---------------------------------------------------------------
autorskie gadanie:
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co robią postacie w
tym fanfiku. Siadając do niego nie wiem nawet jak się skończy
i czy w ogóle się skończy. Jest więc bardzo prawdopodobne, że
cała historia wymknie mi się spod kontroli, a najbardziej 
zdumionym czytelnikiem będę właśnie ja. ^_-
Wszelkie commentarze, groźby, kondolencje i pułapki na myszy
ślijcie na adres: jeremy@topnet.pl, lub jeremy1@friko2.onet.pl

polskie znaki w standardzie Winblows
All Rights Stolen...
---------------------------------------------------------------

                              "Watari Muyo"
                     część 5: Niepotrzebne rozmowy
ver. 1.1
12.VII.2000

 Aeka jeszcze długo stała bez ruchu wpatrując się w pień Ryu-oh. To co
właśnie usłyszała z ust Arisy Senadi przeszło jej najgorsze obawy.
Morderca! Poszukiwany w całej galaktyce psychopata!!!
Nigdy mu nie ufała, ale Mono Watari nie był typem szaleńca. Ale co,
jeśli to prawda? Baronowa Senadi nigdy nie była z nią w przyjaźni,
jednakże zajmowała wysokie stanowisko i była osobą godną zaufania, a
wbrew słowom brata i panny Washuu księżniczka jednak nie mogła
dotychczas przekonać się do dobrych intencji doktora Mono. Nie mówiąc
już o tym, że mówił o jej własnym ojcu z takim lekceważeniem, a nawet
nienawiścią.
Zresztą nie to było ważne. Teraz najważniejsze było ich własne
bezpieczeństwo - Sasami, Tenchiego, jej samej, wszystkich. Tylko jak
miała tego dopilnować, skoro nie mogła o tym nikomu powiedzieć? Pewną
pociechą była Mihoshi. Jakkolwiek głupia i roztrzepana, była jednak
funkcjonariuszem Policji Galaktycznej. Mogła odlecieć wymigując się
koniecznością złożenia raportu. Co jednak zrobić do tego czasu?
"Trudno. Po prostu do tego czasu nie mogę go spuszczać z oczu,
 zwłaszcza w obecności Sasami."
To był dodatkowy problem. Jej siostra mu tak bezgranicznie ufała...
"Zrobię wszystko żebyś nie poznała prawdy Sasami."
Westchnęła ciężko. To wszystko tak drastycznie zmieniało. Jej
dotychczasowe problemy wydawały się dotychczas tak wielkie, a w obliczu
tych wiadomości stały się tak błahe, że Aeka wspominając Tenchiego
myślała tylko i wyłącznie o tym, jak zapewnić mu bezpieczeństwo. Nawet
znienawidzona Ryoko była teraz przede wszystkim kolejnym potencjalnym
sprzymierzeńcem.

* * *

 Na łabędzim statku Arisy Senadi panował jak zwykle idealny porządek.
Baronowa uwielbiała otaczać się starannie dobieranym bogactwem - nikt
nie mógł zarzucić jej złego smaku. W wyposażeniu statku dominowały
drogie kamienie i kryształy. Te ostatnie można było znaleźć dosłownie
wszędzie, od naczyń po elementy paneli komputerowych. Lubiła też
rośliny. Ogród otaczający Drzewo był chyba najpiękniejszym z tych,
które otaczały Drzewa Mocy na statkach Jurai. Połączenie jasnego drzewa
i kryształów dawało przedziwne i piękne efekty.
Arisa i Kaworu siedzieli w fotelach, przy stole z błękitnej odmiany
kryształu górskiego.
- Tak... - Uśmiechnęła się szeroko baronowa. - Wszystko jest już
  gotowe. Udało nam się usunąć z Układu Słonecznego policję, a
  wiadomość przesłana przez Ryu-oh zapewni nam współpracę księżniczki
  Aeki.
- Nadal mam pewne wątpliwości. - stwierdził Kaworu - Nie do planu, ale
  do samych założeń. Występujemy przeciw cesarskim zarządzeniom. Mono
  jest objęty Statutem Łaski, nie jest już przestępcą. Jak w ten sposób
  możemy działać na korzyść cesarstwa?
Baronowa skinęła z uznaniem głową.
- Logika poprawna, złe założenia początkowe. - odparła spokojnie -
  Statut Łaski jest osiągnięciem Juraiskiej demokracji, ale nie
  powinien dotyczyć przestępców klasy Watari. Działając wbrew
  zarządzeniu w istocie działamy na korzyść Imperium.
- I naszej rodziny. - Dokończył nieco cynicznie Kaworu nalewając wina
  do pucharu.
Arisa zauważyła drwiącą nutę w jego głosie i potrząsnęła głową.
- Stawka jest dużo wyższa, nie dotyczy już tylko ciebie lub rodu
  Senadi. Czyn Mono Watari stanowił poważne zagrożenie dla ciągłości
  dotychczasowych rządów. 
Senadi-sama przerwała i wychyliła puchar. Uśmiechnęła się patrząc w
twarz Kaworu - jak to możliwe aby tak szybko zrozumiał czym jest
prawdziwe życie? Zawsze bujał w obłokach, jednak ta podróż najwyraźniej
pozwalała mu wydobyć na wierzch ukryte talenty i bystrość umysłu.
- Ten człowiek ośmielił się w sposób bezpośredni wystąpić przeciw
  Wysokiej Radzie Jurai mając nadzieję na wsparcie cesarza Azusy. -
  kontynuowała - Gdyby cesarz go wtedy poparł doszłoby do wojny
  domowej. Przez głupie sentymenty zagroził bezpieczeństwu władzy i
  Imperium, a w moich oczach jest to zdrada stanu. Teraz rozumiesz?
- Tak. - Stwierdził, chociaż wcale nie był o tym do końca przekonany.
  Zbyt dobrze znał swoją ciotkę, żeby wiedzieć że nie robiła nieczego
  co nie przynosiła jej samej osobistej korzyści. - W jaki sposób udało
  ci się pozbyć się Policji Galaktycznej? Ktoś złożył fałszywy raport?
Arisa zaśmiała się.
- Nawet nie i to jest najśmieszniejsze. Po prostu pojawiło się
  zadanie do wykonania którego najlepiej nadawała się
  funkcjonariuszka Mihoshi która ma przydział w Układzie Słonecznym.

* * *

- Bueee! To było okropne - Mihoshi trzęsła się jeszcze nawet po tym jak
  pojawiła się na pokładzie promu. - Te macki były takie lepkieeee...
Usiadła w fotelu zrzucając przy okazji ze stolika pusty ekspres na kawę
i na oko dwadzieścia pluszowych maskotek.
- Yukinojyo! - Zawołała śpiewnie.
Z dziury w suficie wyjrzała metalowa puszka zaopatrzona w dwie kamery i
dwa receptory słuchowe.
- Dobrze że się tak szybko zjawiłaś Mihoshi. - Odparł metaliczny głos z
  puszki. - Mamy pilne wezwanie...
- Wiesz jakie to było okropne? - Mihoshi ponownie zaczęła przeszukiwać
  mundur w poszukiwaniu kolejnych macek. - Chciałam się przenieść na
  statek, a trafiłam do miejsca gdzie były jakieś potwory! To było
  straszne!
- Mihoshi, mamy pilne wezwanie z kwatery! - Głos robota był coraz
  bardziej poirytowany.
- ...a potem panna Washuu jeszcze na mnie nakrzyczała, chociaż wie że
  nie jestem tak mądra jak ona... - ciągnęła blondynka.
Yukinojyo przerwał. Wiedział że nie ma szans na dokończenie zdania póki
sama Mihoshi nie skończy pierwsza, jednak ta najwyraźniej nie miała
ochoty kończyć. Potrzebne były bardziej radykalne działania.
- MIHOSHI!!! - Rozdarł się na całą kabinę.
- Nie krzycz i ty. - odparła urażona blondynka - O co ci chodzi?
- Mamy pilne wezwanie z kwatery. - Wybrzęczał komputer z wyraźną ulgą.
- Naprawdę? Odegraj to dla mnie proszę.
Puszkowata głowa odsunęła się na bok robiąc miejsce dla holoekranu. W
powietrzu pojawił się przeźroczysty obraz przełożonego Mihoshi.
- Witaj, to ja. - Odezwał się zniecierpliwionym głosem. - Odebraliśmy
  niedawno wezwanie pomocy z sektora D-2-10. Chcemy abyś to sprawdziła,
  ponieważ znasz ten obszar. Poleć tam jak najszybciej i udziel
  wszelkiej możliwej pomocy potrzebującym. Czekam na raport. Do
  zobaczenia!
Mihoshi zamyśliła się. Nie mogła sobie przypomnieć miejsca o którym
mówił pan sierżant.
- Yukinojyo! Czy możesz mi powiedzieć coś o tym sektorze?
- Nic szczególnego. - zabrzęczał robot - Odległy o 87.3 lat świetlnych
  sektor galaktyki, zbadany przez flotę Akademii Galaktycznej w roku
  127 czasu ziemskiego, brak układów planetarnych, rzadkie pola
  asteroidów.
- Co to ma wspólnego ze mną? - Spytała niczego nie rozumiejąca
  policjantka.
- Chwileczkę. - Usłyszała odpowiedź, po czym metaliczny głos zamilkł na
  moment. - O, jest! Sektor ten figuruje w naszych aktach jako miejsce
  zakończenia sprawy Ultraenergetycznej Materii. Jest również oznaczone
  jako miejsce śmierci funkcjonariuszki Kiyone Makibi.
- Kiyone! - krzyknęła Mihoshi - Biedna Kiyone poświęciła się żeby
  uratować mnie i innych. Naprawdę musimy tam lecieć? Nie chcę sobie
  tego przypominać...
- Dostaliśmy rozkaz. - przypomniał robot
- Wiem, ale to okrutne... - wyjęczała - Kiedy dolecimy do Yagami?
- Za pół godziny!

* * *

Dzwon na szkolnej wieży zadźwięczał melodią Big Bena. Tenchi ziewnął
zasłaniając usta ręką i wstał. Zesztywniałe stawy rozprostowały sie z
jękiem.
Wprawdzie lubił szkołę, ale nauki ścisłe nigdy nie były jego mocną
stroną. Przez ostatnią godzinę wsłuchiwał się w monotonny głos
nauczyciela i obecnie marzył jedynie o łyku świeżego powietrza. Miał
pół godziny na przewietrzenie mózgu i zamierzał to dobrze wykorzystać.
Korytarze szkoły jak zawsze o tej porze były wypełnione ludźmi.
Dziewczyny plotkowały w większych grupach, chłopcy zebrani w
trzy-czteroosobowe ekipy na zmiane próbowali je zagadać i odchodzili
z kwitkiem. Tenchi skierował się w stronę wyjścia na boisko - miał
ochotę połazić sobie po leżącym nieopodal parku.
- Masaki-kun! - Usłyszał z tyłu znajomy głos. Obejrzał się i uśmiechnął
  szeroko na widok postaci wyposarzonej w nastroszoną czuprynę i niezbyt
  przepisowe ubranie.
- Kioshi-sempai! Co słychać? - Krzyknął chcąc aby oddalony o kilkanaście
  metrów chłopak usłyszał go w rozgadanym tłumie.
- Nic ciekawego. - Mruknął kiedy już uścisnęli sobie dłonie. - Wczoraj
  byłem z Hayamą i kilkoma dziewczynami w kinie na tej całej Romeo i
  Julii. Czemu się nie pokazałeś?
- Coś mi wypadło, mam nadzieję że dobrze się bawiliście.
Kioshi skrzywił się.
- A gdzie tam... Jak można pokazać taką historię w świecie amerykańskich
  gangów? Poza tym nigdy nie lubiłem takich romansideł, a już najgorsze
  że na widok tego DiCaprio dziewczyny jak na komendę dostały maślanych
  oczu. - dodał z wyrzutem - Masz pojęcie jakie to upokarzające kiedy
  twoja własna dziewczyna idąc z tobą po parku zachwyca się jakimś
  pedałkowatym gaijinem?
Tenchi podrapał się po głowie.
- Eee... Chyba nie.
Kioshi uśmiechnął się i bratersko poklepał Tenchiego po ramieniu, który
z kolei zrobił bardzo zdziwioną minę. Jego sempai bez przerwy go
zaskakiwał - potrafił być miły, nigdy nie odmawiał pomocy, ale wyrażał
się tak wulgarnie że aż cierpła skóra. Poza tym nigdy nie można było
przewidzieć co mu do głowy wpadnie.
- Słuchaj, dzisiaj znowu idziemy, ale tym razem ja wybierałem film. Też
  amerykański, ale założę się że będzie o wiele lepszy. Słyszałeś o
  "Twierdzy"?
- Coś słyszałem... - stwierdził zamyślony Tenchi - To z tym aktorem co
  kiedyś grał Bonda? Daltonem czy jakoś tak?
- Weź mnie nie załamuj. - Sempai ponownie skrzywił się jakby go
  rozbolały zęby. - Jak można mylić Bonda z lat 60-tych i 80-tych? Ale
  dobrze myślałeś, bo główną rolę gra Sean Connery. Poszedłbyś chociaż
  raz gdzieś z nami...
Tenchi westchnął.
- Nie mogę...
- A to czemu? - wpadł mu w słowo - Jakaś sekretna randka czy co? Mogę
  ci powiedzieć w sekrecie że Hiroko *bardzo* chciała żebyś się pojawił.
  Nie wiem co ty w sobie masz, ale ta dziewczyna szaleje za tobą. Łap
  rybę zanim znudzi jej się pływanie wokół haczyka!
Szeroko uśmiechnięty Kioshi szturchnął zakłopotanego Tenchiego.
- Nie mogę... - Stwierdził szczerze zmartwiony chłopak. - To przez... To
  przez to wczorajsze trzęsienie. Nasz dom stał w samym epicentrum i
  teraz nie ma już z niego nic oprócz fundamentów.
- O cholera, nie wiedziałem! - Sempai zdał sobie sprawę jaką gafę
  strzelił. - Sorry, jeśli tylko czegoś potrzebujesz to wykopię to
  choćby spod ziemi.
Tenchi uśmiechnął się widząc tak zmieszanego Kioshi. Rzadki widok.
- Nie. Tata zaprojektował ten dom tak, żeby łatwo go było odbudować.
  Jeśli się przyłożymy to już niedługo będzie można tam znowu
  zamieszkać, ale muszę mu pomóc.
Starszy chłopak pokiwał głową z uznaniem.
- Twój starszy to czarodziej. A wy naprawdę macie pecha, przecież nawet
  rok nie minął od kiedy ten meteoryt też przywalił wam w chatę. I
  odbudowaliście go w cztery tygodnie, sam nie wierzyłem!
- Taak... Tak go tata zaprojektował. - Tenchi poczuł że rozmowa
  przechodzi na niebezpieczny temat i zaczął się denerwować.
"Właściwie to był cztery dni. Washuu nieźle się napracowała żeby przez
 miesiąc utrzymać wokół iluzję prac remontowych. Mieliśmy szczęście że
 nikt nas wtedy nie odwiedzał."
- Idę do parku się trochę przewietrzyć. Idziesz ze mną? - Spytał mając
  nadzieję że sempai ma jednak inne zajęcia. Nie pomyslił się.
- Nieee... Cały czas czekam żeby Rinko-hime przejrzała na oczy i
  przeprosiła mnie za ten numer w parku. Sam rozumiesz że nie mogę
  spuścić jej z oczu. - Mrugnął do Tenchiego i odszedł w kierunku swojej
  klasy.
Tenchi zaśmiał się w duchu. Miał wielkie szczęscie do sempaja - innym
trafili się dużo gorsi. Hiroko-chan... Jest naprawdę miła i ładna, ale
co z tego? Gdyby Aeka, albo (Kami-sama!) Ryoko się dowiedziały, byłoby
źle.

Wyszedł przed szkołę i ruszył wzdłuż sportowej bieżni w stronę parku,
od którego wiało zbawiennym chłodem. Wszedł między drzewa i od razu
zmienił się też jego nastrój.

Aeka.
Ryoko...
Wyobrażał sobie jak teraz muszą się czuć. Przesadził trochę z tą
awanturą, był tego pewien.
"Kim ja jestem żeby na nie tak krzyczeć? Przecież nie zrobiły tego
 specjalnie."
Oparł się o drzewo i zamknął oczy. Wróciły wspomnienia z poprzedniego
wieczoru. Przypomniał sobie zmieszanie Aeki i Ryoko, ich płacz. Mogł to
rozegrać inaczej, z korzyścią dla nich wszystkich. Może nawet udało by
się wyprostować nieco ten zakręcony układ w który wplątywał się coraz
bardziej? Stracił dobrą szansę.
Westchnął głęboko. Gdyby tylko tu były, mógłby to wyjaśnić...
- Co takiego mógłbyś wyjaśnić? - Dobiegł go znajomy głos gdzieś z przodu.
Otworzył oczy nie wierząc temu co słyszy. Dziesięć metrów przed nim,
stała między drzewami Ryoko. Wyraz jej twarzy zdradzał burzę emocji
tłoczących się wewnątrz niej.
"Do licha, nawet nie wiedziałem że mówię na głos."
- Co ty tu robisz? - spytał niepewnie
Była ubrana w tę samą sukienkę w jakiej ją po raz pierwszy zobaczył na
dachu szkoły. Tenchi uświadomił sobie nagle, że od kiedy zaczęły się te
nieznośne upały, Ryoko ani razu jej nie zakładała.
- Chciałam... Chciałam cię przeprosić. I porozmawiać.
Niepewność Tenchiego zmieniła się w jeszcze większą niepewność. Ryoko
nigdy nie mówiła w ten sposób.
- Mów, proszę. - Odezwał się w końcu. Cokolwiek chciała mu powiedzieć,
  miał zamiar wysłuchać do samego końca.
Ryoko nie była pewna jak zacząć.
- Wczoraj, kiedy sobie poszedłeś... Ja... *My* siedziałyśmy jeszcze tam
  długo i nie odzywałyśmy się do siebie ani słowem. Wiesz że po raz
  pierwszy widziałam Aekę tak załamaną? Ja jestem inna, nie potrafię
  się niczym długo przejmować, ale po niej było widać że stało się coś
  złego.
Przerwała i spojrzała na Tenchiego. Uśmiechał się. Nie wiedziała jak
ma to zinterpretować. O co mu chodziło?
- To śmieszne. - powiedział - Myślałem że będziesz chciała mnie
  przekonać do swoich racji tak jak to zwykle robiłaś, a ty zaczęłaś
  mówić o tym co czuje Aeka. Ty chyba jednak przejęłaś się bardziej
  niż ona.
- Nie, to nie tak! - zaprzeczyła demonica - Ja tylko chciałam
  powiedzieć... A niech to! Masz rację, przejęłam się. Jeszcze nigdy
  tak się nie bałam. - przyznała w końcu - Chciałam cię przeprosić i
  myślę że Aeka teraz myśli dokładnie to samo. Źle zrobiłyśmy.
- Nie. - przerwał jej po raz kolejny - To ja powinienem przeprosić.
  Poniosło mnie wtedy, chociaż nie powinno. Wybacz mi Ryoko.
Ryoko potrząsnęła głową ze słabym uśmiechem.
- To nie twoja wina Tenchi. Zresztą to już teraz nieważne. Ważniejsze
  jest co innego, wiesz o co mi chodzi? - Spytała przeszywając go
  wzrokiem.
Westchnął. Dobrze, BARDZO DOBRZE wiedział o co jej chodziło i bał się
tego bardziej niż czegokolwiek.
- Zawsze byłam pewna co do ciebie czuję i jak chcę to okazać. -
  Kontynuowała cichym, jakby nieswoim głosem. - Broniłeś się, bo bałeś
  się tego. Rozumiem to i dlatego byłam taka cierpliwa. Dotychczas nie
  byłam pewna tego co myśli Aeka, czy czuje to samo, czy tylko się ze
  mną droczyła ale teraz już wiem.
Złożyła nogi w kwiecie lotosu i zawisła kilka centymetrów nad ziemią.
Kawałek sukienki opadł na trawę i stał się przeszkodą dla
przemierzających ściółkę leśną owadów.
- Kłamałam wczoraj. Rzeczywiście przyszłam do twojego pokoju do ciebie,
  nie po raz pierwszy zresztą. Kiedy zobaczyłam w ciemności kogoś
  leżącego na łóżku myślałam że to ty. I jestem pewna że Aeka też
  myślała że to ty się tam pojawiłeś.
Tenchi słuchał tego nie wierząc własnym uszom. Ryoko zawsze działała,
nigdy nie tłumaczyła się z motywów swojego postępowania. Nigdy też nie
mówiła o księżniczce Aece w taki sposób.
W parku panowała nieznośna cisza, nawet odgłosy dochodzące z pobliskiego
boiska były przytłumione.
- Nie wiem czy rzeczywiście zrobiła dla ciebie jakąśtam szmatkę, nie
  obchodzi mnie to. Jestem za to pewna, że nie czekała tam tylko na to
  żeby ci ją dać. Rozumiesz? Jeżeli ktoś taki jak ona decyduje się na
  podobny gest, to znaczy że jej uczucia są jasne.
Podleciała do niego i przytuliła się - nie protestował.
Tenchi spojrzał jej w twarz. Dostrzegł smutek, powagę, nadzieję i
zdecydowanie. W samym tylko spojrzeniu. A ileż jeszcze wyrażało uczuć
których nie rozumiał?
- Musisz wreszcie wybrać Tenchi... - wyszeptała - Ja, albo Aeka.
  Zaakceptuję każde twoje słowo, przysięgam.
Tenchi stał przez chwilę w bezruchu, po czym uwolnił się z jej objęć i
przeszedł parę kroków.
- To nie takie proste... - Stwierdził patrząc w ziemię. - Chciałbym
  wybrać, ale chodzi o to że... Że ja tak naprawdę chyba nie kocham
  żadnej z was tak bardzo, aby zadecydować o mojej i waszej
  przyszłości. Spróbuj to zrozumieć.
Demonica przygryzła wargi, ale po chwili spróbowała się uśmiechnąć
pomimo cisnących jej się do oczu łez.
- Tak myślałam. Cóż Tenchi, będę więc nadal próbować i jestem pewna że
  Aeka również nie zrezygnuje. Czy tego chcesz, czy nie.
- Ryoko! - Głos Tenchiego zatrzymał ją gdy już chciała się teleportować.
  - Wiem że to trudne, ale chciałem cię o coś prosić.
- O co?
- Wiesz co jest moim największym życzeniem? Żebyście mogły żyć w
  przyjaźni, ty i Aeka. Tak naprawdę chcę przede wszystkim tego, a
  wszystko inne może przyjść z czasem.
Ryoko pokręciła głową.
- To niemożliwe Tenchi. Chciałabym tego i zapewne Aeka też by chciała,
  ale to jest po prostu niemożliwe...
Zniknęła, a Tenchi jeszcze długo wpatrywał się w miejsce w którym stała.
Takiej Ryoko jeszcze nie widział i nie znał. Poznał już wesołą Ryoko,
waleczną Ryoko, złą Ryoko, kochającą Ryoko i wiele, wiele innych, ale
istnienia takiej nawet nie podejrzewał. To była Ryoko która się
martwiła, która widziała zamieszanie jakiego była źródłem i która
chciała to naprawić. A przecież tak naprawdę przyczyną tego wszystkiego
był on sam.
I nawet nie potrafił powiedzieć jej prawdy. Kłamał. Kłamał chociaż ona
otworzyłą przed nim swoje serce. Nie potrafił powiedzieć co naprawdę
czuje, bo...
Bo bał się reakcji kosmicznego pirata dla którego życie zawsze było
proste.
A teraz widział że i ten pirat potrafił się wahać.

Zamyślił się. Znów okazał się tylko przyczyną cierpień innych ludzi. Do
głowy cisnęło mu się pytanie które co jakiś czas zadawał sobie od wielu
lat.
"Kiedy ja się wreszcie nauczę żyć z innymi?"

* * *

Ryoko przysiadła na dachu szkoły i patrzyła jak Tenchi wraca do klasy.
Kiedy zniknął w bramie stwierdziła że nic tam po niej. Zatrzymała się
jeszcze w mieście aby kupić nową butelkę sake i po kilku minutach była
już w domu. A ściślej mówiąc nad jeziorem, samego domu przecież nie
było.
Weszła do cudem ocalałej łaźni i zanurzyła się w gorącej wodzie. Miała
wiele do przemyślenia.
Tenchi z jakiegoś powodu nie mógł, albo nie chciał wybrać. Z pewnością
nie był to też ten powód o którym on sam mówił - wielokrotnie przecież
ryzykował życiem dla którejś z nich, a to było już wystarczającym
dowodem na siłę jego miłości. O co chodziło?
Napełniła czarkę i powoli wypiła jej zawartość.
"Muszę działać szybko. Jeśli Aeka jest tak zdesperowana, może mnie
 ubiec."

Skrzypnęły drewniane drzwi i do łaźni weszła owinięta ręcznikiem
księżniczka.
"No proszę, o wilku mowa."
Aeka ostrożnie weszła do wody i bez słowa usiadła. Wydawała się
kompletnie nieobecna.
Ryoko pojawiła się tuż obok niej z dwiema napełnionymi czarkami.
- Cóż to księżniczko? Może przejdzie ci ten ponury nastrój jeśli ci
  powiem że Tenchi się już na nas nie gniewa. - wyciągnęła w stronę
  Aeki dłoń z czarką.
Aeka uśmiechnęła się słabiutko, ale zaraz ponownie spoważniała. Ruchem
głowy pokazała że nie chce sake i przez chwilę patrzyła się niepewnie
na Ryoko.
- Ryoko-san... - odezwała się w końcu - Co sądzisz o Mono Watarim?
- Hę? - To było ostatnie pytanie jakie demonica spodziewała się
  usłyszeć.
- Co o nim sądzisz? - cicho powtórzyła pytanie
Ryoko podrapała się po głowie. Jakby się nad tym zastanowić...
- Wesoły facet, ale na pewno dużo widział i dużo umie. Był chyba
  jedynym, który mi umknął gdy jeszcze polowałam na statki kosmiczne.
- Może jego statek jest szybszy? - spytała księżniczka - Ihyou-ohki
  jest przecież kotulikiem.
- Co ty sobie myślisz że to tak jak z wyścigami konnymi? - skrzywił
  się były pirat gwiezdny - O ile dobrze pamiętam, jego statek był
  dużo większy, choć kompletnie nieuzbrojony. Po prostu takie
  połączenie frachtowca i latającego laboratorium. Aż mnie zatkało
  kiedy ten kolos wyrwał się z mojej pułapki.
Roześmiała się głośno na samo wspomnienie tej historii. To byłą jedna
z najbardziej emocjonujących akcji jej życia, mimo że jej się wtedy
nie udało.
- Pościg i ucieczka w przestrzeni to nie taka prosta sprawa. Nie można
  po prostu pruć przed siebie, bo dorwie cię nawet najwolniejszy statek,
  jeżeli tylko puści w twoim kierunku kilka laserowych salw. Trzeba
  myśleć, wykorzystywać każdą anomalię przestrzeni, pola asteroid,
  obłoki czy nawet studnie grawitacyjne. Goniłam świra przez 1.5
  parseka, zanim zniknął mi w jakimś nieoznaczonym zbiorowisku
  pulsarów które totalnie rozregulowały mi czujniki. 1.5 parseka! Masz
  pojęcie ile to jest?!?
- Więc Mono-san jest dobrym pilotem?
Ryoko wychyliła drugą czarkę. Skoro Aeka nie chciała to jej strata.
- Najlepszym jakiego spotkałam, może oprócz twojego brata. - odparła
  - I wiesz co? Chyba naprawdę lubię tego gościa. Gdybym nie była z
  Tenchim, prawdopodobnie zainteresowałabym się nim bliżej. - Dodała
  czekając z miłą satyswakcją na wybuch złości księżniczki.
Nagle przypomniała sobie wcześniejszą rozmowę z Tenchim i zrobiło jej
się bardzo głupio.
- Zapomnij co przed chwilą powiedziałam... - powiedziała niedbale
Aeka Jurai nie słuchała, zbyt była zajęta rozmyślaniem nad tym co
właśnie usłyszała. Niestety wszystko się zgadzało z tym co mówiła
Arisa Senadi o umiejętnościach Mono, więc najprawdopodobniej nie
kłamała też w pozostałych kwestiach. W dodatku Aeka nie mogła liczyć
nawet na pomoc Ryoko, a wcześniej dowiedziała się że Mihoshi otrzymała
pilne wezwanie z kwatery i odleciała.

Księżniczka popadła w depresję. Watari Mono osiągnął przewagę jeszcze
przed rozpoczęciem bitwy. Ryoko, Washuu, nawet jej brat i siostra
zostali przez niego całkowicie omotani.
Wstała, zrzuciła z siebie ręcznik i naga poszła w stronę wyjścia. Nie
przejmowała się tym, że Ryoko widząc to wybałusza oczy, że jeśli
przypadkiem Nobuyukiego najdzie ochota na kąpiel, zobaczy ją zupełnie
nagą i że woda ścieka z niej jak z mokrego ręcznika. Teraz to nie miało
żadnego znaczenia.
"Nieważne że jestem sama. Jeśli będzie trzeba będę walczyć sama i
 wygram."

Ryoko patrzyła na wychodzącą Aekę i chyba po raz pierwszy w życiu
zupełnie nie wiedziała co o tym myśleć. Czyżby ta glupia historia z
zeszłej nocy tak nią wstrząsnęła że biedna panienka zaczęła tracić
zmysły?
Ryoko wzruszyła ramionami i rozluźniła. Cokolwiek stało się Aece nie
dotyczyło jej. A jeżeli coś się stało, to nawet lepiej - może
wreszcie ten mały uparciuch podda się i wróci do tatusia?

* * *

Stali naprzeciwko siebie z odchylonymi do tyłu rękami. Katsuhito
popatrzył na swojego zięcia lodowatym wzrokiem. Nobuyuki zrobił to
samo. Za chwilę wszystko miało się rozstrzygnąć.
"Teraz, albo nigdy!"
- Raz. Dwa! Trzy!!!
W jego stronę wystrzeliła pięść, Yosho wysunął swoją. Zatrzymały się
kilka centymetrów od siebie.
Nobuyuki opadł na ziemię.
- Znowu! Jak ja wystawię papier, to i ty papier. Jak ty nożyce to i ja
  nożyce. Ile razy jeszcze tak będzie?
- Cóż... - stwierdził dziadek gładząc wąsy. - To chyba znaczy że musimy
  ją poprosić razem.
Stali nad jeziorem patrząc się niepewnie na dziurę w ziemi. Tuż przed
tą dziurą wisiały nad ziemią drzwi. Zwykłe drewniane drzwi. Na drzwiach
przyklejona była tabliczka. "Tymczasowa rezydencja państwa Masaki.
Uwaga, złe kotuliki!" głosiły złote litery.
Nobuyuki spojrzał jeszcze raz na dziurę. Jako architekt nie mógł jej
nie podziwiać, była doskonale przygotowanym podkładem pod fundamenty.
Każdy centymetr wykopu był idealnie gładki, jakby go mierzono suwmiarką.
Cóż, w końcu była to jego robota.
- Dlaczego właściwie wybuchł tylko dom? Nawet trawy dookoła nie
  osmaliło. - Spytał kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Washuu powiedziała że założyła barierę na wszystkie żywe organizmy.
  - stwierdził Yosho - Dlatego nic się nam nie stało, a na polanie nie
  ma śladów wybuchu.
Nobuyuki skinął głową, chociaż pewnych rzeczy nadal nie mógł zrozumieć.
- No to dlaczego nie założyła ochrony na sam dom?
Spojrzał na teścia który w tym momencie przybrał surowy wyraz twarzy.
- Nie wiem. Może chcesz ją zapytać?
- Eeee... chyba nie. - Z czoła Nobuyukiego popłynęły strumienie potu.
Washuu przy całym swoim dziecięcym uroku miała w sobie coś demonicznego.
- Lepiej już chodźmy. Pamiętaj aby być uprzejmym, mówić do niej w
  samych superlatywach i nazywać Washuu-chan, inaczej nam nie pomoże.
Otworzyli drzwi. Powitała ich ciemność. Po krótkim namyśle Katsuhito
ruszył pierwszy.

- Cześć! Co słychać?
Przywitał ich dziecinny głosik, gdy po długich poszukiwaniach trafili w
końcu do gigantycznej hali pełnej zbiorników ze zwierzętami. Washuu
wyszła z jednego z basenów i pogłaskała po pysku pływające tam zwierzę
podobne nieco do delfina. O ile delfiny mogły mieć grzebieniastą płetwę
na grzbiecie.
- Dzień dobry Washuu-chan. - zaczął dziadek - Przyszliśmy prosić cię o
  pomoc w pewnej sprawie.
- Taa? - Mruknęła uśmiechając się wściekle.
- Przyszliśmy do ciebie, największego geniusza we wszechświecie...
Washuu urosła z dumy na dźwięk tych słów. Pokiwała z uznaniem głową.
- ...aby cię poprosić czy nie mogłabyś pomóc nam w odbudowie domu. Przy
  twoich możliwościach jest to pestka, a normalnie zajęłoby to
  przynajmniej dwa miesiące.
- Nie chcielibyśmy przez ten czas przeszkadzać ci w pracy mieszkając u
  ciebie. - dodał Nobuyuki - Byłoby to z naszej strony wielką
  nieuprzejmością.
Największy geniusz we wszechświecie uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Oczywiśce że wam pomogę, poczyniłam już nawet wstępne przygotowania.
  Zajrzyjcie tam.
Wskazała drzwi które nagle pojawiły się na środku hali. Nobuyuki
ostrożnie zbliżył się do nich i bardzo powoli je otworzył, po czym
zajrzał do środka.
Przez pewien czas nie mógł wydusić z siebie nawet jednego słowa. Zajrzał
po raz drugi - to nie były halucynacje.
- Wiesz, Washuu-chan... - wyjąkał - To chyba... nie dokładnie to o co
  nam chodziło...
- A to dlaczego? - zdziwiła się - Czyżbym dokonała złych obliczeń? Jeśli
  tak to przepraszam, ale po wczorajszej zabawie dzisiaj rano trochę
  bolała mnie głowa.
Nobuyuki westchnął i po raz kolejny rzucił okiem na zgromadzony za
drzwiami materiał. Washuu nie pomyliła się - cementu, piasku i drewna
było na oko dokładnie tyle ile potrzeba. Tak samo z płytami betonowymi,
drzwiami, oknami, boazerią, betoniarką, taczkami, meblami, i wszelkimi
innymi potrzebnymi rzeczami. Były nawet marchewkowe poduszki które
Sasami tak lubiła, tyle że...
Tyle że nadal trzeba było odbudować ten dom!
Nobuyuki zwiesił głowę.
- Cóż, chyba lepiej będzie jak się zabiorę za wożenie tego. Chyba że
  chociaż przeniesiesz nam to wszystko na miejsce. - Spytał z cieniem
  nadziei w głosie.
Washuu zaśmiała się rozbrajająco, a po chwili spojrzałą na skołowanych
mężczyzn.
- Co jest? Na żartach się nie znacie? Przecież nie zostawiłabym was tak.
Odetchnęli z ulgą. Washuu podeszła do Nobuyukiego który na twarzy miał
wymalowane połączenie niewypowiedzianej ulgi i bezgranicznego
zdziwienia. Wspięła się na palce i poklepała go dobrotliwie po ramieniu.
- Mam dla was dobrą wiadomość. Przez ostatni pół roku udoskonaliłam tę
  procedurę. Teraz jestem w stanie odtworzyć ten dom w kilka godzin,
  ale i tak będziecie musieli trochę mi pomóc.
- Proś o co chcesz, Washuu-chan! - stwierdzili chóralnie.
- Będziecie musieli wokół placu budowy zbudować rusztowanie z belek
  przynajmniej tak wysokie jak dom, potem porozmieszczać na nim te
  pochłaniacze. - Wskazała na wielki kosz pełen urządzeń w kształcie
  dysków. - Podczas rekonstrukcji wydzieli się dużo promieniowania
  różnego rodzaju, od zwykłego światła po fale radiowe i jeżeli się tego
  nie przechwyci to wasi sąsiedzi będą mieli niezłe przedstawienie.
Nobuyuki zamyślił się. Budowa takiego rusztowania zajmie około trzech
dni. Ostatnim razem dom był gotowy w cztery, chociaż nie musieli tak
wiele przy tym pracować. Mimo to decyzję podjął niemal natychmiast.
- Oczywiście Washuu-chan. Damy znać jak tylko to skończymy. - Skłonił
  się nisko, jego teść zrobił to samo.
- Miłej pracy!
Machnęła do nich i wskoczyła z powrotem do zbiornika.
- Acha, i jeszcze jedno - krzyknęła gdy wynurzyła się - Generatory
  powinny być rozmieszczone w odległościach przynajmniej metra od
  siebie. I jeśli jakiś wam upadnie to go od razu wyrzućcie, bo to
  dość delikatny sprzęt. Nie martwcie się, mam ich dużo.
Zanurkowała i po chwili pływała już ze swoim zwierzakiem. Nobuyuki i
Katsuhito uśmiechnęli się do siebie szeroko.
Poszło łatwiej niż ostatnim razem.
Podnieśli kosz i stękając z wysiłku ponieśli go w stronę wyjścia.

W drodze powrotnej Yosho i Nobuyuki spotkali Watari i Sasami. Sasami
siedziała na latającej poduszce i uczyła się grać na flecie. Na widok
taty i dziadka Tenchiego wstała.
- Zgodziła się? - spytała
- Tak, - odparł z ulgą Nobuyuki - chociaż już myślałem że nam nie pomoże.
  Dom będzie odnowiony za trzy dni, kiedy tylko postawimy rusztowanie i
  rozwiesimy na nim to coś.
Watari zerknął do kosza i podniósł jedno z urządzeń.
"Pochłaniacze promieniowania? Co ona kombinuje?"
- Wiecie może jak ona zamierza to zrobić? - spytał
Nobuyuki pokręcił głową.
- Powiedziała tylko że udoskonaliła technikę której użyła ostatnim
  razem.
- Cóż, zobaczymy. - Odłożył pochłaniacz ostrożnie do kosza. - To może
  nawet być ciekawe. Mogę wam jakoś pomóc?
- Nie, Mono-san - ponownie zaprzeczył Nobuyuki - Nie możemy oczekiwać
  od pana pomocy. Jest pan naszym gościem i jest pan ranny. To nie jest
  ciężka praca, ja, tata i Tenchi poradzimy sobie z tym bez trudu.
Watari wzruszył ramionami.
- Cóż, w takim razie do zobaczenia na obiedzie. Gdybyście mnie szukali
  będę... u siebie.
- Jeśli jesteś zainteresowany Watari-san... - odezwał się nagle dziadek
  - to wieczorem może pan mi nieco pomóc przy okazji treningu Tenchiego.
  Może przy okazji Tenchi się czegoś nauczy, a pan trochę też poćwiczy?
Watari ledwo powstrzymał się żeby nie parsknąć. Yosho robił co mógł,
żeby utrzymać swój wizerunek zmęczonego życiem staruszka. Jego
zachowanie w obecności innych mocno różniło się od tego co odstawił
zeszłej nocy przy świątyni, gdy jego tajemnica wyszła na wierzch. Mono
mocno korciło żeby w jakiś 'przypadkowy' sposób ujawnić jego sekrecik,
ale wyczuł z jaką powagą jego przyjaciel go przed tym przestrzegał. Z
jakiegoś powodu Yosho też chciał odciąć się od swojego przeszłego
życia.
- Może się zjawię, jeszcze nie wiem. Na razie Yosho! - Machnął mu ręką
  na pożegnanie uśmiechając się bezczelnie.
Sasami popatrzyła na to wszystko ze zdziwieniem, po czym pobiegła za
Watarim.
- A jak zagrać melodię "Nie ma jak w domu?" - spytała
- Pokażę ci jak tylko się czegoś napiję. Chcesz soku malinowego?
- Aha. Ale później będę musiała przygotować obiad.
- To nic, pokażę ci po obiedzie...
Yosho przez pewien czas patrzył na znikającego między drzewami Watari
Mono. Wiedział że ten igrał sobie z nim i nic nie mógł na to poradzić.
Cóż, Watari zawsze lubił drażnić ludzi...
"Tylko zachować spokój, bo całe przebranie pójdzie na marne..."
Chwycił kosz i gestem wskazał Nobuyuki'emu aby ten pomógł mu nieść.
- Nadal trudno mi przywyknąć że Mono-san zwraca się do ciebie w ten
  sposób. - powiedział rozbawiony zięć.
- Watari jest starszy ode mnie i nawet od Ryoko. Nie jestem nawet
  pewien ile naprawdę ma lat, więc ma do tego prawo. Poza tym to
  złośliwiec i wariat. - Skrzywił się Yosho, ale po chwili mu przeszło.
  - Chodźmy już lepiej, do obiadu powinniśmy przynajmniej zacząć. Teraz
  trzeba to wszystko poprzenosić.
- Może poprosimy o to Washuu? - Nobuyuki nie miał ochoty nosić
  wszystkich belek na plac budowy.
Dziadek dobrze wiedział jak poradzić sobie z jego lenistwem.
- Dobrze, ale ty ją o to poproś.
Odpowiedziała mu cisza.

* * *

Praca toczyła się sprawnie i jeszcze zanim Tenchi wrócił ze szkoły,
jego ojciec i dziadek rozpoczęli budowę rusztowania. W międzyczasie
Aeka pomagała Sasami w przygotowaniu obiadu, Watari i Washuu kolejny
raz bawili się w szalonych naukowców, a Ryoko jak zwykle gdzieś się
zaszyła i pojawiła się dopiero aby powitać Tenchiego.

- Ryoko, puść mnie! - Tenchi bezskutecznie próbował uniknąć pocałunków
  demonicy. - Co sobie inni pomyślą kiedy nas zobaczą?
- Że jesteśmy zakochani i będzie to absolutna prawda. - wymamrotał
  kosmiczny pirat dobierając się do jego szyi. - No Tenchi, chyba nie
  wstydzisz się swoich uczuć?
- Wiesz co ci mówiłem w szkole...
- A ty wiesz że powiedziałam że nie zrezygnuję. A co do szkoły... -
  wyszeptała - to lepiej nie wspominaj o tym co się tam stało, bo Aeka
  znowu się wścieknie...
Tenchi zdrętwiał i spojrzał ze zgrozą na demoniczną, lecz jakżę piękną
twarz.
- Zaraz, co ty insynuujesz? Przecież nic się tam nie stało!
- Ja nic nie insynuuję, ale byliśmy tam sami, we dwójkę, a ty dla mnie
  spóźniłeś się na lekcję.
Tenchi zaczął się pocić. To nie było tak, ale gdyby Aeka to usłyszała,
to nieważne co by jej nie powiedział, i tak nie obeszłoby się bez
kolejnej katastrofy.
- Wiesz że to nieprawda! - krzyknął - A na lekcję nie miałem
  najmniejszego zamiaru się spóźnić, bo najadłem się przez to wstydu.
Ryoko ani nie myślała skończyć.
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale czy Aeka w to uwierzy to już zupełnie co
  innego. - Szepnęła przymilnie.
- To szantaż!!! - Wrzasnął przerażony chłopak.
Na swoje szczęście był jeszcze daleko od domu, a w okolicy nie było
nikogo. Ryoko owinęła się wokół jego szyi.
- Idealne narzędzie dla pirata kosmicznego. - odrzekła z uśmiechem - A
  skoro jest szantaż, to musi być i propozycja okupu.
Tenchi zwiesił głowę. Pewnie dopiero teraz się zacznie.
- Czego chcesz? - spytał zrezygnowany.
Kocie oczy zalśniły chciwością.
- Pocałuj mnie.
Czegoś takiego oczekiwał. Musnął jej policzek i czekał aż Ryoko go
puści. Demonica pogardliwie wydęła wargi.
- Tak to całuj się z Aeką. Ja chcę prawdziwego pocałunku...
- Przestań Ryoko! - Chłopak miał już dość tej komedii.
- ...pocałunku dwojga kochanków dla których nie ma granic...
Zwiesił głowę. Nie miał szans przemówić jej do rozumu.
- ...ani ludzie, ani natura, ani nawet sama śmierć. Pocałuj mnie Tenchi!
"Znowu naczytała się shojo-mang z kolekcji ojca..."
Zapadła cisza, Ryoko czekała z napięciem.
Tenchi zamyślił się.
W sumie czemuż by nie? Skłamałby mówiąc że nigdy o tym nie myślał. Teraz
miał to na wyciągnięcie ręki, a Aeka nigdy by się nie dowiedziała. Ryoko
po wczorajszym ultimatum nie odważyłaby się wykorzystać tego do
wywołania w Aece zazdrości, zresztą zapewne dlatego wyszła mu na
spotkanie tak daleko od domu. Ryoko stała z zamkniętymi oczami i
nadstawionymi ustami.
"A raz kozie śmierć! Nie mogę uciekać w nieskończoność, bo i tak mi się
 nie uda."
Zamknął oczy i przesunął głowę do przodu. Trafił w prawe ucho Ryoko.
- Baka! - Zaśmiała się dziewczyna i wbiła się w usta Tenchiego. Poczuł
  gorąco jej oddechu i coś wilgotnego sunącego po jego wargach. Powoli
  otworzyło się przed nim niebo.
Nawet nie zauważył jak ręce Ryoko krążą po jego ciele.
- No, nieźle... - Odezwała się Ryoko gdy już się rozsmakowała. - Muszę
  przyznać że jak na nerwową dziewicę radzisz sobie całkiem nieźle. Mam
  nadzieję że nie pobierałeś nigdzie lekcji? - Spytała podejrzliwie.
- N... nie! - Zaprotestował gdy tylko dotarło do niego co Ryoko miała
  na myśli.
W międzyczasie jego umysł próbował zaklasyfikować do czegoś doznanie
którego właśnie doświadczył. Nie mieściło się w żadnych normach.
Ryoko patrzyła na chłopaka rozbawiona. To niemożliwe, żeby
siedemnastoletni chłopak jeszcze nigdy się nie całował z dziewczyną! A
jednak...
- Chodź już lepiej Tenchi, bo Aeka będzie się niepokoić. - Otoczyła go
  ramieniem i razem udali się w kierunku domu.
Wbrew obawom Aeka zareagowała wyjątkowo spokojnie na pojawienie się
Tenchiego w towarzystwie Ryoko. Przywitała się z Tenchim, uściskała go
- co było kolejnym zaskoczeniem dla chłopaka, po czym zniknęła w
laboratorium Washuu tłumacząc się że musi pomóc Sasami w przygotowaniu
obiadu.

Była to tylko niewielka część prawdy. Aeka istotnie pomagała Sasami,
ale głównie dlatego że tymczasowa kuchnia którą zrobiła Washuu była
bardzo blisko domku Watari. Księżniczka trzęsła się na samą myśl że jej
ukochana siostrzyczka może przebywać tak blisko niego.
- Aeka, mogłabyś mi podać cebulę? - Sasami z powątpiewaniem patrzyła na
  Aekę która zdawała się być bardzo odległa myślami. - Onee-chan!
- Słucham? Ach tak, cebula... Proszę, Sasami-chan.
- Dziękuję. Na pewno nic ci nie jest?
Aeka spojrzała na siostrę. Sasamu wydawała się naprawdę zaniepokojona.
- Nie, po prostu byłam zamyślona. Przepraszam, od teraz będę już uważać.
  - Starała się uspokoić siostrę. Najwyraźniej udało się, bo Sasami się
  roześmiała.
- Jak się nie postarasz, to się obiad przypali. A może zrobiłabyś coś
  dla mnie onee-chan?
- Co takiego?
Sasami odeszła na chwilę od stołu i podeszła do kredensu. Wyjęła stamtąd
kartkę i zaczęła coś pisać.
- Zapomniałam kupić kilka rzeczy które będę potrzebować na kolację.
  Kupisz je dla mnie proszę?
Aeka spojrzała na kartkę którą wręczyła jej Sasami. Pójście po zakupy
oznaczało konieczność zostawienia wszystkich z doktorem Mono sam na sam.
- Przecież nie mogę cię zostawić samą. To znaczy bez pomocy przy kuchni.
  - Księżniczka zorientowała się nagle że nieomal się zdradziła.
- E-e... - Zaprzeczyła dziewczynka - Poradzę sobie, ale jeśli nie
  zrobisz zakupów to na kolację będzie ramen. Wszyscy pracują, a pan
  Watari nie zna drogi do miasteczka, więc tylko ty możesz pójść.
Sasami wyglądała na naprawdę niezadowoloną z tej perspektywy. Aeka
wiedziała jak jej siostra nie lubiła jak ktoś musiał to jeść podczas gdy
ona nie mogła nic przyrządzić.
Nagle Aece przyszło do głowy rozwiązanie tak proste że aż się sama
zdziwiła.
- Dobrze Sasami-chan, wkrótce wrócę.
- Arigato gozaimasu, onee-chan! - Krzyknęła ucieszona dziewczynka.

Aeka niepewnie stanęła przed barakiem przerobionym na tymczasowe
mieszkanie doktora Mono. Tabliczka głosząca że w środku mieszka "Drugi
Największy Szalony Naukowiec, były profesor Akademii Galaktycznej,
Naczelny Zadymiarz wydziału Fizyki Międzywymiarowej, Król Złośliwców,
Mono Watari. Odwiedzającym zaleca się szczególną ostrożność i uzbrojenie
się w silne nerwy." ustawiona przed wejściem musiała być dziełem
Washuu.
Księżniczka nacisnęła dzwonek, przyjemna melodyjka rozbrzmiała gdzieś za
drzwiami. Nikt nie odpowiedział. Zadzwoniła kolejny raz i nie
doczekawczy się odpowiedzi po krótkim wachaniu nacisnęła klamkę. Drzwi
uchyliły się nie wydając żadnego dźwięku.
Zdjęła buty i weszła do środka. obejrzała mieszkanie Mono ze
zdziwieniem. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, ale i tak była
zaskoczona tym co zobaczyła.
Po wystroju widać było że dom został zaprojektowany i przygotowany przez
Washuu. Składał się właściwie z jednego bardzo dużego pokoju który po
lewej stronie zwężał się i rozdzielał w kuchnię i łazienkę. Przez takie
rozwiązanie mieszkanie było bardzo przestronne, ale z pewnością trudno w
nim było o prywatność. Było za to idealne dla kogoś kto mieszka samotnie.
To co było w środku trudno było nazwać porządkiem, jednak nie można było
powiedzieć że w mieszkaniu jest brudno. Po prostu właściciel lubił tzw.
artystyczny nieład - poduszki, książki, ekspres do herbaty i kilka
innych przedmiotów leżało sobie beztrosko na miękkim dywanie, a wokół
wieży walały się płyty. Za to kuchnia i łazienka były czyste i
uprzątnięte. Całość sprawiała bardzo sympatyczne wrażenie i w normalnych
okolicznościach świadczyłoby to bardzo na korzyść właściciela.
Jednak Aeka nie przyszła tu podziwiać czyjegoś gustu.
- Mono-san! Jest pan tutaj?
Odpowiedziały jej delikatne dźwięki fletu gdzieś spoza domu. Księżniczka
odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku będącego po przeciwległej
stronie pokoju wyjścia na taras. Taras był drewniany i duży. Również
drewniane schody prowadziły wprost nad piaszczystą zatoczkę w którą
wcinał się zalew.
Na tej plaży właśnie siedział Watari ubrany w krótkie spodenki i T-shirt
z nadrukiem na plecach. Grał na flecie, ale po chwil odłożył go i zaczął
coś wstukiwać do komputera do złudzenia przypominającego ten jakiego
używała Washuu. Aeka wytężyła wzrok aby dostrzec napis na koszulce.
"Jestem stuknięty i lubię to." ?!?
Aeka wypuściła ze świstem powietrze i ruszyła po schodkach.
- Nie przeszkadzam, Mono-san? - Spytała gdy już stała na ostatnim
  schodku. Przed nią był tylko piasek, a ona miała na sobie pantofle w
  których chodziła po domu.
Watari odwrócił się, a jego twarz wypełnił uśmiech.
- Nie, wasza wysokość. - odpowiedział wesoło - Aktualnie jestem zajęty
  umieraniem z nudów. Czyżbyś chciała uratować mi życie jakąś
  interesującą rozmową? Byłby to z twojej strony naprawdę miłosierny
  uczynek.
Wstał i ruszył po swoich śladach odciśniętych w piasku. Aeka skrzywiła
się gdy zobaczyła na froncie koszulki narysowaną wariacko uśmiechniętą
podobiznę Watari skrępowaną w kaftanie bezpieczeństwa.
"Jak on się zachowuje?" pomyślała z niesmakiem.
Doktor dostrzegł wyraz jej twarzy.
- Dziwi cię mój wygląd? To normalny ubiór o tej porze roku, a nadruk na
  koszulce... Cóż, umiejętność wyrażania się poprzez ubranie jest
  jednym z ciekawszych osiągnięć tutejszej cywilizacji. - Przyjrzał się
  jej twarzy. Dostrzegł ciekawość i coś jeszcze. Coś, czego nie
  potrafił zidentyfikować. - Chciałabyś się czegoś napić, wasza
  wysokość?
- Nie, dziękuję... - odparła cicho - I bardzo cię proszę abyś mnie tak
  nie tytułował. Mówisz to tak, że brzmi to prawie jak obraza.
Watari zaśmiał się.
- Właściwie to jest to z mojej strony tylko nieco złośliwy żart
  księżniczko. Nie czuj się urażona, każdego traktuję w ten sam sposób.
  Czy mogę ci w czymś pomóc?
Aeka z trudem przełknęła drwinę. Watari doprowadzał ją do furii, ale
postanowiła to znieść. Od tego czy zdobędzie jego zaufanie bardzo wiele
zależało. Postanowiła podjąć jego grę i przyjęła pozę pełną godności.
- Chciałam prosić cię o pomoc, Mono-san. Sasami prosiła mnie abym
  zrobiła zakupy. Wszyscy są zajęci i nie ma nikogo kto mógłby mi
  towarzyszyć. Zechciałbyś pójść ze mną do miasteczka? Przy okazji
  mógłby pan obejrzeć okolicę. - Dodała tak uprzejmie jak tylko mogła.
Zaskoczona mina świadczyła o tym że Watari raczej nie spodziewał się
podobnej prośby. Zaśmiał się.
- Z prawdziwą przyjemnością przyjmę twoje zaproszenie Wasza Wysokość.
  Mam nadzieję że nie zawiodę twoich oczekiwań, chodź z pewnością nie
  jestem na tyle dobrym rozmówcą, aby móc bawić cię rozmową przez cały
  czas. Na kiedy mam być gotowy?
- Idę już teraz. - stwierdziła księżniczka - Poczekam na pana.
- W takim razie proszę nie czekać, jestem gotowy.
Watari zarzucił przez ramię niewielki plecak i wyszli z "domu".
- Można wiedzieć po co to panu? - spytała Aeka.
- Jest idealny na zakupy.
- Rozumiem...

Z jednego z wysokich tarasów hali patrzyła na to wszystko Washuu.
Obserwowała Watariego i Aekę aż oboje zniknęli w międzywymiarowym
portalu o kształcie drewnianych drzwi. Największy geniusz we
wszechświecie podrapał się po głowie.
Tej nocy bardzo dużo myślała o Watarim. Wiele spraw ją niepokoiło, na
dobrą sprawę nic o nim nie wiedziała, a przecież dała mu dostęp do
niewyobrażalnej potęgi jaką było jej laboratorium. Nie potrafiła
przewidzieć jego zachowania, co ją bardzo drażniło - lubiła mieć
wszystko pod kontrolą.
Ale nie to niepokoiło ją najbardziej. Wcześniej o tym nie pomyślała,
ale po tym jak zeszłego wieczoru Watari wspomniał o swoich podróżach
coś ją tknęło. Przez noc dużo o tym myślała i miała dość ponure
przeczucia, jednak po dłuższym namyśle uspokoiła się.
"Jeśli miałoby się coś wydarzyć, będę o tym wiedzieć. Mamy czas."
Pozostawało się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Washuu z obrzydliwie
obleśnym uśmieszkiem uruchomiła komputer i włączyła nagrania z kilku
kamer zamontowanych w pokoju Mono.
Powiększyła na cały ekran widok z kamery zamontowanej w łazience.
Uśmieszek poszerzył się gdy zobaczyła wchodzącego Watari ubranego
wyłącznie w krótkie spodenki.
"No no... Kiedy nie jesteś w bandażach wyglądasz całkiem nieźle..."
Nagle Watari odwrócił głowę.
- Dzień dobry pani profesor. - powiedział puszczając w stronę kamery
  oko - Przypuszczam że nawet pod prysznicem nie będę czuł się samotny.
  To miła perspektywa po dziewięćdziesięciu dwóch latach samotnej
  podróży.
Washuu zjechała z fotela.
- Bezczelność!!!

* * *

Księżniczka Aeka i doktor Mono wyszli z "domu". Prace przy budowie
rusztowania trwały - Tenchi, Yosho i Nobuyuki uwijali się jak w ukropie
stawiając i przybijając deski. Nawet Ryoko starała się pomóc, co przy
jej sile i umiejętności latania było więcej niż przydatne. Jedną ręką
podtrzymywała długą deskę, a drugą machnęła do Aeki.
- Cześć! Wybierasz się z naszym doktorkiem na randkę? Czyżbyś wzięła
  sobie do serca to co mówiłam?
Aeka zaczerwieniła się po uszy, zacisnęła wargi i przyśpieszyła kroku.
Watari podążył za nią i po chwili byli już przy bramie, a raczej
zawiasach bo tylko tyle z niej zostało. Na widok Strażników w Aekę
wstąpiła otucha.
"Przynajmniej na nich mogę liczyć."
- Dzień dobry Wasza Wysokość. - odezwał się Kamadake - Miłe mieliśmy
  trzęsienie ziemi wczoraj, nieprawdaż?
- Dzień dobry Kamadake. Nie wiem czy było takie przyjemne. - Poczucie
  humoru strażnika bywało czasem troche dziwne.
A może tylko uczył się właściwie dopasowywać określenia? Washuu kiedyś
jej powiedziała że u strażnika Jurai po pewnym czasie będą rozwijać
się indywidualne cechy charakteru."
- Cześć chłopaki! - machnął w ich stronę Mono
- Dzień dobry Mono-san! - odezwał się tubalnym głosem Azaka - Dawno
  pana nie widzieliśmy.
- Tak. - dołączył się Azaka - Minęło dużo czasu.
Księżniczka odkaszlnęła.
- Idziemy na zakupy. Lećcie do domu i pomóżcie przy remoncie.
- Tak jest proszę pani! - Odezwał się chóralny głos i obaj zniknęli.
Aeka i mono ruszyli polną drogą w kierunku majaczącego się daleko w
dole miasteczka.

Było gorąco. Watari w lekkim ubraniu co pewien czas scierał z twarzy
krople potu, jednocześnie patrząc z ukosa na księżniczkę. Udawała że
nic jej nie jest, chociaż kimono z pewnością czyniło upał jeszcze
bardziej nieznośnym.
"Z pewnością włożyła sporo trudu żeby się nie pocić. Ma szczęście że
 nawet tutaj ma dostęp do wyrobów z Jurai, bo inaczej już by pływała
 we własnym sosie." stwierdził, jednak nie powiedział tego na głos.
Szli tak przez dłuższy czas. Aeka miała całkowitą rację, okolica była
wspaniała. Las mieszał się z polami uprawnymi, a wszystko leżało
przytulone do wzgórz. Domy mijane co jakiś czas były niskie i bardzo
ładne. 
- Cudownie... - westchnął Watari - Właśnie takiego miejsca szukałem.
Aeka spojrzała z boku na jego twarz. Wyrażała radość, ulgę i spokój.
- Dlaczego pan tyle podróżuje? - spytała niepewnie
- Mówiłem już, prowadzę badania.
- Czemu tu, a nie na Jurai, lub w Akademii Galaktycznej? - drążyła
  dalej - Miałby pan dużo większe możliwości.
- Nie, nie do tego czego szukam. Na Akademii jestem niezbyt lubiany,
  od kiedy jako dziekan wydziału Fizyki Międzywymiarowej dokonałem tam
  kilku zmian, a co do Jurai... Nie, nie wrócę tam już nigdy.
Popatrzył na Aekę badawczo, analizując jej wyraz twarzy, spojrzenie.
Dostrzegł to co spodziewał się zobaczyć.
- Zastanawiasz się czemu tak nienawidzę Jurai, prawda?
Nie odpowiedziała. Watari zmarszczył brwi ponownie patrząc na jej
profil.
- Boisz się mnie, Wasza Wysokość?
Aeka odwróciła nagle głowę i napotkała pozbawiony emocji wzrok Mono.
Dla księżniczki świat nagle zamilkł.
"On wie!" krzyknęła jej intuicja.
- Nie... - odparła cicho i najspokojniej jak mogła - Nie mam powodów
  aby się pana obawiać. Nawet gdyby miał pan złe zamiary, potrafiłabym
  się obronić, Mono-san.
Musiała grać na zwłokę. Musiała dowiedzieć się więcej o tym człowieku. I
nade wszystko musiała go przekonać o swojej sile.
Watari tylko pokręcił głową.
- Sama nie mogłabyś nic zrobić księżniczko. - odezwał się zimno - Mam
  znacznie większe możliwości niż przypuszczasz. Radziłem sobie już z
  dużo potężniejszymi przeciwnikami.
"Kami-sama! Co robić? Nie obronię się, a wtedy Sasami..."
Wewnatrz niej wszystko stężało. Mięśnie napięły się jak struny,
przygotowując organizm na każde możliwe zagrożenie, poziom adrenaliny
skoczył w górę. Aeka za wszelką cenę starała się zachować spokój gdy w
głębi umyłu gorączkowo poszukiwała sposobu na ratunek.
"Muszę go uwięzić, a potem oddać Azace i Kamadake. Jak najszybciej!"
Nagle podskoczyła jak oparzona gdy coś ją dotknęło. Była przekonana że
to jej ostatnie chwile.
Na jej ramieniu spoczywała dłoń doktora Mono. Stał przed nią z pogodnym
uśmiechem na twarzy.
- Nie martw się Aeka-hime, nie mam zamiaru skrzywdzić ciebie, ani nikogo
  innego. Nie wiem dlaczego tak się mnie obawiasz że od rana nie
  odstępujesz mnie na krok, ale nie musisz się bać.
Zdębiała. Więc zauważył od razu! Była taka pewna że jej starania
pozostały niezauważone, a tymczasem on wiedział od samego początku.
I nic jej nie zrobił. Czego chciał ten człowiek?
Dla Aeki świat zaczął ponownie istnieć. Zauważyła że doszli już do
miasteczka i że doktor z zainteresowaniem rozglądał się po ulicach.
Również mijani ludzie przypatrywali mu się - w tak odległej od świata
miejscowości gaijin był rzadkością.
Postanowiła zapytać wprost.
- To prawda, nie pojmuję dlaczego tak się pan wyraża o mojej rodzinie.
  To bardzo krzywdzące.
- To długa i dość nieprzyjemna historia. Jeśli chcesz ją usłyszeć to
  lepiej znajdźmy jakieś ocienione miejsce. - Powiedział mrużąc oczy i
  patrząc na bezchmurne niebo i palące słońce wysoko nad nimi. - Chcesz
  się czegoś napić?

* * *

Pod kawiarnianą parasolką było znacznie chłodniej. Przez otwarte okno
do małego ogródka dolatywała cicha muzyka. Watari i Aeka siedzieli przy
plastikowym stoliku naprzeciw siebie. Od szklanek z wodą mineralną i
pływającego w środku lodu odbijały się promienie słońca.
- To nie do końca tak jest że nienawidzę Jurai. Przeżyłem tam wiele
  pięknych chwil i miałem wielu przyjaciół. - Rozpoczął swoją opowieść
  Mono. - Gardzę jedynie tamtejszą arystokracją, tytułami i całą tą
  cesarką komedią.
Aeka zaprzeczyła machnięciem głowy.
- Mówi pan o czymś, o czym nie ma pan pojęcia - odrzekła z wyrzutem w
  głosie - Z władzą w tak potężnym imperium musi się wiązać hierarchia
  i porządek. Walka o to jest również nieunikniona.
- Zgadza się, - przytaknął - ale to nie znaczy że będę to akceptować.
  Poza tym w tej chwili nie mam na myśli drobnych skandali, przekrętów
  czy wzajemnym podkopywaniu reputacji i tym podobnych świnstw...
Odetchnął, napił się trochę tak jakby nie do końca był pewien czy chce
ciągnąć tę rozmowę.
- Mówię o tych, którzy dla osiągnięcia upragnionego celu posuwają się
  do ludobójstwa, o ludziach bez skrupułów. A nawet nie oni są najgorsi.
  Najgorsi są ci, którzy patrzą na to i bez mrugnięcia okiem akceptują
  jako coś normalnego. Pałac Jurai wypełniony jest takimi ludźmi, a im
  wyżej tym gorzej, bo każdy zrobi wszystko żeby osiągnąć cel.
Księżniczka Jurai zacisnęła pod stołem pięści. Insynuacje Watariego
były jasne jak słońce, chociaż trudno uwierzyć że ktoś mógłby się
zdobyć na podobną zuchwałość. Miała ochotę uderzyć go w twarz i odejść,
aby już nigdy go nie oglądać, ale przysięgła sobie że go wysłucha.
Jednakże nie mogła pozostawić tych oskarżeń bez odpowiedzi.
- To podłe co pan mówi! Wiem dobrze że u władzy nie są ludzie idealni,
  ale też nie pozwolę obrażać mojej rodziny i mojego ojca. - powiedziała
  z narastającym gniewem - Stara się robić co może dla swoich poddanych,
  a to że czasem musi dla dobra wszystkich zrobić coś niezgodnego z jego
  sumieniem, albo też to że w jego otoczeniu znajdują się ludzie bez
  skrupułów jeszcze o niczym nie świadczy. Nie ma ludzi idealnych, ale
  to nie znaczy że wszyscy którzy mają władzę zdobyli ją kosztem
  cierpień innych.
Umilkła oddychając ciężko.
Watari uśmiechnął się zaskoczony. Księżniczka jednak okazała się dużo
inteligentniejsza niż przypuszczał. Pozostało jedynie sprawdzić czy
będzie w stanie skonfrontować prawdę z tym co jej wpojono.
"Kurde, prawie mi przykro jej to mówić..."
- Myślałem dokładnie tak samo jek ty, ale do czasu. Mówiłem kiedyś, że
  w czasie ataku Ryoko na Jurai byłem poza planetą, pamiętasz?
Aeka przytaknęła zastanawiając się jednocześnie do czego Watari zmierza.
- Po powrocie zastałem zrujnowaną planetę. Yosho poleciał w pogoń za
  Ryoko, ty wyruszyłaś za nim. Minęliśmy się na kosmodromie, nie wiem
  czy pamiętasz, zresztą nieważne. Okoliczności były wprost wymarzone,
  dlatego większość wielkich rodzin Jurai rozpoczęła walkę o objęcie
  najwyższych stanowisk w nowo powołanym rządzie.
Skrzywił się z niesmakiem. Ton jakim wypowiedział ostatnie zdanie dość
dobitnie świadczył jakie to na nim wywarło wrażenie.
- Mnie zainteresowało jednak coś innego. Zwykli szarzy ludzie zadawali
  pytania. Jak to się stało? W jaki sposób pojedynczy statek potrafił
  przebić się przez pierścienie Juraiskiej ochrony orbitalnej, a potem
  dokonał wielkich zniszczeń w pałacu. Statki poderwano z handarów
  dopiero gdy pierwsze salwy uderzyły w miasto. Ludzie chcieli wiedzieć
  przez kogo dopuszczono się takiego karygodnego zaniedbania.
Watari przerwał opowieść gdyż do stolika podeszła kelnerka - uprzejma
młoda dziewczyna, zapewne uczennica miejscowego liceum. Na fartuchu
miała wyhaftowane imię Naoko. Spytała czy chcieliby coś jeszcze, na
co Watari pokręcił głową i poprosił o rachunek.
- Oczywiście przeprowadzono śledztwo. - Mono odprowadził wzrokiem
  pośladki dziewczyny aż ta zniknęła w kawiarni, po czym zaczął
  opowiadać dalej. - Wyniki wykazały zaniedbanie w konstrukcji
  urządzeń wykrywających. W tych czasach jako techników przy tak
  ważnych urządzeniach zatrudniano Triasea. Słyszałaś o nich może?
Aeka zamyśliła się.
- Niewiele... To chyba jest któraś z ras korzystających z opieki
  imperium Jurai.
- Taa... - mruknął - Opieki... I nie "jest", a "była". Triasea to
  genialni inżynierowie, zaprojektowali większość najwspanialszych
  budowli na Jurai i gdzie indziej. Pałac cesarski, Akademia Nauk,
  Kwatera Policji Galaktycznej... Kiedy śledztwo wykazało zaniedbanie,
  cofnięto im status opieki i wydano wyrok na całą planetę.
Aeka zakryła ręką usta. To przekraczało jej wyobraźnię. Watari
spojrzał na nią i mówił dalej.
- Przesiedlono tych którzy się na to zgodzili, resztę zostawiono, a
  całą planetę zamieniono w pustynię. "Przestroga dla innych, aby nigdy
  nie narażali na niebezpieczeństwo Imperium i cesarza Jurai", tak to
  nazwano.
Watari wstał od stolika i przeciągnął się. Aeka również wstała i
zasunęła za sobą krzesło. Twarz miała popielatą, jakby właśnie zobaczyła
upiora. Mono zerknął na nią niepewnie.
"Ona mi tu zaraz zemdleje, a jeszcze nie doszedłem do połowy."
- Dobrze się czujesz? - kiwnęła głową niepewnie - Może przejdźmy się do
  parku, będę mówił w drodze.
Aeka zgodziła się i po chwili szli już ulicą w kierunku majaczących się
między dachami drzew.
Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nie miała żadnych dowodów na
to że Mono mówi prawdę, ale taka kolej zdarzeń była prawdopodobna,
jednak z trudem wyobrażała sobie że jej ojciec podjął taką decyzję,
nawet dla dobra planety.
- Gdy wróciłem było już po wszystkim. - Mówił Watari idący tuż przed
  nią. - Większość Triasea zdecydowała się umrzeć na swojej ojczystej
  ziemi, inni zasiedlili wybraną dla nich planetę bardzo podobną do
  starej. Postanowiłem jednak przyjrzeć się całej sprawie bo bardzo mi
  się nie podobała. Gdybym wiedział jak to się skończy, pewnie nawet
  nie kiwnąłbym palcem...
Weszli między drzewa. Watari podszedł do pierwszego z nich, grubej
wiśni. Pogładził korę, po czym odwrócił się i oparł o pień.
Księżniczka zatrzymała się dwa metry od niego. Przeraziło ją to, co
mówiły jego oczy.
- Cała ta sprawa to było jedno wielkie oszustwo. - powiedział - Nie
  było żadnego zaniedbania technicznego, Triasea dobrze wywiązali się
  ze swoich zadań. Było za to inne. Młody Juraiczyk, pełniący wówczas
  służbę w budynkach Ogrodów Drzew zignorował sygnał ostrzegawczy.
  Właściwie nawet go nie słyszał, bo zbyt był zajęty igraniem z dwiema
  dziewczętami pobliskiego domu uciech! Wyłączył komputer żeby mu nie
  przeszkadzano i dlatego nikt nie wiedział o niebezpieczeństwie.
Aeka zaskoczona otworzyła usta, lecz słowa nie przedostały się przez
gardło. Nie wiedziała co powiedzieć, nie wiedziała nawet co *myśleć*.
- Kiedy dowiedziałem się o tym popełniłem straszliwy błąd. Czy twój
  brat mówił ci że byłem dla twojego ojca jak drugi syn?
Aeka przytaknęła.
- No właśnie. Licząc na jego pomoc zdecydowałem się ujawnić to wszystko.
  Poszedłem do głowy rodziny tego Juraiczyka domagając się ujawnienia
  prawdy. Miałem nadzieję że skoro miałem poparcie cesarza, nie będą
  mieć wyboru. Niestety nie wziąłem pod uwagę jak słaba jest jego
  prawdziwa władza.
Watari parsknął na wspomnienie tego co się wtedy stało. Zawód, złość,
rozczarowanie - to były najlepsze, chociaż zbyt łagodne słowa na
opisanie tego co wtedy czuł.
- To co chciałem ujawnić groziło skandalem, wszyscy zgodnie stwierdzili
  że nie można sobie na to pozwolić. Azusa, a wraz z nim cała Rada
  ugięli się pod ultimatum najpotężniejszej rodziny szlacheckiej na
  Jurai. W ten sposób trafiłem w ręce najpotężniejszej i prawdopodobnie
  najbardziej mściwej kobiety, Arisy Senadi...
- CO?!? - Aeka nie wierzyła własnym uszom. - Jak brzmiało jej imię???
Watari uśmiechnął się ponuro. Spojrzał na Aekę tak jak patrzy człowiek
opowiadający o najobrzydliwszej rzeczy jaką zobaczył w życiu.
- Tak. To przeciw rodowi Senadi próbowałem wówczas "wystąpić". Dzieciak
  który dopuścił się tego zaniedbania to był jej siostrzeniec, wepchnęła
  go tam wykorzystując swoje wpływy. Załatwiła mu w ten sposób
  niezobowiązującą, wysoką pozycję dla niedoświadczonego chłopaka. Gdyby
  wyszło na jaw co się naprawdę stało byłby całkowicie skończony, ale to
  pani baronowej nie obchodziło. Znacznie bardziej martwił ją fakt, że
  ona sama może przez to ucierpieć. Wiesz jak ambitna jest ta stara
  hipokrytka?
Pytanie było najzupełniej retorycznie i Mono dobrze o tym wiedział. Ród
Senadi był znany ze swojej potęgi i bezwzględności z jaką do niej
doszedł, ale Arisa przerosła wszystkich swoich przodków. Gdy chodziło o
jej pozycję i prestiż nie liczyło się dla niej absolutnie nic innego.
Aeka słuchała tego próbując przetrawić tę masę kłębujących się w niej
sprzecznych uczuć. Nie wytrzymała, musiała usiąść na stojącej przy
sąsiednim drzewie ławce. Gdzieś obok dobiegały ją śmiechy dzieci i
rozmowy jakiejś zakochanej pary, ale ona tego nie zauważała. Po raz
trzeci tego dnia świat dla niej umarł.
Watari popatrzył na wszystko ze smutkiem, ale także z pewną cyniczną
satysfakcją. Wiedział że nie ma już odwrotu i że musiał dokończyć to co
zaczął opowiadać. Podszedł do niej i usiadł na krawędzi ławki zakładając
ręce za głowę.
- Obdarła mnie z nazwiska, rodziny, wszystkiego co miałem. Zmontowała
  przeciw mnie dowody na zdradę stanu i na to że groziłem jej śmiercią.
  To ostatnie zresztą było proste, bo kiedy dowiedziałem się wszystkiego
  to straciłem nad sobą panowanie. Do tego doszły jeszcze głosy że
  jestem zagrożeniem dla Juraiańskiego systemu rządów i dla całego
  Imperium. Po krótkim pokazowym procesie wylądowałem w więzieniu z
  wyrokiem śmierci, zamienionym z jakiegoś nieznanego mi powodu na
  dożywocie. Senadi była wyjątkowo przebiegła. Znała moje możliwości i
  dochowała wszelkich starań abym był pilnowany bardzo sumiennie. Minęło
  dziesięć lat, zanim w końcu popełniła błąd i udało mi się uciec, ale w
  międzyczasie ta stara torba poużywała sobie ze mną naprawdę porządnie.
Księżniczka popatrzyła ze zgrozą na Watariego. Mówił to wszystko z taką
obojętnością, że aż nierealne wydawało się pomyśleć że spotkało go
kiedyś coś takiego. Właściwie jedynym uczuciem jakie słychać było w jego
głosie, był żal.
Mimo wszystko nie miała pewności. Zarówno od Arisy, jak i od doktora
Mono usłyszała dwie wersje tej samej histori. Intuicja podpowiadała jej
że prawdę mówi Mono, jednak baronowa Senadi miała na poparcie swoją
pozycję i reputację. Aeka potrzebowała czegoś co by ją przekonało.
Spojrzała Watariemu prosto w oczy, ale nie dostrzegła nic poza żalem.
- Mono-san, jaki ma pan dowód na poparcie swoich słów? - Spytała
  wyniosłym głosem.

Mono uśmiechnął się ponuro, jego twarz błysnęła żółtą poświatą.
"Maska! A więc to jednak nie jest jego prawdziwa twarz."
Nagle oczy Aeki rozszerzyły się z przerażenia, a ona sama krzyknęła gdy
zniknęło żółte światło i spod spodu ukazała się prawdziwa twarz Mono
Watari. Zakryła ręką usta z trudem powstrzymując torsje które nią nagle
targnęły.
To co widziała było przerażające. Prawa strona była zupełnie pozbawiona
skóry i części mięśni. Pozbawione warg usta ukazywały odsłoniętą szczękę
i wypalone na węgiel dziąsła. Prawe oko zastępował sztuczny narząd, z
oczodołu wytawała miniaturowa kamera obracająca się tak samo jak źrenica
lewego oka. Na lewym policzku, aż do przeciętego na pół ucha widać było
długą, ciętą bliznę.
- Czy to wystarczy? - Spytały upiorne usta, na wpół ludzkie na wpół
  trupie. - Być może słyszałaś o tym jak z ludzi podejrzanych o
  szpiegostwo wymusza się zeznania? Określone części ciała wystawia się
  na działanie mikroskopijnych strumieni plazmy. Nie ma nikogo kto
  wytrzymałby powyżej piętnastu minut takiego przesłuchania, a
  odpowiednio przeprowadzone nie pozostawia żadnych śladów.
Ostatnie słowa wypowiedziane zostały z ironią. Watari przywrócił swojej
twarzy poprzedni wygląd.
- Senadi zleciła tę pracę swoim najlepszym specjalistom. Nie chciała
  niczego ode mnie, oprócz zemsty za to że ośmieliłem się ją tak
  znieważyć, w jej mniemaniu oczywiście. Aby osiągnąć taki efekt przy
  normalnej procedurze przesłuchań potrzebowała trzech miesięcy, potem
  jej się znudziło. Zapewne jej eksperci napisali potem jakąś książkę,
  bo rezultatów tak długich tortur nie widział chyba jeszcze nikt.
Dodał uśmiechając się pod nosem. Aekę uderzyła beztroska w jego głosie,
mówił tak jak gdyby to nigdy się nie wydarzyło. W Watarim najbardziej
przerażała ją ta beztroska którą potrafił wykazywać nawet w najbardziej
makabrycznych sytuacjach, stwierdziła to już z całą pewnością.
- To już cała historia moich przejść z Juraiańskimi wyższymi sferami. 
  - Stwierdził Mono spoglądając na Aekę spokojnymi, idealnie brązowymi
  oczami. - Co teraz powiesz, księżniczko?

Aeka milczała jeszcze długo, aż w końcu podjęła decyzję. Stanęła przed
Watarim ze złożonymi dłońmi i skłoniła się głęboko.
- Jako następczyni tronu Jurai, w imieniu mojej rodziny i mojej
  ojczystej planety przepraszam cię Mono Watari za zbrodnie których się
  wobec ciebie dopuszczono. - powiedziała powoli i uroczyście -
  Przysięgam iż dopilnuję aby prawda wyszła na jaw, a winni tego czynu
  zostali ukarani. Błagam też o wybaczenie dla mojego ojca, zapewne
  popełnił ten błąd kierując się swoimi obowiązkami wobec poddanych.
Zaskoczony Watari przyjrzał się księżniczce uważnie. Z pewnością myślała
dokładnie to co mówiła. Pokręcił głową i wstał.
- Nie o to chodzi. Najbardziej z tego dotknął mnie fakt że ludzie na
  których liczyłem, a którzy mogli mi pomóc nie kiwnęli nawet palcem, a
  ci którzy chcieli, okazali się zbyt ulegli i słabi. Takie okazało się
  Imperium Jurai, tacy ludzie tak naprawdę tam rządzą. Nie chciałem
  przeprosin, chciałem tylko abyś to pojęła, rozumiesz? Nie mogę też
  nikomu przebaczyć, ponieważ ta sprawa dla mnie umarła dawno temu.
Aeka skinęła głową bez słowa, zawstydzona.
- Nawet nie wiesz jak mnie cieszy, że zrozumiałaś. Teraz już wiesz co
  miałem na myśli mówiąc że miałaś szczęście trafiając tutaj.
Rozejrzał się po parku, dostrzegając okolice w zupełnie innym świetle.
Było bardzo pogodnie i ciepło, jemu ponownie chciało się żyć
- Mono-sama...
- Słucham, księżniczko? - Spytał wyrwany z zadumy.
- Muszę ci coś wyjaśnić, ale proszę abyś nie mówił do mnie księżniczko.
  Po tym co usłyszałam...
- Dobrze, Aeka-san. - Poprawił się Watari - O co więc chodzi?
- To prawda że się pana bałam. Wszystko dlatego że otrzymałam dziś rano
  komunikat od baronowej Arisy Senadi. Dotyczył ciebie.
Watari zagryzł wargi słysząc to nazwisko. Wszystko się komplikowało, a
ta zawzięta baba najwyraźniej nawet po upływie siedmiuset lat nie mogła
zapomnieć zniewagi.
- No tak... Wiedziałem że prędzej czy później moja sielanka się skończy.
  Zapewne twoje Drzewo Mocy zarejestrowało mój obraz kiedy przebywałem
  w laboratorium Washuu. To naturalne że Senadi mają agentów w Ogrodach
  Drzew.
- To prawda. - powiedziała - W wiadomości ostrzegała mnie, że jest pan
  poszukiwanym przestępcą i że w stronę Ziemi zmierza już oddział który
  ma pana pojmać.
- Rozumiem. - Westchnął i zaczął coś gorączkowo przeliczać. - Ród Senadi
  ma dostęp do drzew drugiej kategorii, więc nawet zakładając że zdobyli
  ten obraz tuż po tym jak się tu dostałem, dotrą na orbitę najwcześniej
  za pięć dni. Do tego czasu zdążę się przygotować do drogi i odlecieć.
  Chwilowo nie ma powodów do żadnych obaw. Zdążę jeszcze u was zabawić
  przez kilka dni.
Zaśmiał się, a Aeka zastanawiała się jak w takich okolicznościach można
być tak beztroskim.
- Nie musi pan odlatywać. - zaprotestowała - Proszę się nie obawiać,
  jest pan pod moją osobistą ochroną. Chcę, aby ta sprawa została
  wyjaśniona.
- Nie zależy mi na tym. - mruknął - Cierpiałem już za innych bez powodu
  i nie chcę aby coś takiego spotkało kogoś przeze mnie.
- Ależ...
- Dość. - przerwał jej zdecydowanie - Odlecę za cztery dni. Tymczasem
  lepiej zróbmy zakupy, bo Sasami gotowa jest wszcząć poszukiwania jeśli
  wkrótce nie wrócimy.
Aeka umilkła, a po chwili uśmiechnęła się lekko. Sposób bycia doktora
Mono był dla niej szokujący, ale miał pewien urok. Niezwykła była ta
pewność siebie, zdecydowanie i swoboda. Księżniczka rzadko zmieniała tak
szybko zdanie, ale tym razem musiała przyznać się przed sobą samą że
popełniła wielką pomyłkę.
"Cóż, znowu Sasami miała rację. Chyba tak będzie już zawsze."

* * *

Praca przy rusztowaniu ucichła na pewien czas gdy Sasami i Washuu
pojawiły się z obiadem i dużym składanym stołem. Było już chłodno, gdyż
słońce znalazło się za górą na której była wybudowana świątynia. Od
jeziora dolatywała przyjemny, wilgotny wiatr.
Obiad odbył się pod dużym drzewem nad jeziorem i był dziwnie cichy.
Tenchi, ojciec i dziadek byli zbyt zmęczeni aby rozmawiać, Mihoshi nie
było, a i Ryoko nie miała się z kim droczyć. Sasami w trochę ponurym
nastroju jadła Sashimi - coś było nie tak z jej siostrą, ale
dziewczynka nie wiedziała co.
- Martwię się o Aekę i pana Watari... Czemu nie ma ich tak długo?
- Nie martw sie. Zapewne postanowili przejść się gdzieś i mile spędzją
  czas. - Machnęła ręką Ryoko próbując jednocześnie zainteresować sobą
  wyczerpanego Tenchiego.
Musiała przyznać że była zaskoczona, nie miała pojęcia że Aeka mogłaby
się tak szybko zainteresować tym doktorkiem. I bardzo dobrze, nieważne
jak to miałoby się skończyć, w tej jednej sprawie Aeka mogła liczyć na
jej pomoc.
"Tak długo jak zostawia Tenchiego w spokoju może robić co jej się
 podoba. Kto wie, może nawet udzielę tej wstydliwej panience kilku
 praktycznych *kobiecych* rad."
Ryoko łyknęła nieco chłodnego koktajlu i przytulona do Tenchiego zabrała
się za jedzenie.
"Swoją drogą nie ma w tym nic dziwnego - pojawił się ktoś kto niegdyś
 bywał w wyższych sferach Jurai i księżniczka zwróciła na niego uwagę.
 Szydło zawsze wyjdzie z worka..."
Twarz demonicy rozjaśniła się w uśmiechu tak szerokim, że kończył się w
okolicach uszu. Teraz już nic nie stało na jej drodze do Tecnhiego, a
sam Tenchi nie zarzuci już jej nieczystych zagrywek!

Sasami patrzyła na Ryoko nie do końca rozumiejąc o co jej chodziło, ale
cieszyła się że jej siostra wreszcie przekonała się do pana Mono.
"Kiedy wrócą, przygotuję dla nich specjalne porcje."
Nudziło jej się też troszkę bez Mihoshi. Podobno musiała nagle wyjechać
do pracy, szkoda... Na szczęście Sasami na dłuższą metę nie mogła się
nudzić, kiedy...
- Miau! - Odezwała się Ryo-ohki za jej plecami.
No właśnie...
- Miyaaa! - Zawtórował jej stojący obok Ihyou-ohki.
Sasami przybrała groźną pozę.
- Nie! Już wam dałam cały koszyk!
Kotuliki popatrzyły na nią błagalnie.
- MIAU!... - Mały chórek przewiercił dziewczynce uszy.
Westchnęła. Dobrze wiedziała że coś takiego się znajdzie. Z kieszeni
sukienki wyciągnęła wyjątkowo dużą marchewkę.
- Mam tylko jedną, przykro mi. Dostanie ją szybszy z was.
Rzuciła marchewką najdalej jak mogła. Wszyscy wybuchnęli śmiechem widząc
jak dwa zwierzaki kicają po zielonej trawie w stronę leżącego
kilkadziesiąt metrów dalej smakołyku. Ihyou-ohki z łatwością wyprzedził
przeciwniczkę i pierwszy dopadł zdobycz.
- Miau... - Zmartwiona kotuliczka zatrzymała się i opuściła łebek.
  Podreptała powoli w kierunku stojącego triumfalnie Ihyou-ohki.
Ihyou-ohki najwyraźniej dostrzegł smutek Ryo-ohki gdyż podszedł, trącił
ją nosem po pyszczku i położył marchewkę na trawie.
- Miyaaa... - zamiauczał zachęcająco.
Ryo-ohki popatrzyła z niedowierzaniem. Ihyou-ohki zrobił minę którą
można było przy odrobinie wyobraźni nazwać uśmiechem. Pyszczek
kotuliczki rozpromienił się.
- Miau, miau, miau!!! - Podskoczyła, po czym musnęła Ihyou-ohki'ego
  nosem i zabrała się za jedzenie od jednej strony, starając się zrobić
  i jemu jak najwięcej miejsca. Marchewka była duża, wystarczyła dla
  obu.
Sasami patrzyła na nie rozbawiona.
"One są zakochane!" ucieszyła się dziewczynka "Kawaiiii..."
Zabrała się do jedzenia. Wszystkie jej smutki zniknęły ostatecznie.

* * *

Watari jęknął i zarzucił na siebie plecak. Był wprawdzie mały, ale
ciężki jak diabli.
- Coś ty tam nakupowała???
Aeka przybrała zdziwioną i lekko urażoną pozę.
- Tylko to o co prosiła mnie Sasami.
Wyszli ze sklepu. Powitał ich lekki chłód późnego popołudnia. Ludzie
dopiero teraz wylegli na ulicę rozkoszując się świeżym powietrzem.
Miasto zapełniło się gwarem głosów.
- Uff... - stęknął po raz kolejny - Gdybym wiedział że tyle tego będzie,
  to zamiast iść do sklepu zleciłbym to aparaturze Washuu, albo zabrał
  sobie kieszonkowy portal do załadowania tego jedzenia.
- Ale wtedy nie porozmawialibyśmy. - Odparła Aeka uśmiechając się
  życzliwie. - I nadal miałabym o panu złe pojęcie, Mono-san.
Ruszyli w drogę powrotną. Jakiś chłopiec przebiegł obok potrącając lekko
Aekę. Księżniczka odwróciła się za nim, ale złość niemal natychmiast jej
przeszła gdy zobaczyła tego roześmianego malca i jego kolegów.
- Też racja. - zgodził się Watari - Tylko skoro już to wszystko zostało
  wyjaśnione, to mów mi po prostu Watari, tak jak wszyscy.
Aeka zmieszała się.
- Ja... Nie wiem czy mogę... - zaczerwieniła się
Mono pomyślał przez chwilę.
- No tak, zapomniałem... A niech ci będzie, tylko nie miej do mnie żalu
  że nie będę traktował cię po królewsku.
- Rozumiem. Nie wymagam tego.
Watari zaśmiał się wyrozumiale.
- Jednak nie rozumiesz. - wyjaśnił - Tu zupełnie nie o chodzi o to co
  się stało, tylko o to jaki jestem. Nigdy nie zwracam się do nikogo
  używając oficjalnych tytułów. Dla mnie to po prostu głupie.
Aeka zdziwiła się bardzo. Dla niej coś takiego było nie do pomyślenia.
Nie wyobrażała sobie również jak Watari mógł być lubiany na Jurai skoro
zachowywał się w podobny sposób.
- Nie uważa pan że jest to trochę niegrzeczne?
- Dla mnie nie. - stwierdził bez namysłu - Jeśli ktoś to źle odbierze to
  już nie jest moja wina.
Szli powoli ulicą. Nagle Aeka zatrzymała się przed wystawą sklepu z
odzieżą. Watari spojrzał zaciekawiony - na wystawie prezentowane były
kostiumy kąpielowe.
- Niezłe. Interesuje cię któryś z nich? - spytał Aekę.
Księżniczka niepewnie przyjrzała się po kolei każdemu z nich.
- Washuu uważa że powinnam nosić coś co odpowiada tutejszemu klimatowi,
  ale nie wiem co wybrać żeby nie wydało się to Tenchiemu zbyt wulgarne.
  Ryoko go wystarczająco peszy swoim zachowaniem. - Parsknęła niezbyt po
  królewsku.
Mono kiwnął ze zrozumieniem głową przy okazji przyglądając się towarowi
zebranemu na wystawie. O tak... Dałby wiele żeby zobaczyć w tym kogoś
oprócz manekinów, *zwłaszcza* Aekę.
- Ale zupełnie się na tym nie znam. - ciągnęła - Mi one wszystkie wydają
  się nieprzyzwoite, chociaż jak widzę w telewizji są tu bardzo
  popularne.
- Nie przyjrzałaś się przez ten rok lokalnej modzie?
Pokręciła głową.
- Poprzednie lato było dużo łagodniejsze, a to nadeszło tak szybko...
  Nie myślałam że coś takiego będzie mi potrzebne. Poza tym nadal nie
  mogę się przekonać...
Watari zamyślił się nieco. Wątpił czy Aeka na to przystanie, ale zawsze
można było na to przyznać.
- Mogę spróbować ci coś wybrać.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Mam dość szczegółową wiedzę na temat ziemskiej mody. - wyjaśnił -
  Pamiętasz, mówiłem że miałem zamiar pomieszkać tu trochę? No więc
  przed lądowaniem nauczyłem się tego i owego. Pytanie tylko czy zaufasz
  mojemu gustowi.
Aeka ze zgrozą spojrzała na niego, a potem na nadruk na jego koszulkę.
Zastanowiwszy się jednak, stwierdziła że Mono mógł mieć rację.
"W razie czego po prostu zrezygnuję..."
- Dobrze Mono-san, zdam się na pana opinię.
Watari zaśmiał się nerwowo.
"Lepiej zdaj się na tutejszą sprzedawczynie, bo ja nie mam ochoty
 później cierpieć."
Aeka ruszyła po niewielkich schodkach w górę i pchnęła drzwi, a Watari
wszedł tuż za nią. Znaleźli się w przestronnym, jasnym i dobrze
klimatyzowanym pomieszczeniu. Mono rozejrzał się i poprowadził
księżniczkę do miejsca gdzie na półkach pyszniły się sny każdego
szanującego się nastolatka.
- Dobrze... - Stwierdził gdy dotarli na miejsce i rozejrzał się po
  półkach.
Przy stoisku przywitała ich drobna, czterdziestoparoletnia kobieta.
- Dzień dobry państwu, czy można w czymś pomóc? - spytała uprzejmie
- Owszem... Moja... kuzynka szuka dla siebie kostiumu kąpielowego, ale
  nie bardzo wie co na nią będzie pasować. Mam nadzieję że nam pani
  pomoże.
Sprzedawczyni roześmiała się.
- Po to tutaj jestem.
- Dobrze. - kiwnął głową Watari - Chcemy coś jak najmniej wyzywającego,
  ale z klasą. Najlepszy chyba będzie jednoczęściowy w kolorze... Jaki
  kolor by ci odpowiadał?
Aeka zaskoczona popatrzyła na gapiącego się na nią Mono. Dopiero po
chwili zorientowała się że mówił do niej.
- Bardzo lubię fiolet, ciemniejsze odcienie niebieskiego i jasną
  czerwień.
"Taa... Wcale bym się nie domyślił..." pomyślał patrząc na kimono.
Sprzedawczyni również przyjrzała się uważnie, choć z pewnym zdziwieniem
strojowi Aeki.
- Dla takiej eleganckiej młodej damy jak pani znajdzie się coś
  specjalnego. - Zaczęła zbierać z półek kilka różnych kompletów. -
  Najlepiej będzie jak przymierzy je pani po kolei i zdecyduje.
  Hachiko-chan! Pozwól na chwilę!
Na stoisku zjawiła się młoda dziewczyna, nieco młodsza od Aeki. Miała
długie włosy spięte w koński ogon.
- W czym mogę pomóc? - Spytała wesoło. Była typem wiecznie roześmianej
  dziewczyny. Watari był pewien że miała wielu przyjaciół.
- Pójdziesz z panią do przebieralni i pomożesz z tymi kostiumami,
  doradzisz. Ty lepiej wiesz co noszą damy w twoim wieku. - Dała jej
  przygotowane wcześniej stroje.
- Jasne mamo. Proszę ze mną. - Pobiegła niemal w stronę najbliższych
  drzwi, a Aeka powoli poszła za nią.
- Ech, te zwariowane dzieciaki. Nie to co pańska kuzynka... - odezwała
  się sprzedawczyni - Proszę usiąść, to chyba trochę potrwa. Napije się
  pan czegoś?
Watari usiadł na krześle i rozejrzał się po sklepie.
- Wody mineralnej, jeśli ma pani.
- Proszę. - podała mu napełnioną szklankę - Pańską kuzynkę widuję w
  miasteczku od czasu do czasu, ale pana widzę po raz pierwszy.
  Nieczęsto odwiedzają nas cudzoziemcy. Znakomicie mówi pan po
 japońsku, zapewne mieszka pan tutaj już długo.
- Bardzo krótko, - odparł - ale czuję się jakbym znał wasz kraj od
  wieków.
Oboje zaśmiali się głośno i szczerze.
- Ona mieszka w domu Masakich przy świątyni, prawda? - Watari
  przytaknął - To bardzo mili ludzie, chociaż czasami dzieją się wokół
  nich dziwne rzeczy.
- O? - Mono wykazał uprzejme zainteresowanie starając się nie pokazać
  jak bardzo chciałby zakończyć tę kłopotliwą rozmowę.
- Czy wie pan... - ściszyła głos - że rok temu cały ich dom porwali
  kosmici i przenieśli nad jezioro? Sama widziałam jak znikał.
  Masaki-san był taki przerażony że musiałam go uspokajać jak dziecko!
Ponownie się roześmieli.
- Mogę o coś spytać? - Spytała ostrożnie, a zaciekawiony Watari kiwnął
  głową. - Pańska kuzynka...
- Aeka. - poprawił
- Właśnie, Aeka-san... Czy Aeka-san jest dziewczyną Tenchiego?
- Cóż... - Mono był nieco zakłopotany - Jeśli chodzi o to...
Nagle skrzypnęły otwierane drzwi. Watari odetchął z ulgą, Aeka wróciła w
samą porę.
- O, szybko wróciłaś. - Odezwał się odwracając w stronę z której doszło
  go skrzypnięcie. - I jak...PHFFFTTSSS!!!
Aeka ze strachu i zdziwienia szeroko otworzyła oczy.
"Co się stało? Czyżbym źle wybrała? A może jednak... jednak nie mam
 ładnego ciała?"
Tysiące ponurych myśli przelatywały przez głowę księżniczki, podczas gdy
Watari wycierał się z resztek wody minieralnej która trysnęła mu nosem.
Mimo to nie był w stanie oderwać wzroku od tego co miał przed sobą.
A było na co patrzeć. Księżniczka Aeka stała zawstydzona, z pochyloną
głową i rękami skromnie złożonymi na brzuchu. Ubrana była w dwukolorowy
strój idealnie dopasowany do jej figury. Przycięty był tak, że krawędź
materiału przechodziła od lewego ramienia, pod szyją, nad prawą piersią,
aby zniknąć w końcu tuż pod prawą ręką, poza tym wyglądał jak zwykły
kostium jednoczęściowy. Kolor u samej góry jasnoniebieski niżej
ciemniał, aby na samym dole przejść w granat.
Mono udało się przestać kaszleć, nadal jednak nie mógł wydusić z siebie
nic więcej poza oddechem.
- Wyglądasz... niesamowicie. - Zdołał wreszcie coś powiedzieć.
*Tylko tyle umiesz?* wrzeszczało coś wewnątrz niego.
Aeka przełamała zawstydzenie, podniosła głowę i powoli oparła rękę na
biodrze. Wyglądała przy tym tak bosko...
- No, muszę przyznać że już dawno nie miałam tak pięknej klientki. -
  stwierdziła z uznaniem sprzedawczyni. Można tylko pozazdrościć pani
  chłopakowi.
Na twarz księżniczki natychmiast wstąpił silny rumieniec. Stojąca z boku
Hachiko parsknęła śmiechem.
- O tak, na pewno zgłupieje na taki widok. - potwierdziła wesoło
Watariemu wreszcie udało się całkowicie dojść do siebie. Spojrzał na
Aekę czekając co powie.
- Cóż... - zaczęła - Podoba mi się, ale czy to naprawdę do mnie pasuje?
- Naprawdę. - zapewnił ją Mono - Nie wiem czy znajdziesz gdzieś coś
  lepszego dla siebie.
Aeka nieco przychylniej spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze
stojącym obok. Rzeczywiście, ten strój był piękny, chociaż jeszcze nigdy
nie nosiła publicznie czegoś tak odsłaniającego ciało. Mimo wszystko
zdecydowała że jeśli ma mieszkać na tej planecie, to musi wreszcie
przyzwyczaić się do tutejszych zwyczajów.
- Więc chyba go wezmę. Zapakuje go pani dla mnie?
- Oczywiście. - skinęła sprzedawczyni - Proszę się przebrać i zostawić
  wszystko Hachiko-chan.
Aeka zniknęła w przebieralni, aby po chwili wrócić ubrana w kimono z
podłużną paczuszką w ręce.
- Ja płacę. - Odezwał się Watari, pozostając niewzruszony na protesty
  "kuzynki". - Przyjmujecie karty kredytowe?
- Oczywiście. Proszę chwilkę poczekać. - Wzięła kawałek plastiku i
  zniknęła w głębi sklepu.
Aeka podeszła do doktora Mono.
- Nie pozwolę aby płacił pan za mnie. Poza tym skąd ma pan tę kartę? -
  szepnęła cicho
- Tss... Washuu mnie prosiła abym to wypróbował. - syknął jej do ucha
  - Chciała się przekonać czy ziemski system bankowy jest tak łatwy do
  spenetrowania jak sądziła.
- To znaczy że to nie pana pieniądze? - Księżniczka nie kryła oburzenia.
Watari nie przejął się zbytnio groźbą w jej głowie.
- Spokojnie. Pieniądze idą z konta pewnego nieziemsko bogatego gaijina.
  Zreszta i tak nikt go tutaj nie lubi, więc chyba dobrze że choć raz
  się komuś przysłuży zamiast tylko utrudniać ludziom życie.
- Ale to nadal kradzież... - burknęła gniewnie
- Więc zabij Washuu, bo to był jej pomysl. Zresztą chyba lepsze to, niż
  narażać Masakich na kolejne wydatki, skoro wczoraj rozwaliłaś im dom.
Aeka otworzyła usta aby odpowiedzieć, ale zamilkła. Mono miał sporo
racji.
Sam Mono myślał w tej chwili o czymś zgoła innym.
"Miejmy tylko nadzieję że nas za to nie zamkną..."

* * *

Niebo robiło się już czerwone gdy Aeka i Mono wreszcie dotarli do domu.
Powitała ich czekająca już przy "bramie" Sasami.
- Onee-chan! Watari-san! Gdzie byliście tak długo?
Wyglądała na zmartwioną. Aeka podeszła do siostry i przytuliła ją.
- Przepraszam Sasami... Musiałam nieco dłużej porozmawiać z panem Mono.
Dziewczynkę bardzo zdziwił nagły pokaz siostrzanych uczuć. Czuła że
stało się coś ważnego, ale uspokoiła się gdy zobaczyła uśmiech na twarzy
Aeki.
- Miałaś rację Sasami. Przepraszam za to co się stało wczoraj w kuchni.
Buzia młodszej księżniczki z radości pojaśniała jak słońce.
- Naprawdę??? Pogodziłaś się z panem Watarim? - Spojrzała pytająco na
  Mono.
Skinął głową uśmiechając się porozumiewawczo, a Sasami roześmiała się
jeszcze bardziej.
- Nareszcie! Mówiłam ci przecież że on nie może być taki. Teraz już
  zostaniecie przyjaciółmi, prawda?
- Bardzo możliwe... - stwierdziła Aeka
"Tylko mimo wszystko mógłby być trochę bardziej uprzejmy i nie tak
 złośliwy."
Sasami pobiegła w stronę placu budowy, gdzie Tenchi z ojcem i dziadkiem
powoli kończyli pracę - zapadał zmrok. Biegła najszybciej jak mogła i w
końcu zdyszana stanęła pod rusztowaniem.
- Tenchi!!! - Krzyknęła do zaskoczonego chłopaka. - Aeka już nie gniewa
  się na pana Watari! Pogodzili się.
- Naprawdę? To świetnie. - Tenchi odetchnął z ulgą patrząc na
  księżniczkę i Mono zbliżających się właśnie do domu.
"Swoją drogą ciekawe co się stało. Gdy Aeka coś postanowi to rzadko
 zmienia zdanie..."

Ryoko tez się zjawiła. Była zmęczona jak diabli od ciągłego noszenia
desek, ale i zadowolona bo wcześniej Tenchi na widok jej pracy zrobił
wielkie oczy, a potem był taki zadowolony. Teraz Ryoko z równym
zadowoleniem przywitała się z Watarim i Aeką idącymi RAZEM.
- Heej! Co tam słychać gołąbki? - spytała z góry
Aeka kolejny raz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- Ależ co ty insynuujesz, Ryoko-san???
Ryoko podleciała i szturchnęła księżniczkę łokciem.
- No, nie musisz tak udawać, przecież Watari to naprawdę fajny facet.
  Nawet trochę ci zazdroszczę że masz kogoś o wiele śmielszego niż
  Tenchi. - stwierdziła konspiracyjnie - Cieszę się na twoje szczęście
  i na to że wreszcie się pogodzimy, a ja będę mogła zaopiekować się
  Tenchim.
- CO?!? - Aeka tym razem zzieleniała - Wybij sobie to z głowy ty pusta
  beczko na sake! Tenchi zawsze był mój i tak pozostanie!
Dziewczyny stanęły naprzeciw siebie niemal dotykając się nosami. Każda
z nich wiedziała na co się zanosi. Wiedzieli to też inni, bo rozsądnie
odsunęli się na bezpieczniejszą odległość.
- Bigamistka!
- Niewyparzony ozór!
- Coś ty powiedziała???
- Prawdę!

Sasami westchnęła widząc swoją siostrę i kosmicznego pirata kłębiących
się na dziedzińcu bynajmniej nie w miłosnych uściskach. Odwróciła głowę.
- Przygotuję teraz dla was obiad, a potem Watari-san zagra nam wszystkim
  coś na flecie, dobrze? - Sasami bardziej stwierdziła niż spytała.
- W sumie czemu nie? - westchnął - Mam jeszcze sporo czasu na
  przygotowania do odlotu.
Uśmiech dziewczynki znikł. Była pewna że źle usłyszała.
- Co pan mówi...
- Muszę lecieć maleńka. - odparł smutno - Ścigają mnie ważne sprawy.
- Nie! - krzyknęła głośno
- Przykro mi.
- NIE!
Dziewczynka stanęła prosto z wyprostowanymi wzdłuż tułowia rączkami i
zaciśniętymi pięściami. Nagle pojawiła się przed nią Aeka której tym
razem udało się zakończyć kłótnię w rekordowym tempie. Miała potargane
włosy i rozdarty rękaw. W podobnym stanie była również Ryoko siedząca
na pobliskiej gałęzi i patrząca na to wszystko najeżona ze złości.
"A już myślałam że mam z tym spokój. Za proste żeby było prawdziwe..."
- Nie bądź uparta Sasami. - skarciła ją delikatnie siostra - Watari-san
  też się to nie podoba, ale musi lecieć.
- To nie w porządku... - mruknęła w odpowiedzi - Wróci pan szybko?
Skinął głową.
- Możliwe.
"Jak się ten cały młyn uspokoi, czyli nie wcześniej niż za rok albo i
 dwa. A nawet wtedy ta paranoiczka pewnie będzie tu miała swoich
 agentów."
Sasami zwiesiła głowę, ale po chwili uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie nie będę tracić czasu i przygotuję jedzenie. Kupiłaś to
  o co cię prosiłam, siostrzyczko?
Aeka potwierdziła.
- Watari-san ma to wszystko.
Podeszła do Watari, ale ten nie pozwolił wziąść plecaka
- Zaniosę do kuchni. To waży chyba z tonę.

W kuchni Watari zrzucił z siebie plecak. Jęknął i rozmasował obolałe
plecy.
- Gdzie mam to włożyć? - spytał
- Na stole! - odparła dziewczynka krzątając się po kuchni. - I niech pan
  idzie nad jezioro, to zaraz przyniosę obiad.
Watari otworzył plecak i sięgnął do środka. Wyjął płaską paczuszkę.
"No tak, tego tu nie zostawię."
Odłożył ją na bok i zaczął wyjmować pozostałe zakupy, po czym wrzucił
kostium z powrotem do plecaka.
- To ja już pójdę. Czekam z niecierpliwością na to co przygotowałaś.
- Będzie ci smakować, obiecuję! - krzyknęła
Watari uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z kuchni. Miał mało czasu.

Washuu znalazł za trzecim podejściem przy generatorze materii. Robiła
coś, czego Mono nie widział nigdy na oczy i szczerze mówiąc wolał nie
dociekać co to takiego było.
- Washuu-chan, będę potrzebował twojej pomocy.
- Hę? - Odwróciła się zaciekawiona.
- Jeszcze dziś wieczór przygotuję schemat pewnego urządzenia. Pomożesz
  mi je zbudować? Musi być gotowe w ciągu trzech dni.
- O... - zdziwiła się jeszcze bardziej - A skąd ten pośpiech?
- Muszę odlecieć za cztery dni, a to urządzenie przeniesie energię
  kamieni Kimitsu do Ihyou-ohkiego.
Washuu zmarszczyła brwi. Nie musiała być geniuszem żeby zorientować się
że stało się coś złego. Ale była i miała jak najgorsze przeczucia.
- W porządku. - odpowiedziała - Mam nadzieję że się jeszcze odezwiesz.
  Nie pogadaliśmy dłużej o tych kamieniach.
Watari podszedł do jej komputera i wpisał kilka liczb.
- To współrzędne kanału komunikacji nadprzestrzennej na którym możesz
  mnie złapać. Nie wolno ci tego NIKOMU ujawniać. - dodał poważnie
- Jeśli ci tak zależy... - mruknęła zamyślona - Ale niepotrzebnie tak
  się denerwujesz tym swoim gadżetem, możesz stąd odlecieć inaczej.
Odpowiedziało jej zaskoczone spojrzenie
- O czym ty mówisz?
- Jakąś godzinę temu odebrałam sygnał z komputera astronomicznego. -
  wyjaśniła - Między Ziemią a Marsem otwarł się portal nadprzestrzenny.
  Statek jest teraz na orbicie, pewnie cię zabiorą jeśli poprosisz.
Twarz Watari'ego zrobiła się popielata.
- Jaki statek? O czym ty mówisz?
- Chyba juraiański, ale nie przeprowadziłam badań. Wkrótce się okaże,
  więc szkoda było zachodu. - stwierdziła wzruszywszy ramionami.
Mono zachwiał się. Po czole spłynęły krople zimnego potu.
"Niemożliwe! Nie mogła tu dotrzeć tak prędko, nie ma prawa mieć dostępu
 do takiej technologii!"
Popędził najszybciej jak umiał w kierunku wyjścia. Washuu z zaskoczeniem
patrzyła na tuman kurzu jaki wzbił.
"Co mu się stało? Chyba lepiej będzie jak też tam pójdę." stwierdziła i
 pobiegła za nim.

* * *

- Mono-san! - krzyknęła Aeka widząc wypadającego przez drzwi Watariego.
  - Niech pan patrzy!
Mono spojrzał w kierunku w którym wskazywała, a w który wpatrywali się
również wszyscy zebrani nad jeziorem.
Większą część nieba zajmował gigantycznych rozmiarów śnieżnobiały statek
z wyraźnie widocznym Drzewem Mocy na szczycie.
- Toura! - krzyknął Yosho
- Tak, to Toura. - odpowiedział Watari - Ale nie rozumiem jak. Senadi
  nie mogą dysponować drzewami pierwszej klasy.
- Seandi? - spytał zaskoczony  Yosho - A co oni mają do tego?
- Ona przyleciała tu po doktora Mono, bracie - stwierdziła Aeka i
  zupełnie już cicho dodała - ale go nie dostanie, przysięgam.
Yosho spojrzał na Aekę, później na Watari. Niewiele rozumiał, ale
wiedział że sprawa wygląda poważnie. Jego przyjaciel był przerażony.
- Jeśli nie masz ochoty się z nimi spotykać, możesz uciec przez moje
  laboratorium. - Podpowiedziała Washuu nie spuszczając z oczu jednego
  z najpiękniejszych statków floty Jurai. - Przeniosę Ihyou-ohkiego w
  przestrzeń poza laboratorium.
Watari pokręcił głową.
- To niemożliwe. Ihyou-ohki musi najpierw dorosnąć. Zamierzałem to
  przyspieszyć przez przekazanie mu energii z kryształów, ale teraz już
  tego nie zrobimy.
- To co zamierzasz zrobić? - Spytała Washuu. Mono spojrzał na nią w
  sposób który doskonale mówił co myśli o tym pytaniu.
"Poderżnę sobie gardło, to chyba najlepsze wyjście."
Spojrzał ponuro na Aekę, a księżniczka odwzajemniła spojrzenie. W jej
oczach błyszczała zawziętość.

Księżniczka Aeka Jurai stała nad jeziorem ubrana w uroczysty strój. Tuż
za nią stał Yosho i Watari, a z tyłu całą tę scenę obserwowali z
zaciekawieniem Tenchi, Nobuyuki, Sasami i Washuu. Ryoko siedziała na
drzewie przyglądając się wszystkiemu z wielkim niepokojem i pragnąc
pozostać niezauważona.
- Tenchi-niichan, co się właściwie dzieje? - spytała cicho dziewczynka
- Nie mam pojęcia Sasami, ale wygląda to poważnie. Mam nadzieję że
  wkrótce się wszystkiego dowiemy.
- Wszystko w co zamieszani są juraiczycy jest poważne. - switwierdziła
  z przekąsem Washuu - Miejmy tylko nadzieję że nas to ominie.
Z przodu nastrój nie był najlepszy.
- Rozumiem... - Mruknął Yosho któremu Watari opowiedział pokrótce swoją
  historię. - Arisa Senadi to niebezpieczny przeciwnik, wiele
  ryzykowałeś.
- Liczyłem na to że nie jestem sam. Jak widać bezpodstawnie.
- Może... Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem, zapewne poddam się tej dziwce. To jedyne co mogę zrobić
  żeby was nie narażać.
- Cicho! - Mruknęła Aeka którą zirytował dialog toczący się za jej
  plecami.
- Nie będę was narażać! - warknął Watari
- Dość powiedziałam! Od teraz jako Juraiczyk pozostajesz pod moimi
  rozkazami. - Stwierdziła Aeka z siłą której jeszcze nikt u niej nie
  słyszał.
Wszyscy osłupieli, jedynie tylko Yosho kiwnął głową z uznaniem.
- Dobrze. Teraz siedźcie cicho! - powiedziała odwracając głowę -
  Nadchodzi.

Kilka metrów z przodu pojawił się słup światła. Zamiast zniknąć spłynęło
powoli, jakby było złocistym syropem odsłaniając postać ukrytą pod
spodem.
Przed księżniczką Aeką stała ognistowłosa kobieta, ubrana w długą,
niebieską suknię. Była piękna, podkreślał to także wyrafinowany makijaż
na jej twarzy. Gdy mgła rozwiała się, kobieta złożyła głęboki ukłon.
- Bądź pozdrowiona Aeka-hime. Mniemam iż otrzymałaś moją wiadomość.
Księżniczka Jurai kiwnęła głową.
- Istotnie, otrzymałam ją. Wdzięczna ci jestem za ostrzeżenie. - odparła
  uprzejmie i z godnością.
Usta baronowej wykrzywiły się w wąskim uśmiechu zadowolenia.
- Zatem przekażesz mi zbrodniarza Mono Watari?
- Mono Watari jest w tej chwili pod moją opieką. Pozostanie tak do czasu
  wyjaśnienia incydentu związanego z napaścią Ryoko na Jurai, a
  następnie skazaniem rasy Triasea na banicję.
Baronowa zmrużyła oczy. Przewidywała taki obrót sprawy w przypadku gdyby
Watari'emu jakoś udało się dowiedzieć o jej wyprawie na Ziemię. Żałowała
nieco - mogło pójść dużo łatwiej. Mimo wszystko nadal była pewna szansa.
- Sprawa ta została rozwiązana przed wiekami i Mono Watari został uznany
  winnym prowokacji. Cała historia była tylko i wyłącznie jego wymysłem.
  Domagam się jego wydania!
Yosho uśmiechnął się pod nosem.
"Duży błąd, pozwoliła się ponieść emocjom. Niech tylko teraz Aeka dobrze
 to rozegra..."
- Mono Watari zwrócił się do rodu Jurai z prośbą o azyl.
Arisa Senadi poczerwieniała.
- Ależ to zbiegły kryminalista!
- Prawo azylu udzielone przez wysokiego członka rodziny królewskiej
  dotyczy także kryminalistów. - Aeka cały czas zachowywała stoicki
  spokój. -  Proszę odejść i oczekiwać na wydanie wyroku w tej sprawie
  przez Wysoką Radę.
Baronowa nawet nie drgnęła. Zacisnęła wargi, po czym powoli je
rozluźniła. Watari obserwował to wszystko z rosnącym przerażeniem.
"Ona zaraz straci nad sobą panowanie... Aeka igra z ogniem, jest za mało
 doświadczona aby pozwolić sobie na taką grę!"
Arisa Senadi powoli uśmiechnęła się. Zmierzyła Aekę lodowatym
spojrzeniem przenikającym do szpiku kości.
- Trudno. - powiedziała spokojnie - Spodziewałam się czegoś podobnego.
  Zostałaś omotana przez niebezpiecznego kryminalistę, ale ja nie mam
  zamiaru rezygnować. Być może nawet kiedyś mi za to podziękujesz.
Yosho i Watari spojrzeli na siebie z przerażeniem, po czym zaczęli
rozglądać się dookoła.
To wszystko było ukartowane!

Ze statku błysnął promień, dał się słyszeć przeszywający dziecięcy
krzyk.
Zielona błyskawica spadła na ziemię i uderzyła wprost w niczego nie
spodziewającą się Sasami. Stojąca obok Washuu zauważyła przez ułamek
sekundy stojącą obok Sasami wysoką postać. Nobuyuki i Tenchi rzucili
się w stronę światła, ale gdy tylko dotknęli energetycznej kuli,
wrzasnęli przeraźliwie i polecieli do tyłu trzymając się za poparzone
dłonie.
Światło zbladło, kula rozpłynęła się w powietrzu. Arisa Senadi uniosła
się w powietrze. Włosy i suknia rozwiały się czyniąc jej sylwetkę
jeszcze większą i potężniejszą.
- Jeśli zależy ci na odzyskaniu siostry Wasza Wysokość, - krzyknęła w
  stronę przerażonej Aeki - niech zbrodniarz Mono Watari przybędzie
  zjawi się dzisiaj sam o północy czasu lokalnego w wyznaczone przeze
  mnie miejsce na księżycu tej planety. Jeśli spóźni się chodź chwilę,
  Sasami Jurai zginie!
Uniosła się wyżej. Ryoko dotychczas obserwująca wszystko ze zgrozą
rzuciła się w jej stronę, ale nagle pojawiła się kolejna kula światła i
baronowa zniknęła w jej wnętrzu. Gwiezdny pirat przeleciał przez
rozwiewającą się chmurę.

Statek Toura zaczął się unosić nie wydając żadnego dźwięku, aż w końcu
zniknął gdzieś w chmurach. Blask zachodzącego słońca zabarwił je na
kolor krwi.

c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------
					   		             Jeremy - proud member of SMD
									  		        july 2000