---------------------------------------------------------------
autorskie gadanie:
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co robią postacie w
tym fanfiku. Siadając do niego nie wiem nawet jak się skończy
i czy w ogóle się skończy. Jest więc bardzo prawdopodobne, że
cała historia wymknie mi się spod kontroli, a najbardziej 
zdumionym czytelnikiem będę właśnie ja. ^_-
Wszelkie commentarze, groźby, kondolencje i pułapki na myszy
ślijcie na adres: jeremy@topnet.pl, lub jeremy1@friko2.onet.pl

polskie znaki w standardzie Winblows
All Rights Stolen...
---------------------------------------------------------------

                                 "Watari Muyo"
                       część 3: Niepotrzebna drzemka
ver. 1.0.2
2.VI.1999

W kosmicznej pustce unosiła się duża, ciemna planeta. Planeta była otoczona
dwoma pierścieniami ustawionymi wobec siebie pod kątem prostym. Takiej
konstrukcji nigdy nie mogłaby stworzyć natura - było to dzieło ludzkich
rąk.
Niewiele planet mogło pozwolić sobie na ochronny łańcuch dział laserowych.
Naprawde niewiele z tych sieci było tak gęstych że odległość między działami
liczono w metrach. A tylko jedna planeta we wszechświecie mogła pozwolić
sobie na dwa takie gęste łańcuchy.

Jurai.

Z daleka nie przypomina planety na której kwitnie bujne zycie. Jednakże
ciemna barwa była spowodowana jedynie specyficznym składem gleby i niewielką
powierzchnią mórz. Zdecydowana większość wody na planecie była związana
w niezwykle chłonnej ziemi.
Na powierzchni na zmianę rosły bujne tropikalne lasy rozdzielone połaciami
odkrytych ziem uprawnych. Klimat był od wielu setek lat sterowany przez
mieszkańców, w związku z tym na całej planecie panował klimat umiarkowany
lub ciepły. Po całej powierzchni rozsiane były gigantyczne, błyszczące bielą
metropolie poprzecinane nitkami szerokich dróg. Drogi te biegnąc łączyły
miasta, aby w końcu połączyć się w największym w nich. Wszystkie kończyły,
czy też zaczynały się, w największej budowli jaką kiedykolwiek zbudowano
na tej planecie.

Pałac cesarski był niczym miasto. Zamieszkiwali go różni ludzie, o różnym
statusie społecznym. Spełniali rozmaite funkcje. Na samej górze stał
oczywiście cesarz wraz ze swoją rodziną, potem zaczynała się skomplikowana
układanka tytułów szlacheckich. Jednak każdy, od generała po sprzątaczkę
znał swoje miejsce w hierarchii. Wielu było takich którym to miejce nigdy
nie odpowiadało, choćby niewiadomo jak wysoko zaszli.

Baronowa Arisa Senadi była jedną z takich osób. Piękna, wyjątkowo zdolna
i chorobliwie ambitna przez całe swoje długie życie niewzruszenie pięła
się po szczeblach kariery. Obecnie była jedną z najważniejszych osób na
Jurai, a zarazem w całej galaktyce. 
Sprawowała kontrolę nad Drzewami. Odbierała od nich przekazy, zarządzała
ich danymi, wiedziała o życiu ich właścicieli więcej niż ktokolwiek inny.
W głębi duszy wiedziała jednak że należy jej się więcej.
Na wypolerowanym korytarzu wiodącym do biur i mieszkań baronowej rozległ
się stukot szybkich kroków. Człowiek pracujący w Ogrodach Drzew prawie
przebiegł przez korytarz nawet nie pokazując odznaki mijanym strażnikom.
Nie zareagowali, znali go bowiem bardzo dobrze.
Człowiek ten odpowiadał wyłącznie przed baronową i raz dziennie składał
jej raporty z działalności Ogrodów. Tego dnia szedł tym korytarzem już po
raz drugi. Nigdy też dotąd nie szedł tak szybko.
Drzwi do kwatery baronowej Senadi otwarły się nie wydając żadnego dźwięku.
Człowiek wszedł i od razu uklęknął zamiatając płaszczem lustrzaną podłogę.
- Powstań. - Odezwał się twardy, kobiecy głos. - Cóż pilnego cię sprowadza
  Tamiya?
Baronowa wiedziała że Tamiya nigdy nie złamał rozkazów bez ważnego powodu.
Człowiek nazwany Tamiya wstał i spojrzał na swoją panią. Arisa była kobietą
w wieku który można by określić, jako "poprzedzający średni". Miała długie,
kręcone ogniście rude włosy i ciemną karnację. Ubrana była w bogate szaty
w których dominował niebieski atłas i złote jedwabie. Kombinacja ta sprawiała,
iż pierwszym słowem przychodzącym do głowy na jej widok było "niebezpieczna".
Ci którzy by ją tak określili mieliby całkowitą rację.
- Otrzymaliśmy dwa równoległe komunikaty z drzew Funacho i Ryu-oh.
  Zarejestrowały ten obraz. - podszedł podając Arisie podręczny notes.
Baronowa spojrzała na holograficzny obraz. Jedynie błysk w jej oczach
zdradził nagły wzrost adrenaliny.
- Nareszcie. Po tylu latach w końcu się ujawnił... - mruknęła do siebie -
  Jaka jest lokalizacja tych drzew? - Zapytała głośniej.
- Funacho ukorzeniło się na trzeciej planecie Układu Słonecznego, natomiast
  położenie Ryu-Oh jest nieznane, pomimo stałego kontaktu. Ostatnie raporty
  również wspominają o trzeciej planecie Sol.
- Świetnie. Wezwij do mnie Kaworu.
- Tak jest, Oujo-sama. - Tamiya skłonił się i wyszedł. Baronowa zaśmiała się
  głośno.
- Tym razem mi nie umkniesz, zbrodniarzu!

* * *

"Ciekawe co tym razem z tego wyniknie..."
Tenchi pełen sprzecznych myśli zszedł po schodach do salonu. Rok pobytu w
towarzystwie dziewczyn wykształcił u niego coś w rodzaju dodatkowego zmysłu
- przeczuwał kiedy wydarzenia zmierzają do tego, aby ponownie wywrócić jego
życie na lewą stronę. Wiedział też w przybliżeniu jak poważne będą to kłopoty.
To co podpowiadał mu teraz ten zmysł nie było zbyt zachęcające. Prawdę mówiąc
było to jedno z najgorszych przeczuć jakich w życiu doświadczył.
Jednak po chwili potrząsnął głową.
"Ech... Nie ma się czym martwić. Niby dlaczego miałoby się coś stać? Dzień
 się zaczął tak pięknie, wyspałem się... Nawet Ryoko mi nie przeszkadzała w
 łazience."
Śmiejąc się, wyszedł przed dom oddychając ciepłym, letnim powietrzem.

Ryoko istotnie nie powitała go dzisiejszego ranka, gdyż na głowie miała
bardzo poważny problem. A raczej *wewnątrz głowy*. Niebieskowłosy demon
rozciągnięty na dachu domu wsłuchiwał się w koncert młotów pneumatycznych
rozrywających jej czaszkę od środka.
Obok niej, w małym koszyku leżał olbrzymi termos z kawą przygotowaną wcześniej
przez Sasami.
"No tak... Tym razem przesadziłam..."
Ciarki przeszły ją na samo wspomnienie wczorajszego epizodu.
"Jak mogłam się tak upić żeby pomylić współrzędne pokojów Tenchiego i Aeki?
 To nie ma się prawa powtórzyć. Dzisiaj nie wypiję już ani kropelki. Tym
 razem nic mi nie przeszkodzi."
W jej obolałej głowie zakwitła wizja nagiego Tenchiego leżącego na łóżku i
jej samej dosiadającej go triumfalnie, wyciskającej z chłopaka cały wachlarz
dźwięków... Przez krótką chwilę twarz Ryoko upodobniła się do kobiecej
wersji satyra.
- Hehehehe... Ouć... - kac postanowił przypomnieć o tym, kto tu naprawdę
  rządzi.
Westchnęła i pociągnęła kolejny łyk kawy. Wściekły łomot w czaszce nieco
ustąpił.
"Kac to najgorsze przekleństwo ludzkości..."
Rozłożyła się wygodnie na dachu i po chwili już zasnęła głębokim snem. Na
to tylko czekało bezlitosne słońce obserwujące te wydarzenia leniwie zza
wzgórz.
Nad jeziorem Masakich rozpoczął się kolejny upalny letni dzień.

* * *

Rozległo się potężne ziewnięcie i po chwili z futonu leżącego nad niewielką
sadzawką wyjrzała bujna czerwona czupryna. Po chwili z powrotem opadła na
poduszkę.
Washuu przez chwilę gapiła się na ginący gdzieś w przestrzeni strop
laboratorium, w końcu usiadła ziewając głośno.
"Ech, już chyba za długo spałam. Jednak jak jest się nieprzyzwyczajonym,
 to wszystko może zaszkodzić." Stwierdziła filozoficznie wspominając
 poprzedni wieczór.
Sam fakt że Watari zajął się wszystkim może i przemawiał na jego korzyść,
jednak to że dzięki temu położyła się o nieprzyzwoicie wczesnej porze i
teraz była zaspana jak nigdy, podobał się jej znacznie mniej. Cóż, nikt
nigdy nie twierdził że zbyt długi sen jest mniej męczący niż długa praca.
"Dobra, czas wreszcie wstać."
Wstała poprawiając różową piżamkę. Przeciągnęła się i rozejrzała dookoła
z uśmiechem.
W laboratorium wstawał kolejny wspaniały dzień.
W powietrzu pojawiła się klawiatura, a małe palce zaczęły miarowo uderzać
w klawisze.
"Ciekawe czy ten kretyński program Watari wykonał już swoją robotę?"
Na ekranie pojawił się aktualny stan laboratorium i przestrzeni wokół niego.
W tym momencie po raz pierwszy od dawna Washuu odebrało mowę. Wykonała
ponowną analizę. Komputer wyświetlił dokładnie te same dane.
"Niemożliwe. Gdzie on jest?"
Ekran wyświetlił odpowiednie dane. Washuu puściła się biegiem przez las,
zapominając o tym że jeszcze przed chwilą chciała się umyć i przebrać.
Wkrótce zobaczyła domek który poprzedniej nocy oddała swojemu gościowi
do dyspozycji. Wszystko wskazywało na to że był pusty.
Obiegła go dookoła i w końcu znalazła Watari leżącego na piasku obok
zbiornika. Był prawie zupełnie nagi, okrywały go jedynie bandaże i owinięty
wokół bioder ręcznik.
Nogi od kolan w dół miał zanurzone w kryształowo czystej wodzie. Wyglądało
to jakby spał, ale po chwili Washuu zauważyła że kpiące oczy skanują ją
od stóp do głów.
- Witam panią, pani profesor. Gratuluję gustu, to naprawdę śliczna piżamka.
  Tylko czy nie pasowałoby do niej ciało, powiedzmy... pięć lat starsze?
  - stwierdził z nutką goryczy w głosie zatrzymując wzrok na wysokości
  klatki piersiowej.
Washuu na moment zagotowała się ze złości. Po paru sekundach jej przeszło
i mogła odpowiedzieć niemal spokojnym głosem.
- Możesz mi łaskawie wyjaśnić CO TY WYPRAWIASZ? - stwierdziła pokazując
  na bransoletę wiszącą na barierce. Obok błyszczał ekran holograficznego
  komputera.
- O, widzę że odkryłaś już moją niespodziankę. Szkoda, miałem nadzieję że
  zdołam ją dokończyć zanim się zorientujesz. Spodobało ci się? - Watari
  wstał i zarzucił na siebie tunikę. Przez chwilę zastanawiał go brak
  jakiegokolwiek zażenowania ze strony Washuu, ale po namyśle stwierdził
  że było to powodem szoku. Cóż, nie co dzień można się dowiedzieć, że
  podczas snu ktoś odbudował połowę twojego laboratorium. Założył na rękę
  bransoletę.
- Może pójdziemy do domu i porozmawiamy przy kawie? W piżamach, jak stare
  dobre małżeństwo. - dodał po chwili wahania wiedząc że tego pożałuje.
Miał racje. Zobaczył zaczerwienioną twarz Washuu, błysk, a po chwili
widział już tylko odległy strop laboratorium zasłaniany przez powiększający
się cień.
- Mam do ciebie małą prośbę. - stwierdziła pomagając mu wstać - Nigdy
  więcej tak nie mów, dobrze? Inaczej po prostu nie ręczę za siebie.
- Zgodnie z rozkazem Washuu-chan. - Jęknął podnosząc się najpierw na
  jedno kolano, a potem dopiero wstając. Lewą ręką trzymał się za
  krwawiący nos. - Więc jak, przyjmiesz moje zaproszenie? Tym razem
  mówię szczerze.
Washuu zamyśliła się. Przez tę chwilę złość prawie z niej wyparowała.
Cóż, nigdy nie potrafiła się zbyt długo przejmować czymś, co nie wiązało
się z nauką. Po kolejnej chwili stwierdziła że propozycja Watari brzmi
nawet nieźle. Różowa piżamka zamieniła się w zwykłe ubranie.
- Czemu nie? - odparła z rozbrajającym dziecinnym uśmiechem.

Washuu z zadowoleniem stwierdziła że Watari nie zmienił nic z wystroju
pokoju. Mgliście pamiętała że doktorek Mono za czasów swojej pracy w
Akademii chodził ubrany w nabijane ćwiekami skóry, a przez pewien czas
był nawet dumnym właścicielem największego na uczelni irokeza. Tymczasem
teraz miała przed sobą kogoś, kto był niemal normalną jednostką ludzką.
Wzruszyła ramionami.
"Cóż, skąd mam wiedzieć co robił przez ostatnie pięć tysięcy lat?"
Rozsiadła się na wygodnym tapczanie, podczas gdy Watari zniknął na moment
w kuchni i wrócił z dzbankiem przyjemnie pachnącej herbaty.
- Proszę bardzo. - Podał Washu filiżankę parującego naparu. - Zapewne
  chciałabyś spytać mnie o moją małą niespodziankę.
Zaczęła pić drobnymi łykami.
- Owszem. Myślałam że chciałeś całą robotę pozostawić w rękach komputera.
  - stwierdziła między jednym a drugim łykiem.
- Z tym pozostawieniem to trochę przesadziłem. - Watari uśmiechnął się
  łobuzersko. - Dobrze wiesz ile by to wszystko zajęło, a przecież przez
  drobną pomoc dało się wielokrotnie skrócić czas poszukiwań tego ołowiu.
  Nudziło mi się, więc stwierdziłem że równie dobrze mogę zainicjować
  rekonstrukcję planet, a przynajmniej szkieletu, reaktora i pól
  energetycznych. Biosferę zostawiłem tobie, bo słabo znam się na biologii.
  To nie moja specjalizacja.
Washuu uśmiechnęła się złośliwie w duchu. Jednak było coś, z czym ten
cwaniaczek sobie nie radzi. Akurat w jej przypadku wszelkie nauki związane
z biologią nie były żadną tajemnicą. Watari ciągnął dalej.
- Niestety wygląda na to że nie wystarczy materiału żeby zrekonstruować
  wszystkie planety. Zresztą za ostatnią nawet nie można się zabrać dopóki
  Ryoko nie weźmie mojej przesyłki. Kiedy zutylizuje się kadłub statku
  powinno wystarczyć materii żeby odtworzyć sam reaktor.
- Nic nie szkodzi, materiał jakoś się znajdzie. Co właściwie chcesz
  wydobyć? - Washuu nie miała zamiaru dać za wygraną mimo wcześniejszej
  porażki.
- Dwa pojemniki. - wyjaśnił krótko.
- Dlaczego sądzisz że przetrwały? - drążyła dalej.
- Sui z pewnością ustawiła wokół nich takie same pole ochronne jak wokół
  mnie. - stwierdził napełniając obie filiżanki. Pani profesor wyraziła
  swoje zdziwienie krótkim, uprzejmym "Hmm?"
- Ja bym tak zrobił. - wyjaśnił krótko. Washuu nie odezwała się dopóki
  nie dopiła swojej herbaty.
- Aż tak jesteś pewien tego swojego komputerka?
Mono Watari z trudem ukrył potężne ziewnięcie. Nie przyznał się Washuu
że pracując nad rekonstrukcją planet zarwał całą noc.
- Nie o to chodzi... - odparł cicho.

* * *

W kuchni trwała zwyczajowa poranna krzątanina. Ryo-ohki próbowała się
dobrać do kosza z marchewkami korzystając z nieuwagi Sasami przygotowującej
śniadanie. Tenchi pomagał najmłodszej księżniczce Jurai.
- Tenchi-niichan, mogę cię o coś spytać? - Sasami przerwała na chwilę pracę.
- Tak? - Tenchi odwrócił się chwytając Ryo-ohki za kark. Kosz z marchewkami
  był do połowy wypełniony samymi natkami. Kotuliczka zamiauczała żałośnie.
- Dlaczego wczoraj nie powiedziałeś panu Watari że dziadek to Yosho?
Tenchi podrapał się po głowie.
- Musiałem o tym zapomnieć. Teraz gdy o tym myślę, to nawet lepiej się składa.
  - Uśmiechnął się widząc zdziwioną minę dziewczynki po czym wyjaśnił. -
  Mono-san mówił że kiedyś mieszkał na Jurai, tuż przed twoimi narodzinami.
- Ojej, naprawdę? - Oczy Sasami rozszerzyły się do niewyobrażalnych
  rozmiarów.
- Aha. Podobno znał Aekę, więc pewnie także znał mojego dziadka. Dziadek
  też nic nie wie o panu Watari. To byłaby miła niespodzianka, jeśli by się
  spotkali.
- Teraz już rozumiem! - krzyknęła ucieszona - Dlatego mu nie powiedziałeś.
- I bardzo dobrze zrobiłeś, Tenchi-sama. - dobiegł ich głos z tyłu.
Odwrócili się. W drzwiach stała Aeka. Miała dziwny wyraz twarzy, w jej oczach
było coś niepokojącego.
- Aeka! - krzyknęła na widok siostry ucieszona Sasami.
- Aeka-hime, wcześnie dzisiaj wstałaś. - powitał Aekę Tenchi.
- Dzień dobry Tenchi-sama, witaj Sasami. - przywitała ich księżniczka z lekkim
  ukłonem.
- Onee-chan, czy to prawda że pan Watari mieszkał kiedyś z nami na Jurai? -
  Spytała zaciekawiona dziewczynka.
Mina Aeki ponownie spoważniała.
- Nie Sasami, nie mamy z tym człowiekiem nic wspólnego.
Twarz Sasami wyrażała ogromne zdziwienie. Aeka ciągnęła dalej.
- Nie chcę też, abyś z nim się spotykała. To nie jest ktoś, kogo powinnaś
  uważać za przyjaciela.
- Ale... - zaczęła niepewnie młodsza księżniczka. Tenchi patrzył na to
  wszystko nic nie rozumiejąc, ale instynktownie wiedział że nie powinien
  się wtrącać.
- Żadnych "ale"! - ucięła Aeka - Masz się do niego po prostu nie zbliżać.
  Rozumiesz?
Teraz z kolei twarz Sasami stężała ze złości.
- Nie możesz mi rozkazywać! Nie wiem czemu nie lubisz pana Watari, ale ja
  go lubię! - dziewczynka nagle się rozpłakała - Chciałam... Żebyś poszła
  dzisiaj ze mną i posłuchała jego gry na flecie... On tak ładnie gra...
  - wydusiła przez łzy.
Aeka podeszła do Sasami i uklękła przed nią. Chciała przytulić młodszą
siostrę, lecz ta odsunęła się i odwróciła głowę. Aeka opuściła ręce.
- Proszę... Po prostu nie chcę żeby ci się coś stało... Przecież go nawet
  nie znamy.
Dziewczynka nie odwróciła głowy. Łzy spłynęły z jej policzków na podłogę.
- Ale on nie jest taki. Nie jest... - wyszlochała.

Tenchi po cichu wymknął się z kuchni. Zupełnie nie wiedział co o tym
wszystkim myśleć. Dlaczego Aeka była tak zła na pana Mono? Przecież wczoraj
przy kolacji byli dla siebie bardzo mili. Coś musiało się stać, tylko co?
Tenchi bezskutecznie próbował to odgadnąć, jednak w jednej sprawie musiał
przyznać Aece rację - tak naprawdę nic nie wiedział o człowieku który
przedstawiał się jako Mono Watari...

* * *

Watari szedł za Washuu utykając lekko. Utykał już raczej z przyzwyczajenia
niż z rzeczywistego bólu. Większą część jego uwagi zaprzątał podziw dla
centrum medycznego które zaprojektowała Washuu, a zwłaszcza dla komór
regeneracyjnych i silnych środków przeciwbólowych. Zaledwie dwie godziny
sprawiły że ból który go dręczył, zniknął niemal całkowicie.
- Washuu... - przyszła mu nagle do głowy niepokojąca myśl.
- Tak? - jego opiekunka odwróciła głowę.
- Nie sądzisz że jest odrobinę późno na śniadanie?
- Nie martw się! - Machnęła ręką z lekceważącym uśmiechem. - Sasami nie
  pozwala nikomu w tym domu wymigać się od regularnych posiłków.
Zaśmiała się szyderczo. Mono również się uśmiechnął na wspomnienie malutkiej
mistrzyni kuchni.
- A jeśli nawet - ciągnęła - te żarłoki już wszystko wyjadły, to ona coś
  dla nas upichci, możesz być pewien.
Dotarli do wiszących w powietrzu drzwi. Washuu zniknęła w czerni międzywymiarowego
portalu, a Watari ruszył za nią. Przed oczami mu pociemniało i nagle stał
już w salonie.
Widok był niecodzienny, a przynajmniej tak sugerowały miny wszystkich
zebranych.
Sasami siedziała na krześle, patrząc przez okno na jezioro. Na jej kolanach
siedziała próbująca zwrócić na siebie uwagę Ryo-ohki. Bezskutecznie - dziewczynka
nawet nie drgnęła. Aeka i Tenchi siedzieli przy stole. Żadne nie powiedziało
ani słowa.
Mihoshi spała.

Poza nimi w pokoju nie było nikogo innego.
Watari i Washuu mogliby przysiąc, że dostrzegli na twarzy Sasami ślady
zaschniętych łez.
- Cześć... - Zaczęła niepewnie Washuu. Podobnego obrazka jeszcze tu nie
  widziała.
- O, Washuu-chan, Mono-san. Dzień dobry. - Tenchi podniósł się.
- Dzień dobry panno Washuu - powitała ich Aeka odwracając się tak, aby nie
  patrzeć na stojącego obok Mono Watari. Sasami nawet nie drgnęła, zupełnie
  jakby ich nie usłyszała.
- Co tu tak ponuro? I gdzie śniadanie? - spytała konkretnie Washuu. Równie
  konkretnie jej żołądek domagał się swoich praw.
- Niestety, dzisiaj będzie musiał wystarczyć nam ramen. - Odparł z
  zakłopotaniem Tenchi. - Sasami... Sasami nie czuje się najlepiej.
- Błe... - skrzywiła się Washuu. Zapadła krępująca cisza.
Watari poczuł się intruzem. Najwyraźniej był świadkiem czegoś, czego nie
powinien był widzieć. Postanowił nieco rozładować atmosferę.
- Skoro w takim razie pierwszy kucharz jest niedysponowany, spróbujmy
  znaleźć zastępstwo. - Odezwał się wesoło, choć w jego głosie słychać było
  lekkie zakłopotanie. - Jeśli nikt nie chce to może ja spróbuję coś
  przyrządzić? Chciałbym się jakoś odwdzięczyć za opiekę. - Dodał widząc
  zdziwienie Tenchiego.
- Eee.. Jeśli czuje się pan na siłach to proszę bardzo...
Watari idący już do kuchni odwrócił głowę i mrugnął łobuzersko.
- Ej, to że do niedawna miałem połamaną większość kości nie znaczy jeszcze
  że nie mogę utrzymać w ręce patelni.
Zniknął w kuchni. Tenchi spojrzał na Washuu zupełnie skołowany, a ta odparła
wzruszeniem ramion.
"Cały Watari Mono..."

Sasami lekko odwróciła głowę i zobaczyła jak pan Watari wchodzi do kuchni.
W jej małej głowce zabłysła nadzieja.

Kuchnia była jasna i przestronna. Na kredensie leżały garnki, noże oraz
pokrojone mięso i warzywa. Najwyraźniej Sasami zdążyła już wykonać większą
część pracy. Watari chwycił nóż i zajrzał do kosza z marchewkami.
"Niewiele tego zostało, ale powinno wystarczyć."

Skrzypnęły kuchenne drzwi i do środka zajrzała dziecięca głowa wyposażona
w dwa długie niebieskie kucyki. Pierwsze co dało się zauważyć, to był
przyjemny zapach smażonego mięsa. Uchyliła drzwi szerzej i zobaczyła pana
Mono pochylonego nad kuchnią. Po chwili namysłu Sasami weszła do środka.
- Watari-san, nie przeszkadzam panu?
Zapytany odwrócił się i uśmiechnął. Dziewczynka odwzajemniła ten uśmiech.
- Nie, nie przeszkadzasz, wejdź. Szybko wyzdrowiałaś. - dodał nieco
  złośliwie. Sasami zaczerwieniła się.
- Pokłóciłam się z siostrą. - burknęła - Nie mam ochoty dzisiaj dla niej
  gotować.
- Cóż, więc najlepiej będzie jak dzisiaj ja przygotuję śniadanie.
- A pan umie gotować? - zdziwiła się dziewczynka
- Owszem, chociaż nigdy nie  przyrządzałem niczego ziemskiego. Chyba jednak
  uda mi się nie zrujnować kuchni i tego co już zrobiłaś. - zaśmiał się
  głośno - Chyba że chcesz mnie zastąpić skoro już czujesz się dobrze.
- E-e... - pokręciła głową - Niech pan dokończy.
"Ja tylko dopilnuję żeby wszystko poszło dobrze, a wtedy Aeka przekona się
 że Watari-san nie jest taki jak mówiła." dokończyła w myślach.
- Jak chcesz. - Odparł i zwrócił baczniejszą uwagę na wielką patelnię. -
  Powiedz mi Sasami, czy tylko ty tutaj gotujesz?
- Nie tylko. Tatuś Tenchiego i dziadek też umieją gotować, ale tatuś musi
  pracować, a dziadek cały czas siedzi w świątyni. Poza tym mówią że wolą
  moją kuchnię od swojej. - dodała z lekkim rumieńcem.
- I pewnie mają rację. - Watari przypomniał sobie raj do którego trafił gdy
  jadł wczorajszą kolację. - Jak sądzisz, wystarczy już?
- Niech się jeszcze trochę posmaży. I przydałoby się więcej pieprzu. -
  stwierdziła wchodząc na taboret. Z podłogi nie widziała dobrze co pan
  Watari dokłada.
- Tak sądzisz?
- Uhm... Tenchi tak lubi... - Sasami ponownie się zarumieniła, tym razem
  znacznie silniej. Watari odwrócił się na moment i zrobił bardzo głupią
  minę widząc wyraz jej twarzy.
"Ona też? W tym chłopaku zakochuje się chyba wszystko co nosi spódnicę..."

Przez chwilę w kuchni słychać było tylko brzęk naczyń i skwierczenie tłuszczu
na patelni.
- Świetnie pan gotuje. Tego też się pan nauczył sam? - zainteresowała się
  szczerze zaskoczona dziewczynka. Watari potrząsnął głową w odpowiedzi.
- Nie. Nauczyli mnie tego moi rodzice... Moi przybrani rodzice, kiedy
  jeszcze mieszkałem na Jurai. Lubili siedzieć w kuchni i mi też się to
  spodobało.
- Więc naprawdę mieszkał pan na Jurai? Tenchi powiedział że znał pan Aekę.
- To prawda...
Watari zasępił się nieco gdy przypomniała mu się wczorajsza kłótnia.
Cóż, szkoda że Aeka się obraziła, ale byłoby lepiej gdyby wreszcie
zrozumiała że jej ukochany dwór to nie raj z aniołami.
- Mieszkałem kiedyś na Jurai, ale to było dawno temu. - zaczął po
  chwili - Wyjechałem stamtąd tuż przed twoim urodzeniem. To mi
  przypomina że twoją siostrę trzymano z daleka od pracy, więc ty też
  pewnie nie pobierałaś kucharskich lekcji w pałacu. Kto cię tego
  nauczył?
Na zaczerwienionej buzi Sasami pojawił się strach, zawstydzenie, ale
także pewnego rodzaju duma.
- Nie powie pan nikomu? - spytała cicho
- Nie.
- Obiecuje pan?
- Z ręką na sercu. - odparł rozbawiony Watari.
- Chciałam się nauczyć gotować, ale mamusia mi nie pozwalała. Dlatego w
  nocy wymykałam się z pokoju i prosiłam Neneke żeby mnie uczyła.
Watari kiwnął głową ze zrozumieniem. Neneke była główną kucharką w pałacu.
Wyglądała jak hipopotam w ciąży, miała dłonie jak dwa bochny i złote
serce. Gdyby królowa Misaki zorientowała się że złamano jej rozkaz, Neneke
pożegnałaby się z pracą.
- Neneke była dobrą nauczycielką.
- Ale mnie biła jak coś zrobiłam źle. - stwierdziła z żalem Sasami.
Mono dobrze wiedział skąd w głosie Sasami ta nuta. Sam ledwo uszedł z życiem
gdy Neneke przyłapała go kiedyś w łóżku ze swoją siostrzenicą. Ech, dawne
czasy...
Rozmyślania przerwał głosik Sasami ostrzegający że śniadanie zaraz się
przypali.
- Masz rację. Chodźmy lepiej, bo te głodomory wkrótce zjedzą nas.
Sasami zachichotała.
- Jeszcze nigdy nie było tak późno śniadania.

Siedzący w salonie omal nie zemdleli gdy zobaczyli Sasami i Watari ubranych
w kucharskie fartuszki. Washuu udławiła się właśnie jedzonym jabłkiem, a
później parsknęła śmiechem. Sasami niosła naczynia, zaś Mono wazę z czymś
pachnącym tak wspaniale że wszystkim zebranym obficie pociekła ślinka.
- Trochę dziwna pora na śniadanie. - Mruknęła Washuu kiedy przeszedł jej
  atak śmiechu. Zmaltretowany żołądek wyraźnie domagał się swoich praw.
- Przepraszamy pani profesor. - Odparł Watari kładąc wazę na stole. - Trochę
  zajęło zanim zapoznałem się z tutejszymi zwyczajami kulinarnymi. Nakryjesz
  do stołu Sasami?
- Aha. - Kiwnęła głową dziewczynka i zaczęła rozkładać talerze.
Gdy skończyła wszyscy zasiedli za stołem.
- Itadakimasu! - Zabrzmiał chór głosów.
Aeka spróbowała i jej twarz rozjaśnił uśmiech. Wyglądało na to że Sasami
wreszcie przeszedł atak złości.
- Naprawdę przepyszne. Znowu ci się udało Sasami. - powiedziała uśmiechając
  się do siostry po raz pierwszy tego ranka.
- E-e, to nie ja przyrządziłam. - zaprzeczyła młodsza księżniczka - Pan Watari
  przyrządził wszystko sam.
Twarz Aeki nagle stężała, jednak po chwili rozjaśniła się w bardzo słabym
uśmiechu, aby po chwili przybrać królewski wyraz.
- Dziękuję Mono-san. Sasami dzisiaj nie czuje się najlepiej, więc doceniam
  fakt że wyręczył pan ją w pracy.
Watari skinął głową w odpowiedzi, po czym zabrał się za jedzenie. Nie zapomniał
do końca tej głupiej Juraiskiej etykiety dworskiej.

Mihoshi patrzyła na to wszystko, a na jej twarzy widniał wyraz zamyślenia. W
końcu najwyraźniej udało jej się dojść do jakichś wniosków.
- A więc Sasami pana także uczyła gotować? - spytała zdziwiona
Watari zakrztusił się jedzeniem.

* * *

Ryoko ziewnęła potężnie. Słońce przyjemnie grzało jej kark, kac w końcu
przestał męczyć. Nie chciała wstawać. Ale jednak co za dużo to niezdrowo
- Tenchi czekał...
Podniosła rękę. Zdziwiła się dziwnym oporem, zupełnie jakby poruszała się
w zbiorniku z miodem. Uniosła nogi - efekt był ten sam. Zastanawiając się
co się też mogło stać podniosła rękę tak aby móc ją zobaczyć.
Słońce nadal niemiłosiernie grzało.

* * *

Wrzask przypominający ryk rannego zwierzęcia zatrząsł wszystkimi szybami
w domu. Mieszkańcy dotychczas spokojnie jedzący śniadanio-obiad zerwali
się z miejsc i wybiegli przed dom.
Gdzieś z góry dobiegła ich wiązka najrozmaitszych przekleństw i wrzasków
w dziwnych językach.
Tenchi natychmiast rozpoznał ten głos.
- Ryoko! Co się stało? - zadarł głowę
- Nie patrz Tenchi. - Dobiegł z góry błagalny głos.
Tenchi posłusznie opuścił wzrok.
- Ale co się stało?
- Nic! Proszę, wróć już do domu... - głos Ryoko był dziwnie podłamany.
- No dobrze. - Tenchi nic nie rozumiał, ale wiedział że dalszy spór nie
  ma sensu. Nie z Ryoko. - Ale powiesz mi później co się stało?
- Oczywiście, ale idź już proszę. - Odparła demonica bezskutecznie
  próbująca się schować za krawędzią dachu.
Tenchi westchnął i wszedł do domu. Czasami odnosił wrażenie że Ryoko ma
charakter równie chimeryczny co Aeka.

Ryoko odprowadziła go wzrokiem, po czym ostrożnie uniosła się nad dachem
ukazując swoje ciało w całej okazałości. Ryo-ohki miauknęła przestraszona
i schowała się Sasami pod sukienkę, sama Sasami stała bez ruchu z przerażeniem
wymalowanym na twarzy. Washuu, Aeka i Watari momentalnie padli na ziemię,
tarzając się ze śmiechu, a Mihoshi patrząc szeroko otwartymi ze zdumienia
oczami wykrztusiła z siebie tylko krótkie
- Ojejku, jejku...
Ryoko wyglądała jak prawdziwy demon. Skóra na jej ciele stopiła się i
rozciągnęła. Długie płaty koloru masła zwisały jej z twarzy, palców i
stóp. Tym samym szlamem pooblepiane były włosy.
Demonica podleciała do Washuu chwyciła ją za kołnierz i podniosła do góry.
- Możesz mi wyjaśnić co się stało? Mamusiu?!? - wrzasnęła pokazując
  imponujące jak na człowieka kły.
Mimo niebezpiecznej sytuacji 'mamusia' nie potrafiła powstrzymać rechotu.
- Nie mam pojęcia, ale wyglądasz słodziutko. - wydusiła przez łzy.
- Wrr... - oczy Ryoko zaczęły miotać błyskawice. Twarz Washuu zrobiła się
  sina, ale ona sama nie potrafiła przestać się śmiać. Po chwili śmiech
  przeszedł w zduszony kaszel.
- Ryoko, puść pannę Washuu! - Sasami przestraszyła się nie na żarty.
Demon cisnął Washuu na ziemię. Washuu przez chwilę łapała oddech.
- Washuu, cholera jasna! Zrob coś bo się w takim stanie nie mogę pokazać
  Tenchiemu.
- A niby co miałabym zrobić? - Wydusiła z siebie wreszcie zmaltretowana
  pani profesor. - Nawet nie wiem co się stało!
- Jak to NIE WIESZ?!? Przecież... Przecież to *ty* mnie stworzyłaś. - Ryoko
  ostatnie zdanie przeszło przez gardło z trudem. - Zasnęłam na tym
  cholernym dachu, a kiedy się obudziłam... Skąd niby *ja* mam wiedzieć co
  się stało???
- Najwyraźniej wada konstrukcyjna w strukturze skóry. - odezwał się Watari
  któremu też jakoś udało się powstrzymać śmiech. Teraz jedyną śmiejącą się,
  a właściwie na przemian chichoczącą, rżącą i wyjącą osobą była Aeka.
  Chichotała, rżała i wyła zupełnie nie po królewsku.
Washuu zgięła się jak uderzona młotkiem. Poniżać ją w taki sposób!
Publicznie!!!
Spomiędzy zaciśniętych palców prawej ręki błysnęły pojedyncze czerwone
promienie spalając na popiół kilka łodyżek trawy. Watari najwyraźniej tego
nie zauważył.
- Czego użyłaś do budowy ciała Washuu? Zapewne Mass, prawda? Mają ciekawą
  właściwość. W połączeniu z pewnymi związkami organicznymi pod diałaniem
  ultrafioletu i temperatury takiej jak dzisiaj ich warstwa wierzchnia
  staje się plastyczna.
- A ty niby skąd o tym wiesz? - burknęła pani profesor - Podobno nie znasz
  się na biologii.
- Nie jestem ekspertem, ale trochę się znam. - Odparł pocierając w palcach
  fragment roztopionej skóry Ryoko. Ryoko starała się ignorować fakt że
  Watari miętolił w palcach coś co było wcześniej kawałkiem jej biustu.
  W odróżnieniu od jej 'mamusi' ten facet najwyraźniej starał się jej pomóc.
- Możesz coś z tym zrobić? - spytała przymilnie próbując podkreślić prośbę
  swoimi szczenięcymi oczami. Wyglądało to tak, że Ryo-ohki która wreszcie
  zdecydowała się wyjrzeć spod sukienki Sasami, natychmiast dała pod nią
  ponownie nurka.
- Chyba wiem jak... - odparł zamyślony - Ile wczoraj wypiłaś?
- Eee... A co to ma do rzeczy? - speszyła się nieco Ryoko.
- Bardzo wiele. - Watari skończył oględziny i spojrzał Ryoko w twarz. Widok
  nie był zbyt zachęcający. - To właśnie alkohol osłabia tak strukturę tej
  materii. Można to naprawić, a nawet wzmocnić strukturę tkanki, ale postaraj
  się więcej nie odsypiać kaca na rozgrzanym dachu...

* * *

W ciemnej hali rozbłysły światła ukazując skomplikowaną aparaturę medyczną
porozrzucaną po całym pomieszczeniu. Teleport na samym środku rozbłysł, a
po chwili pojawiły się w nim dwie sylwetki ludzkie i jedna upiorna gruda
szlamu z pooblepianą turkusową czupryną.
- Więc co powiesz o tej technice? - spytał Mono idącej obok niego niziutkiej
  pani geniusz.
- Pomysł jest dobry. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym problemem.
- Bo nikt go nigdy nie zauważył. - wyjaśnił - Kiedyś eksperymentowałem z
  Mass. Zrobiłem z nich pancerz mojego statku. Założenia były takie że
  w razie ataku kawałki miały się odczepić, polecieć w stronę przeciwnika
  i tam eksplodować.
Washuu popatrzyła na niego ze zgrozą.
- Nie martw się, użyłem syntetycznej wersji, pozbawionej świadomości.
Odetchnęła z ulgą. Nie wyobrażała sobie użycia czegoś tak miłego jak Mass
w charakterze osłony i broni. Inna sprawa że nadawały się idealnie...
- I co się stało?
- Działała wspaniale dopóki nie przeleciałem kiedyś przez planetę której
  atmosfera składała się z metanu. Ultrafioletu w kosmosie nie brakuje...
Jego rozmówczyni pokiwała głową ze zrozumieniem.
- I pancerz się stopił?
- Spłynął doszczętnie.
Ryoko przysłuchiwała się ich pogadance z coraz większą irytacją. Nie chciała
żeby Tenchi przez przypadek zobaczył ją w takim stanie, poza tym chciała
wreszcie policzyć się z Aeką za ten rechot. W końcu nie wytrzymała.
- Ej, wy tam! Możebyście przełożyli tę konferencję na później???
Dopiero teraz Washuu i Mono obejrzeli się i zobaczyli Ryoko z której spłynęła
już prawie cała skóra. Syntetyczne mięśnie które się spod niej ukzały miały
obrzydliwy czerwonawy kolor.
- Gomen. Rozbierz się jakoś i wskakuj do zbiornika.
Washuu włączyła komputer i otworzyła dwa zbiorniki.
- A ty wskakuj do drugiego. - powiedziała do Watari - Jeżeli kuracja zostanie
  przerwana to twoje odwapnione kości się pokruszą.

* * *

W innej części laboratorium Aeka z namaszczeniem pielęgnowała pęd Ryu-oh.
Jednocześnie jej myśli były w zupełnie innych miejscach. Nadal śmiała się
w duchu gdy pomyślała o tym co się stało z Ryoko. Ech, gdyby Tenchi ją taką
zobaczył nie byłaby już żadną konkurencją...
A potem Mono się wmieszał i wszystko się zawaliło. A przecież nawet Washuu
nie wiedziała co zrobić. Po co on się wogóle wtrącał?
Watari Mono...
Co właściwie miała o nim myśleć? Obraził ją, obraził ród Jurai - to nie
podlegało wątpliwości. Zaś Sasami go lubiła, a ona nigdy nie myliła się co
do ludzi.
A jeśli tym razem się myli?
"Najgorsze jest to że ona mnie wcale nie słucha."
Sasami wymyśliła ten idiotyczny numer ze śniadaniem tylko po to aby ją
przekonać do Watari, Aeka była tego pewna.
- Muszę na niego uważać. Nie skrzywdzi Sasami, przysięgam!
Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Ryu-oh. Delikatne rosnące
gałązki wysyłały urywane impulsy, zupełnie jak dorosłe drzewo próbujące
nawiązać z kimś kontakt.
Kiedyś będzie wspaniałym statkiem, a ona, Aeka zabierze nim swojego
ukochanego na Jurai i oboje obejmą tron najpotężniejszego cesarstwa we
Wszechświecie.

* * *

- No, musze przyznać że nawet niezły z ciebie facet.
Watari, który wycierał swoje plecy z pozostałości płynu leczącego w którym
przed chwilą pływał, zerknął za siebie. Ryoko stała lustrując jego ciało
okiem znawcy. Sama też była całkowicie naga, nie licząc ręcznika który
dała jej Washuu, a którym właśnie wycierała włosy. Watari nie miał zbytnich
oporów przed gapieniem się na nią.
"Taak... Tenchi ma zdecydowanie za dobrze."
- To co widzę również jest godne podziwu.
- Dzięki. - odparła - Niestety jest już zajęte, wiesz?
Mono pokiwał głową.
- Zauważyłem już dawno. Tenchi wydaje się być raczej mało zainteresowany,
  nie uważasz?
- Nie martwię się tym. - Demonica beztrosko machnęła ręką. - To mu przejdzie.
  A tobie muszę podziękować, przynajmniej nie jesteś taki jak Washuu. Ona
  tylko gada, chociaż nic nie potrafi, a ty przynajmniej pomogłeś mi się
  wydostać z tego bagna. 
- Nie ma sprawy. Wyświadczysz mi teraz drobną przysługę? - spytał zakładając
  spodnie
- To zależy czego chcesz.
- Niewiele. Polecisz na mój wrak i wyciągniesz stamtąd dwa przedmioty dla
  mnie. Trzeba zezłomować mój statek, a nie mogę tego zrobić póki nie
  wyciągnę tych dwóch drobiazgów.
Ryoko zdziwiła się.
- Tylko tyle? Nie możesz tego zrobić sam? No tak... - Uśmiechnęła się głupio
  uświadomiwszy sobie swoją pomyłkę.
- To kiedy to zrobisz?
- Za godzinkę. Najpierw muszę jeszcze coś załatwić. - Zerknęła z błyskiem w
  oku na wiadro wypełnione pozostałościami jej poprzedniej skóry. - Co
  zamierzasz z tym zrobić?
- Hę? Wywalić, zutylizować, cokolwiek... Za jakieś 20 minut to zacznie naprawdę
  paskudnie śmierdzieć kiedy się rozłoży.
Zainteresowała się
- O, naprawdę? To ja się tym już zajmę, dobrze?
Ryoko chwyciła wiadro z różowawą breją i zniknęła zanim zdziwiony Watari
zdążył spytać co ona chce z tym zrobić. Ryoko miała dla tego zastosowanie.
Bardzo dobre zastosowanie.

Teleportowała się na schody i ustawiła wiadro w samą porę. Aeka pchnęła
drzwi i wyszła z laboratorium. Plasnęło rozpryskujące się na podłodze błoto.
Ryoko sfrunęła ze schodów i stanęła wyprostowana przed księżniczką, ułożywszy
ręce na biodrach.
Aeka była całkowicie pooblepiana lepką mazią.
- Nie bierz tego do siebie księżniczko. Chciałam tylko zobaczyć czy
  rzeczywiście miałaś się z czego tak śmiać. - omiotła ją wzrokiem - Wiesz
  co? Miałaś rację.
Ryoko zniknęła. Gdzieś z oddali Aekę dobiegł szyderczy śmiech.
Księżniczka przez chwilę stała porażona. Dopiero pół minuty później przez
zaciśnięte, trzęsące się usta wydobył się jakiś dźwięk.
Potworny wrzask.

Tenchi zakrył uszy rękoma. Tego już za wiele jak na jeden dzień. Najpierw
Sasami, potem Ryoko, teraz Aeka... Miał ochotę się rozpłakać.
Nagle zamarł, po czym zakrył ręką usta i popędził do ubikacji.
Cokolwiek to było, śmierdziało tak straszliwie, że każda żyjąca istota
obdarzona węchem w promieniu stu metrów zwymiotowała całą zawartość żołądka.

* * *

Ciemność. Słychać było tylko cichą, niepokojącą muzykę organową.
W mrocznym pomieszczeniu nad dużym stołem stały dwie pochylone postacie.
Ich twarze zakrywał mrok częściowo oświetlany blaskiem małej lampki.
- Skończyłaś już? - spytała męskim głosem wyższa z postaci.
Na stole leżały jakieś dziwne urządzenia, małe narzędzia podobne do
śrubokrętów, a w powietrzu unosił się holograficzny komputer.
- Prawie... Wkrótce będzie gotowe, hehehe... - zabrzmiał wysoki, opętańczy
  śmiech.
Postacie okryte były bladymi poświatami światła odbitego od laboratoryjnych
fartuchów. Błyszczały dwie pary okularów.
- To dobrze. Ja już swoje skończyłem.
Mężczyzna wyłączył komputer do którego coś wcześniej wklepywał. Lampka
zgasła i laboratorium zalała ciemność. W powietrzu rozbrzmiał chóralny,
złowieszczy rechot.
- WKRÓTCE ŚWIAT BĘDZIE NASZ!!! - rozbrzmiał chóralny głos zakończony ponownym
  napadem opętańczego śmiechu.
Gdzieś blisko uderzył piorun, sala na moment została zalana jasnym światłem
ukazując dwie postacie których twarze były wykrzywione złowieszczym grymasem.
- Już jestem! Jakaś zabawa beze mnie? - znajomy głos dobiegł od strony
  jednej ze ścian.
Rozbłysło światło. Ryoko z pewnym zdziwieniem zobaczyła Watari i Washuu
pochylonych nad starym stołem laboratoryjnym, ubranych w fartuchy lekarskie.
Oboje mieli na oczach druciane okulary. Zaczęła rechotać.
Mono popatrzył na Washuu i również zaczął się śmiać. Sekundę później Washuu
dołączyła się do chóru.

- A tak wogóle to co robicie? - spytała zdziwiona Ryoko patrząc na graciarnię
  na stole i w jego okolicach.
- Coś co ci się przyda. - Watari zdjął okularki i podniósł ze stołu niewielki
  przedmiot. Podał go Ryoko. - Nadal chcesz mi pomóc?
Ryoko obejrzała urządzenie. Był to wykrywacz dalekiego zasięgu, taki jakiego
niegdyś używała do sprawdzania jaki towar mógł się znajdować na innych statkach.
- Pewnie, w końcu ci to obiecałam. Co miałabym zrobić?
Washuu zdziwiła się. Ryoko z własnej woli zaoferowała swoją pomoc?
- W moim statku pozostały dwa przedmioty. Jest to pojemnik z pięcioma
  kamieniami i czarne... jajo. - Dokończył niepewnie jakby nie wiedział
  jakiego słowa ma użyć. - Muszę je mieć zanim się zniszczy statek.
Ryoko i Washuu osłupiały gdy dotarło do nich, co Watari może miec na myśli.
- Kamienie? Jajo??? - Washuu pierwsza zebrała szczękę z ziemi.
Mono uśmiechnął się tajemniczo.
- To może ci się spodobać. - mrugnął do niej - Sprawdziłem odczyty z wykrywacza.
  Wszystko wskazuje na to, że są nieuszkodzone.
Ryoko włączyła wykrywacz. Odczyty były wyraźne, choć bardzo odległe. Ponad
czterysta tysięcy kilometrów...
- Dobra, lecę. Washuu, możesz mnie przenieść ponad tę twoją tarczę na suficie?
Washuu ponownie zarechotała.
- Widzę że nie zapomniałaś. Już cię tam wysyłam.
Nacisnęła kilka klawiszy i Ryoko rozpłynęła się w powietrzu.

* * *

Demonica rozejrzała się po okolicy w której się znalazła. Była na statku, a
raczej tym co z niego pozostało. Działało jedynie oświetlenie awaryjne, a
większość urządzeń było kompletnie zniczczonych. Po jej lewej stronie w
powłoce kadłuba ziała szeroka dziura przez którą widać było czerń próżni
absolutnej. Było oczywiste że tylko ona mogła teraz przeżyć na pokładzie.

Sprawdziła wskazania wykrywacza - sygnał nadal był czysty, odległość 150
metrów.
"No proszę... Washuu chociaż raz znakomicie się spisała."
Przeleciała przez zrujnowane korytarze, aż dotarła do wielkiej hali.
"No dobra, to musi być gdzieś tu..."
Sygnał prowadził do niewielkiego stosu gruzów pod którym coś błyszczało.
Odgarnęła odłamki. Pod spodem leżało dużych rozmiarów urządzenie, najwyraźniej
jeszcze działąjące. Z dwóch par uchwytów ziała czerń absolutna.
"No proszę, pole energetyczne nadal działa. Ciekawe jakim cudem?"
Nacisneła kilka przycisków na panelu. Uchwyty rozluźniły się, czarne kule
zniknęły ukazując pojemnik i duże, czarne jajo. Ryoko wzięła w ręce jajo.
"Nie ma wątpliwości. Teraz już jestem pewna, tylko dlatego zdołał mi wtedy
uciec."
Odłożyła delikatnie czarną kulę i zajęła się pojemnikiem. Miał rączkę jak
walizka i prosty zamek.
Otworzyła go.
Wnętrze wysłane było miękką pianką ochronną, na której leżało pięć kamieni.
Ryoko obejrzała perłę na swoim nadgarstku. Ten w szkatule był większy i
błyszczał tajemniczym błękitem, ale w jakiś sposób były do siebie podobne.
Obok leżało coś jeszcze.
Ryoko wstrzymała oddech.
*TO* było piękne.
Kryształ emitował miał idealnie gładkie ściany, wielkość dojrzałej pomarańczy
i emitował nieziemskie światło. Właśnie to światło sprawiło że Ryoko omal nie
zemdlała.
"Mirekla. Kryształ Mirekli."
Ryoko nie mieściło się w głowie że gdziekolwiek mogło istnieć coś takiego.
Kryształy mirekli występowały jedynie w odmianach mikroskopowych, największe
jakie widziała miały średnicę paru milimetrów. I w tej postaci kosztowały
fortunę.
"Kami-sama, za to mogłabym wykupić cały Układ Słoneczny."
A może nie Układ Słoneczny tylko... Twarz Ryoko pojaśniała.
"Spłacę za to moje długi na Jurai i wreszcie Aeka będzie mogła się stąd
wynieść. Niech jej tatusiek wybiera nowego narzeczonego, a ja wezmę sobie
Tenchiego."
Wprawdzie kryształ nie należał do niej, ale to przeciez nie stanowiło
problemu. Mono chciał tylko kamienie i jajko, ale nic nie mówił o krysztale.
To byłaby zbrodnia gdyby coś takiego miało zostać rozbite na atomy...

* * *

Mono i Washuu leżeli na plecach na kocu w ogrodzie Washuu i wpatrywali się
w ginący gdzieś w oddali strop.
- Powiedz mi, czy dobrze myślę że to o czym mówiłeś jest tym o czym myślę?
  - spytała Washuu zagryzając kawałek sernika.
Sernik był wprawdzie wyprodukowany w generatorze precyzyjnej obróbki
pierwiastków, ale smakował jak prawdziwy, a w dodatku był ciepły. Washuu
nigdy na myśl nie przyszło takie zastosowanie maszynerii, która pożerała
do 85% mocy reaktora planety. Watari po raz kolejny okazał się wariatem w
pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- I tak i nie. - odparł z uśmiechem - Zobaczysz sama. To może być interesujące.
- Kiedy to stałeś się taki tajemniczy? W Akademii paszcza ci się nigdy nie
  zamykała.
Watari zamyślił się.
- Nauczono mnie że szczerość nie jest tym co lubią ludzie...
Washuu obejrzała się i zobaczyła tackę z sernikiem na tle profilu twarzy
Watari. Na twarzy wymalowane było zamyślenie które błyskawicznie zmieniło
się w bezczelny uśmiech.
- Poza tym nie mogę się doczekać twojej miny jak to zobaczysz. - stwierdził
  pakując sobie do ust cały kawałek sernika na raz.
Pomulił trochę, przełknął i nagle poszarzał na twarzy. Poderwał się tłukąc
się pięścią po klatce piersiowej. Washuu wstała, podeszła do niego i z całej
siły przyłożyła mu w plecy. Przewrócił się na ziemię kaszląc.
Washuu przypadła do niego i przewróciła na plecy. Twarz doktora Mono była
czerwona jak cegła. Oddychał z trudem.
- Wstawaj już i przestań się wygłupiać. - Stwierdziła rozdrażniona Washuu
  podając mu rękę. - Szkoda byłoby gdyby druga gwiazda Akademii Galaktycznej
  zginęła przez kawałek świetnego sernika.
- Dziękuję. - odparł podnosząc się na nogi - Łakomstwo nie popłaca...
- Czeeeeeeeść! - Znajomy głos dobiegł ich z boku. - Widzę że miło spędzacie
  czas, więc chyba nie będę wam przeszkadzać.
Washuu puściła rękę Watari i z ciekawością spojrzała na to, co trzymała
wściekle uśmiechającą się Ryoko. W jednej ręce trzymała jajko, a w drugiej
sporą walizeczkę.
- Cóż, wygląda na to że się wreszcie doczekałaś. - stwierdził Watari, po
  czym podszedł do Ryoko - Dzięki za pomoc. Teraz będzie już można
  ostatecznie odbudować laboratorium. Zobaczmy...
Wziął jajo, obejrzał je dokładnie i stwierdziwszy że jest nieuszkodzone
położył na trawie. Również na trawie położył walizkę i otworzył. Washuu,
która stała za jego plecami, oblał zimny pot. Nigdy czegoś takiego nie
widziała, ale niemal czuła moc emanującą od kamieni.
- Co to... do diabła... jest? - wydusiła z siebie wreszcie.
- Kamienie Kimitsu, źródło energii mojego statku i prawdopodobnie najbardziej
  niezwykły twór we wszechświecie. - Odparł Watari gładząc jeden z klejnotów,
  po czym zamknął wieko. - Później sobie o tym pogadamy, to zobaczę czy
  jesteś w stanie mi pomóc. Teraz raczej powinienem się zająć czymś innym.
  - Wziął jajko, po czym ruszył w stronę wyjścia. - Wkrótce się wykluje i
  chciałbym żeby Sasami to zobaczyła.

* * *

- Wołaliście mnie? - spytał Tenchi wchodząc do salonu. Odpowiedziała mu cisza.
Sasami, Mihoshi, Aeka, Washuu, Ryoko i Watari stali wokół stołu wpatrzeni w
coś leżącego na blacie. W ciszy która zaległa słychać było miarowe pomiaukiwania
poruszonej Ryo-ohki. Tenchi który stanął za Sasami i zajrzał jej przez ramię
zobaczył coś co przywołało nagłe wspomnienia.
Wspomnienia o komedii jaką odstawiła Ryoko, upokorzeniu, policzku od Aeki i
narodzinach Ryo-ohkiego...
Na stole leżało duże, czarne jajko.
Watari wziął jajko i podał je Sasami. Ryo-ohki siedząca na głowie dziewczynki
patrzyła zaciekawiona, ucieszona i bardzo podniecona.
- Nie. - kiwnęła główką młodsza księżniczka - Powinno być na twoich rękach
  kiedy się urodzi.
Jakby na potwierdzenie tych słów na powierzchni zaczęły się pojawiać rysy. Rysy
się powiększały, aż wreszcie z jajka zaczęły odpadać pierwsze kawałki skorupki.
Pokazało się jasne futerko.
Wszyscy zbiorowo jęknęli. Odpadły kolejne kawałki skorupki, z jajka zaczęło
wystawać futrzaste ucho i poruszający się miarowo nos.
Watari zdjął ostatnie części skorupki i pogłaskał kotulika po łebku.
Mihoshi złożyła ręce.
- Ojejku, jejku...
- Śliczny... - W oczach Sasami pojawiły się gwiazdki. - Jak się nazywa?
Watari uniósł zwierzątko i popatrzył mu w pyszczek. Maluch powoli otwierał oczy.
- Ihyou-ohki. - odparł szczęśliwy.
Odpowiedziało mu miauknięcie. Ryo-ohki zawtórowała z radością. 

Kotulik był dziwny.
Większy od Ryo-ohkiego, miał niezwykłą sierść. Był cały srebrny z wyjątkiem
głowy. Po jej bokach i na samym czole futerko było aksamitnie czarne. Jego
miauknięcia miały w sobie coś niesamowitego. Dźwięczne i melodyjne brzmiały
trochę nierealnie. Otworzył szeroko oczy. Miały kolor usianej gwiazdami
przestrzeni kosmicznej.

Tenchi patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. W jego głowie kłębiły się
setki myśli, powoli koncentrują się wokół jednej. Zerwał się z miejsca i
popędził w stronę przedpokoju.
- Ej, gdzie pędzisz? - spytała zaskoczona Ryoko.
- Do sklepu! - wrzasnął wbiegając na schody.
Po kilku chwilach wrócił z portfelem.
- Kupić kłodkę do składu marchewek!!! - dokończył, po czym wybiegł z domu.
Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni, a następnie przenieśli wzrok na stół.
Ihyou-ohki siedział rozglądając się z ciekawością, a przed nim stała Ryo-ohki
z radością w ocach i marchewką w pyszczku.

c.d.n.
-----------------------------------------------------------------------------------
					   		             Jeremy - proud member of SMD
									  		        june 2000