Narodziny i smierc


Romuald Pawlak

Tchran obejrzal sie za siebie i splunal. Wciaz tam byly, cztery niepozorne, przysloniete mgielka parujacego lodu postacie. I wciaz nie zamierzali zrezygnowac.

- Glupcy - warknal. - Glupcy, nigdy mnie nie dostaniecie. A jezeli tak, razem sczezniemy!

Scigajacy zdawali sie nie slyszec rzuconych z pasja slow Tchrana. Nieustraszenie dazyli naprzod i nie wydawalo sie, by mieli odejsc bez lupu.

Tchran zacisnal piesci, az na grzbiecie prawej dloni wystapily mu smoliste, nigdy nie niknace pregi, nakladajacy sie na siebie znak Bractwa Czerni.

Iroan ... Jej zimne, tak nieoczekiwnie zimne spojrzenia i gesty ... Gdyby wtedy wiedzial ... Gdyby wtedy wiedzial, jaka to gra, jaka perfidna, szatanska w swych zamierzeniach intryga ... Jakze wiele spraw potoczyloby sie inaczej ... Czy Gerhart i wtedy by zdradzil?

Znow sie obejrzal. Doganiali go.

Nie chcial zycia tych czterech. Pragnal jedynie spokoju, teraz, gdy Bractwo tak bardzo potrzebowac bedzie Mocy i Tchnienia Tresser. Kazdy, najbardziej nawet ubogi we Wladztwo adept bedzie sie liczyl, kiedy nadejdzie Czas.

Rozdzielili sie. Prawdopodobnie maja rozkaz wziecia go zywcem. Glupcy, glupcy po trzykroc. Pewnie nikt im nie powiedzial, ze brata w Czerni nikomu jeszcze nie udalo sie pojmac zywego. Uznano te informacje za niepotrzebna. A oni poszli bez pytania, wierni swemu panu jak psy, co probujac potraw z jego stolu nie wiedza, ze ktoras z nich moze sie okazac zatruta.

Zwolnil. Ucieczka nie miala sensu. Byli szybsi, jakby tchnienie zadzy gnalo ich niepowstrzymanie do celu.

Wkrotce dojral ich twarze. Erhita i Joffe znal. dwoch pozostalych nigdy nie widzial.

Otoczyli go, biorac w rownoramienny krzyz. Wzruszyl pogardliwie ramionami: przeciez i tak to, co sie tu za chwile rozegra, niewiele bedzie mialo wspolnego z fizycznym pojedynkiem.

- Odejdzcie - rzekl, odrywajac z brody sopelki swiezego lodu.

Rozesmieli sie szyderczo, kreslac plonacymi ostrzami mieczy tajemne wzory swego klanu. Przyszli tu we czterech. On byl sam. Czyz nie byla to wystarczajaca odpowiedz?

- Ksiaze Lothar obedrze cie ze skory, psie, gdy przyniesiemy mu cie na ostrzach mieczy! - krzyknal jeden z nich, wzbudzajac odlegle echo. Ich klingi plotly siec Snu w coraz gestszy wzor, momentami niknac w nicosci.

Naraz Tchran otrzasnal sie z otepienia, w jakie starali sie go spowic. W naglym przeblysku pojal, jak niewiele znaczac, wazy na losach calego Bractwa. Lecz poprzez gorycz dosiegnal zrozumienia, ze istnieje szansa, szansa zniweczenia planow Lothara. By moc oskarzyc Bractwo Czerni o spisek na jego zycie, potrzebuje on Tchrana, zywego Tchrana, ktory poswiadczy przed ...

Uniosl dlon, jakby w przestrodze. Poczul musniecie czterech przelotnych spojrzen i pochwycil je szybko, czujac nagla szamotanine, jak cmy, co w przelocie nad plomieniem swiecy dosiegla zaru spopielajacego jej zwiewne skrzydelka.

Nie, nie zabije ich, choc moglby to uczynic. Ich przeznaczeniem stanie sie przeniesienie Bractwu formuly jego swiadomosci. Wtedy dopiero beda wolni. O ile kiedykolwiek jeszcze beda wolni.

Z jego zacisnietej dloni zaczal wyciekac wszchogarniajacy mrok, spowijajac wszystko dokola nicmi Czerni. W pewnym momencie, poza granica czasu i przestrzeni, Tchran uslyszal swoj krzyk. Lecz nie byl to krzyk bolu. Tak krzycza nowonarodzone dzieci.

1988 r.