---------------------------------------------------------------
autorskie gadanie:
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co robią postacie w
tym fanfiku. Siadając do niego nie wiem nawet jak się skończy
i czy w ogóle się skończy. Jest więc bardzo prawdopodobne, że
cała historia wymknie mi się spod kontroli, a najbardziej 
zdumionym czytelnikiem będę właśnie ja. ^_-
Wszelkie commentarze, groźby, kondolencje i pułapki na myszy
ślijcie na adres: jeremy@topnet.pl, lub jeremy1@friko2.onet.pl

polskie znaki w standardzie Winblows
All Rights Stolen...
---------------------------------------------------------------

                              "Watari Muyo"
                     część 4: Niepotrzebny pojedynek
ver. 1.2
23.VI.2000

 Żar letniego popołudnia wnikał wszędzie, jednak jakimś cudem
rozpłaszczał się w otwartych drzwiach balkonu. W salonie Masakich
panował przyjemny chłód. Siedzieli w nim Sasami, Washuu, Watari
i Mihoshi zawzięcie trenująca Street Fightera. Sasami bawiła się
z dwoma kotulikami i wydawała się być w siódmym niebie. Mono i
Washuu patrzyli się na nią zajadając się lodami. Ihyou-ohki i
Ryo-ohki udawały że walczą o pluszową marchewkę. Srebrny kotulik
z racji swojej wielkości zwykle wygrywał.
Watari uśmiechnął się pod nosem.
- To ciekawe. Nigdy nie sądziłem że kotuliki mogą tak lubić marchewki.
Z korytarza dobiegało ich miarowe postukiwanie młotka. To Tenchi od
ponad godziny pracował nad wzmocnieniem zamka do składziku marchewek.
Washuu bezskutecznie próbowała mu to wyperswadować.
"Zapomniał że Ryo-ohki potrafi przenikać przez materię stałą."
- Taak... Kotuliki przepadają za marchewkami, aczkolwiek ten twój
  wydaje się bardzo dziwny. Jakiej odmiany Mass użyłeś przy jego 
  tworzeniu?
- Nie uwierzysz, ale nie użyłem Mass. - odparł Watari
Washuu przełknęła pośpiesznie kawałek loda waniliowego.
- Hę? To w takim razie skąd go wytrzasnąłeś???
- Nadal nie jestem pewien, ale wszystko wskazuje na to, że jest to
  prawdziwy kotulik. Kto wie czy nie ostatni we wszechświecie...
Washuu zamrugała oczami, po czym spojrzała uważnie na srebrne
zwierzątko wygłupiające się z Sasami na podłodze.
- To niemożliwe! Według moich szacunków Ohkie wymarły zupełnie ponad
  dwanaście tysięcy lat temu.
- Wiem. Może pamiętasz że pracowałem z tobą nad projektami kotulików?
Washuu przypomniała sobie.
"Cholera, to prawda. Zgłosił się na ochotnika do dwóch projektów.
 Kotuliki i... kamienie mocy! Pracował nad obydwoma sprawami w zespole
 ze mną i z Kagato."
Washuu popatrzyła podejrzliwie na Mono, który w międzyczasie skończył
swoje lody i zaczął się bawić z Sasami i kotulikami. Ihyou-ohki od razu
poznał swojego pana, gdyż wskoczył mu na ramię.
"Opracował większą część kodu DNA kotulików, a ja zastanawiałem się
 skąd wytrzasnął tak dokładne dane. Mało tego, przecież on wymyślił i
 opracował większą część planu sklonowania kilku par i przywrócenia 
 gatunku. I ten facet teraz twierdzi że nie zna się na biologii?"
Washuu wróciła do lodów. W międzyczasie wrócił do niej doktorek Mono z
kotulikiem na ramieniu.
- Pewnie chcesz wiedzieć coś o nim? - skinęła głową - Ja też chciałbym.
  Tuż przed tym, jak zacząłem przygotowania do sławetnej pracy
  doktorskiej trochę podróżowałem. Z jakiejś odległej planety odebrałem
  sygnał pomocy. Gdy dotarłem na miejsce zastałem tylko szczątki kilku
  statków. Jedyną ocalałą żywą istotą było właśnie jajo kotulika.
Pogłaskał Ihyou-ohki po łepku.
- Później próbowałem się czegoś dowiedzieć na temat tych statków, ale w
  żadnych archiwach nie było o nich słowa. Były to zapewne statki
  cywilizacji niezrzeszonych zaangażowanych w jakąś wojnę, zresztą
  nieważne. W każdym razie jajo przez parę lat przebywało w polu
  stasis, aż byłem pewien że nic mu już nie grozi. Z tego samego powodu
  zaangażowałem się w twój projekt nad kotulikami. Możesz sobie
  wyobrazić moje zdumienie kiedy zbadałem jego kod  genetyczny i nie
  odkryłem niczego co by wskazywało na sztuczny twór.
Washuu pogłaskała zwierzątko które uwaliło się jej na kolanach i
nadstawiło brzuch do drapania. Sierść miało miękką i gęstą.
- A więc mamy przed sobą prawdziwego Ohkiego. Będę chciała pobrać
  próbkę jego krwi. Jeśli uda się skompletować jeszcze jeden wzorzec 
  DNA, możnaby tym razem na dobre odtworzyć populację.
- Możliwe. Ja już nie jestem tym zainteresowany.
- Hę? - zdziwiła się Washuu - A te twoje kamienie? Czy to z ich powodu
  pracowałeś przy innym moim projekcie?
- Kimitsu? Tak, dokładnie z ich powodu. Ich energia jest bardzo podobna
  do tego co wydzielają Perły Mocy.
- Skąd je właściwie wytrzasnąłeś?
- To naprawdę długa historia. Kiedyś ci ją może opowiem, ale najpierw
  zobaczę czy będziesz w stanie mi pomóc.
Wstał i przeciągnął się.
- A tymczasem trzeba doprowadzić do końca remont laboratorium, no i
  moje leczenie. Ile razy właściwie będę jeszcze musiał pływać w tym
  zbiorniku?
Washuu przez chwilę się zastanawiała.
- Chyba można już bez obaw przerwać kurację. I wiesz co? Nie musisz już
  pracować nad laboratorium. Resztą zajmą się maszyny.
Watari spojrzał na nią krzywo.
"Taa... Bardzo wspaniałomyślne, zwłaszcza że właściwie już nic nie
 zostało do roboty."
- Bardzo dziękuję pani profesor. - Odparł z cynicznym uśmiechem i
  rozsiadł się wygodnie w fotelu.

Od strony podwórza dobiegły go krzyki Aeki i Ryoko.
- Oddawaj ją! - darła się księżniczka
- Jest moja. Położyłam ją wcześniej i teraz chcę posprzątać.
- Miałaś posprzątać rano! Teraz moja kolej.
- Jak chcesz to sobie sprzątaj, ale moją miotłę zostaw w spokoju.
Rozległ się trzask łamanego drewna.
- No i widzisz co narobiłaś? - wrzasnęła Aeka - Teraz to pozbieraj i
  przynieś nową miotłę!
- Jeszcze czego?!? Będzie mi rozkazywać jakaś stara zasuszona panna?
- Coś ty powiedziała!!!???!!!
- Tylko prawdę, maleńka księżniczko.
- Ja cię zaraz...
- No to chodź tu!
Coś wybuchło, coś pękło, coś wpadło do jeziora. Watari zamknął oczy.
Był zmęczony jak diabli, rzadko zdarzało mu się nie spać przez ponad 
dzień. Ostatnim impulsem jaki zarejestrował jego mózg zanim ciało 
pogrążyło się we śnie były odgłosy toczącej się na zewnątrz awantury.
"Więc tak wygląda tutaj codzienne życie... Może i nie jest to dokładnie
 to czego chciałem, ale podoba mi się."

* * *

W odległości wielu lat świetlnych kosmos przemierzał potężny statek.
Był podobny do nowoczesnej rzeźby białego lecącego łabędzia. "Grzbiet"
owego łabędzia był z góry otoczony błękitnym polem energetycznym. Przez
pole to widać było ogród którego centralną częścią było Drzewo Mocy.

Gdyby przyjrzeć się uważniej, dostrzegłoby się pod tym drzewem odkryte
stanowisko dowodzenia. Znajdowało się w nich dwoje ludzi. Mężczyzna i
kobieta siedzieli w ustawionych naprzeciw siebie fotelach, a między
nimi kursował beczkowaty robot podający drinki.
- Nadal nie rozumiem dlaczego ci na tym tak bardzo zależy. - Bardzo 
  przystojny mężczyzna w juraiskim mundurze pociągnął łyk wina z
  głębokiego pucharu. - Mono Watari uciekł dawno temu. Nawet jeśli
  pojawił się znowu na jakiejś zacofanej planecie, to nie ma to dla
  nas już takiego znaczenia jak niegdyś. Nie mówiąc już o tym że 
  dwieście lat temu objęła go amnestia Jurai.
Kobieta popatrzyła surowo na swojego rozmówcę.
- Mylisz się Kaworu. Kiedy się wreszcie nauczysz że tacy jak on będą
  dla nas stałym zagrożeniem niezależnie od tego, ile czasu upłynie?
  Właściwie to bardziej *ty* powinieneś się nim martwić niż ja.
Mężczyzna westchnął. Miał już tego dość.
- Mam wrażenie że on miał rację. Przecież nic by się nie stało gdym
  chociaż raz odpowiedział...
- Nie waż się kończyć!!! - krzyknęła kobieta. Jej twarz poczerwieniała
  z wściekłości. - Nasza rodzina jest ważniejsza niż twoje skrupuły.
  Tu nie wchodzi w grę tylko twoje dobro, ale i moje. Zapamiętaj to
  wreszcie, bo gdyby nie my, byłbyś dzisiaj nikim. Powinieneś z dumą
  nosić nazwisko Senadi!
Mężczyzna westchnął ponownie i schylił głowę. Dopił wino, wstał i
ruszył w kierunku swoich komnat.
"Nigdy jej nie przekonam. Nigdy."

Baronowa popatrzyła za odchodzącym bratankiem ze słabym uśmiechem.
"Dobrze. Jeszcze są szanse na zrobienie z niego prawdziwego Senadi.
 Musi się tylko nauczyć że nic nie znaczy bez wsparcia swojego rodu."
Nalała sobie nową porcję wina. Krwisty płyn spływał do złotego pucharu
zdobionego drogocennymi klejnotami.
Taak... Wkrótce pozbędzie się największego bólu jej życia. Już niczego
nie będzie musiała się obawiać. To przysłuży się całej Jurai.
Spojrzała na stół na którym leżał najnowszy raport od Tamiyi. Aż trudno
było uwierzyć że na tej marnej planetce przebywało aż tyle
interesujących osób. Problemem była też Galaktyczna Policja. Kaworu
miał rację co do juraiskiej amnestii.
"Jeżeli dobrze to rozegram, to mogę osiągnąć stokrotnie większy zysk
 niż tylko zabicie tego zdrajcy Mono. Trzeba to dobrze przemyśleć."

* * *

Watari obudził się. Była szósta po południu i na zewnątrz zrobiło się
bardzo przyjemnie. Słońce powoli zaczęło się schylać nad wzgórza. W
salonie panowała błoga cisza przerywana stłumionymi krzykami
dobiegającymi od strony jeziora.
Mono wstał i przeciągnął się. Najedzony i wypoczęty czuł się naprawdę
dobrze. Rozejrzał się dookoła.
W pokoju było pusto. Wsłuchawszy się przez chwilę w dobiegające z
zewnątrz odgłosy, doszedł do wniosku że wszyscy muszą być nad jeziorem.
Wyszedł przed dom.
Washuu, Sasami, Ryoko i Mihoshi pływały w jeziorze, Aeka przechadzała
się wokół, chłodząc się wachlarzem. Kilkanaście metrów dalej Tenchi
zamiatał pomost, a Nobuyuki opalał się na leżaku.
- No, wreszcie jesteś! - Wrzasnęła Washuu z środka jeziora. - Miło się
  spało?
- Bardzo. - odkrzyknął - Jaka woda?
- Sprawdź sam!
- Może za chwilę... - Odparł gdy tuż za nim zmaterializowała się Ryoko
  i silnie popchnęła.
- Właź i przestań marudzić. W taki upał na brzegu siedzą tylko ci
  którzy wstydzą się pokazać co mają pod ubraniem. - mrugnęła w
  kierunku Aeki, która zrobiła się czerwona jak cegła.
Watari zachwiał się i zleciał z pomostu ochlapując Sasami. Dziewczynka
na moment znalazła się pod wodą.
- Ej! Ryoko, bez takich! - Krzyknął Watari pomagając wstać kaszlącej
  Sasami. - Przecież nie będę pływał w ubraniu!
Ryoko już go nie słyszała. Ona i Aeka zaczęły się mocować i w
rezultacie obie wpadły do wody. Demonica wzleciała ponad jezioro,
podczas gdy ociekająca wodą księżniczka z wrzaskiem uciekła do domu.
Watari zrezygnowany wygramolił się na pomost i zaczął zrzucać z siebie 
ubranie. Ułożył je w bezładny stos, po czym w samych już spodenkach
wskoczył do wody. Wynurzył się, parsknął i przepłynął kawałek.
"Rzeczywiście Washuu spisała się doskonale. Mogę pływać bez żadnych
 trudności."
- No, nareszcie jesteś! - dobiegło go z tyłu.
Obejrzał się. Czerwonowłosa dziewczynka ochlapała go wodą. Oddał.
Po chwili dołączyła się druga, z długimi niebieskimi kucykami.
Chcąc nie chcąc Watari musiał się bronić na dwa fronty, chociaż
na pierwszy rzut oka widać było że przewaga należy do jego
przeciwnika. Powoli zaczął się wycofywać.
- Ja też chcę!!! - z boku dobiegł go roześmiany głos Mihoshi.
Jak na komendę Mono, Washuu i Sasami zalały ją strumieniami wody.
Po chwili po stronie blondynki stanęła Ryoko i rozpoczęła się wojna
totalna. Śmiech poniósł się wzgórzami i zabrzmiał echem po całej
dolinie.

Dwie godziny później słońce już prawie zupełnie zaszło. Wszyscy
siedzieli przed domem zebrani wokół grilla, który rozpalał Tenchi.
Siedzące obok siebie Washuu i Sasami stanowiły ciekawy kontrast.
Obie były ubrane w tak samo skrojone kostiumy kąpielowe. Sasami
miał wzór kotulików zajadających olbrzymie marchewki (a może to
kotuliki były małe?), zaś pani geniusz był ozdobiony wzorem na
widok którego bolała głowa.
Watari skrzywił się już gdy go po raz pierwszy zobaczył w całej
okazałości. Fraktale i może dobrze wyglądały na monitorze, ale
zdecydowanie nie pasowały jako deseń.
Ryoko która nie uznawała żadnych kostiumów kąpielowych wróciła do
jednego ze swoich standardowych strojów - niebieskożółtej sukienki.
Wachlowała się ogonem.
Aeka ubrała najbardziej przewiewne ze swoich kimon. Mono nie mógł
zrozumieć dlaczego księżniczka nie nosiła czegoś, co  bardziej
odpowiadało miejscowemu klimatowi, ale po namyśle stwierdził że
było to winą jej królewskiego wychowania - w pałacu za nieprzyzwoite
uchodziły już stroje odsłaniające ramiona. Mihoshi również
pozostała w swoim kostiumie, którym było różowoniebieskie bikini.
- Wszyscy już są? - spytał Tenchi któremu udało się rozpalić grill
  na dobre.
- Brakuje jeszcze ojca. - stwierdził Nobuyuki - Pójdę po niego,
  chyba zapomniał o dzisiejszym wieczorze.
Tenchi uśmiechnął się patrząc raz na tatę, raz na Sasami, aż na
koniec przeniósł wzrok na Watari.
- Może niech lepiej pan Mono pójdzie? Świątynia o tej porze
  wygląda naprawdę pięknie, a dziadek chciał pana poznać.
- Jeśli tak, chętnie pójdę. - odparł zaskoczony Watari i ruszył
  w kierunku długich kamiennych schodów prowadzących do świątyni.
- Ja też idę! - krzyknęła uradowana Sasami.
- Nie. - stwierdziła Aeka - Jesteś mi tu potrzebna, sama nie
  poradzę sobie z przygotowaniem wszystkiego.
Sasami zachmurzyła się nieco.
- To nie w porządku... - wymamrotała, ale posłuchała siostry.
Aeka spojrzała na oddalającego się doktora Mono.
"Przepraszam Sasami, ale dopóki nie dowiemy się czegoś więcej
 o tym człowieku nie zostawię cię z nim sam na sam."

Schody były długie, wysokie, ciemne i ogólnie sprawiały wrażenie
jakby każdy stopień za cel swojego istnienia upatrzył sobie złamanie
jak największej ilości nóg. Watari szedł rozglądając się dookoła.
Rzeczywiście okolica była wspaniała.
Las w świetle zachodzącego słońca wyglądał tak spokojnie i pięknie,
że Mono Watari dziękował losowi iż trafił akurat tutaj. Ptaki
prezentowały swoje ostatnie tego dnia koncerty. Wreszcie i schody
się skończyły.
Świątynia była duża i czysta. Nie sprawiała wrażenia starej,
najwyraźniej została odnowiona najdalej kilkanaście lat temu. Watari
rozejrzał się szukając kapłana. Gdzieś z lewej strony dobiegł go zapach
parzonej herbaty i brzęk porcelanowych naczyń. Ruszył w tamtą stronę.
- Przepraszam, czy jest tu ktoś?
Brzęk umilkł i z małego budynku przytulonego do świątyni wyszedł wysoki
mężczyzna z długimi, siwymi włosami. Miał na sobie codzienne, białe
szaty kapłana. Na widok gościa otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
Mono skłonił się lekko.
- Dobry wieczór, nazywam się Mono Watari. Przysłał mnie pański wnuk
  Tenchi, abym przypomniał panu o dzisiejszym wieczornym grillu.
Kapłan zszedł powoli po schodach z bardzo dziwną miną. Po chwili
uspokoił się, rozluźnił i podszedł do przybysza.
- Miło mi pana poznać, panie Mono. To pan zapewne jest pacjentem
  Washuu. - wyciągnął rękę na przywitanie.
- Mnie również. A co do Washuu-chan, to zgadza się. - Watari
  uśmiechnął się i uścisnął podaną mu dłoń.
Nagle na jego twarzy pojawiło się bezgraniczne zdziwienie, a potem
zaczął się śmiać. Kapłan również roześmiał się, po czym obaj padli
sobie w ramiona. Mono przyjrzał się uważnie twarzy którą miał przed
sobą.
- Yosho!!! Niech cię szlag, wszyscy mówią o tobie jakbyś nie żył, a
  tymczasem łazisz sobie w ciuchach kapłana po tej starej świątyni!
  Co się z tobą działo?
- Dużo by opowiadać. Jakim cudem mnie poznałeś? - spytał Yosho gdy
  wreszcie uwolnili się z uścisku.
- Chyba niewielu ludzi na Ziemi nosi holograficzną maskę, prawda?
  Zwłaszcza juraiską udoskonaloną odmianę.
- No tak... - odezwał się zakłopotany Yosho - To prawda że mieszkam
  teraz tutaj pod imieniem Katsuhito. To spokojne miejsce i życie
  jest łatwiejsze niż na Jurai, sam zresztą zawsze mówiłeś że wszędzie
  lepiej niż tam. Nie zgadzałem się z tobą do końca, ale tu naprawdę
  jest lepiej.
- Widzę. Przy okazji gratuluję wnuka. Kto by pomyślał... Hehehe...
- Taak... Dziwne jak się to wszystko zmienia. A co się z tobą działo?
- Podróżowałem tu i tam, nic szczególnego...
- Nadal pracujesz dla ojca?
Watari popatrzył na przyjaciela z dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili
się roześmiał.
- Ja? Zapomnij, od twojego pościgu za Ryoko nie zbliżyłem się nawet
  do granic cesarstwa. Już nie jestem na garnuszku Azusy.

Zapadła cisza. Yosho, który nagle sobie coś przypomniał, pobiegł do
świątyni i po chwili wrócił trzymając w dłoniach dwa bambusowe miecze.
Jeden rzucił Watari, który złapał go i obejrzał z wiele mówiącym
uśmiechem.
- Nie dokończyliśmy ostatnim razem, pamiętasz? Miałem nadzieję że
  wreszcie uda mi się cię pokonać. - stwierdził Yosho przybierając
  pozycję do ataku.
Watari ujął miecz i machnął nim kilka razy.
- Teraz udałoby ci się bez problemu. Nie miałem w rękach miecza od
  ponad pięciuset lat.
- Czyli zardzewiałeś, a rdzę trzeba zdzierać. Broń się tchórzu! -
  krzyknął Yosho wyprowadzając cios na prawe ramię Mono. Ten odbił
  go zręcznym ruchem, po czym zrobił długie cięcie na wysokości kolan
  przeciwnika.
Yosho wyskoczył w powietrze, zrobił długie salto i znalazł się za
plecami przeciwnika. Watari odwrócił się natychmiast.
- Nie próżnowałeś. - stwierdził zasłaniając się przed serią uderzeń
  wycelowanych w głowę ciosów. Po ostatnim wyjątkowo silnym zachwiał
  się i zrobił kilka kroków do tyłu.
- Masz już dość? - zaśmiał się "staruszek".
- Mówiłem że nie walczyłem. - Rzucił z wyrzutem przeciwnik, tuż po
  tym jak nagle wyprostował się i pchnął celując w pierś.
Yosho odbił ten cios, jednak nieco za mocno. Watari wykorzystał siłę
uderzenia przechodząc w szybki piruet i uderzył z obrotu w żebra.
Dziadek zatrzymał cios trzymając miecz jedną dłonią za ostrze, jednak
impet i tak popchnął go kilka kroków w lewo. Nie przewrócił się
opierając większą część ciężaru na jednej nodze.
- Gdyby to był miecz energetyczny straciłbyś dłoń. - zwrócił uwagę
  Mono.
- Ale nie jest.
- Fakt.
Blok, kolejny blok i cięcie. Ręce Watari działały niemal instynktownie.
Jednak nie zapomniał zasad fechtunku, chociaż zgodnie ze słowami
starego przyjaciela mocno zardzewiał. Po przebiegłej serii ciosów
Yosho wyprowadzonych w ramię, głowę i brzuch Watari oblał pot zmęczenia.
"Właściwie czemu mi na tym tak zależy?" zastanowił się gdy bezskutecznie
próbował przebić się przez obronę księcia Jurai.
Dysząc ciężko stanął wpatrując się w przeciwnika. Yosho, również zdawał
się być zmęczony. Watari przyszła do głowy pewna myśl.
- Wiesz, my możemy się tu pozabijać, ale kiedy Sasami się wścieknie
  to już nie będzie żartów.
Yosho zrozumiał. Przez stare oczy przebiegł błysk strachu.
- Chodź, w świątyni jest łazienka. Musimy się umyć z tego potu.
Weszli do świątyni, zostawiając miecze i buty na ganku.
- Przy okazji powiedz, jak podobają ci się dziewczyny Tenchiego.
- Heh... Twoja siostra wyrosła na przepiękną kobietę, a co do Ryoko...
  Pamiętasz siostrzenicę Neneke?
- Pewnie.
- No to już wiesz na co mam ochotę patrząc na Ryoko.
Chóralny śmiech zatrząsł konstrukcją świątyni.

Po paru minutach schodzili już kamiennymi schodami. Yosho szedł
jak zwykle spokojnie z rękoma założonymi na plecach, ale w spojrzeniu
się coś zmieniło. Stało się bardziej młodzieńcze.
- No i po raz kolejny nie dokończyliśmy pojedynku.
- Dziwię się że mnie nie powaliłeś. Wyszedłem zupełnie z formy,
  przez ostatnie stulecia nie miałem potrzeby używać miecza.
- Takich rzeczy się nie zapomina, pamiętaj kim jesteś.
- Byłem. - odparł twardo i zimno - Z tamtym życiem łączą mnie już
  tylko wspomnienia o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
Yosho przyjrzał się uważnie twarzy przyjaciela. Zobaczył na niej
coś czego nie widział wcześniej. Coś co przerażało.
- Co się stało po tym jak wyruszyłem aby schwytać Ryoko?
- Nieważne. To się już stało i nie mam po co o tym opowiadać.
- Rozumiem. Nie będę już pytał. - Stwierdził cicho Yosho. - A tak
  przy okazji, jeśli wygadasz komuś, a zwłaszcza w obecności Aeki
  że noszę holomaskę, to Washuu będzie żałować że cię poskładała
  w całość.

Zebrani przy grillu z niecierpliwością oczekiwali powrotu Watari i
Yosho. W końcu Mihoshi zauważyła obu idących ścieżką.
- Co was tak długo zatrzymało? - krzyknął Tenchi
- Niedokończony pojedynek. - odkrzyknął Watari - Przy okazji
  mogłeś powiedzieć kim jest twój dziadek. - dodał gdy usiadł przy
  składanym stoliku. Sasami podała mu upieczone Yakitori.
- Proszę Watari-san. Mam nadzieję że będą ci smakować.
- Na pewno, jeśli je zrobiłaś. - Uśmiechnął się i zatopił w nich
  zęby. Smakowały wspaniale. - Mmmhmm... Pyhne!
- Właściwie to przygotowała je moja siostrzyczka. - Sasami wskazała
  na Aekę która momentalnie się zaczerwieniła. Watari skinął głową
  w nieco drwiącym uśmiechu.
- Zatem pochwały należą się pierwszej księżniczce Jurai. Wspaniałe
  dzieło Wasza Wysokość, wygląda na to że pobyt tutaj naprawdę ci
  służy.
Aeka przyjęła bez słowa pochwałę połączoną z drwiną. Pozwoliła sobie
tylko na iście królewski uśmiech.
- Staram się jak mogę, Mono-san.
Obok nich Tenchi rozmawiał z dziadkiem.
- Pomyślałem że to może być miła niespodzianka, jeśli się spotkacie
  w ten sposób.
- Rozumiem. - Odparł jak zwykle oszczędny w słowach Yosho.
- I dobrze zrobiłeś. - stwierdził Watari - Ja i twój dziadek byliśmy
  niegdyś jak bracia.
- I co się stało? - zaciekawiła się Sasami.
- Nic szczególnego. Po prostu nasze drogi się rozeszły. Przebywałem
  akurat poza Jurai kiedy na planetę napadła Ryoko i Yosho wybrał
  się za nią w pościg. Potem miałem na głowie inne problemy i nie
  mogłem go odnaleźć.
- Przy okazji... - Yosho nagle sobie o czymś przypomniał. - Wykonałeś
  tamto zadanie?
- Dokładnie. Znasz mnie przecież, nie zostawiam niedokończonych spraw.
  Nawet takich które ty zawaliłeś.
Roześmiali się obaj. Wszyscy patrzyli na nich ze zdziwieniem.
- Przepraszam że pytam, ale mogę wiedzieć o czym mówicie? - Tenchi
  wykazał najwięcej niezdrowej ciekawości.
- Nic szczególnego. - stwierdził Watari zagryzając kawałek szaszłyka.
  - Niegdyś wykonywałem różne zadania na zlecenie cesarza Jurai. To
  było moje główne zajęcie oprócz opieki nad księżniczką Aeką.
Aeka spojrzała na niego zszokowana. Dziadek widząc jej zdziwienie
skinął głową.
- To prawda. Watari tak samo jak i ja był twoim strażnikiem. Zaufanie
  jakim darzył go nasz ojciec dopuściło go do tego zaszczytu.
- Niestety z racji moich obowiązków zbyt często przebywałem poza
  planetą. - Dokończył Watari. - Potem sprawy się nieco skomplikowały i
  odszedłem z cesarskiej służby.
Aeka zdecydowała się zabrać głos.
- A co robił pan od tego czasu? I jak właściwie trafił pan na Ziemię?
Nie to, żeby zależało jej szczególnie na rozmowie z tym człowiekiem,
jednak chciała się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Watari drgnął lekko
na dźwięk jej delikatnego głosu.
- Podróżowałem. Powróciłem do tego czym zajmowałem się niegdyś,
  zacząłem prowadzić badania. A jak tu trafiłem...
Zamyślił się nieco, jakby nie wiedział co dokładnie ma powiedzieć.
- Pracuję tak od siedmiuset lat, to bardzo nuży. Co pewien czas mam
  dość i szukam jakiejś słabo rozwiniętej planety, takiej, której
  mieszkańcy jeszcze nie znają innych ras, i zatrzymuję się na niej
  przez kilkanaście lat. Odpoczywam, bawię się, robię co wszystko
  żeby tylko zapomnieć o pracy. Tym razem wybrałem Ziemię, nie wiedząc
  nawet jakie ciekawe osoby mogę tu napotkać. To wszystko. - Po raz
  pierwszy od wczorajszego wieczora uśmiechnął się szczerze do Aeki.
Księżniczka drgnęła i spuściła wzrok. Nie była w stanie wytrzymać tego
przenikliwego, a jednocześnie spokojnego i szczerego spojrzenia.
Kłopotliwe milczenie przerwał nagle Yosho.
- No, dość już tych wspominek. Bawmy się!
- Racja! - Krzyknęła Washuu uruchamiając komputer. - Na dzisiejszy
  wieczór przygotowałam coś specjalnego.
Wszyscy jak na komendę znaleźli się za plecami czerwonowłosej pani
geniusz.
- Co to jest? - spytała Sasami
- Coś bez czego żadna dobra impreza się nie obejdzie! - stwierdziła
  Washuu, po czym wyjęła z kieszeni bezprzewodowy mikrofon.
- Ja śpiewam pierwsza, potem Watari, a potem... Nieważne. Wybierzcie
  sobie z tego co jest na ekranie po jednej piosence. Tenchi, skocz po
  sake! Bez tego nie będzie dobrego karaoke!
- YATTA! - chóralny głos aprobaty rozniósł się po okolicy.
Wkrótce z komputera Washuu popłynęły w świat setki decybeli. Tego
wieczora niewielu okolicznych mieszkańców położyło się wcześnie
spać.

* * *

Kilka godzin później Washuu i Watari ziewając przekroczyli próg
laboratorium.
- To było świetne! Wiesz, jak trochę wypijesz nawet nie masz tak
  zawodzącego głosu.
- Dzięki. - burknął ponuro
Z całego grona tylko on i Nobuyuki wykazali się całkowitym brakiem
słuchu.
- Zamierzasz coś jeszcze robić? - spytał, widząc że Washuu usadawia się
  w swoim ulubionym miejscu pracy nad jeziorem.
- Chcę dokończyć odbudowę laboratorium. Co robisz taką minę? Tak zwykle
  pracuję. Chcesz mi pomóc?
- Żartujesz chyba. - żachnął się - Ledwo trzymam się na nogach. Wkrótce
  zasnę na stojąco. Miłej pracy, ja idę spać.
- No to dobranoc, śpij dobrze. - Odparła nawet na niego nie patrząc.
Jej uwagę w całości pochłaniały wskaźniki energii reaktora nowo
odbudowanej planety. Jedynie gdzieś w zakamarkach jej ścisłego umysłu
krążyła błacha myśl.
"Swoją drogą to dziwne że Ryoko prawie dzisiaj nie piła. Ciekawe cóż
 się stało mojej kochanej córeczce?"
Watari przeszedł przez ogród i wszedł do swojego domku. Zdążył jedynie
zrzucić z siebie ubranie i paść na łóżko. Ziewnąć już nie zdążył.

Tenchi wszedł do łaźni masując kark. Przez ostatnią godzinę śpiewał do
spółki z totalnie uwalonym ojcem jakąś starą piosenkę gaijinskich
marynarzy o tym co można zrobić z pijanym żeglarzem wcześnie rano. Była
śmieszna, ale po pięciu rundach w kółko miał dość.
Rozebrał się i zaczął mydlić. Jeszcze tylko odprężająca kąpiel i
miękkie łóżko...
"A rano znowu szkoła. Brr..."

Aeka cicho zapukała do drzwi pokoju Tenchiego. Nikt nie odpowiedział.
Zebrała w sobie całą śmiałość popartą niewielką ilością sake jaką
wcześniej wypiła i pchnęła drzwi. Nie były zamknięte.
Przesunęła się po omacku w stronę łóżka ściskając kurczowo w ręku
kawałek materiału. Wyszywała tę chustkę od dawna i wreszcie ją
skończyła. Chciała ją dać Tenchiemu i była wielce zawiedziona że nie
zastała go w pokoju. Postanowiła poczekać na niego w ciemnościach.
Zawstydziła samą siebie. Fakt iż mogłaby wejść w nocy to sypialni
mężczyzny jeszcze niedawno byłby dla niej nie do pomyślenia. Teraz
jednak była zdecydowana, poza tym ufała swojemu ukochanemu.
Była przekonana że jej prezent się mu spodoba.
"A jeśli sobie coś pomyśli? Jeżeli uzna to za jakiś sygnał ode mnie?"
Przestraszyła się. Jej ręce pokryła gęsia skórka, po chwili jednak się
rozluźniła.
Pozwoliłaby mu. Była już dość dorosła, kochała go, a on kochał ją, była
tego pewna.
Odważyła się położyć na brzegu jego łóżka i zamknąć oczy. Do jej umysłu
nieśmiało zaczął przebijać się pewien niewyraźny obraz. Obraz który nie
raz już odsuwała od siebie gdyż zbyt ją zawstydzał. Teraz tego nie
zrobiła.

Ryoko stała przed lustrem podziwiając swoje odbicie. Było idealne, tak
samo jak ona.
"Teraz albo nigdy!"
Była trzeźwa, skoncentrowana i absolutnie gotowa. Tenchi też był
gotowy, widziała to po nim, po jego spojrzeniu, zachowaniu, po tym jak
ją traktował. To i tak trwało już za długo.
"Rozluźnij się kochany. Od dziś nie będziesz musiał spać sam."
Zniknęła, aby pojawić się w ciemnym pomieszczeniu. Blade światło
księżyca oświetliło jej twarz. Rozejrzała się. Tak, tym razem trafiła
bezbłędnie.
On też tam był. Leżał na łóżku bez ruchu. Najwyraźniej zmęczyła go
dzisiejsza zabawa.
"O nie... Ty jeszcze nie wiesz co to znaczy zmęczenie... Ale dowiesz
 się za chwilę, obiecuję."
Nadleciała bezszelestnie i przylgnęła do jego ciała. Nie protestował.
Przytuliła go do siebie, zbliżyła swoje usta do jego i pocałowała.
Długo.
To był bardzo długi i gorący pocałunek.
Tak całować mogły się jedynie dwie bezgranicznie kochające się osoby.

Aeka była siódmym niebie. Spełniły się jej marzenia! Przyszedł do niej.
Podszedł i bez słowa pocałował. Zrobił to tak nagle!
"Nie wiedziałam że potrafisz się tak nieprzyzwoicie zachowywać. Ale
 wybaczam ci, bo robisz to z miłości do mnie. Ja też potrafię okazać
 miłość."
Przywarła do niego.

Ryoko nasyciła się pocałunkiem, jej ręce zaczęły błądzić po całym ciele
ukochanego. Zaczęła rozpinać pasek jego szlafroka. Ależ był ciasno
zapięty! W końcu się udało.

Tenchi szedł korytarzem prosto do swojego pokoju. Kąpiel zrobiła swoje,
czuł się jak nowo narodzony. Teraz jedyną rzeczą na którą miał ochotę
był sen. Otworzył drzwi do pokoju i po omacku sięgnął w stronę
kontaktu.
Szok nie pozwolił mu nawet zemdleć.
Ryoko leżała na jego łóżku, kompletnie naga, a pod nią, w jej obięciach
leżała rozebrana do pasa Aeka.
Obie obróciły się jak na komendę, a po chwili równocześnie z 
niewypowiedzianą zgrozą spojrzały na siebie.

"Czy to jakieś przekleństwo ciąży nade mną?" Ryoko była w stanie myśleć
tylko o jednym.
Aeka natomiast drżała. Drżała na całym ciele. Z szoku, z przerażenia,
ze złości, z rozpaczy. W końcu krzyknęła. Głośno.
Bardzo głośno.

Pół sekundy później Washuu zaalarmował gwałtownie rosnący odczyt
wkaźnika energii.
- No, nie... Znowu! - Zdążyła tylko mruknąć gniewnie po tym jak
ustawiła ochronne pole energetyczne wokół wszystkich żywych istot w
promieniu trzydziestu kilometrów.
W ciągu kolejnych pięciu sekund sejsmografy w całej wschodniej Azji i
północnej Australii zanotowały silny wstrząs z epicentrum na jednej z
Wysp Japońskich. Wstrząs był dość niezwykły, gdyż nastąpił nagle, bez
żadnych wstrząsów ostrzegawczych. Wyglądało to tak, jakby coś
olbrzymiego spadło na ziemię i wywołało falę sejsmiczną o sile siedmiu
stopni.
Po kilku następnych minutach kurz opadł nieco i Nobuyuki z
zainteresowaniem rozejrzał się po miejscu w jakim się znalazł. Było
dziwnie znajome.
W identycznym dole ponad szesnaście lat temu osobiście zaczął kłaść
fundamenty pod dom dla jego ukochanej zmarłej żony. Potrzebował
kolejnej minuty, aby uświadomić sobie co się wcześniej stało. Pamiętał
jedynie błysk i oślepiający huk, oraz poświatę wokół własnego ciała i
ciała jego teścia. Po kolejnych kilku minutach doszedł do jakichś
konkretnych wniosków. Do tych samych wniosków doszli najwyraźniej Yosho
i Tenchi.
- AEKA! RYOKO! WYŁAŹCIE NATYCHMIAST!!!

* * *

- Czy wy macie pojęcie co wyprawiacie?!? - Krzyczał Tenchi na stojące
  ze spuszczonymi głowami dziewczyny. - Pomyślałyście chociaż trochę?
  Co by się stało gdyby Washuu nie zareagowała w porę?
Pozostałe dziewczyny, oraz Yosho i Nobuyuki stali obok patrząc na to
wszystko niepewnie. Tenchi jeszcze nigdy nie był taki wściekły, ale
miał rację. Tym razem miarka się przebrała.
- Ależ Tenchi... - zaczęła niepewnie Ryoko.
- Cicho! - przerwał Tenchi - Niewiele brakowało żebym ja, mój tata i wy
  wszyscy zginęli na miejscu! I z jakiegoż to ważnego powodu? Chcę
  usłyszeć to tu i teraz. A następnie wytłumaczcie co robiliście w moim
  pokoju?
Zapadła cisza. W laboratorium Washuu, w którym wszyscy byli zebrani
panował obecnie późny wieczór. Z jakichś sobie tylko wiadomych powodów
Washuu utrzymywała w nim trzydziestodwugodzinną dobę. Wszystkie
zwierzęta gdzieś się poukrywały i w powietrzu słychac było jedynie
plusk wody i melodię wygrywaną przez siedzącego na barierce Mono.
Watari oddalił się twierdząc iż nie chce wysłuchiwać kłótni która go
nie dotyczyła.
- No czekam... Może najpierw Aeka, skoro już dzięki Washuu wiem że to
  twoje pole siłowe wywołało tę eksplozję.
- Czy... Czy muszę teraz?... Przy wszystkich? - Zaczęła się jąkać
  księżniczka.
- Tak. Wszyscy byliśmy tu na równi zagrożeni przez twój kolejny wybuch
  histerii. - Washuu jak zwykle była jedyną która nie owijała niczego w
  bawełnę.
Aeka zalała się rumieńcem, ale po chwili skłoniła się lekko.
- Zrobiłam serwetkę dla Tenchi-sama i chciałam mu ją dać przed snem. -
  zaczęła łamiącym się głosem - Zapukałam, ale nikt nie otwierał, więc
  pozwoliłam sobie wejść. Chciałam ją zostawić na łóżku, ale pomyślałam
  że poczekam na Tenchiego. Wtedy napadła na mnie Ryoko, a ja byłam tak
  przerażona że nie potrafiłam niczego zrobić, dopóki... Dopóki Tenchi-
  sama nie przyszedł. - skończyła czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Kłamliwa dziwka! - nie wytrzymała Ryoko - Uwaliła mu się na łóżku
  czekając na okazję, ot co!
- Coś ty powiedziała??? - zaskrzeczała Aeka rzucając się na demonicę z
  pazurami. Tenchi powstrzymał ją chwytając za ramię.
- Spokojnie, Aeka-hime. - Odwrócił się w stronę Ryoko. - A co ty masz
  do powiedzenia Ryoko?
Demon również zaczerwienił się, ale raczej ze zdenerwowania.
- Ja? E... tego... - poplątała się - Przyszłam powiedzieć ci
  dobranoc... Tak, właśnie! Chciałam powiedzieć ci dobranoc, ale było
  ciemno. Ta niewyżyta wariatka wzięła mnie za ciebie i rzuciła się na
  mnie, a kiedy zapaliłeś światło zaczęła się wydzierać. Potem chyba
  jej odbiło, bo zaczęła do mnie strzelać, więc włączyłam tarczę, a ona
  włączyła swoją. Ja naprawdę nic nie zrobiłam Tenchi... - Dodała
  błagalnym tonem.
Tenchi zamyślił się, po czym odwrócił na chwilę.
- Rozumiem, nic nie zrobiłaś... - Odwrócił się ponownie z twarzą
  wykrzywioną niesmakiem. - Po prostu tylko przypadkiem leżałaś na moim
  łóżku całkowicie naga. A Aeka tylko przypadkiem była rozebrana do
  pasa!
Washuu uśmiechnęła się pod nosem, Nobuyuki stał zszokowany. Sasami i
Mihoshi zaczerwieniły się po czubki uszu.
- Siostrzyczko, ty chyba nie?...
- Ojejku, jejku!
Wyraz twarzy dziadka nie zdradzał absolutnie nic.
- I też pewnie niechcący zniszczyłyście cały dom! - Ciągnął dalej nie
  zwracając na nic uwagi. - Dobrze, jak nie chcecie mówić prawdy to nie
  mówcie. Ale teraz pomożecie odbudować dom i żadna z was pod żadnym
  pozorem nie zbliży się do mojego pokoju. Czy też posłania, bo chyba
  na razie znowu zamieszkamy u Washuu. I najlepiej się do mnie nawet
  nie odzywajcie, zrozumiano?
- Tenchi... - Ryoko zrobiła najbłagalniejsze ze swoich psich spojrzeń.
- Tenchi-sama... - Aeka nie pozostała jej dłużna tryskając łzami jak
  fontanna.
Tenchi był niewzruszony.
- Powiedziałem już. Teraz idę spać, bo ledwo stoję na nogach, a jak
  jeszcze jakaś będzie mi przeszkadzać, to nie ręczę za siebie.
Odwrócił się i ruszył w kierunku gdzie kiedyś po podobnej katastrofie
Washuu umieściła ich materace. Ryoko i Aeka patrzyły na niego jak
skamieniałe. Washuu przeszła między nimi poklepując każdą po ramieniu.
- Świetna robota, nie ma co. Moje gratulacje.
Zza drzew dobiegł ich niewyraźny, ale zdecydowany głos Tenchiego.
- I jeszcze jedno. Żadnych więcej kłótni.
Sasami pobiegła w kierunku skąd dochodziła melodia fletu. Ręką
próbowała wytrzeć cisnące się do oczu łzy. Mihoshi patrzyła na to
wszystko szeroko otwartymi ze zdziwienia, okrągłymi, idealnie
niebieskimi oczami.
Yosho i Nobuyuki popatrzyli po sobie porozumiewawczo. Uśmiechnęli się
znacząco. Oni wiedzieli że złość Tenchiego nie potrwa zbyt długo. Po
chwili jednak uśmiech znikł z ich twarzy.
Czekała ich kolejna odbudowa domu.

* * *

Watari mimo najszczerszych chęci nie był w stanie nie usłyszeć awantury
odbywającej się za drzewami. Nie cierpiał tego, nie był do tego
przyzwyczajony. Zawsze gdy lądował na jakiejś planecie musiał prędzej
czy później wplątywać się w jakiś lokalny konflikt który go nie
dotyczył i zawsze miał z tego powodu nieprzyjemne wspomnienia.
Teraz starał się zagłuszyć dochodzące go odgłosy melodią fletu, jednak
jego myśli uparcie powracały do tego tematu. Dziewczyny przesadziły i
Tenchi miał rację że je zjechał, jednak Mono nie potrafił go do końca
zrozumieć.
Cała sprawa była wystarczającym dowodem że obie były w nim zakochane do
szaleństwa. Jeśli naprawdę mieszkał z nimi od dwóch lat, to powinien
się już zdecydować na jakiś krok. Było to z pewnością szalenie trudne,
ale wybór był możliwy. Tego Watari nie potrafił zrozumieć.
"Heh, i pewnie dlatego to on jest otoczony haremem, a ja jestem sam. Po
 co zgadywać, to przecież jego życie, a nie moje."
Skupił się na grze, nagle usłyszał za sobą smutny głosik Sasami.
- Watari-san...
Odwrócił się. Dziewczynka stała za nim patrząc mu w twarz załzawionymi
oczami.
- Co się stało maleńka? - spytał zaniepokojony
- Nic. - otarła łzy - Po prostu nie znoszę jak coś takiego się dzieje.
Watari otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Coś takiego działo się już wcześniej?
- Nie aż tak! - zaprzeczyła pośpiesznie - Ale moja siostra i Ryoko
  ciągle się kłócą ze sobą, a ja tego nie lubię.
- Rozumiem. - pokiwał głową - Chciałaś coś ode mnie?
- Nie wiem... Może zagrałby pan coś weselszego?
Watari zdał sobie nagle sprawę że od dłuższego czasu gra dosyć ponure
melodie. Zamyślił się. Tak, było coś co mógłby zagrać dla malutkiej
księżniczki Jurai.
Przyłożył usta do fletu. Sasami mogła przysiąc że owiniętym wokół
gałązki wężom rozbłysły na moment oczy.
Popłynęła melodia. Nie przypominała wcale dźwięków fletu. Watari
dokonał cudu łącząc w tym prostym instrumencie setki tak magicznych
tonów. Sasami zamknęła oczy wsłuchując się w dźwięki. Była gotowa
przysiąc że słyszy spokojny, głęboki głos kobiety śpiewającej coś o
jakiejś bajkowej krainie. Otworzyła oczy, powoli, bojąc się żeby ta
piękna wizja nie zniknęła. Nie zniknęła.
Watari grał dalej. Dla dziewczynki świat nagle zamienił się w obraz
malowany akwarelami. Obraz zmieniał się. Zobaczyła śmiesznie ubranego
człowieka chodzącego po bajkowym ogrodzie, łapiącego motyle do siatki
i robiącego zdjęcia bardzo starym aparatem. Zobaczyła jak wokół niego
biegają dwie dziewczynki ubrane w przewiewne koszulki, jak zabierają
mu aparat i zaczynają tańczyć wokół.
Nagle świat przybrał jedynie odcienie błękitu. Zamiast jeziora i ogrodu
zobaczyła falujące w blasku księżyca morze, na brzegu bawiły się te
same dziewczynki w koszulkach które widziała wcześniej, a na miejscu
pana Watari na kamieniu siedziała wysoka kobieta ubrana w prostą, a
jednak piękną suknię. Przed nią stał jasnowłosy chłopiec. Wysoka pani
dała mu wielką księgę.
Melodia dobiegła końca, wizja rozmyła się. Sasami ponownie zobaczyła
sztuczne jezioro i pana Watari opartego o barierkę. Uśmiechał się.
- To było takie piękne... - wydusiła nie swoim głosem
- Podobało ci się? - Spytał Mono chowając flet za pas. - To ziemska
  piosenka, nosi tytuł "Karaibski Błękit".
- Karaibski? Co to takiego?
- To nazwa wysp leżących na drugiej półkuli. Piosenkę napisała pewna
  kobieta, bardzo znana tutaj piosenkarka.
- Czy do tej melodii są jakieś słowa?
- Zapewne. Nie znam ich i nie umiem śpiewać, zresztą i tak nie mógłbym
  jednocześnie grać na flecie.
- Skąd pan ją znał? - Sasami nadal była lekko oszołomiona. Też chciała
  tak grać.
- Kiedy lądowałem tutaj, załadowałem sobie do własnego umysłu wszystkie
  dane jakie miałem na temat Ziemi. Między innymi była tam ta piosenka.
Sasami przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. Chciała o coś poprosić, ale
nie miała na to dość odwagi. Watari dostrzegł to i zrobił pytającą
minę.
- Nauczy mnie pan tak grać? - Wydusiła z siebie w końcu.
Watari zamyślił się.
- To bardzo trudny instrument... Ale w sumie dlaczego nie? Przecież nic
  nie stracisz. Chodź, to jeszcze dzisiaj spróbuję udzielić Ci kilku
  lekcji.
- Naprawdę? Dziękuję! - Sasami rzuciła mu się na szyję i obsypała Mono
  pocałunkami, od których poczuł się straszliwie głupio. Po chwili
  zdołał się jednak opanować.
- Spokojnie maleńka. - zaśmiał się - Jeszcze nic nie umiesz, więc za
  nic mi nie dziękuj. Siądź tutaj.
Usiadła obok niego na trawie.
- Masz. Wiesz już jak go trzymać. To tak naprawdę nie jest flet, a coś
  w rodzaju skomplikowanego syntezatora. Niemniej dmucha się w niego i
  zasłania otwory jak w prawdziwym flecie, tyle że można wydobyć dużo
  więcej dźwięków. Na początek zobaczysz jak włączać kolejne
  instrumenty...
Po chwili znad jeziora zaczęły płynąć najprzeróźniejsze dźwięki.

* * *

Mihoshi, Washuu, Yosho i Nobuyuki pili herbatę z drugiej strony zalewu.
Delikatne dźwięki fletu były kojące, choć wszystkim znacznie bardziej
się podobało gdy melodia była składna i muzyk nie mylił się w tonach.
Washuu zaczynała się zastanawiać czy Watari przypadkiem nie wypił za
dużo.
- Czeka nas znowu kupa roboty. - żalił się Nobuyuki - Aeka i Ryoko są
  miłe, ale czasem trudno jest z nimi wytrzymać.
- Powiedzmy że Tenchi musi nauczyć je panować nad sobą. - stwierdził
  Yosho z wyższością w głosie.
- I kto to mówi? - wtrąciła Washuu - Tak wychowałeś swoją siostrę że
  teraz byle co ją denerwuje.
- To nie jest kwestia wychowania, ale temperamentu. - Wyjaśnił nie
  zrażony drwiną dziadek. - Poza tym ty też byś się przestraszyła gdyby
  w ciemności ktoś się zaczął do ciebie dobierać.
- Zależy kto. - Uśmiechnęła się łobuzersko.
Mihoshi momentalnie przybrała barwę dojrzałej czereśni.
- Czy oni naprawdę...
Dźwięk komunikatora wytrącił ją z wątku myślowego. Popatrzyła na
holograficzny obraz wyświetlony przez bransoletkę.
- Ojej, to z kwatery głównej! - krzyknęła zaskoczona - Mam się
  natychmiast zameldować na statku Yagami.
Mihoshi zaczęła grzebać we włosach i po chwili wyjęła stamtąd niebieski
sześcian. Obróciła jego kawałek niczym kostkę rubika i jej ubranie
zmieniło się w mundur policyjny.
- Do widzenia. Wrócę jak tylko będę mogła. - Przekręciła kolejny
  kawałek kostki i zniknęła zanim Washuu zdążyła zaprotestować.
- Nie! Co ona narobiła??? - Wrzasnęła gdy minął błysk świetlny
  zamykającego się teleportu.
- Stało się coś Washuu? - Nobuyuki nie miał pojęcia o co chodzi.
- Owszem! Jej statek znajduje się w podprzestrzennej kieszeni, ale nie
  dla TEJ przestrzeni, tylko dla tej w której znajduje się Ziemia.
- Czyli? - Umysł ziemskiego czterdziestetniego architekta niezbyt
  dobrze radził sobie z myśleniem na poziomie teorii bliźniaczych
  wszechświatów.
- To znaczy że nie jestem pewna gdzie ona trafiła, ale na pewno nie do
  swojego statku. Spróbuję ją sprowadzić, a wy pomódlcie się żeby
  jeszcze żyła!
Washuu włączyła komputer i zaczęła coś wstukiwać w szaleńczym tempie.
Nagle nad jeziorkiem pojawił się portal międzywymiarowy i Mihoshi z
wrzaskiem wpadła do wody.
- AAAAA!!! Ratunku!!! Co to było??? - Washuu pomogła wyjść z wody
  przerażonej policjantce. Mihoshi wyglądała strasznie. Twarz i ręce
  miała podrapane, mundur i bluzkę rozdarte prawie do pasa, a w
  kurczowo zaciśniętych rękach trzymała pistolet z kompletnie
  wyczerpaną baterią.
- To było straszne. - Wydusiła z siebie gdy już zorientowała się gdzie
  jest. - Tam nie było mojego statku tylko jakieś potwory. I one miałe
  takie długie, paskudne macki podobne do... no wiecie do czego. I te
  macki chciały mnie złapać więc zaczęłam strzelać, ale skończyła mi
  się amunicja i one wtedy... BUUUUU!!! - Rozpłakała się na dobre,
  jedną ręką wyszarpując spod bluzki urwaną mackę.
Yosho i Nobuyuki mimo całego współczucia jakie żywili do przerażonej
policjantki zgodnie zareagowali silnymi wypiekami i mocnym krwotokiem z
nosa na widok jej odsłoniętych piersi mogących spokojnie konkurować z
tym co prezentowały najpiękniejsze modelki.
Washuu nie straciła głowy. Podniosła upuszczony sześcianik i przy jego
pomocy nadała mundurowi Mihoshi dawny wygląd. Rzuciła wściekłe
spojrzenie dwóm zaślinionym facetom, a następnie przytuliła beczącą
blondynkę.
- Ile razy ci mówiłam głuptasie? Nie wolno ci się transportować na
  pokład statku dopóki przebywasz w moim laboratorium. Wszechświat zero
  ma tak wiele kieszeni podprzestrzennych że nigdy nie wiadomo gdzie
  możesz trafić.
- Przepraszam. - Wydusiła przez łzy Mihoshi.
- Nie przepraszaj mnie tylko siebie, bo to ty mogłaś zginąć. A teraz
  już uspokój się, masz zadanie do wykonania. Przeniosę cię na twój
  statek, daj mi tylko parę minut.
Chwilę później Mihoshi zniknęła, a Washuu zadowolona rozwaliła się na
poduszkach i rzuciła szeroki uśmiech do Yosho i jego zięcia.
- A teraz chłopcy porozmawiajmy o interesach. Tak się składa że
  wszystko co się dzieje w tym laboratorium jest rejestrowane. Ile
  dacie za trójwymiarowy film z rozebraną funkcjonariuszką Policji
  Galaktycznej?

* * *

- Już ranek! Już ranek! Już ranek! - zaskrzeczało coś niemożliwie
Sasami uniosła głowę i rozejrzała się dookoła bardzo zaspanym wzrokiem.
Futony jej i pozostałych dziewczyn były ułożone równo w jednym szeregu.
Po drugiej stronie małej zatoczki spali Tenchi, jego tatuś i dziadek.
Nigdzie nie było widać panny Washuu, ani pana Watari.
Rozejrzała się ponownie w poszukiwaniu tego kogoś kto ją obudził. Była
zła, bo niemal całą noc spędziła na nauce gry na flecie i chociaż szło
jej nienajgorzej, to jednak było to bardzo trudne. Po chwili dostrzegła
sprawcę.
Miał około 40 centymetrów wzrostu i budzik na głowie. Wyglądał jak
szmaciana lalka w kształcie... panny Washuu???
Przetarła oczy. Rzeczywiście obok niej stała miniaturowa Washuu z
budzikiem na głowie i uśmiechająca się diabelsko. Zorientowawszy się że
spełniła swoje zadanie, skłoniła się i uciekła w zagajnik.

Sasami wstała. Chciała zrobić śniadanie, zanim inni obudzą się i zajmą
odbudową domu. Tatuś Tenchiego miał jeszcze zadzwonić do siebie do
pracy i poprosić o urlop na czas remontu i Sasami miała go obudzić
wcześniej i przypomnieć mu o tym, a Tenchi miał iść do szkoły.
Zaraz...
Dom był zniszczony, a to znaczyło że nie ma na czym gotować. Trzeba
poprosić pannę Washuu żeby znowu zrobiła jej w laboratorium małą
kuchnię. Tylko gdzie ona się podziała?

Washuu była tam gdzie powinna być. Sasami zastała ją śpiącą na stercie
latających poduszek. Po ekranie włączonego komputera latały czerwone
kraby.
- Panno Washuu... - Dziewczynka nie chciała jej zbyt gwałtownie budzić.
  - Panno Washuu!
Spod masy czerwonych włosów wydobyło się jakieś gniewne mruknięcie i
Washuu wstała mamrocząc pod nosem coś niecenzuralnego.
- Chciałaś coś? - burknęła przecierając zaspane oczy.
- Chciałam zrobić śniadanie panno Washuu, a nie mam gdzie. Czy mogłabyś
  mi zrobić taką samą kuchnię jak kiedyś? Proszę... - Sasami starała
  się być tak miła jak to tylko było możliwe.
Washuu nacisnęła kilka klawiszy, po czym padła ponownie na stos
poduszek.
- Kuchnia jest tam gdzie ostatnio. Trafisz?
- Tak! Dziękuję bardzo! - Ucieszona dziewczynka ukłoniła się lekko. Od
  strony czerwonego dywanu dobiegło głośne chrapanie.
Sasami pobiegła ścieżką, ale umęczonej pani profesor nie było dane było
pospać zbyt długo. Po kilku minutach komputer odezwał się wściekłym i
zdecydowanie zbyt głośnym dźwiękiem.
Poduszka poszybowała w stronę komputera, przeleciała przez hologram i
wpadła do jeziorka.
"Cholera jasna, co tym razem???"
Chcąc nie chcąc, Washuu obudziła się zupełnie. Zgarnęła z twarzy
niesforną czuprynę i usiadła przed klawiaturą. Przetarła oczy ze
zdumienia, gdy zobaczyła komunikat. Wywołała go.
"Aeka, niech cię jasny szlag..."

Pierwsza księżniczka Jurai jęknęła, gdy coś twardego uderzyło ją w
nogę. Próbowała to coś zignorować i spać dalej, ale to coś nie
zamierzało dać za wygraną. W końcu otworzyła oczy.
Nad jej materacem stała rozdrażniona Washuu i niezbyt mocno, lecz
systematycznie kopała ją w kostkę. Jej mina świadczyła o tym, że nie
jest w najlepszym humorze, a podkrążone oczy i rozczochrane włosy
były wystarczającym dowodem na to, że coś bardzo gwałtownie wybiło
ją ze snu.
- Panno Washuu, co ty wyprawiasz? - Spytała półprzytomna Aeka.
- Przyszła do ciebie wiadomość przez Ryu-oh. Jak będziesz odpowiadać,
  to powiedz żeby następnym razem używali twojego prywatnego kanału
  komunikacji, a nie ogólnego. Jak mnie jeszcze raz obudzą to przesadzę
  to twoje drzewko do doniczki i postawię w domku Watari na parapecie!
  - Dodała na odchodnym.
Aeka jeszcze usłyszała przekleństwa ciężkiego kalibru rzucane pod
adresem tajemniczego kogoś.
Chwilę zabrało jej dobudzenie się do końca. Wstała, poprawiła koszulę
nocną i ruszyła w kierunku ogrodu w którym rosła sadzonka Drzewa Mocy.
Spacer pozwolił jej zastanowić się trochę. Na pewno wiadomość nie
pochodziła od ojca, bo on wysłałby ją prywatnym kanałem tak, że
odebrałaby przekaz telepatyczny. Kto to mógł być? I czego chciał?

Ryu-oh było już całkiem dużym pędem, miało około półtorej metra
wysokości i kilka odrastających od głównego pnia gałęzi, jednak Aeka
nie przypuszczała że jest ono już w stanie wysyłać i odbierać
wiadomości. Stanęła przed nim i dotknęła palcami diademu którego nigdy
nie zdejmowała z głowy. Świat przybrał na moment barwy tęczy, po czym
poczerniał.
Aeka wisiała w pustce, a przed nią stała wysoka, starsza od niej
kobieta. Księżniczka poznała ją od razu - była to Arisa Senadi, jedna z
tych osób w towarzystwie których zawsze czuła się niepewnie. Kobieta
ukłoniła się.
- Pozdrawiam cię, księżniczko Aeko Jurai. - powiedziała miękkim głosem
  - To jest jedynie nagranie, więc nie zadawaj sobie trudu odpowiedzią.
  Mam dla ciebie niezwykle ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa
  twojego i być może całej planety Jurai.
Aeka zamarła. Baronowa Senadi zawsze była niezwykle poważną osobą i
nigdy nie robiła niczego bez powodu. Teraz z kolei wydawała się
zaniepokojona.
- Z pewnych źródeł wiem że na Ziemi może przebywać mężczyzna
  przedstawiający się jako Mono Watari. Juraiczyk ten jest jednym z
  najbardziej poszukiwanych przestępców w galaktyce. Odpowiedzialny był
  za zdradę, spisek mający na celu zamach stanu, oraz wiele innych
  przestępstw. Siedemset lat temu został osadzony w więzieniu na Jurai
  z którego uciekł zabijając strażników, oraz wiele spotkanych po drodze
  osób.
Oczy Aeki rozszerzyły się z przerażenia. Słuchała słów Arisy z szeroko
otwartymi ustami.
- Mono Watari jest znakomicie wyszkolonym żołnierzem, oraz
  wykształconym naukowcem. Umie posługiwać się dowolnym rodzajem broni
  i sprzętu, jest również znakomitym pilotem. Wielokrotnie pokazał
  że życie innych ludzi nie przedstawia dla niego żadnej wartości.
Baronowa podeszła do Aeki.
- Księżniczko, ten człowiek to urodzony psychopata. Wysłany został
  specjalny oddział który ma go pojmać, lub w ostateczności zgładzić.
  Nie kontaktujcie się z nikim spoza planety. Mono dysponuje
  zaawansowanym sprzętem zdolnym przechwytywać transmisje wysyłane przez
  Drzewa Mocy. Przez wiele lat pracował dla pani ojca, cesarza Jurai,
  więc zna naszą technikę.
Baronowa uklękła i pochyliła głowę.
- Wkrótce nasz oddział dotrze na Ziemię. Do tego czasu proszę cię pani,
  abyś obserwowała Mono Watari i ani słowem nie wspomniała nikomu o tym
  przekazie. Przyczynisz się w ten sposób do schwytania i skazania być
  może największego zbrodniarza jaki kiedykolwiek zagrażał Jurai.
Wizja zniknęła i Aeka z powrotem stała przed swoim Ryu-oh.
Drżała. Jeszcze nigdy nie była tak przerażona, mimo to była zdecydowana
pomóc Arisie za wszelką cenę. Nie mogła nikomu powiedzieć o wiadomości
jaką otrzymała, ale mogła pilnować Watari i nie dopuścić aby zrobił
jakąkolwiek krzywdę jej bliskim.
"Watari Mono, nie uda ci się. Nie odstąpię cię na krok, a kiedy
 przybędzie pomoc oddam cię w ręce sprawiedliwości."
Westchnęła głęboko.
"Sasami, tak mi przykro... Straszliwie się pomyliłaś, ale nie możesz
 się o tym dowiedzieć. Możesz mnie później za to znienawidzić, ale
 zrobię wszystko aby cię chronić."

c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------
					   		             Jeremy - proud member of SMD
									  		        june 2000