Gromada wedrownikow, wzrok kierujac w gore,
Idzie przez puste, strome, cierniste bezdroza.
Z dala dochodza wycia bezbrzeznego morze,
Jak echa mak i smierci, zlowrogie, ponure.
Ida wpatrzenie w niebo,gwiazd szukajac, ktore
Swiecily im, prowadzac tam, gdzie zlota zorza
Blysnac miala wsrod mrokow i, niby dlon Boza,
Poszarpac rozpostarta pona swiatem chmure.
Wyszli przed noca, ida, swit juz niedaleki,
Krew broczy po ich stopach, poklutych przez ciernie.
Ach, ta noc, noc bez konca, juz, zda sie, trwa wieki!
Ida z zadza swiatlosci, strudzenie bezmiernie.
Co to! Staneli? Przepasc!... Morze wciaz sie srozy,
Ciemno - gwiazdy juz znikly i - nie widac zorzy.