Chcecie ballady, to posluchajcie, gdyz slowa szalone rymuja sie wlasnie,
I w ludziach co w kamien zakleci wiekami, porusza czasami, niemymi
ustami.
Byl luty, snieg skrzyl sie wokolo srebrzyscie, i mroz pokryl swym plaszczem z
drzew opadle liscie,
Gdy grupa przyjaciol co pomoc wkrag niosla, jechala gdzie wsrod sniegu tawerna
wyrosla.
Polegly palladyn noca ja wspomagal, co dawnymi czasy smierci nie
przeblagal,
I kosa go skosila na zla martwym stosie, przesadziwszy o zycia czarnym,
znojnym losie.
W takiej to tawernie, znalezli schronienie, ci co przebyli przez sniezne
przestrzenie,
Za oknem trwa zawieja, tutaj ogien grzeje, dostatnio, milo, jasno az sie dusza
smieje.
Lecz klepsydr niewiele minelo do chwili, nim mieczy dobywszy, tawerny
bronili,
Przed trzema zbojami, co w progach jej stali, przed straza krolewska
schronienia szukali.
Nawet kaplan co w przebaczenie i modlitwe wierzyl, miecz zabral wrogowi, w
gardlo go uderzyl,
I rzekla bogini - Ma moc odebrana, spojrz sam na swe dlonie, posoka
przelana.
Lecz moc znow przybedzie na twe zawolanie, gdy luk Quardzbora w mej swiatyni
stanie -.
Znow w drodze, w podrozy, na bagna gorace, gdzie noca blyskaja oczy
gorejace.
Gdzie umarli, jak zywi tajemnice kryja, gdzie demony sie rano we krwi
smiertelnych myja,
Czy dotra do celu, czy czeka ich zdrada? nie wiem, lecz nadal trwa moja
ballada.
Spojrz potezny orle lub smigly sokole, na losy wyprawy co tocza sie w
dole,
Na srodku sie bagna jezioro rozlewa, a bard, coz to bard - dla was dalej
spiewa.
Na jeziorze wyspa i dawne ruiny, poburzone domy, umarlych dziedziny,
I stara swiatynia, kazdy mury zoczy, tam rycerz Dalagor boj samotny
toczy.
I wsrod murow ich widze, przeciwnosci krocie, jednak mkna dalej naprzod, mysl
krazy po zlocie,
Gdyz chwaly w tym miejscu szukac nie wypada, gdy smierc czai sie wokol, smierc
murami wlada.
Patrzac oczyma nawyklymi mroku, czuli jak strach narasta po kroku,
I nagle ruch wrogi, skrzydel trzepotanie, wsrod blasku slonc kamiennych, cieni
wirowanie.
Szczek mieczy burzy cisze, brat za brata staje, przeznaczenia tworzac posepne
rozstaje,
A piorun, co z chmur na ziemie sie stoczyl, plomiennym swym blaskiem umarlych
otoczyl.
Walka juz skonczona i luk przypasany, czyz caly to lup ma byc
oczekiwany?
Wtedy to Elagos w magii swej obyty, test murow pradawnych wykonal ukryty.
A znalazlszy droge do skarbow wiodaca, wykonal niespiesznie rzecz
nastepujaca,
Przez lustro, ktorym przestrzen jak kluczem otwieral, ze smutnej komnaty skarb
wolno wybieral.
Taka to historia, taka to ballada, moral z tego taki - starzec wam
powiada:
"Gdy czegos chcesz - Bardzo - na nic przeciwnosci, radosc i tak w koncu w twej
duszy zagosci".