Na zewnatrz padalo od wczesnych godzin rannych i nic nie wskazywalo na to, ze jeszcze tego samego dnia zza chmur wyjdzie slonce. Byla pozna jesien, a o tej porze roku w Bouville zawsze padalo.
- Czy chcesz sie wyspowiadac, synu? - ksiadz wypowiedzial te slowa szeptem, jakby nie chcial zagluszyc kojacego dzwieku, jaki wydawaly drobne krople deszczu spadajace na parapety koscielnych okien.
- A nie, nie... - odparl siedzacy w ostatnim rzedzie lawek mezczyzna i spojrzal ukradkiem na spowiednika - Ja tu tylko tak...
Przez chwile panowala cisza. Swiatlo przesiane przez misterna mozaike witrazy zadrgalo na twarzy ksiedza.
Kiedy wszedl jakis czas temu do kosciola, zobaczyl tam tylko jednego czlowieka, ktory nie zwazajac na miejsce w jakim przebywal, czytal najspokojniej na swiecie gazete.
Druga rzecza, ktora musiala razic kazdego spokojnego mieszkanca Bouville, byl prochowiec mezczyzny - brudny, poplamiony, w wielu miejscach przetarty i polatany przyszytymi niezdarnie kawalkami materialu.
Po minucie milczenia ksiadz odchrzaknal, nabral powietrza w pluca i rzekl teraz juz stanowczym tonem; jego slowa wyzwolily echo drzemiace w scianach kosciola.
- Do swiatyni wierni przychodza po to, by pomodlic sie i wyspowiadac. To nie miejsce na czytanie brukowcow.
Mezczyzna w prochowcu nawet nie odpowiedzial; nadal czytal swoja gazete.
- To nie jest stosowne miejsce na czytanie - powtorzyl z naciskiem ksiadz - Prosze to schowac albo wyjsc z kosciola.
Po tych slowach mezczyzna oderwal wzrok od gazety i usmiechnal sie:
- Kiedy tu cieplo i sucho. Jak przestanie padac pojde do domu.
- Juz powiedzialem, co masz zrobic, nieszczesniku! - duszpasterz stracil cierpliwosc - Opusc to swiete miejsce, poki nie bedzie za pozno albo modl sie!
- Tylko dokoncze ten artykul - mezczyzna w prochowcu spojrzal na ksiedza.
- Precz! - tego bylo juz za wiele - Precz z tego swietego miejsca, grzeszniku!
- Prosze ksiedza, w taki deszcz...
- Milcz! Bo zawolam koscielnego!
- Dobrze, juz dobrze. Pojde sobie.
Jezus Chrystus zlozyl starannie gazete i wyszedl ze swiatyni trzymajac rece w kieszeni. "Jeszcze nie czas" - pomyslal i rozplynal sie w powietrzu.