Wiersze Gnomka
"Ballada o Daghalu"
W glebi Otchlani w mrocznych koncach nocy
Wyrwani z serca wiecznie zywej skaly
Przedziwne kregi blaskiem swoim toczyl
Kamien magiczny kamien doskonaly
Znudziwszy bogow tajemniczym blaskiem
Najpotezniejszy cisnal go za siebie
I trafil w swiat smiertelnych utkwil w martwej czaszce
Klejnot przedziwny ozywiony bogow tchnieniem
Mijaly lata z czaszki zostal popiol
Pod kurzem skryty lezal czarny kamien
I zaden z magow nie pomyslal o tym
O wielkiej mocy skrytej w lochach starych
"..."
Kiedy brzask ogniem swym swiat rozpala
Kiedy slonce wylania sie zza gor
Ptak zbudzony swym spiewem dzien wychwala
Mknac jak strzala przeszywa ciala chmur
"..."
Spojrz na niebo gdy noc ogarnia swiat
Zobacz jak rozpalaja sie oczy gwiazd
"..."
Gdy nadejdzie dzien
W ktorym wiatr szepnie: Musisz isc juz czas
Kiedy w koncu nadejdzie ten dzien
Pojde a wiatr zatrze stop moich slad...
"Kolysanka dla Patryka"
Jeszcze bedzie taki dzien
Kiedy reka dotkniesz nieba
Jeszcze bedzie taki dzien
Jeszcze bedzie ale teraz
Musisz poznac wszystko co
Pod stopami twymi jest
Miekka trawe chlodna rose
Twarda ziemie cieply deszcz
Jeszcze bedzie taki dzien
Kiedy spojrzysz w oczy gwiazdom
Lecz na razie synku moj
Rozchylimy paki kwiatom
"Czarownica"
Pozamykalam wspomnienia w kufrze na strychu starym
Przez cala noc siedzialam czyniac zamkniecia czary
Schowalam do torby lampe oliwna i cztery ziola
Przed progiem nakreslilam magiczny trojkat i kola
Na ramie wsadzilam kota czarnego poslanca nocy
Przy boku w torbie ukrylam podreczna ksiege mocy
Gdy kogos zaprowadzi do domu mojego sciezka
Na drzwiach zobaczy kartke "czarownica juz tu nie mieszka"
Nie bede patrzec za siebie dopoki nie wyjde z lasu
Pozegnam tylko jemiole i pojde bo malo mam czasu
Gdy slonce wstanie za wzgorzem i blaskiem ziemie ogrzeje
Odwroce moze glowe i spojrze raz jeden za siebie
Lecz nigdy nie powroce do domu na lesnej polanie
Zachowam tylko w pamieci ognia w kominku plasanie
"Nienazwane"
Znam mowe kamieni
Ktora zwa milczeniem
Rozmawiam z drzewami
Pod ich chlodnym cieniem
W dialekcie gwiazd zlotych
Prowadze wywody
I spiewam nad rzeka
Razem z pluskiem wody
Jestem cieplym wiatrem
I zarem w ognisku
Wypalonym weglem
W zgaslym palenisku
Jestem mgla oblokiem
Czasem nieba tecza
Slonca cieplym blaskiem
I siecia pajecza
I chodz zaden z ludzi
Nazwac mnie nie moze
Jestem tym czym jestem
Lecz nie chce byc bogiem
"Kaplanka ognia"
Rozpalam w moich dloniach plomien
I daje tym ktorzy pragna blasku
Rozpalam w moich dloniach plomien
I daje tym ktorzy pragna ciepla
Rozpalam w moim sercu pozar
I daje tym ktorzy pragna zemsty
A kiedy wypali sie do ostatniej iskry
Ide swoja droga dalej i dalej
Az spotkam tych ktorzy pragna
Blasku... ciepla... zemsty...
"Koty"
Te ktore znaja zakamarki nocy
I chodza wlasnymi sciezkami
O szmaragdowych oczach
I futrze jak aksamit
Jak wiatr ocieraja sie o moje dlonie
Koty- najpiekniejsze ze wszystkich stworzen
"..."
Jestem jak ogien
Spalam wszystko na popiol
A jednak hartuje
Jestem jak woda
Zatapiam w glebinach
A jednak daje zycie
Jestem jak wiatr
Zrownuje wszystko z ziemia
A jednak ochladzam spalone twarze
Jestem jak sen
Wysniony w bezsenna noc
A jednak rzeczywisty
Jestem do konca az znikne
Bez sladu nadzieji na pozostanie
"Wiatr I"
Ide za twoim sladem niewidoczny bracie
Czasem slysze jak biegniesz daleko przede mna
Albo spiewasz w skalach smutna piesn o rozstaniu
Czasem ramie w ramie podazamy lesna droga
Goniac ostatnie promienie slonca
Az zgasna jak moje oczy
Zmeczone wypatrywaniem twej postaci
Bo nawet ja nie zobacze twarzy wiatru...
"Spotkanie"
Noca dotarlam na brzeg plazy i zobaczylam go w swietle
ksiezyca.
Lezal na zlotym piasku piekny i smukly. Spal, a jego
oddech byl delikatny jak powiew letniego wiatru.
Usiadlam przy nim i wyciagnelam dlon. Powoli otworzyl oczy.
Wyczulam w nich smutek i radosc. Podniosl glowe i
polozyl ja na
moich kolanach. Przytulilam ja do siebie, w koncu odnalazlam
mojego smoka...
"Wiatr II"
Pozegnaj ode mnie wiatr
Ktory smiechem goni sny
Gwiazdy spadajace w zadumie
Tecze- najpiekniejsza z bram
I koty ktorych sciezkami
Chodzilam czasami...
"Prawda o niesmiertelnosci bogow"
A kiedy dotarlem przed oblicze boga, on spojrzal na mnie
pogardliwie i z drwiacym usmiechem zapytal:
-Czego chcesz moj synu?
Podszedlem blizej i bez slowa zacisnalem palce na jego
gladkiej
szyji. Jego twarz wykrzywila sie w niemym krzyku przerazenia, a
oczy blagaly o litosc, ale ja zaciesnialem swoj
uscisk, az w koncu
bezwladne cialo osunelo sie na kamienna podloge.
-A mowili, ze on jest niesmiertelny- pomyslalem.
I zrobilem osme naciecie na pochwie mojego miecza.
-I jak tu wierzyc ludziom?...
"Magia"
Mowia o mojej potedze
Z pokora i strachem
Lub pelni pychy podnosza glowy
Krolowie jednej chwili
Dumni i niepokonani
Nieswiadomi tego
Ze sa tylko moim kaprysem
Zachcianka stworzona z nudow
"..."
Moze na drugim brzegu odnajde wlasny grob
Milczacy kopiec piasku u krzyza czarnych stop
Poloze na nim kwiaty zerwane z lesnych lak
Modlitwe cicha zmowie za grzeszna dusze ma...
"..."
Patrzec niewidzacymi oczyma
By dojrzec serce demona
Jak pulsuje zlotym swiatlem
Patrzec w glab tak dlugo
Az z najczarniejszych zakamarkow jego duszy
Wydobedzie sie wieczny plomien
By zgasnac pod stopami
Ostatniego z synow Racona
"..."
Jak slonca promien
W spokojna morska ton
Zanurza twarz po samo dno
Tak w serca glab
Zatrutej strzaly grot
Zanurzyl sie i zabil lek
"Zlodziej snow"
Poprzez cienie przeszlosci
Przedzieram sie dumna i pewna
Gaszcze kolczastych wspomnien
Czepiaja sie moich butow
Lecz nie ustaje w swojej wedrowce
Noc jest moim dniem
A ksiezyc jest moim sloncem
Od chaty do chaty
Od zamku do zamku
Przemykam okradajac spiacych
Na krancach ciemnosci wznosi sie zamek
Jestem jego wladca i straznikiem
Popijajac z kielicha czasu
Gram na strunach wiatru
Piesn odlegla sprzed wiekow
Ballade o zlodzieju snow
"..."
Ogien- czerwony jezyk
Pieszczotliwie lizacy moje stopy
Delikatny
Nie czyniacy bolu...
Radosny plomien
Wplatany w moje wlosy
Jak najpiekniejszy kwiat...
Ukryty w moich dloniach zar...
Blyszczacy okruch snu...
Teraz ja jestem plomieniem...
"..."
Gdy wokol mistrza krazyly demony
Biegaly skakaly w tancu szalonym
A mistrz chroniony kolem magicznym
Stoi posrodku stoi i milczy
I patrzy jak demonow krag
Metnieje szarzeje i staje sie mgla
"Bogowie Ognia"
W moich oczach szalonych
Jezyk ognia czerwony
W twoich oczach lagodnych
Tanczy promyk wesoly
swawolny
Moje dlonie czerwone
Zarem ognisk znaczone
Twoje jasne i cieple
Jak iskra ktora bogow
ozywia wiecznie
Moje wlosy spalone
Przybrane w czarna korone
Na twoich zlocistych lokach
Diadem rzezbiony diadem
z czystego zlota
W tobie milosc i wiara
We mnie kleska i kara
W tobie piekno i powab
We mnie walka zgliszcza
i pozoga
Lecz chociaz tyle nas dzieli
Laczy nas symbol plomieni
Dlaczego kto na to odpowie
Tak rozni lecz jednak obaj
ognia bogowie
"Kolysanka dla wedrowcow"
Pani nocy nadchodzi
Oczy gwiazdom otwiera
Pora spac juz wedrowcy
Pora roztawic namioty
Sen niech wam zesla bogowie
Sen kolorami wyszyty
Spijcie strudzeni wedrowcy
Pod namiotami ukryci
"Piosenka o peknietym kielichu"
Kielich pekniety na dwoje
Porzucony pod stolem drewnianym
Kielich czasem wyszczerbiony
Rozpaczy kropla przelany
I reszta wina slodkiego
Zaschnieta na dnie rzezbionym
I tylko nie wiem dlaczego
Pekl kielich zloty na dwie polowy
Oczy klejnotow przyblakle
Smutnie obrocil do ziemi
Rzucony dlonie pijane
Kielich rozpaczy i nadzieji
Wzielam zloto spekane
Polowy ze soba zlaczylam
I zrosly pod slowa ciezarem
I bede z kielicha pila
"Szata"
Szate dali szate zlocista
Blyszczaca jak twoje oczy
Deszczem i sloncem poswiecona
Kazali mi ja wlozyc
Czolo balsamem namaszczone
Reka kaplana dotknela
Schylilam glowe w pokornym poklonie
Przyzeklam ze bede sluzyla
Znaki magiczne na moich dloniach
Jasnieja w mroku swiatyni
Blask swietych pochodni w moich oczach
I slowa choc moje niczyje
"Ludzie zwierzeta"
Pod murami naszych istnien
Przemykaja sie czasami
Ludzkie ciala wilcze glowy
Jak majakow sen niezdrowy
Kto obarczyl ich ta klatwa
Kto narzucil hanbe taka
Ze w postaci wilczo - ludzkiej
Tworza wilkolacze stado
Zyja w glebi dzikich lasow
Tam gdzie nie ma istot ludzkich
I gdzie zaden z szarych braci
Nie odwazy sie zapuscic
Maja wilczo - ludzkie drogi
Chodza nimi tylko oni
Maja wilczo - ludzkie domy
Tam ich dzieci tam ich zony
Noca wyja do ksiezyca
Kiedy wzejdzie jego pelnia
Wilczo - ludzka tajemnica
Dziwny obrzed ich dopelnia
Jak wyklete plemie ludzkie
Jak wyklete stado wilcze
Ciche dzieci lesnych sciezek
Ktore wyja albo milcza
"..."
Chleb juz wystygl w piecu
W palenisku plomien spi wtulony w popiol
A ja jednak wciaz czekam
I zmeczone oczy obracam na droge
Bo jesli wrocisz dzis
Kto poda ci strawe i piwa dzban
Bo jesli wrocisz dzis
Kto z kurzu obmyje twoja twarz
Wiec nie badz zly ze nie spie
I ze sen odganiam od siebie
Opadly liscie juz jesien
A ja nie mam wiesci od ciebie
Lecz jesli wrocisz dzis
Ja podam ci strawe i piwa dzban
Bo jesli wrocisz dzis
Ja z kurzu obmyje twoja twarz
Chleb wystygl juz w piecu
W palenisku plomien spi wtulony w popiol
A ja jednak wciaz czekam
Chodz zmeczonych oczu nie obroce juz na droge
Lecz jesli wrocisz dzis
Na stole stoi strawa i piwa dzban
Bo jesli wrocisz dzis
Przy studni obmyj z kurzu twarz
"Zamek"
Tak wiele minelo lat
Od czasu gdy dziecmi bylismy
Tak wiele minelo lat
Tak bardzo sie zmienilismy
Oddaleni od siebie setka mil
Zgubilismy marzenia z tamtych dni
Pamietasz nasz zamek z kamienia ciosany
Runal w gruzy bo nikt w nim nie mieszkal
I chociaz mial taka dobra podstawe
To jednak runal w morze sine nasz zamek
Piszesz ze ciezko pracujesz
I ciagle masz malo czasu
Ja czasem odwiedzam przyjaciol
I chodze sama do lasu
Oddalona od ciebie setka mil
Odnajduje marzenia z tamtych dni
Wiec nie mow ze zamek z kamienia ciosany
Runa w gruzy bo nikt w nim nie mieszka
Pamietasz mial przeciez dobra podstawe
Wiec czemu runal w morze sine nasz zamek
Pytasz czy sie zmartwie
Jesli nie wrocisz w tym roku
Wiedzialam ze tak bedzie
Odszedles bez checi powrotu
Oddalony ode mnie setka mil
Masz juz inne marzenia inne sny
Odejde i zamek z kamienia ciosany
Odbuduje i bede w nim mieszkac
Pamietasz ma przeciez dobra podstawe
Nie runie juz w morze sine moj zamek
"Zaklecie swiatla i wody"
Deszcz i slonce splecione w uscisku
Tworza iluzje siedmiu barw
Blask wygietego luku
Jak grzbiet leniwego kota
Tecza - kolor moich marzen
Ktore sa jak siedem dobrych zyczen
Aby byc i pozostac ...
"..."
Ukradlam szmer wody lesnej rzece
Ptakom - spiew przed wschodem slonca
Z ogniska zabralam pocichu
Wesoly blask plomieni
Drzewom - barwe lisci
A pedzacym koniom ich szalony galop
Nie pytajcie dlaczego
Oddam im gdy sie tym naciesze
To tylko takie gnomskie psoty
"..."
szalony galop dzikich istot
przedzierajacych sie w panicznym strachu
przez bramy mojej pamieci
wijace sie z bolu podeptane kwiaty
bluzgajace wokol czerwonymi skrzepami
w ostatnim oddechu swiadomosci
slodki zapach smierci
skrecajacy moje wnetrznosci
wyrzygane w agoni slowa
jeszcze jedna sciezka mojego zycia
znaczona posoka pamieci
"Piosenka o jablku"
Zielone slonce wschodzace do poznej starosci
Lepkie i slodkie zielone jablko madrosci
Wysoko w gorze spokojne ze nikt go nie zerwie
Zielone jablko zielenia swa niezmiernie
cieszy sie
Oczy smiertelnych pieszczace je spojrzeniem
Z ktorych wyplywa to samo chciwosci pragnienie
By zeby zatopic w owocu lepkosci zielonej
I dotknac madrosci rozumem niezmierzonej
kazdy chce
A wszystko dlatego ze klamca ballade ulozyl
I kazdy naiwny w madrosc jablka uwierzyl
W koncu je zjedli glupcy madrosci spragnieni
Lepkie i slodkie jablko o barwie zieleni
zjedli je
Wrocili do domow tak glupi jak byli przedtem
A slonce smutne "idioci" mowilo szeptem
Zielone slonce wschodzace do pelnej starosci
Lepkie i slodkie jak zielone jablko
madrosci