Moze to dowod zdziecinnienia, ale zawsze uwielbialem otrzymywac prezenty. Nie tylko ze wzgledu na ich wartosc materialna. Traktuje raczej jako swego rodzaju przyczynek do rozwazan nad osobowoscia i charakterem darczyncy. Sulidanskie przyslowie mowi: "Dar odslania dusze". To jest bardzo madre przyslowie.
Jak wiadomo, nie ma lepszej okazji do otrzymywania prezentow niz przyjecia urodzinowe. Z jednym z nich - chyba najgorszym jakie zdarzylo mi sie zorganizowac - zwiazana jest historia ponizszych dokumentow.
Byl rok 281. Wsrod zaproszonych gosci znalazl sie moj przyjaciel - czlowiek znany jako Galant lub Czarna Orchidea. Jego prawdziwe imie niechaj pozostanie tajemnica ; dwor cesarski i tak jest pelen skandali.
Czlowiek ten jest dla mnie wielka zagadka. W zasadzie ma wszystko, a gdy zapragnie czegos, czego nie ma, osiaga to z zadziwiajaca latwoscia. Jest mlodym, wytwornym arystokrata. Jednak gardziswoja klasa. Nad towarzystwo hrabiow, ksiazat i biskupow przedklada towarzystwo dziwek, zlodzieji i mordercow. Pisze piekne wiersze, komponuje ciekawa muzyke. I jakby tego bylo malo bogowie obdarzyli go pierwszorzednym talentem magicznym. Kiedy kilka lat temu zaproponowalem mu regularne szkolenie odpowiedzial tak:
-Drogi Samie. Nie zrozum mnie zle, ale ja doceniam to, co proponujesz. Wiem, ze twoi uczniowie przechodzili mordercze testy by moc nimi zostac. Ale ja nie chce. Kocham byc tym kim jestem. Nie potrafilbym zyc inaczej. Wybacz, ale zycie czarodzieja znajduje nudnym i nieciekawym. Ty potrafisz spedzic rok nad jedna ksiega rozszyfrowujac jakies robaczki udajace pismo. Ja w tym czasie napisze tuzin wierszy, uwiode dwa tuziny panien z dobrych (i mniej dobrych) domow, odwiedze czyjs strzezony skarbiec, a to co tam znajde przegram w kosci lub w karty. To ooozzie-boozzie, czary-mary, demony, krysztalowe kule i czarne koty to nie dla mnie. Moze kiedys w wolnej chwili podszkole sie w poslugiwaniu zwojami. Znasz mnie: cudze kobiety, cudze klejnoty i moje karty to jest to co lubie. Mysle, ze Vaktor mi blogoslawi ...
Coz, musialem sie z nim zgodzic. Ten czlowiek to najzdolniejszy zlodziej jakiego znam.
Dotychczas jego prezenty zaskakiwaly bogactwem i pomyslowoscia. W 277 podarowal mi tomik wybornych wierszy. W 278 otrzymalem ksiege magii krolowej Elviry Bialolicej, w 279 zlozyl pisemne oswiadczenie, ze nigdy niczego mi nie ukradnie (bardzo sie z tego ucieszylem). Wreszcie w 280 dal mi doskonala replike insygniow krolewskich Kamdaharu. Nic wiec dziwnego, ze wiele sobie obiecywalem i tym razem.
Na poczatku moi kochani przyjaciele odspiewali "sto lat"
- Kochany przyjacielu! Jak zapewne dobrze wiesz istnieja cztery sposoby
wydawania pieniedzy, choc podzial ten rozciaga sie takze na czas i energie.
Mistrz Sinigadilos twierdzi, ze najlepiej jest wydawac swoje pieniadze
na swoje na swoje potrzeby. Ja, oczywiscie nie w pelni podzielam ten poglad,
ale nie miejsce tu na polemike z umarlym cesarzem... No chyba, ze Mortisja.
Nie? tak wlasnie przypuszczalem. Wydajemy wtedy oszczednie - ten czlowiek
uwazal to za zalete. Dziwak - i do sensu. Przeciez kazdy z nas mniej - wiecej
wie czego mu potrzeba... Sposob drugi to wydawanie cudzych pieniedzy na swoje
potrzeby. Tak postepuja m.in. nasi umilowani Ksiazeta Kosciola. Jak widac
wydaja duzo i rozrzutnie, ale przynajmniej celowo - podobnie jak w pierwszym
przypadku wiedza czego potrzebuja. Trzecim sposobem jest wydawanie swoich
pieniedzy na cudze potrzeby. Tu wiadomo - zwykle wydaje sie niewiele, ale za
to bez sensu. W koncu nie wiemy czego obdarowywany naprawde pragnie. Zeby nie
szukac daleko. Otrzymalem kiedys sztylet. Chociaz... to chyba nie jest dobry
przyklad... Ten baron nie wiedzial, ze daje mi kopie sztyletu, ktory ukradlem
mu dwa lata wczesniej. (Nie da sie ukryc, ze dar byl chybiony i
tani...) W kazdym razie jest jeszcze czwarty sposob, o ktorym, obiecuje, nie bede juz
mowil: wydawanie cudzych pieniedzy na cudze potrzeby. Zwykle duzo i bez
sensu... Jak widac podarunki zaliczylem do trzeciej grupy... Dlugo
zastanawialem sie jak zmienic ten godny ubolewania fakt. pierwszy wariant
odpada: nie da sie tego zrobic, a poza tym to chyba najnudniejsza rzecz
na swiecie. W takim razie... i juz wiedzialem, ze to jest to. Samsara-cos tam
Po sali przebigl szmer zdumienia. I wtedy moje rozdraznienie przeszlo w zlosc.
Przyznaje, ze dalem sie poniesc ta bezczelnoscia: -Bardzo doceniam twoj gest
przyjacielu - powiedzialem - doceniam, tez twoje kwalifikacje.
Dlatego nie chcialbym cie obrazic zbyt prostackim zyczeniem. Mysle, ze Obrecze
Avalonu do takich nie naleza...
Przez chwile zapanowala cisza. Przerwala ja Mortisja. Jej smiech otrzezwil
Galanta. Szczerze piszac ten smiech otrzezwilby kazdego. Po chwili odzyskal
mowe - w takim razie nie mam wiele czasu. Musze juz isc. Do Marhabany droga
daleka. Bawcie sie dobrze. Aje! - i wyszedl.
Dopiero wtedy zrozumialem, ze posunelem sie za daleko. Marhabana, podziemne
miasto Mrocznych Elfow. Perla Athmarasy. miejsce, z ktorego nie powrotu. Nie
musialem tego mowic. poczulem sie podle. Wyslalem przyjaciela na pewna smierc.
Wszyscy to zrozumieli; Mortisja zlozyla mi gratulacje.
Przyjecie skonczylo sie bardzo szybko.
Czarna Orchidee przepraszalem przez nastepne dwie dekady. Poczatkowo opieral sie
i obstawal przy swoim postanowieniu. Pozniej jednak zmiekl, przeprosiny przyjal
i sam wyrazil skruche. Zadawolony z takiego rozwoju wydarzen zaprosilem go
na nastepna uroczystosc i obarczywszy uprzednio kilkoma zwojami zajalem sie
swoimi sprawami.
Oczywiscie zwiodl mnie. Galant nigdy nie daje za wygrana - powinienem byl o tym
pamietac. W 282 otrzymalem Obrecze jako dar zalegly oraz pamietniki Lorda
Kahundriela jako dar tegoroczny. Historia wedrowki Czarnej Orchidei oraz jego
przygody w miescie Mrocznych Elfow zasluguja na osobne potraktowanie. Teraz
zapraszam do lektury pamietnikow. Musze jednak w tym miejscu ostrzec, ze pelne
zrozumienie ich tresci wymaga znajomosci historii Imperium i elfich krolestw.
Czytelnik nie zorientowany w korzeniach Buntu Spalonych Drzew powinien siegnac
do IV Tomu Wstepu Do Historii Imperium Cesarza Sinigadilosa IX zwanego
Kronikarzem.