Byl piekny wieczor. Nawet kobiety piorace bielizne nad zatoka wygladaly jakos inaczej, odswietniej - to slonce, chylace sie ku zachodowi, zabarwilo na purpurowo ich biale suknie i chusty.
Zaczynaly juz zbierac swoje rzeczy i rozchodzic sie powoli do domow, gdy na drodze pojawil sie jezdziec. Przegalopowal przez wioske pozostawiajac za soba kleby kurzu i pospieszyl w gore, w strone warownego klasztoru. Konskie kopyta zastukaly na drewnianym moscie wiodacym do zachodniej bramy, a potem gluchym echem roznioslo sie po klasztornym dziedzincu stukanie ciezkiej, mosieznej kolatki. Wrota rozwarly sie powoli, echo powtorzylo zgrzyt podkow na kamiennym bruku dziedzinca i huk zatrzaskiwanej bramy.
Niemal w tym samym czasie jeden z kanonikow niecierpliwie odrzucil w kat komnaty zalany inkaustem pergamin i po raz drugi zaczal dydktowac list.
- A zatem pisz. Tak jak poprzednio: Frauenburg, pietnastego dnia wrzesnia, Roku Panskiego tysiac piecset czternastego... Napisales?... Szanowny Wuju, pozdrawiam cie z calego serca i mam nadzieje...
Los jednak sprawi, ze list ten nigdy nie dotrze do biskupa Watzenrode. Oto bowiem rozlega sie pukanie do drzwi.
- Bracie Mikolaju, bracie Mikolaju!! Macie goscia z samego Rzymu! Zaraz tu bedzie - przyjmiecie go, prawda?
- Tak, bracie Andrzeju! No, udalo ci sie chlopcze - zmykaj! Jutro skonczymy pisanie.
Babka Agata od lat cierpiala na bezsennosc. Coz moze zrobic stara, samotna kobieta, gdy natretne mysli klebia sie w glowie, a sen nie nadchodzi? Agata zawsze znajdzie sobie cos do roboty - a to poceruje stare rzeczy, a to wybierze sie do lasu by w pelnie ksiezyca zebrac troche ziol, ktore wtedy najwieksza maja moc. Totez tylko ona widziala, jak przed switem, zanim zapialy wioskowe koguty, dwoch szaro ubranych jezdzcow opuscilo klasztor, udajac sie traktem w strone Gdanska. Ale nikt w wiosce nie chcial uwierzyc jej opowiesci. Musialo sie starej pomieszac w glowie - mowili - przeciez wszyscy wiedza jak niebezpieczne zrobily sie drogi ostatnimi czasy. Ktoz odwazylby sie ruszyc w podroz przed nastaniem dnia?
- Jego Ekscelencja, Ksiaze Medici, brat Jego Swiatobliwosci Leona X, udzieli wam teraz audiencji - oznajmil Mikolajowi bogato ubrany sekretarz.
- Czy moge Cie o cos zapytac?
- Wybacz Panie, ale nie upowazniono mnie do odpowiadania na zadne pytanie. Wszystkiego dowiesz sie w swoim czasie...
- Niech Bog blogoslawi Waszej Ekscelencji.
- Witaj, doktorze Nicolaus. Witaj w Wiecznym Miescie! Mam nadzieje, ze nie gniewasz sie na mnie za to, ze tak nagle i bez wyjasnien wezwalem Cie tutaj? Sam sie jednak przekonasz, ze bylo to niezbedne. Dzis jeszcze spotkasz sie z Mistrzem Leonardo i on powie Ci o wszystkim. Jestem pewien, ze zrobi to znacznie lepiej niz ja. A na koniec prosze Cie - i nakazuje! - Zachowaj w scislej tajemnicy wszystko, co zobaczysz lub uslyszysz...
Minely dwa tygodnie. Zostalo zaledwie kilka dni do rozpoczecia wielkiego eksperymentu. Po raz setny i tysieczny sprawdzali obliczenia i pomiary. Od ich dokladnosci zalezalo powodzenie przedsiewziecia.
Zostal im tylko jeden problem do rozwiazania. Problem pomiaru czasu.
- Wiem juz na pewno - mowil poprzedniego dnia Leonardo - ze TAM bezuzyteczne sa klepsydry. Inne urzadzenia, ktore skonstruowalem, tez nie dzialaly. Jesli nie wymyslimy czegos...
Musi byc jakies rozwiazanie - pomyslal Mikolaj. Wstal z loza, podszedl do drzwi wiodacych na taras, otworzyl je i wyszedl na zewnatrz.
- Tutaj tez noce sa juz chlodne - powiedzial glosno. Nikt mu jednak nie odpowiedzial - tylko cykady terkotaly jakby nieco glosniej. Powietrze bylo rzeskie i pachnace.
Coz tak pachnie? - pomyslal. Podszedl do rzezbionej balustrady i wychylil sie w strone ogrodu. Cicho szemrala woda z fontanny schowanej w cieniu cyprysow i delikatnie szelescily liscie krzewow potracanych wiatrem. Na srodku ogrodu, tuz przed tarasem, srebrzyly sie w swietle ksiezyca klomby pelne kwiatow. To stamtad dolatywal odurzajacy zapach. Teraz wlasnie zaczynaly rozkwitac kwiaty nocy, wabiac cmy i nocne muchy...
I wtedy wlasnie stanal Mikolajowi przed oczami inny klomb. Daleko, daleko stad, nad brzegiem chlodnego morza, w malym przyklasztornym ogrodku. Jak mogl o nim zapomniec! Ten klomb to byla przeciez duma brata Michala. Poczciwy Michal prowadzil tam wszystkich gosci, by pochwalic sie swoim dzielem. Przez wiele lat zbieral i segregowal rozne kwiaty. A potem sadzil je w kregu tak, ze gdy jedne zamykaly sie, inne wlasnie rozchylaly swoje platki. I nazwal to wlasnie zegarem kwiatowym! A na srodku klombu umiescil zegar sloneczny. Jakze niesamowity byl to widok, gdy kwiaty otwieraly sie podazajac krok w krok za cieniem zegara... A nawet pozniej, gdy zegar sloneczny przestawal dzialac, kwiaty wciaz kontynuowaly swoj marsz, by o swicie ponownie spotkac cien zegara. To bylo rozwiazanie ich problemu!
Podroz do jednej z wiejskich posiadlosci Ksiecia nie byla najprzyjemniejsza. Slonce prazylo jak w jagoretsze dni lata, a kurz wciskal sie wszedzie mimo zamknietych szczelnie drzwi karety. Mikolaj byl szczesliwy, gdy wreszcie dotarli do palacyku, bedocego celem ich podrozy. Zdazyl juz odzwyczaic sie od wloskiego klimatu. Z ulga wysiadali z karocy; Leonardo wciaz sciskal kurczowo plik papierow, z ktorymi nie rozstawal sie ani na chwile. Przybysz z dalekiej Polski zatrzymal sie, mimo zmeczenia, na stopniach palacu, by rzucic okiem na roziskrzone sloncem blekitne wody Adriatyku. Jakze one odmienne od szarych fal Baltyku!
Pozostal im tylko jeden dzien na ostateczne przygotowania. Dzien, ktory mogl byc ostatnim dniem w zyciu Mikolaja...
Po kolacji siedli na tarasie i w milczeniu podziwiali rogwiezdzone niebo. Leonardo cicho, niemal wstydliwie, zaczal mowic:
- Wybacz Mikolaju, ze zapytam Cie jeszcze raz - czy jestes gotow podjac to ryzyko? Czy CHCESZ je podjac?
- Mistrzu, przeciez wiesz.
- Dziekuje Ci. Musze Ci jednak powiedziec, ze mam coraz wiecej watpliwosci, lecz nie mozemy juz tego dluzej odwlekac. Coraz trudniej utrzymac nasze przedsiewziecie w tajemnicy. Ksiaze ma poteznych przyjaciol, ale i poteznych wrogow. Gdybyz ci ostatni wiedzieli co tutaj robimy! Juz dawno siedzielibysmy w lochach, czekajac na rozprawe przed Trybunalem Swietej Inkwizycji... Jutro powtorzymy dokladnie co masz robic i w jakiej kolejnosci. TAM, niestety, bedziesz zdany wylacznie na siebie. Jak wiesz, zywnosci starczy Ci na dwa dni. Musisz wrocic w tym czasie! A teraz idz juz spac. Ja jeszcze obejrze nasze kwiaty i wybiore te, ktore zabierzesz ze soba. Mam jeszcze dwie godziny zanim sie otworza...
Kolo poludnia zjawil sie w swojej posiadlosci Ksiaze Medici. A wieczorem... Wieczorem niewielka grupa ludzi przypatrywala sie z bezpiecznej odleglosci jak skromny, nikomu nie znany brat Mikolaj, znikal we wnetrzu lodzi zbudowanej wedlug projektow Mistrza Leonardo da Vinci.
I widzieli jak owa lodz wznosi sie na slupie ognia w gore i ginie wsrod gwiazd.
Co czules wtedy, bracie Mikolaju, gdy ocknales sie w lodzi zawieszonej wysoko, wysoko nad chmurami? O czym myslales? Nikt tego nie odgadnie - ale wiemy, ze pierwsza rzecza, na ktora spojrzales byl maly, niepozorny kwiatek, ktory tam, w gorze, byl Twoim jedynym zegarem. Zegarem, od ktorego zalezal Twoj bezpieczny powrot. Westchnales wtedy z ulga - kwiatek byl wciaz zamkniety. Odpiales mocujace Cie pasy i ku swemu bezgranicznemu zdumieniu pozeglowales w powietrzu poprzez kilka stop przestrzeni, dzielacej Cie od przeciwnej sciany lodzi... Przylgnales twarza do okraglego okna z grubego szkla i tak stales sie pierwszym z ludzi oszolomionych majestatycznym pieknem swej Planety.
Czy modliles sie wtedy, dziekujac Bogu za ten cud?
Czy byles w stanie myslec o czymkolwiek?
Pamietales jednak, by przywiazac sie na powrot do loza. Twoja reka nie zadrzala, gdy rozchylily sie platki kwiatu i trzeba bylo pociagnac za rekojesc dzwigni. Nie straciles przytomnosci, gdy lodz ponownie wchodzila w atmosfere i jednym ruchem innej dzwigni wyzwoliles olbrzymi spadachron. A gdy lodz uderzyla z hukiem o wody Adriatyku, znowu odpiales uprzaz petajaca Twoje cialo i zaczales pracowicie odkrecac sruby. Jedna po drugiej. Az do ostatniej. Wtedy odpadly ciezkie oslony, a lodz niczym korek, poszybowala ku powierzchni wody.
A potem te trzy dni zeglugi z busola, ktora nie wiadomo dlaczego nie chciala pokazywac polnocy. Przydaly Ci sie teraz wiadomosci z astronomii! Bez nich pewnie nigdy nie dotarlbys do brzegow Italii, gdzie czekali przyjaciele.
Teraz siedzisz w swoim malym, pustym pokoiku we Fromborku. Slyszysz szum wzburzonego morza, bijacego falami o brzeg i stuk kropel deszczu o szyby okien. Poprawisz swiece, bo bardzo kopci, bierzesz swiezo zaostrzone gesie pioro i zaczynasz pisac. Najpierw strona tytulowa.
"De revolutionibus..."
Czy rzeczywiscie to jest to, co chciales napisac, bracie Koperniku?...