--------------------------------------------------------------- autorskie gadanie: Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co robią postacie w tym fanfiku. Siadając do niego nie wiem nawet jak się skończy i czy w ogóle się skończy. Jest więc bardzo prawdopodobne, że cała historia wymknie mi się spod kontroli, a najbardziej zdumionym czytelnikiem będę właśnie ja. ^_- Wszelkie commentarze, groźby, kondolencje i pułapki na myszy ślijcie na adres: jeremy@topnet.pl, lub jeremy1@friko2.onet.pl polskie znaki w standardzie Winblows All Rights Stolen... --------------------------------------------------------------- "Watari Muyo" część 4: Niepotrzebny pojedynek ver. 1.2 23.VI.2000 Żar letniego popołudnia wnikał wszędzie, jednak jakimś cudem rozpłaszczał się w otwartych drzwiach balkonu. W salonie Masakich panował przyjemny chłód. Siedzieli w nim Sasami, Washuu, Watari i Mihoshi zawzięcie trenująca Street Fightera. Sasami bawiła się z dwoma kotulikami i wydawała się być w siódmym niebie. Mono i Washuu patrzyli się na nią zajadając się lodami. Ihyou-ohki i Ryo-ohki udawały że walczą o pluszową marchewkę. Srebrny kotulik z racji swojej wielkości zwykle wygrywał. Watari uśmiechnął się pod nosem. - To ciekawe. Nigdy nie sądziłem że kotuliki mogą tak lubić marchewki. Z korytarza dobiegało ich miarowe postukiwanie młotka. To Tenchi od ponad godziny pracował nad wzmocnieniem zamka do składziku marchewek. Washuu bezskutecznie próbowała mu to wyperswadować. "Zapomniał że Ryo-ohki potrafi przenikać przez materię stałą." - Taak... Kotuliki przepadają za marchewkami, aczkolwiek ten twój wydaje się bardzo dziwny. Jakiej odmiany Mass użyłeś przy jego tworzeniu? - Nie uwierzysz, ale nie użyłem Mass. - odparł Watari Washuu przełknęła pośpiesznie kawałek loda waniliowego. - Hę? To w takim razie skąd go wytrzasnąłeś??? - Nadal nie jestem pewien, ale wszystko wskazuje na to, że jest to prawdziwy kotulik. Kto wie czy nie ostatni we wszechświecie... Washuu zamrugała oczami, po czym spojrzała uważnie na srebrne zwierzątko wygłupiające się z Sasami na podłodze. - To niemożliwe! Według moich szacunków Ohkie wymarły zupełnie ponad dwanaście tysięcy lat temu. - Wiem. Może pamiętasz że pracowałem z tobą nad projektami kotulików? Washuu przypomniała sobie. "Cholera, to prawda. Zgłosił się na ochotnika do dwóch projektów. Kotuliki i... kamienie mocy! Pracował nad obydwoma sprawami w zespole ze mną i z Kagato." Washuu popatrzyła podejrzliwie na Mono, który w międzyczasie skończył swoje lody i zaczął się bawić z Sasami i kotulikami. Ihyou-ohki od razu poznał swojego pana, gdyż wskoczył mu na ramię. "Opracował większą część kodu DNA kotulików, a ja zastanawiałem się skąd wytrzasnął tak dokładne dane. Mało tego, przecież on wymyślił i opracował większą część planu sklonowania kilku par i przywrócenia gatunku. I ten facet teraz twierdzi że nie zna się na biologii?" Washuu wróciła do lodów. W międzyczasie wrócił do niej doktorek Mono z kotulikiem na ramieniu. - Pewnie chcesz wiedzieć coś o nim? - skinęła głową - Ja też chciałbym. Tuż przed tym, jak zacząłem przygotowania do sławetnej pracy doktorskiej trochę podróżowałem. Z jakiejś odległej planety odebrałem sygnał pomocy. Gdy dotarłem na miejsce zastałem tylko szczątki kilku statków. Jedyną ocalałą żywą istotą było właśnie jajo kotulika. Pogłaskał Ihyou-ohki po łepku. - Później próbowałem się czegoś dowiedzieć na temat tych statków, ale w żadnych archiwach nie było o nich słowa. Były to zapewne statki cywilizacji niezrzeszonych zaangażowanych w jakąś wojnę, zresztą nieważne. W każdym razie jajo przez parę lat przebywało w polu stasis, aż byłem pewien że nic mu już nie grozi. Z tego samego powodu zaangażowałem się w twój projekt nad kotulikami. Możesz sobie wyobrazić moje zdumienie kiedy zbadałem jego kod genetyczny i nie odkryłem niczego co by wskazywało na sztuczny twór. Washuu pogłaskała zwierzątko które uwaliło się jej na kolanach i nadstawiło brzuch do drapania. Sierść miało miękką i gęstą. - A więc mamy przed sobą prawdziwego Ohkiego. Będę chciała pobrać próbkę jego krwi. Jeśli uda się skompletować jeszcze jeden wzorzec DNA, możnaby tym razem na dobre odtworzyć populację. - Możliwe. Ja już nie jestem tym zainteresowany. - Hę? - zdziwiła się Washuu - A te twoje kamienie? Czy to z ich powodu pracowałeś przy innym moim projekcie? - Kimitsu? Tak, dokładnie z ich powodu. Ich energia jest bardzo podobna do tego co wydzielają Perły Mocy. - Skąd je właściwie wytrzasnąłeś? - To naprawdę długa historia. Kiedyś ci ją może opowiem, ale najpierw zobaczę czy będziesz w stanie mi pomóc. Wstał i przeciągnął się. - A tymczasem trzeba doprowadzić do końca remont laboratorium, no i moje leczenie. Ile razy właściwie będę jeszcze musiał pływać w tym zbiorniku? Washuu przez chwilę się zastanawiała. - Chyba można już bez obaw przerwać kurację. I wiesz co? Nie musisz już pracować nad laboratorium. Resztą zajmą się maszyny. Watari spojrzał na nią krzywo. "Taa... Bardzo wspaniałomyślne, zwłaszcza że właściwie już nic nie zostało do roboty." - Bardzo dziękuję pani profesor. - Odparł z cynicznym uśmiechem i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Od strony podwórza dobiegły go krzyki Aeki i Ryoko. - Oddawaj ją! - darła się księżniczka - Jest moja. Położyłam ją wcześniej i teraz chcę posprzątać. - Miałaś posprzątać rano! Teraz moja kolej. - Jak chcesz to sobie sprzątaj, ale moją miotłę zostaw w spokoju. Rozległ się trzask łamanego drewna. - No i widzisz co narobiłaś? - wrzasnęła Aeka - Teraz to pozbieraj i przynieś nową miotłę! - Jeszcze czego?!? Będzie mi rozkazywać jakaś stara zasuszona panna? - Coś ty powiedziała!!!???!!! - Tylko prawdę, maleńka księżniczko. - Ja cię zaraz... - No to chodź tu! Coś wybuchło, coś pękło, coś wpadło do jeziora. Watari zamknął oczy. Był zmęczony jak diabli, rzadko zdarzało mu się nie spać przez ponad dzień. Ostatnim impulsem jaki zarejestrował jego mózg zanim ciało pogrążyło się we śnie były odgłosy toczącej się na zewnątrz awantury. "Więc tak wygląda tutaj codzienne życie... Może i nie jest to dokładnie to czego chciałem, ale podoba mi się." * * * W odległości wielu lat świetlnych kosmos przemierzał potężny statek. Był podobny do nowoczesnej rzeźby białego lecącego łabędzia. "Grzbiet" owego łabędzia był z góry otoczony błękitnym polem energetycznym. Przez pole to widać było ogród którego centralną częścią było Drzewo Mocy. Gdyby przyjrzeć się uważniej, dostrzegłoby się pod tym drzewem odkryte stanowisko dowodzenia. Znajdowało się w nich dwoje ludzi. Mężczyzna i kobieta siedzieli w ustawionych naprzeciw siebie fotelach, a między nimi kursował beczkowaty robot podający drinki. - Nadal nie rozumiem dlaczego ci na tym tak bardzo zależy. - Bardzo przystojny mężczyzna w juraiskim mundurze pociągnął łyk wina z głębokiego pucharu. - Mono Watari uciekł dawno temu. Nawet jeśli pojawił się znowu na jakiejś zacofanej planecie, to nie ma to dla nas już takiego znaczenia jak niegdyś. Nie mówiąc już o tym że dwieście lat temu objęła go amnestia Jurai. Kobieta popatrzyła surowo na swojego rozmówcę. - Mylisz się Kaworu. Kiedy się wreszcie nauczysz że tacy jak on będą dla nas stałym zagrożeniem niezależnie od tego, ile czasu upłynie? Właściwie to bardziej *ty* powinieneś się nim martwić niż ja. Mężczyzna westchnął. Miał już tego dość. - Mam wrażenie że on miał rację. Przecież nic by się nie stało gdym chociaż raz odpowiedział... - Nie waż się kończyć!!! - krzyknęła kobieta. Jej twarz poczerwieniała z wściekłości. - Nasza rodzina jest ważniejsza niż twoje skrupuły. Tu nie wchodzi w grę tylko twoje dobro, ale i moje. Zapamiętaj to wreszcie, bo gdyby nie my, byłbyś dzisiaj nikim. Powinieneś z dumą nosić nazwisko Senadi! Mężczyzna westchnął ponownie i schylił głowę. Dopił wino, wstał i ruszył w kierunku swoich komnat. "Nigdy jej nie przekonam. Nigdy." Baronowa popatrzyła za odchodzącym bratankiem ze słabym uśmiechem. "Dobrze. Jeszcze są szanse na zrobienie z niego prawdziwego Senadi. Musi się tylko nauczyć że nic nie znaczy bez wsparcia swojego rodu." Nalała sobie nową porcję wina. Krwisty płyn spływał do złotego pucharu zdobionego drogocennymi klejnotami. Taak... Wkrótce pozbędzie się największego bólu jej życia. Już niczego nie będzie musiała się obawiać. To przysłuży się całej Jurai. Spojrzała na stół na którym leżał najnowszy raport od Tamiyi. Aż trudno było uwierzyć że na tej marnej planetce przebywało aż tyle interesujących osób. Problemem była też Galaktyczna Policja. Kaworu miał rację co do juraiskiej amnestii. "Jeżeli dobrze to rozegram, to mogę osiągnąć stokrotnie większy zysk niż tylko zabicie tego zdrajcy Mono. Trzeba to dobrze przemyśleć." * * * Watari obudził się. Była szósta po południu i na zewnątrz zrobiło się bardzo przyjemnie. Słońce powoli zaczęło się schylać nad wzgórza. W salonie panowała błoga cisza przerywana stłumionymi krzykami dobiegającymi od strony jeziora. Mono wstał i przeciągnął się. Najedzony i wypoczęty czuł się naprawdę dobrze. Rozejrzał się dookoła. W pokoju było pusto. Wsłuchawszy się przez chwilę w dobiegające z zewnątrz odgłosy, doszedł do wniosku że wszyscy muszą być nad jeziorem. Wyszedł przed dom. Washuu, Sasami, Ryoko i Mihoshi pływały w jeziorze, Aeka przechadzała się wokół, chłodząc się wachlarzem. Kilkanaście metrów dalej Tenchi zamiatał pomost, a Nobuyuki opalał się na leżaku. - No, wreszcie jesteś! - Wrzasnęła Washuu z środka jeziora. - Miło się spało? - Bardzo. - odkrzyknął - Jaka woda? - Sprawdź sam! - Może za chwilę... - Odparł gdy tuż za nim zmaterializowała się Ryoko i silnie popchnęła. - Właź i przestań marudzić. W taki upał na brzegu siedzą tylko ci którzy wstydzą się pokazać co mają pod ubraniem. - mrugnęła w kierunku Aeki, która zrobiła się czerwona jak cegła. Watari zachwiał się i zleciał z pomostu ochlapując Sasami. Dziewczynka na moment znalazła się pod wodą. - Ej! Ryoko, bez takich! - Krzyknął Watari pomagając wstać kaszlącej Sasami. - Przecież nie będę pływał w ubraniu! Ryoko już go nie słyszała. Ona i Aeka zaczęły się mocować i w rezultacie obie wpadły do wody. Demonica wzleciała ponad jezioro, podczas gdy ociekająca wodą księżniczka z wrzaskiem uciekła do domu. Watari zrezygnowany wygramolił się na pomost i zaczął zrzucać z siebie ubranie. Ułożył je w bezładny stos, po czym w samych już spodenkach wskoczył do wody. Wynurzył się, parsknął i przepłynął kawałek. "Rzeczywiście Washuu spisała się doskonale. Mogę pływać bez żadnych trudności." - No, nareszcie jesteś! - dobiegło go z tyłu. Obejrzał się. Czerwonowłosa dziewczynka ochlapała go wodą. Oddał. Po chwili dołączyła się druga, z długimi niebieskimi kucykami. Chcąc nie chcąc Watari musiał się bronić na dwa fronty, chociaż na pierwszy rzut oka widać było że przewaga należy do jego przeciwnika. Powoli zaczął się wycofywać. - Ja też chcę!!! - z boku dobiegł go roześmiany głos Mihoshi. Jak na komendę Mono, Washuu i Sasami zalały ją strumieniami wody. Po chwili po stronie blondynki stanęła Ryoko i rozpoczęła się wojna totalna. Śmiech poniósł się wzgórzami i zabrzmiał echem po całej dolinie. Dwie godziny później słońce już prawie zupełnie zaszło. Wszyscy siedzieli przed domem zebrani wokół grilla, który rozpalał Tenchi. Siedzące obok siebie Washuu i Sasami stanowiły ciekawy kontrast. Obie były ubrane w tak samo skrojone kostiumy kąpielowe. Sasami miał wzór kotulików zajadających olbrzymie marchewki (a może to kotuliki były małe?), zaś pani geniusz był ozdobiony wzorem na widok którego bolała głowa. Watari skrzywił się już gdy go po raz pierwszy zobaczył w całej okazałości. Fraktale i może dobrze wyglądały na monitorze, ale zdecydowanie nie pasowały jako deseń. Ryoko która nie uznawała żadnych kostiumów kąpielowych wróciła do jednego ze swoich standardowych strojów - niebieskożółtej sukienki. Wachlowała się ogonem. Aeka ubrała najbardziej przewiewne ze swoich kimon. Mono nie mógł zrozumieć dlaczego księżniczka nie nosiła czegoś, co bardziej odpowiadało miejscowemu klimatowi, ale po namyśle stwierdził że było to winą jej królewskiego wychowania - w pałacu za nieprzyzwoite uchodziły już stroje odsłaniające ramiona. Mihoshi również pozostała w swoim kostiumie, którym było różowoniebieskie bikini. - Wszyscy już są? - spytał Tenchi któremu udało się rozpalić grill na dobre. - Brakuje jeszcze ojca. - stwierdził Nobuyuki - Pójdę po niego, chyba zapomniał o dzisiejszym wieczorze. Tenchi uśmiechnął się patrząc raz na tatę, raz na Sasami, aż na koniec przeniósł wzrok na Watari. - Może niech lepiej pan Mono pójdzie? Świątynia o tej porze wygląda naprawdę pięknie, a dziadek chciał pana poznać. - Jeśli tak, chętnie pójdę. - odparł zaskoczony Watari i ruszył w kierunku długich kamiennych schodów prowadzących do świątyni. - Ja też idę! - krzyknęła uradowana Sasami. - Nie. - stwierdziła Aeka - Jesteś mi tu potrzebna, sama nie poradzę sobie z przygotowaniem wszystkiego. Sasami zachmurzyła się nieco. - To nie w porządku... - wymamrotała, ale posłuchała siostry. Aeka spojrzała na oddalającego się doktora Mono. "Przepraszam Sasami, ale dopóki nie dowiemy się czegoś więcej o tym człowieku nie zostawię cię z nim sam na sam." Schody były długie, wysokie, ciemne i ogólnie sprawiały wrażenie jakby każdy stopień za cel swojego istnienia upatrzył sobie złamanie jak największej ilości nóg. Watari szedł rozglądając się dookoła. Rzeczywiście okolica była wspaniała. Las w świetle zachodzącego słońca wyglądał tak spokojnie i pięknie, że Mono Watari dziękował losowi iż trafił akurat tutaj. Ptaki prezentowały swoje ostatnie tego dnia koncerty. Wreszcie i schody się skończyły. Świątynia była duża i czysta. Nie sprawiała wrażenia starej, najwyraźniej została odnowiona najdalej kilkanaście lat temu. Watari rozejrzał się szukając kapłana. Gdzieś z lewej strony dobiegł go zapach parzonej herbaty i brzęk porcelanowych naczyń. Ruszył w tamtą stronę. - Przepraszam, czy jest tu ktoś? Brzęk umilkł i z małego budynku przytulonego do świątyni wyszedł wysoki mężczyzna z długimi, siwymi włosami. Miał na sobie codzienne, białe szaty kapłana. Na widok gościa otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Mono skłonił się lekko. - Dobry wieczór, nazywam się Mono Watari. Przysłał mnie pański wnuk Tenchi, abym przypomniał panu o dzisiejszym wieczornym grillu. Kapłan zszedł powoli po schodach z bardzo dziwną miną. Po chwili uspokoił się, rozluźnił i podszedł do przybysza. - Miło mi pana poznać, panie Mono. To pan zapewne jest pacjentem Washuu. - wyciągnął rękę na przywitanie. - Mnie również. A co do Washuu-chan, to zgadza się. - Watari uśmiechnął się i uścisnął podaną mu dłoń. Nagle na jego twarzy pojawiło się bezgraniczne zdziwienie, a potem zaczął się śmiać. Kapłan również roześmiał się, po czym obaj padli sobie w ramiona. Mono przyjrzał się uważnie twarzy którą miał przed sobą. - Yosho!!! Niech cię szlag, wszyscy mówią o tobie jakbyś nie żył, a tymczasem łazisz sobie w ciuchach kapłana po tej starej świątyni! Co się z tobą działo? - Dużo by opowiadać. Jakim cudem mnie poznałeś? - spytał Yosho gdy wreszcie uwolnili się z uścisku. - Chyba niewielu ludzi na Ziemi nosi holograficzną maskę, prawda? Zwłaszcza juraiską udoskonaloną odmianę. - No tak... - odezwał się zakłopotany Yosho - To prawda że mieszkam teraz tutaj pod imieniem Katsuhito. To spokojne miejsce i życie jest łatwiejsze niż na Jurai, sam zresztą zawsze mówiłeś że wszędzie lepiej niż tam. Nie zgadzałem się z tobą do końca, ale tu naprawdę jest lepiej. - Widzę. Przy okazji gratuluję wnuka. Kto by pomyślał... Hehehe... - Taak... Dziwne jak się to wszystko zmienia. A co się z tobą działo? - Podróżowałem tu i tam, nic szczególnego... - Nadal pracujesz dla ojca? Watari popatrzył na przyjaciela z dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili się roześmiał. - Ja? Zapomnij, od twojego pościgu za Ryoko nie zbliżyłem się nawet do granic cesarstwa. Już nie jestem na garnuszku Azusy. Zapadła cisza. Yosho, który nagle sobie coś przypomniał, pobiegł do świątyni i po chwili wrócił trzymając w dłoniach dwa bambusowe miecze. Jeden rzucił Watari, który złapał go i obejrzał z wiele mówiącym uśmiechem. - Nie dokończyliśmy ostatnim razem, pamiętasz? Miałem nadzieję że wreszcie uda mi się cię pokonać. - stwierdził Yosho przybierając pozycję do ataku. Watari ujął miecz i machnął nim kilka razy. - Teraz udałoby ci się bez problemu. Nie miałem w rękach miecza od ponad pięciuset lat. - Czyli zardzewiałeś, a rdzę trzeba zdzierać. Broń się tchórzu! - krzyknął Yosho wyprowadzając cios na prawe ramię Mono. Ten odbił go zręcznym ruchem, po czym zrobił długie cięcie na wysokości kolan przeciwnika. Yosho wyskoczył w powietrze, zrobił długie salto i znalazł się za plecami przeciwnika. Watari odwrócił się natychmiast. - Nie próżnowałeś. - stwierdził zasłaniając się przed serią uderzeń wycelowanych w głowę ciosów. Po ostatnim wyjątkowo silnym zachwiał się i zrobił kilka kroków do tyłu. - Masz już dość? - zaśmiał się "staruszek". - Mówiłem że nie walczyłem. - Rzucił z wyrzutem przeciwnik, tuż po tym jak nagle wyprostował się i pchnął celując w pierś. Yosho odbił ten cios, jednak nieco za mocno. Watari wykorzystał siłę uderzenia przechodząc w szybki piruet i uderzył z obrotu w żebra. Dziadek zatrzymał cios trzymając miecz jedną dłonią za ostrze, jednak impet i tak popchnął go kilka kroków w lewo. Nie przewrócił się opierając większą część ciężaru na jednej nodze. - Gdyby to był miecz energetyczny straciłbyś dłoń. - zwrócił uwagę Mono. - Ale nie jest. - Fakt. Blok, kolejny blok i cięcie. Ręce Watari działały niemal instynktownie. Jednak nie zapomniał zasad fechtunku, chociaż zgodnie ze słowami starego przyjaciela mocno zardzewiał. Po przebiegłej serii ciosów Yosho wyprowadzonych w ramię, głowę i brzuch Watari oblał pot zmęczenia. "Właściwie czemu mi na tym tak zależy?" zastanowił się gdy bezskutecznie próbował przebić się przez obronę księcia Jurai. Dysząc ciężko stanął wpatrując się w przeciwnika. Yosho, również zdawał się być zmęczony. Watari przyszła do głowy pewna myśl. - Wiesz, my możemy się tu pozabijać, ale kiedy Sasami się wścieknie to już nie będzie żartów. Yosho zrozumiał. Przez stare oczy przebiegł błysk strachu. - Chodź, w świątyni jest łazienka. Musimy się umyć z tego potu. Weszli do świątyni, zostawiając miecze i buty na ganku. - Przy okazji powiedz, jak podobają ci się dziewczyny Tenchiego. - Heh... Twoja siostra wyrosła na przepiękną kobietę, a co do Ryoko... Pamiętasz siostrzenicę Neneke? - Pewnie. - No to już wiesz na co mam ochotę patrząc na Ryoko. Chóralny śmiech zatrząsł konstrukcją świątyni. Po paru minutach schodzili już kamiennymi schodami. Yosho szedł jak zwykle spokojnie z rękoma założonymi na plecach, ale w spojrzeniu się coś zmieniło. Stało się bardziej młodzieńcze. - No i po raz kolejny nie dokończyliśmy pojedynku. - Dziwię się że mnie nie powaliłeś. Wyszedłem zupełnie z formy, przez ostatnie stulecia nie miałem potrzeby używać miecza. - Takich rzeczy się nie zapomina, pamiętaj kim jesteś. - Byłem. - odparł twardo i zimno - Z tamtym życiem łączą mnie już tylko wspomnienia o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Yosho przyjrzał się uważnie twarzy przyjaciela. Zobaczył na niej coś czego nie widział wcześniej. Coś co przerażało. - Co się stało po tym jak wyruszyłem aby schwytać Ryoko? - Nieważne. To się już stało i nie mam po co o tym opowiadać. - Rozumiem. Nie będę już pytał. - Stwierdził cicho Yosho. - A tak przy okazji, jeśli wygadasz komuś, a zwłaszcza w obecności Aeki że noszę holomaskę, to Washuu będzie żałować że cię poskładała w całość. Zebrani przy grillu z niecierpliwością oczekiwali powrotu Watari i Yosho. W końcu Mihoshi zauważyła obu idących ścieżką. - Co was tak długo zatrzymało? - krzyknął Tenchi - Niedokończony pojedynek. - odkrzyknął Watari - Przy okazji mogłeś powiedzieć kim jest twój dziadek. - dodał gdy usiadł przy składanym stoliku. Sasami podała mu upieczone Yakitori. - Proszę Watari-san. Mam nadzieję że będą ci smakować. - Na pewno, jeśli je zrobiłaś. - Uśmiechnął się i zatopił w nich zęby. Smakowały wspaniale. - Mmmhmm... Pyhne! - Właściwie to przygotowała je moja siostrzyczka. - Sasami wskazała na Aekę która momentalnie się zaczerwieniła. Watari skinął głową w nieco drwiącym uśmiechu. - Zatem pochwały należą się pierwszej księżniczce Jurai. Wspaniałe dzieło Wasza Wysokość, wygląda na to że pobyt tutaj naprawdę ci służy. Aeka przyjęła bez słowa pochwałę połączoną z drwiną. Pozwoliła sobie tylko na iście królewski uśmiech. - Staram się jak mogę, Mono-san. Obok nich Tenchi rozmawiał z dziadkiem. - Pomyślałem że to może być miła niespodzianka, jeśli się spotkacie w ten sposób. - Rozumiem. - Odparł jak zwykle oszczędny w słowach Yosho. - I dobrze zrobiłeś. - stwierdził Watari - Ja i twój dziadek byliśmy niegdyś jak bracia. - I co się stało? - zaciekawiła się Sasami. - Nic szczególnego. Po prostu nasze drogi się rozeszły. Przebywałem akurat poza Jurai kiedy na planetę napadła Ryoko i Yosho wybrał się za nią w pościg. Potem miałem na głowie inne problemy i nie mogłem go odnaleźć. - Przy okazji... - Yosho nagle sobie o czymś przypomniał. - Wykonałeś tamto zadanie? - Dokładnie. Znasz mnie przecież, nie zostawiam niedokończonych spraw. Nawet takich które ty zawaliłeś. Roześmiali się obaj. Wszyscy patrzyli na nich ze zdziwieniem. - Przepraszam że pytam, ale mogę wiedzieć o czym mówicie? - Tenchi wykazał najwięcej niezdrowej ciekawości. - Nic szczególnego. - stwierdził Watari zagryzając kawałek szaszłyka. - Niegdyś wykonywałem różne zadania na zlecenie cesarza Jurai. To było moje główne zajęcie oprócz opieki nad księżniczką Aeką. Aeka spojrzała na niego zszokowana. Dziadek widząc jej zdziwienie skinął głową. - To prawda. Watari tak samo jak i ja był twoim strażnikiem. Zaufanie jakim darzył go nasz ojciec dopuściło go do tego zaszczytu. - Niestety z racji moich obowiązków zbyt często przebywałem poza planetą. - Dokończył Watari. - Potem sprawy się nieco skomplikowały i odszedłem z cesarskiej służby. Aeka zdecydowała się zabrać głos. - A co robił pan od tego czasu? I jak właściwie trafił pan na Ziemię? Nie to, żeby zależało jej szczególnie na rozmowie z tym człowiekiem, jednak chciała się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Watari drgnął lekko na dźwięk jej delikatnego głosu. - Podróżowałem. Powróciłem do tego czym zajmowałem się niegdyś, zacząłem prowadzić badania. A jak tu trafiłem... Zamyślił się nieco, jakby nie wiedział co dokładnie ma powiedzieć. - Pracuję tak od siedmiuset lat, to bardzo nuży. Co pewien czas mam dość i szukam jakiejś słabo rozwiniętej planety, takiej, której mieszkańcy jeszcze nie znają innych ras, i zatrzymuję się na niej przez kilkanaście lat. Odpoczywam, bawię się, robię co wszystko żeby tylko zapomnieć o pracy. Tym razem wybrałem Ziemię, nie wiedząc nawet jakie ciekawe osoby mogę tu napotkać. To wszystko. - Po raz pierwszy od wczorajszego wieczora uśmiechnął się szczerze do Aeki. Księżniczka drgnęła i spuściła wzrok. Nie była w stanie wytrzymać tego przenikliwego, a jednocześnie spokojnego i szczerego spojrzenia. Kłopotliwe milczenie przerwał nagle Yosho. - No, dość już tych wspominek. Bawmy się! - Racja! - Krzyknęła Washuu uruchamiając komputer. - Na dzisiejszy wieczór przygotowałam coś specjalnego. Wszyscy jak na komendę znaleźli się za plecami czerwonowłosej pani geniusz. - Co to jest? - spytała Sasami - Coś bez czego żadna dobra impreza się nie obejdzie! - stwierdziła Washuu, po czym wyjęła z kieszeni bezprzewodowy mikrofon. - Ja śpiewam pierwsza, potem Watari, a potem... Nieważne. Wybierzcie sobie z tego co jest na ekranie po jednej piosence. Tenchi, skocz po sake! Bez tego nie będzie dobrego karaoke! - YATTA! - chóralny głos aprobaty rozniósł się po okolicy. Wkrótce z komputera Washuu popłynęły w świat setki decybeli. Tego wieczora niewielu okolicznych mieszkańców położyło się wcześnie spać. * * * Kilka godzin później Washuu i Watari ziewając przekroczyli próg laboratorium. - To było świetne! Wiesz, jak trochę wypijesz nawet nie masz tak zawodzącego głosu. - Dzięki. - burknął ponuro Z całego grona tylko on i Nobuyuki wykazali się całkowitym brakiem słuchu. - Zamierzasz coś jeszcze robić? - spytał, widząc że Washuu usadawia się w swoim ulubionym miejscu pracy nad jeziorem. - Chcę dokończyć odbudowę laboratorium. Co robisz taką minę? Tak zwykle pracuję. Chcesz mi pomóc? - Żartujesz chyba. - żachnął się - Ledwo trzymam się na nogach. Wkrótce zasnę na stojąco. Miłej pracy, ja idę spać. - No to dobranoc, śpij dobrze. - Odparła nawet na niego nie patrząc. Jej uwagę w całości pochłaniały wskaźniki energii reaktora nowo odbudowanej planety. Jedynie gdzieś w zakamarkach jej ścisłego umysłu krążyła błacha myśl. "Swoją drogą to dziwne że Ryoko prawie dzisiaj nie piła. Ciekawe cóż się stało mojej kochanej córeczce?" Watari przeszedł przez ogród i wszedł do swojego domku. Zdążył jedynie zrzucić z siebie ubranie i paść na łóżko. Ziewnąć już nie zdążył. Tenchi wszedł do łaźni masując kark. Przez ostatnią godzinę śpiewał do spółki z totalnie uwalonym ojcem jakąś starą piosenkę gaijinskich marynarzy o tym co można zrobić z pijanym żeglarzem wcześnie rano. Była śmieszna, ale po pięciu rundach w kółko miał dość. Rozebrał się i zaczął mydlić. Jeszcze tylko odprężająca kąpiel i miękkie łóżko... "A rano znowu szkoła. Brr..." Aeka cicho zapukała do drzwi pokoju Tenchiego. Nikt nie odpowiedział. Zebrała w sobie całą śmiałość popartą niewielką ilością sake jaką wcześniej wypiła i pchnęła drzwi. Nie były zamknięte. Przesunęła się po omacku w stronę łóżka ściskając kurczowo w ręku kawałek materiału. Wyszywała tę chustkę od dawna i wreszcie ją skończyła. Chciała ją dać Tenchiemu i była wielce zawiedziona że nie zastała go w pokoju. Postanowiła poczekać na niego w ciemnościach. Zawstydziła samą siebie. Fakt iż mogłaby wejść w nocy to sypialni mężczyzny jeszcze niedawno byłby dla niej nie do pomyślenia. Teraz jednak była zdecydowana, poza tym ufała swojemu ukochanemu. Była przekonana że jej prezent się mu spodoba. "A jeśli sobie coś pomyśli? Jeżeli uzna to za jakiś sygnał ode mnie?" Przestraszyła się. Jej ręce pokryła gęsia skórka, po chwili jednak się rozluźniła. Pozwoliłaby mu. Była już dość dorosła, kochała go, a on kochał ją, była tego pewna. Odważyła się położyć na brzegu jego łóżka i zamknąć oczy. Do jej umysłu nieśmiało zaczął przebijać się pewien niewyraźny obraz. Obraz który nie raz już odsuwała od siebie gdyż zbyt ją zawstydzał. Teraz tego nie zrobiła. Ryoko stała przed lustrem podziwiając swoje odbicie. Było idealne, tak samo jak ona. "Teraz albo nigdy!" Była trzeźwa, skoncentrowana i absolutnie gotowa. Tenchi też był gotowy, widziała to po nim, po jego spojrzeniu, zachowaniu, po tym jak ją traktował. To i tak trwało już za długo. "Rozluźnij się kochany. Od dziś nie będziesz musiał spać sam." Zniknęła, aby pojawić się w ciemnym pomieszczeniu. Blade światło księżyca oświetliło jej twarz. Rozejrzała się. Tak, tym razem trafiła bezbłędnie. On też tam był. Leżał na łóżku bez ruchu. Najwyraźniej zmęczyła go dzisiejsza zabawa. "O nie... Ty jeszcze nie wiesz co to znaczy zmęczenie... Ale dowiesz się za chwilę, obiecuję." Nadleciała bezszelestnie i przylgnęła do jego ciała. Nie protestował. Przytuliła go do siebie, zbliżyła swoje usta do jego i pocałowała. Długo. To był bardzo długi i gorący pocałunek. Tak całować mogły się jedynie dwie bezgranicznie kochające się osoby. Aeka była siódmym niebie. Spełniły się jej marzenia! Przyszedł do niej. Podszedł i bez słowa pocałował. Zrobił to tak nagle! "Nie wiedziałam że potrafisz się tak nieprzyzwoicie zachowywać. Ale wybaczam ci, bo robisz to z miłości do mnie. Ja też potrafię okazać miłość." Przywarła do niego. Ryoko nasyciła się pocałunkiem, jej ręce zaczęły błądzić po całym ciele ukochanego. Zaczęła rozpinać pasek jego szlafroka. Ależ był ciasno zapięty! W końcu się udało. Tenchi szedł korytarzem prosto do swojego pokoju. Kąpiel zrobiła swoje, czuł się jak nowo narodzony. Teraz jedyną rzeczą na którą miał ochotę był sen. Otworzył drzwi do pokoju i po omacku sięgnął w stronę kontaktu. Szok nie pozwolił mu nawet zemdleć. Ryoko leżała na jego łóżku, kompletnie naga, a pod nią, w jej obięciach leżała rozebrana do pasa Aeka. Obie obróciły się jak na komendę, a po chwili równocześnie z niewypowiedzianą zgrozą spojrzały na siebie. "Czy to jakieś przekleństwo ciąży nade mną?" Ryoko była w stanie myśleć tylko o jednym. Aeka natomiast drżała. Drżała na całym ciele. Z szoku, z przerażenia, ze złości, z rozpaczy. W końcu krzyknęła. Głośno. Bardzo głośno. Pół sekundy później Washuu zaalarmował gwałtownie rosnący odczyt wkaźnika energii. - No, nie... Znowu! - Zdążyła tylko mruknąć gniewnie po tym jak ustawiła ochronne pole energetyczne wokół wszystkich żywych istot w promieniu trzydziestu kilometrów. W ciągu kolejnych pięciu sekund sejsmografy w całej wschodniej Azji i północnej Australii zanotowały silny wstrząs z epicentrum na jednej z Wysp Japońskich. Wstrząs był dość niezwykły, gdyż nastąpił nagle, bez żadnych wstrząsów ostrzegawczych. Wyglądało to tak, jakby coś olbrzymiego spadło na ziemię i wywołało falę sejsmiczną o sile siedmiu stopni. Po kilku następnych minutach kurz opadł nieco i Nobuyuki z zainteresowaniem rozejrzał się po miejscu w jakim się znalazł. Było dziwnie znajome. W identycznym dole ponad szesnaście lat temu osobiście zaczął kłaść fundamenty pod dom dla jego ukochanej zmarłej żony. Potrzebował kolejnej minuty, aby uświadomić sobie co się wcześniej stało. Pamiętał jedynie błysk i oślepiający huk, oraz poświatę wokół własnego ciała i ciała jego teścia. Po kolejnych kilku minutach doszedł do jakichś konkretnych wniosków. Do tych samych wniosków doszli najwyraźniej Yosho i Tenchi. - AEKA! RYOKO! WYŁAŹCIE NATYCHMIAST!!! * * * - Czy wy macie pojęcie co wyprawiacie?!? - Krzyczał Tenchi na stojące ze spuszczonymi głowami dziewczyny. - Pomyślałyście chociaż trochę? Co by się stało gdyby Washuu nie zareagowała w porę? Pozostałe dziewczyny, oraz Yosho i Nobuyuki stali obok patrząc na to wszystko niepewnie. Tenchi jeszcze nigdy nie był taki wściekły, ale miał rację. Tym razem miarka się przebrała. - Ależ Tenchi... - zaczęła niepewnie Ryoko. - Cicho! - przerwał Tenchi - Niewiele brakowało żebym ja, mój tata i wy wszyscy zginęli na miejscu! I z jakiegoż to ważnego powodu? Chcę usłyszeć to tu i teraz. A następnie wytłumaczcie co robiliście w moim pokoju? Zapadła cisza. W laboratorium Washuu, w którym wszyscy byli zebrani panował obecnie późny wieczór. Z jakichś sobie tylko wiadomych powodów Washuu utrzymywała w nim trzydziestodwugodzinną dobę. Wszystkie zwierzęta gdzieś się poukrywały i w powietrzu słychac było jedynie plusk wody i melodię wygrywaną przez siedzącego na barierce Mono. Watari oddalił się twierdząc iż nie chce wysłuchiwać kłótni która go nie dotyczyła. - No czekam... Może najpierw Aeka, skoro już dzięki Washuu wiem że to twoje pole siłowe wywołało tę eksplozję. - Czy... Czy muszę teraz?... Przy wszystkich? - Zaczęła się jąkać księżniczka. - Tak. Wszyscy byliśmy tu na równi zagrożeni przez twój kolejny wybuch histerii. - Washuu jak zwykle była jedyną która nie owijała niczego w bawełnę. Aeka zalała się rumieńcem, ale po chwili skłoniła się lekko. - Zrobiłam serwetkę dla Tenchi-sama i chciałam mu ją dać przed snem. - zaczęła łamiącym się głosem - Zapukałam, ale nikt nie otwierał, więc pozwoliłam sobie wejść. Chciałam ją zostawić na łóżku, ale pomyślałam że poczekam na Tenchiego. Wtedy napadła na mnie Ryoko, a ja byłam tak przerażona że nie potrafiłam niczego zrobić, dopóki... Dopóki Tenchi- sama nie przyszedł. - skończyła czerwieniąc się jeszcze bardziej. - Kłamliwa dziwka! - nie wytrzymała Ryoko - Uwaliła mu się na łóżku czekając na okazję, ot co! - Coś ty powiedziała??? - zaskrzeczała Aeka rzucając się na demonicę z pazurami. Tenchi powstrzymał ją chwytając za ramię. - Spokojnie, Aeka-hime. - Odwrócił się w stronę Ryoko. - A co ty masz do powiedzenia Ryoko? Demon również zaczerwienił się, ale raczej ze zdenerwowania. - Ja? E... tego... - poplątała się - Przyszłam powiedzieć ci dobranoc... Tak, właśnie! Chciałam powiedzieć ci dobranoc, ale było ciemno. Ta niewyżyta wariatka wzięła mnie za ciebie i rzuciła się na mnie, a kiedy zapaliłeś światło zaczęła się wydzierać. Potem chyba jej odbiło, bo zaczęła do mnie strzelać, więc włączyłam tarczę, a ona włączyła swoją. Ja naprawdę nic nie zrobiłam Tenchi... - Dodała błagalnym tonem. Tenchi zamyślił się, po czym odwrócił na chwilę. - Rozumiem, nic nie zrobiłaś... - Odwrócił się ponownie z twarzą wykrzywioną niesmakiem. - Po prostu tylko przypadkiem leżałaś na moim łóżku całkowicie naga. A Aeka tylko przypadkiem była rozebrana do pasa! Washuu uśmiechnęła się pod nosem, Nobuyuki stał zszokowany. Sasami i Mihoshi zaczerwieniły się po czubki uszu. - Siostrzyczko, ty chyba nie?... - Ojejku, jejku! Wyraz twarzy dziadka nie zdradzał absolutnie nic. - I też pewnie niechcący zniszczyłyście cały dom! - Ciągnął dalej nie zwracając na nic uwagi. - Dobrze, jak nie chcecie mówić prawdy to nie mówcie. Ale teraz pomożecie odbudować dom i żadna z was pod żadnym pozorem nie zbliży się do mojego pokoju. Czy też posłania, bo chyba na razie znowu zamieszkamy u Washuu. I najlepiej się do mnie nawet nie odzywajcie, zrozumiano? - Tenchi... - Ryoko zrobiła najbłagalniejsze ze swoich psich spojrzeń. - Tenchi-sama... - Aeka nie pozostała jej dłużna tryskając łzami jak fontanna. Tenchi był niewzruszony. - Powiedziałem już. Teraz idę spać, bo ledwo stoję na nogach, a jak jeszcze jakaś będzie mi przeszkadzać, to nie ręczę za siebie. Odwrócił się i ruszył w kierunku gdzie kiedyś po podobnej katastrofie Washuu umieściła ich materace. Ryoko i Aeka patrzyły na niego jak skamieniałe. Washuu przeszła między nimi poklepując każdą po ramieniu. - Świetna robota, nie ma co. Moje gratulacje. Zza drzew dobiegł ich niewyraźny, ale zdecydowany głos Tenchiego. - I jeszcze jedno. Żadnych więcej kłótni. Sasami pobiegła w kierunku skąd dochodziła melodia fletu. Ręką próbowała wytrzeć cisnące się do oczu łzy. Mihoshi patrzyła na to wszystko szeroko otwartymi ze zdziwienia, okrągłymi, idealnie niebieskimi oczami. Yosho i Nobuyuki popatrzyli po sobie porozumiewawczo. Uśmiechnęli się znacząco. Oni wiedzieli że złość Tenchiego nie potrwa zbyt długo. Po chwili jednak uśmiech znikł z ich twarzy. Czekała ich kolejna odbudowa domu. * * * Watari mimo najszczerszych chęci nie był w stanie nie usłyszeć awantury odbywającej się za drzewami. Nie cierpiał tego, nie był do tego przyzwyczajony. Zawsze gdy lądował na jakiejś planecie musiał prędzej czy później wplątywać się w jakiś lokalny konflikt który go nie dotyczył i zawsze miał z tego powodu nieprzyjemne wspomnienia. Teraz starał się zagłuszyć dochodzące go odgłosy melodią fletu, jednak jego myśli uparcie powracały do tego tematu. Dziewczyny przesadziły i Tenchi miał rację że je zjechał, jednak Mono nie potrafił go do końca zrozumieć. Cała sprawa była wystarczającym dowodem że obie były w nim zakochane do szaleństwa. Jeśli naprawdę mieszkał z nimi od dwóch lat, to powinien się już zdecydować na jakiś krok. Było to z pewnością szalenie trudne, ale wybór był możliwy. Tego Watari nie potrafił zrozumieć. "Heh, i pewnie dlatego to on jest otoczony haremem, a ja jestem sam. Po co zgadywać, to przecież jego życie, a nie moje." Skupił się na grze, nagle usłyszał za sobą smutny głosik Sasami. - Watari-san... Odwrócił się. Dziewczynka stała za nim patrząc mu w twarz załzawionymi oczami. - Co się stało maleńka? - spytał zaniepokojony - Nic. - otarła łzy - Po prostu nie znoszę jak coś takiego się dzieje. Watari otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - Coś takiego działo się już wcześniej? - Nie aż tak! - zaprzeczyła pośpiesznie - Ale moja siostra i Ryoko ciągle się kłócą ze sobą, a ja tego nie lubię. - Rozumiem. - pokiwał głową - Chciałaś coś ode mnie? - Nie wiem... Może zagrałby pan coś weselszego? Watari zdał sobie nagle sprawę że od dłuższego czasu gra dosyć ponure melodie. Zamyślił się. Tak, było coś co mógłby zagrać dla malutkiej księżniczki Jurai. Przyłożył usta do fletu. Sasami mogła przysiąc że owiniętym wokół gałązki wężom rozbłysły na moment oczy. Popłynęła melodia. Nie przypominała wcale dźwięków fletu. Watari dokonał cudu łącząc w tym prostym instrumencie setki tak magicznych tonów. Sasami zamknęła oczy wsłuchując się w dźwięki. Była gotowa przysiąc że słyszy spokojny, głęboki głos kobiety śpiewającej coś o jakiejś bajkowej krainie. Otworzyła oczy, powoli, bojąc się żeby ta piękna wizja nie zniknęła. Nie zniknęła. Watari grał dalej. Dla dziewczynki świat nagle zamienił się w obraz malowany akwarelami. Obraz zmieniał się. Zobaczyła śmiesznie ubranego człowieka chodzącego po bajkowym ogrodzie, łapiącego motyle do siatki i robiącego zdjęcia bardzo starym aparatem. Zobaczyła jak wokół niego biegają dwie dziewczynki ubrane w przewiewne koszulki, jak zabierają mu aparat i zaczynają tańczyć wokół. Nagle świat przybrał jedynie odcienie błękitu. Zamiast jeziora i ogrodu zobaczyła falujące w blasku księżyca morze, na brzegu bawiły się te same dziewczynki w koszulkach które widziała wcześniej, a na miejscu pana Watari na kamieniu siedziała wysoka kobieta ubrana w prostą, a jednak piękną suknię. Przed nią stał jasnowłosy chłopiec. Wysoka pani dała mu wielką księgę. Melodia dobiegła końca, wizja rozmyła się. Sasami ponownie zobaczyła sztuczne jezioro i pana Watari opartego o barierkę. Uśmiechał się. - To było takie piękne... - wydusiła nie swoim głosem - Podobało ci się? - Spytał Mono chowając flet za pas. - To ziemska piosenka, nosi tytuł "Karaibski Błękit". - Karaibski? Co to takiego? - To nazwa wysp leżących na drugiej półkuli. Piosenkę napisała pewna kobieta, bardzo znana tutaj piosenkarka. - Czy do tej melodii są jakieś słowa? - Zapewne. Nie znam ich i nie umiem śpiewać, zresztą i tak nie mógłbym jednocześnie grać na flecie. - Skąd pan ją znał? - Sasami nadal była lekko oszołomiona. Też chciała tak grać. - Kiedy lądowałem tutaj, załadowałem sobie do własnego umysłu wszystkie dane jakie miałem na temat Ziemi. Między innymi była tam ta piosenka. Sasami przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Chciała o coś poprosić, ale nie miała na to dość odwagi. Watari dostrzegł to i zrobił pytającą minę. - Nauczy mnie pan tak grać? - Wydusiła z siebie w końcu. Watari zamyślił się. - To bardzo trudny instrument... Ale w sumie dlaczego nie? Przecież nic nie stracisz. Chodź, to jeszcze dzisiaj spróbuję udzielić Ci kilku lekcji. - Naprawdę? Dziękuję! - Sasami rzuciła mu się na szyję i obsypała Mono pocałunkami, od których poczuł się straszliwie głupio. Po chwili zdołał się jednak opanować. - Spokojnie maleńka. - zaśmiał się - Jeszcze nic nie umiesz, więc za nic mi nie dziękuj. Siądź tutaj. Usiadła obok niego na trawie. - Masz. Wiesz już jak go trzymać. To tak naprawdę nie jest flet, a coś w rodzaju skomplikowanego syntezatora. Niemniej dmucha się w niego i zasłania otwory jak w prawdziwym flecie, tyle że można wydobyć dużo więcej dźwięków. Na początek zobaczysz jak włączać kolejne instrumenty... Po chwili znad jeziora zaczęły płynąć najprzeróźniejsze dźwięki. * * * Mihoshi, Washuu, Yosho i Nobuyuki pili herbatę z drugiej strony zalewu. Delikatne dźwięki fletu były kojące, choć wszystkim znacznie bardziej się podobało gdy melodia była składna i muzyk nie mylił się w tonach. Washuu zaczynała się zastanawiać czy Watari przypadkiem nie wypił za dużo. - Czeka nas znowu kupa roboty. - żalił się Nobuyuki - Aeka i Ryoko są miłe, ale czasem trudno jest z nimi wytrzymać. - Powiedzmy że Tenchi musi nauczyć je panować nad sobą. - stwierdził Yosho z wyższością w głosie. - I kto to mówi? - wtrąciła Washuu - Tak wychowałeś swoją siostrę że teraz byle co ją denerwuje. - To nie jest kwestia wychowania, ale temperamentu. - Wyjaśnił nie zrażony drwiną dziadek. - Poza tym ty też byś się przestraszyła gdyby w ciemności ktoś się zaczął do ciebie dobierać. - Zależy kto. - Uśmiechnęła się łobuzersko. Mihoshi momentalnie przybrała barwę dojrzałej czereśni. - Czy oni naprawdę... Dźwięk komunikatora wytrącił ją z wątku myślowego. Popatrzyła na holograficzny obraz wyświetlony przez bransoletkę. - Ojej, to z kwatery głównej! - krzyknęła zaskoczona - Mam się natychmiast zameldować na statku Yagami. Mihoshi zaczęła grzebać we włosach i po chwili wyjęła stamtąd niebieski sześcian. Obróciła jego kawałek niczym kostkę rubika i jej ubranie zmieniło się w mundur policyjny. - Do widzenia. Wrócę jak tylko będę mogła. - Przekręciła kolejny kawałek kostki i zniknęła zanim Washuu zdążyła zaprotestować. - Nie! Co ona narobiła??? - Wrzasnęła gdy minął błysk świetlny zamykającego się teleportu. - Stało się coś Washuu? - Nobuyuki nie miał pojęcia o co chodzi. - Owszem! Jej statek znajduje się w podprzestrzennej kieszeni, ale nie dla TEJ przestrzeni, tylko dla tej w której znajduje się Ziemia. - Czyli? - Umysł ziemskiego czterdziestetniego architekta niezbyt dobrze radził sobie z myśleniem na poziomie teorii bliźniaczych wszechświatów. - To znaczy że nie jestem pewna gdzie ona trafiła, ale na pewno nie do swojego statku. Spróbuję ją sprowadzić, a wy pomódlcie się żeby jeszcze żyła! Washuu włączyła komputer i zaczęła coś wstukiwać w szaleńczym tempie. Nagle nad jeziorkiem pojawił się portal międzywymiarowy i Mihoshi z wrzaskiem wpadła do wody. - AAAAA!!! Ratunku!!! Co to było??? - Washuu pomogła wyjść z wody przerażonej policjantce. Mihoshi wyglądała strasznie. Twarz i ręce miała podrapane, mundur i bluzkę rozdarte prawie do pasa, a w kurczowo zaciśniętych rękach trzymała pistolet z kompletnie wyczerpaną baterią. - To było straszne. - Wydusiła z siebie gdy już zorientowała się gdzie jest. - Tam nie było mojego statku tylko jakieś potwory. I one miałe takie długie, paskudne macki podobne do... no wiecie do czego. I te macki chciały mnie złapać więc zaczęłam strzelać, ale skończyła mi się amunicja i one wtedy... BUUUUU!!! - Rozpłakała się na dobre, jedną ręką wyszarpując spod bluzki urwaną mackę. Yosho i Nobuyuki mimo całego współczucia jakie żywili do przerażonej policjantki zgodnie zareagowali silnymi wypiekami i mocnym krwotokiem z nosa na widok jej odsłoniętych piersi mogących spokojnie konkurować z tym co prezentowały najpiękniejsze modelki. Washuu nie straciła głowy. Podniosła upuszczony sześcianik i przy jego pomocy nadała mundurowi Mihoshi dawny wygląd. Rzuciła wściekłe spojrzenie dwóm zaślinionym facetom, a następnie przytuliła beczącą blondynkę. - Ile razy ci mówiłam głuptasie? Nie wolno ci się transportować na pokład statku dopóki przebywasz w moim laboratorium. Wszechświat zero ma tak wiele kieszeni podprzestrzennych że nigdy nie wiadomo gdzie możesz trafić. - Przepraszam. - Wydusiła przez łzy Mihoshi. - Nie przepraszaj mnie tylko siebie, bo to ty mogłaś zginąć. A teraz już uspokój się, masz zadanie do wykonania. Przeniosę cię na twój statek, daj mi tylko parę minut. Chwilę później Mihoshi zniknęła, a Washuu zadowolona rozwaliła się na poduszkach i rzuciła szeroki uśmiech do Yosho i jego zięcia. - A teraz chłopcy porozmawiajmy o interesach. Tak się składa że wszystko co się dzieje w tym laboratorium jest rejestrowane. Ile dacie za trójwymiarowy film z rozebraną funkcjonariuszką Policji Galaktycznej? * * * - Już ranek! Już ranek! Już ranek! - zaskrzeczało coś niemożliwie Sasami uniosła głowę i rozejrzała się dookoła bardzo zaspanym wzrokiem. Futony jej i pozostałych dziewczyn były ułożone równo w jednym szeregu. Po drugiej stronie małej zatoczki spali Tenchi, jego tatuś i dziadek. Nigdzie nie było widać panny Washuu, ani pana Watari. Rozejrzała się ponownie w poszukiwaniu tego kogoś kto ją obudził. Była zła, bo niemal całą noc spędziła na nauce gry na flecie i chociaż szło jej nienajgorzej, to jednak było to bardzo trudne. Po chwili dostrzegła sprawcę. Miał około 40 centymetrów wzrostu i budzik na głowie. Wyglądał jak szmaciana lalka w kształcie... panny Washuu??? Przetarła oczy. Rzeczywiście obok niej stała miniaturowa Washuu z budzikiem na głowie i uśmiechająca się diabelsko. Zorientowawszy się że spełniła swoje zadanie, skłoniła się i uciekła w zagajnik. Sasami wstała. Chciała zrobić śniadanie, zanim inni obudzą się i zajmą odbudową domu. Tatuś Tenchiego miał jeszcze zadzwonić do siebie do pracy i poprosić o urlop na czas remontu i Sasami miała go obudzić wcześniej i przypomnieć mu o tym, a Tenchi miał iść do szkoły. Zaraz... Dom był zniszczony, a to znaczyło że nie ma na czym gotować. Trzeba poprosić pannę Washuu żeby znowu zrobiła jej w laboratorium małą kuchnię. Tylko gdzie ona się podziała? Washuu była tam gdzie powinna być. Sasami zastała ją śpiącą na stercie latających poduszek. Po ekranie włączonego komputera latały czerwone kraby. - Panno Washuu... - Dziewczynka nie chciała jej zbyt gwałtownie budzić. - Panno Washuu! Spod masy czerwonych włosów wydobyło się jakieś gniewne mruknięcie i Washuu wstała mamrocząc pod nosem coś niecenzuralnego. - Chciałaś coś? - burknęła przecierając zaspane oczy. - Chciałam zrobić śniadanie panno Washuu, a nie mam gdzie. Czy mogłabyś mi zrobić taką samą kuchnię jak kiedyś? Proszę... - Sasami starała się być tak miła jak to tylko było możliwe. Washuu nacisnęła kilka klawiszy, po czym padła ponownie na stos poduszek. - Kuchnia jest tam gdzie ostatnio. Trafisz? - Tak! Dziękuję bardzo! - Ucieszona dziewczynka ukłoniła się lekko. Od strony czerwonego dywanu dobiegło głośne chrapanie. Sasami pobiegła ścieżką, ale umęczonej pani profesor nie było dane było pospać zbyt długo. Po kilku minutach komputer odezwał się wściekłym i zdecydowanie zbyt głośnym dźwiękiem. Poduszka poszybowała w stronę komputera, przeleciała przez hologram i wpadła do jeziorka. "Cholera jasna, co tym razem???" Chcąc nie chcąc, Washuu obudziła się zupełnie. Zgarnęła z twarzy niesforną czuprynę i usiadła przed klawiaturą. Przetarła oczy ze zdumienia, gdy zobaczyła komunikat. Wywołała go. "Aeka, niech cię jasny szlag..." Pierwsza księżniczka Jurai jęknęła, gdy coś twardego uderzyło ją w nogę. Próbowała to coś zignorować i spać dalej, ale to coś nie zamierzało dać za wygraną. W końcu otworzyła oczy. Nad jej materacem stała rozdrażniona Washuu i niezbyt mocno, lecz systematycznie kopała ją w kostkę. Jej mina świadczyła o tym, że nie jest w najlepszym humorze, a podkrążone oczy i rozczochrane włosy były wystarczającym dowodem na to, że coś bardzo gwałtownie wybiło ją ze snu. - Panno Washuu, co ty wyprawiasz? - Spytała półprzytomna Aeka. - Przyszła do ciebie wiadomość przez Ryu-oh. Jak będziesz odpowiadać, to powiedz żeby następnym razem używali twojego prywatnego kanału komunikacji, a nie ogólnego. Jak mnie jeszcze raz obudzą to przesadzę to twoje drzewko do doniczki i postawię w domku Watari na parapecie! - Dodała na odchodnym. Aeka jeszcze usłyszała przekleństwa ciężkiego kalibru rzucane pod adresem tajemniczego kogoś. Chwilę zabrało jej dobudzenie się do końca. Wstała, poprawiła koszulę nocną i ruszyła w kierunku ogrodu w którym rosła sadzonka Drzewa Mocy. Spacer pozwolił jej zastanowić się trochę. Na pewno wiadomość nie pochodziła od ojca, bo on wysłałby ją prywatnym kanałem tak, że odebrałaby przekaz telepatyczny. Kto to mógł być? I czego chciał? Ryu-oh było już całkiem dużym pędem, miało około półtorej metra wysokości i kilka odrastających od głównego pnia gałęzi, jednak Aeka nie przypuszczała że jest ono już w stanie wysyłać i odbierać wiadomości. Stanęła przed nim i dotknęła palcami diademu którego nigdy nie zdejmowała z głowy. Świat przybrał na moment barwy tęczy, po czym poczerniał. Aeka wisiała w pustce, a przed nią stała wysoka, starsza od niej kobieta. Księżniczka poznała ją od razu - była to Arisa Senadi, jedna z tych osób w towarzystwie których zawsze czuła się niepewnie. Kobieta ukłoniła się. - Pozdrawiam cię, księżniczko Aeko Jurai. - powiedziała miękkim głosem - To jest jedynie nagranie, więc nie zadawaj sobie trudu odpowiedzią. Mam dla ciebie niezwykle ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa twojego i być może całej planety Jurai. Aeka zamarła. Baronowa Senadi zawsze była niezwykle poważną osobą i nigdy nie robiła niczego bez powodu. Teraz z kolei wydawała się zaniepokojona. - Z pewnych źródeł wiem że na Ziemi może przebywać mężczyzna przedstawiający się jako Mono Watari. Juraiczyk ten jest jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców w galaktyce. Odpowiedzialny był za zdradę, spisek mający na celu zamach stanu, oraz wiele innych przestępstw. Siedemset lat temu został osadzony w więzieniu na Jurai z którego uciekł zabijając strażników, oraz wiele spotkanych po drodze osób. Oczy Aeki rozszerzyły się z przerażenia. Słuchała słów Arisy z szeroko otwartymi ustami. - Mono Watari jest znakomicie wyszkolonym żołnierzem, oraz wykształconym naukowcem. Umie posługiwać się dowolnym rodzajem broni i sprzętu, jest również znakomitym pilotem. Wielokrotnie pokazał że życie innych ludzi nie przedstawia dla niego żadnej wartości. Baronowa podeszła do Aeki. - Księżniczko, ten człowiek to urodzony psychopata. Wysłany został specjalny oddział który ma go pojmać, lub w ostateczności zgładzić. Nie kontaktujcie się z nikim spoza planety. Mono dysponuje zaawansowanym sprzętem zdolnym przechwytywać transmisje wysyłane przez Drzewa Mocy. Przez wiele lat pracował dla pani ojca, cesarza Jurai, więc zna naszą technikę. Baronowa uklękła i pochyliła głowę. - Wkrótce nasz oddział dotrze na Ziemię. Do tego czasu proszę cię pani, abyś obserwowała Mono Watari i ani słowem nie wspomniała nikomu o tym przekazie. Przyczynisz się w ten sposób do schwytania i skazania być może największego zbrodniarza jaki kiedykolwiek zagrażał Jurai. Wizja zniknęła i Aeka z powrotem stała przed swoim Ryu-oh. Drżała. Jeszcze nigdy nie była tak przerażona, mimo to była zdecydowana pomóc Arisie za wszelką cenę. Nie mogła nikomu powiedzieć o wiadomości jaką otrzymała, ale mogła pilnować Watari i nie dopuścić aby zrobił jakąkolwiek krzywdę jej bliskim. "Watari Mono, nie uda ci się. Nie odstąpię cię na krok, a kiedy przybędzie pomoc oddam cię w ręce sprawiedliwości." Westchnęła głęboko. "Sasami, tak mi przykro... Straszliwie się pomyliłaś, ale nie możesz się o tym dowiedzieć. Możesz mnie później za to znienawidzić, ale zrobię wszystko aby cię chronić." c.d.n. ----------------------------------------------------------------------------------- Jeremy - proud member of SMD june 2000