(fragment tekstu Rafala A. Ziemkiewicza, odnaleziony w tajemniczych okolicznosciach)
...rozmowy umilkly jak nozem ucial. W drzwiach izby stanal ogromny, czerwony stalin, pokryty blotem, slaniajacy sie na nogach. Dargoszwarz blyskawicznie rozpial pokrowiec, rozwiazal rzemienie, odpial sprzaczki i obnazyl ostrze pibzdziela. Wywijajac bronia mlynca osonil przyjaciol. Stalin cofnal sie i znikl w mroku nocy, by po chwili wejsc drzwiami od zaplecza. zachwial sie i upadl na podloge. Lezac byl jeszcze wyzszy.
Zalegla cisza.
- On cos trzyma - rzekl Barszcz z Tragazy.
Z zacisnietej dloni stalina wystawala kartka. Zalost zerwal sie i ja wyrwal.
- Stolce... stalinow... - przeczytal.
Pobladl.
- Stolce stalinow - powtorzyl. - Legendarne zlote stolce stalinow. Zasiadali na nich krolowie...
Ruszyl zwawo ku wyjsciu.
- Nie to, zebym byl chciwy... - rzekl, znikajac za drzwiami.
Dargoszwarz i Barszcz pobiegli za nim.
Nikt nie widzial, jak lezacy stalin uniosl glowe, beknal glosno i spytal:
- Jaglubelegluuluu?
- Tak - rzekl Zalost, patrzac na scierajace sie wsciekle po drugiej stronie przepasci tlumy. Szczekaly topory i miecze. - W gorach bron nie bedzie nam potrzebna.
- Pojdzmy - dodal po chwili.
Odwrocil sie, potknal i wybil przednie zeby.
- Co ci to, przyjacielu? - przerazil sie Dargorszwarz.
Zalost mial to do siebie, ze pewnych pytan po prostu nie slyszal. Dargorszwarz pojal, ze nie uslyszy odpowiedzi. Odszedl, by przygotowac strawe. Dla Zalosta w postaci papki.
"Umiem patrzec i myslec" - pomyslal Barszcz, patrzac na slady, jakie po kolacji Zalost pozostawil w krzakach. - "Domyslilem sie od razu. Tak - to jest to".
Wrocil do ogniska i - gledzac sam do siebie - z namyslem spozieral na spiacego przewodnika i opiekuna wyprawy. Najszybciej ze wszystkich zszedl na dno przepasci. Teraz lezal spokojnie i oddychal miarowo. Polamane rece i nogi wisialy na sznurach przywiazanych do konarow drzewa. Doprawdy - coz by poczeli bez jego przewodnictwa?
Zakotlowalo sie nagle w gaszczu i na polane wpadla grupa stalinow. To byly te najgorsze z najgorszych, staliny w kolorze kremlowym. Wiodl je potworny Czlowiek Przeciagu.
Napad byl tak gwaltowny, a napastnikow tak wielu, ze zanim ktorykolwiek z wedrowcow zdazyl pomyslec o obronie, atakujacy w tloku podusili sie sami.Umknal jedynie Czlowiek Przeciagu.
Ucierpial tylko Zalost, ktory przyjal na siebie pierwszy impet ataku. Lezal teraz nieprzytomny, zmagajac sie ze smiercia.
- Niezwykly to czlek - zauwazyl oparty na pibzdzielu Dargoszwarz. - Potezne go moce chronia ode zlej przygody.
Rankiem wyruszyli w dalsza droge. Ach, jakze ciezka bylaby wyprawa, gdyby nie Zalost! On podtrzymywal ich na duchu, jasne i pogodne spojrzenie jego prawego oka (lewe wybil sobie palcem, przecierajac rano twarz) dodawalo otuchy. Podazal na czele, na pomyslowych sankach z galezi, pchanych przez Dargoszwarza.
Tak dotarli do centrum krolestwa stalinow.
Siedzacy na stolcu krol stalinow mial bardzo dostojny wyglad. Stolec ow sporzadzil specjalnie dla niego duch podziemnych korytarzy, straszliwy i nienasycony Peddal.
- Siadajcie, dostojni goscie.
Poszli za wezwaniem, zapadajac sie w stolce. W tej samej chwili do sali wdarl sie kremlowy stalin z okrwawionym mieczem w dloni. Rzucil sie na krola i uczyniwszy straszliwy zamach wbil go sobie w plecy.
Ocaliliscie mi zycie - rzekl krol do wedrowcow. - Oto stolec w nagrode. Nie jest zloty, ale bardzo pracochlonny. Robily go cale pokolenia stalinow.
Zalost nabral w pluca powietrza i stajac nad brzegiem przepasci zaspiewal:
- Wyruszyc z powrotem najwyzszy juz czas
hej nonny, ninny, nonny
wiec w droge...
Kamienie umknely mu spod stop. Znow zszedl pierwszy.
Zyje odtad w legendach.
Chlewiska, czerwiec 1987.