki byly niepewne,
w nieladzie spadaly wlosy, oczy dziko
spoza lez jasnialy.
Poszla noca do jaskini i nadobna swa postac
odziala w stal, w zbroje mlodzienca
ktory polegl w swojej pierwszej bitwie.
Uzbroila sie i wyszla szukac smierci.
Wojsko zadrzalo dokola w zasepieniu -
zadnego glosu na rowninie...
Ocknal sie poranek. Nieprzyjaciel pierzchnal
jak mgla ulatujaca. Slodka jak radosc smutku,
podobna wiosennemu deszczowi,
kiedy lagodzi galaz debu i podnosi zielone
glowki mlodych lisci.
Podniosly sie wnet glosy pogodnej radosci.
Drzace harfy dzwonily weselem, dokola
zastawiono uczte, na uciesze noc uplywala,
trzy dni radowano sie nad pobitymi.
I zwolano jastrzebie z niebios.
Przybyly one od wszystkich wiatrow
na uczte nad wrogami.
Lecz braklo smiechu dziewczyny, co
dawniej dzwonkami rozrywal cisze, jak
nozyce krawca dzielacego plotno.
Tam gdzie ton wody rozdzieraja zeby
raf, stala wpatrujac sie w swa dusze.
Gdy wypalily sie pochodnie, nikt nie
odpowiadal wolaniom. Tylko muszle nad
brzegiem szeptaly swa tajemnice.
Skrzydla walki odlecialy do swych
siedzib, nie znajdziesz ich na waszych
polach. Slonce w pokoju bedzie sie
budzic, a cienie z radoscia opadac.
Poloz luk wez harfe. Niech noc zastanie
nas przy piesni. Ballada trwa, lecz slowa
mewa wzlatuja, czas ciag dalszy tworzy nie
bardowie.