Krwawniki


Deborach M.Vogel

Ogien oswietlal jej twarz kiedy tanczyla. Noc byla zimna i podsuwala mysl o zimowych sniegach. Na bialy piasek, obok rozzarzomych wegli spadla kropla krwi. Taniec trwal nadal i wkrotce nastepna kropla krwi upadla obok pierwszej. Po drugiej stronie ognia wyraz chciwosci malujacy sie na twarzy mezczyzny siedzacego tam poglebil sie. Mezczyzna trzymal w dloni maly bialy kamyk, ktory jarzyl sie wewnetrznym ogniem. A kobieta wciaz tanczyla.

Trzecia i czwarta kropla krwi skapnela na piasek. Noc stala sie jeszcze chlodniejsza; blady ksiezyc powoli wzniosl sie na niebo. Kobieta blyszczala od wysilku, lecz jej taniec nie zwolnil tempa.

Wkrotce na piasku bylo szesc kropli krwi. Taniec zwolnil tempo i kobieta zaczela nucic piesn, ktorej rytm byl zgodny z rytmem jej krokow. Coraz wolniej poruszala sie; coraz glosniej nucila. Az wreszcie zupelnie przestala sie ruszac. Stala na brzegu piasku z twarza zwrocona w strone ognia i ze spuszczona glowa.

Podniosla reke, osunela sie na kolana i powoli dotknela palcem srodka pierwszej czerwonej kropli, teraz blyszczacego kamienia.

- Wladza - powiedziala cicho. Potem czarownica wypowiedziala Prawdziwe Imie mezczyzny. Przeszla do drugiego kamienia.

- Kobieta - i znow wypowiedziala jego Imie. Przy trzecim - Bogactwo - przy czwartym - Sila - przy piatym - Lojalnosc - i przy kazdym jego Prawdziwe Imie zdawalo sie rozbrzmiewac jeszcze przez chwile i powracac echem posrod drzew. A przy szostym wypowiedziala tylko jego Imie dwukrotnie.

Powoli usiadla na pietach i spojrzala na owoc swej pracy. Po drugiej stronie ognia mezczyzna usmiechnal sie triumfalnie.

- Daj mi je - powiedzial. Czarownica popatrzyla na niego beznamietnie.

- Najpierw - powiedziala - musisz oddac mi moja dusze.

Mezczyzna rozesmial sie chrapliwie. Ponad ogniem rzucil swiecacy bialy kamien. Przelecial on nad glowa czarownicy i znikl w mroku chlodnej nocy. Jej twarz nie zmienila wyrazu. Zgarnawszy krwawniki kobieta podala je mezczyznie. Potem wstala i odeszla od ognia. Posrod drzew na krawedzi polany podniosla blyszczacy kamyk i lagodnie przycisnela go do piersi. Kamien stopil sie w jedna calosc z jej cialemi blask przeplynal do jej oczu. Mezczyzna znow sie zasmial wstajac i odchodzac od ogniska. W jego reku czerwone kamienie plonely wewnetrznym swiatlem. Mezczyzna szybko odwiazal swego konia i wskoczyl na siodlo. Z krawedzi polany czarownica odezwala sie.

- Musze powiedziec ci cos waznego - rzekla cicho.

- Mow kobieto! Co musze wiedziec o tych kamieniach oprocz tego, ze przy ich pomocy moge odebrac bratu tron, zycie, zone i lojalnosc jego najlepszych ludzi? - Odrzucil glowe do tylu i zasmial sie glosno. - A ten duren nie bedzie mogl mi przeszkodzic!

- Jest tak jak mowisz, mezczyzno, - Powiedziala czarownica, - lecz pamietaj o tym. - Zaczela rozplywac sie we mgle i usmiechnela sie prawdziwie szczesliwym usmiechem. - Jesli wezwiesz Szosty sposrod Krwawnikow, moc tego kamienia zedrze cialo z twych kosci i wypije twa dusze.

Mezczyzna parsknal - W takim razie musze tylko unikac szostego kamienia, a bede bezpieczny.

Czarownica calkowicie zniknela, lecz jej smiech unosil sie jeszcze w chlodnym powietrzu polany.

- Powiedz mi jedno, mezczyzno. Ktory z nich jest Szostym Kamieniem?