---------------------------------------------------------------
autorskie gadanie:
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co robią postacie w
tym fanfiku. Siadając do niego nie wiem nawet jak się skończy
i czy w ogóle się skończy. Jest więc bardzo prawdopodobne, że
cała historia wymknie mi się spod kontroli, a najbardziej 
zdumionym czytelnikiem będę właśnie ja. ^_-
Wszelkie commentarze, groźby, kondolencje i pułapki na myszy
ślijcie na adres: jeremy@topnet.pl, lub jeremy1@friko2.onet.pl

polskie znaki w standardzie Winblows
All Rights Stolen...
---------------------------------------------------------------

Uwaga, ten odcinek zawiera scenę ecchi. Wprawdzie nie jest ona zbyt ostra,
a raczej aluzyjna, jednak w trosce o psychikę młodego odbiorcy i odpowiednią
reklamę tego fica, zdecydowałem się umieścić ten disclaimer.

                                 "Watari Muyo"
                       część 2: Niepotrzebne historie
v. 1.1
13.X.1999


Szedł już od dłuższego czasu. Przeszedł już całe kilometry w tym niekończącym
się tunelu, którego koniec widoczny wciąż gdzieś z przodu wcale się nie
przybliżał. Ciągle tylko mijał kolejne blade światła i spoiwa łączące kolejne
szerokie pierścienie z których tunel zdawał się być zbudowany. 
"175, 176, 177, 178..."
Liczenie ich było jedyną rzeczą która sprawiała że nie zwariował z nudów.
*szur*
Szelest dobiegł z tyłu. Odwrócił się, ale nie zobaczył niczego, poza niekończącym
się rzędem pierścieni.
*szur*
Ponownie się odwrócił, tym razem dużo gwałtowniej. Zaczęło mu to działać na
nerwy.
"Lepiej żebyś się pokazał, bo jak nie..."
Nie dokończył. Złość została zastąpiona przez uczucie którego już dawno nie
doświadczył.
Przerażenie.
Światło z przodu zgasło, zupełnie jakby ktoś zamknął wylot korytarza. Ciemności
zaczęły się zbliżać, aż w końcu ogarnęły i jego, chociaż światła w tunelu nie
zgasły. Coś w powietrzu pokryło mrokiem cały tunel.
*Idziemy po ciebie...*
"Co?..."
Źrenice rozszerzyły się próbując przebić otaczający je mrok. Bezskutecznie.
Mimo to czuł że coś jest niedaleko. Że coś jest OBOK.
Przerażenie osiągnęło apogeum. Wiedział że nic już nie jest w stanie zrobić.
Nic go nie ocali. Zamknął oczy aby nie widzieć tego co się zaraz z nim stanie.
Poczuł że coś chce mieć jego największy skarb. Nie chciał tego, ale nic nie
mógł poradzić przeciwko sile wdzierającej się do jego umysłu.
"Nie..."
Nagle usłyszał głos wewnątrz swojej głowy. Głos był jego, ale jednocześnie
należał do innej osoby, o wiele silniejszej niż on sam kiedykolwiek mógłby
marzyć. I ten głos krzyczał.
*NIE POZWALAM!*

"NIE!!!"

* * *

- NIE!!!
Wrzask rozniósł się echem po olbrzymiej, jasno oświetlonej hali. Mężczyzna z
długimi brązowymi włosami poderwał się z rozłożonego na posadzce futonu. Przez
chwilę patrzył przed siebie przerażonym wzrokiem, aż w końcu doszedł do siebie.
- Znów ten sen... Myślałem że się tego pozbyłem na dobre. Zaraz... - rozejrzał
  się z zainteresowaniem - Gdzie ja jestem?
Chwilę zajęło mu przypomnienie sobie ostatnich zdarzeń. Pamiętał że Sui ustaliła
ostateczny kurs na nową planetę (zdaje się że nazwała ją Ziemią) i przygotowała
dla niego sesję przyspieszonego uczenia. Ale w takim razie skąd ten sen?
"Nie powinienem zasnąć po sesji. Coś musiało przerwać naukę."
Spróbował wstać i opadł spowrotem na futon przy akompaniamencie głośnego jęku.
Ból jaki poczuł był nieznośny. Chwilę potrwało zanim porażony bólem organizm
doszedł do siebie i człowiek mógł wykonać jakikolwiek ruch. Ostrożnie usiadł i
zrzucił z siebie cienką kołdrę.
Był nagi nie licząc miejsc które owijały błyszczące czystością bandaże, a było
ich sporo. Prawa ręka, prawa noga na wysokości uda, oraz prawie cały tułów były
opatrzone z największą starannością. I jak stwierdził po chwili - bardzo fachowo.
Dopiero teraz przyszło mu do głowy aby rozejrzeć się po okolicy.
Futon był rozłożony na posadzce wykonanej z jakiegoś tworzywa imitującego marmur.
Sama posadzka była jedną z wielu ścieżek wijących się przez ogród leżący nad
zbiornikiem pełnym krystalicznie czystej wody. Wychyliwszy się, można było
dostrzec pływające w nim różnobarwne ryby.
Po chwili zorientował się że nie jest to zwykły ogród. Nie było tu jednolitego
źródła światła, natomiast całe niebo zdawało się świecić delikatnym i bardzo
przyjemnym dla oczu blaskiem.
Niebo? Dopiero gdy oczy przyzwyczaiły się do światła człowiek dostrzegł że to
co jest nad nim, jest tak naprawdę gigantyczną kopułą. Dalsza obserwacja
ujawniła że ogród w którym się znajduje jest otoczony przez różne urządzenia
które, jak szybko stwierdził, służyły zapewne do badań zamkniętych ekosystemów.
Takich jak na przykład ten piękny ogród.
Piękny było w istocie dość delikatnym określeniem. Bardziej pasowałoby do tego
słowa typu "wspaniały", "cudowny" i inne tego rodzaju epitety. Widać w nim
było drzewa i krzewy z ponad ośmiu różnych planet, a także zwierzęta o których
istnieniu zdążył dawno zapomnieć. Teraz właśnie widział je żyjące obok siebie
w symbiozie niespotykanej nigdzie w normalnym wszechświecie.

Gdzieś z tyłu dobiegło go chrząknięcie. Odwrócił się na tyle, na ile pozwalały
mu bolące żebra i zobaczył małego dzika Kaerli wpatrującego się w niego
z ciekawością i zaufaniem. Po chwili zwierzątko podeszło i zaczęło się łasić do
jego zabandażowanego boku. W powietrzu rozniósł się przyjemny zapach przypominający
nieco zapach jodły. Barwy pasków na grzbiecie warchlaka zaczęły się zmieniać, aż
przybrały kolor szmaragdowy świadczący o zadowoleniu zwierzęcia. Mężczyzna
uśmiechnął się i pogłaskał je po karku.
Ile to już lat nie widział takiego wesołego stworzenia?...
Dzik pobiegł w leżący niedaleko zagajnik, a człowiek zaczął się rozglądać za
czymś co mógłby na siebie włożyć. Jakieś dwa metry obok leżała na ziemi złożona
błękitna tunika. Podniósł się i z trudem założył ją na siebie. Pod tuniką
leżały sandały. Założył je również i wolnym krokiem ruszył ścieżką wiodącą 
wzdłuż zbiornika w kierunku niewielkiego lasku w którym zniknął mały dzik.
Starał się nie myśleć o tym, w jaki sposób się tutaj znalazł i co go spotkało.
Wiedział że i tak nie odgadnie tego, a prędzej czy później dowie się wszystkiego.
Lasek zaczął się przerzedzać, gdy do uszu mężczyzny dobiegł rytmiczny stukot.
Przyspieszył kroku i gdy minął ostatni zakręt zobaczył niezwykle interesujący
widok.

Jakieś dwadzieścia metrów od niego siedziała mała dziewczynka. Miała długie,
krwistoczerwone włosy, które w tej chwili dotykały ziemi, zaś ubrana była w
luźne szaty żeńskiego profesora Imperialnej Akademii Nauk. Dziewczynka siedziała
na poduszce unoszącej się w powietrzu, takiej samej jak siedem innych walających
się dookoła, i zawzięcie wklepywała coś w klawiaturę holograficznego komputera
wiszącego tuż pod jej palcami. Wyglądała przy tym na niezwykle zadowoloną.
Mężczyzna był przekonany że gdzieś już ją widział. Tylko gdzie? Nagle przyszło
olśnienie. Znał ją doskonale - w końcu jak można nie znać kogoś kto zatruł ci
niezły kawałek życia?
- Profesor Washuu?
- Hę? - Washuu odwróciła się i zobaczyła swojego pacjenta stojącego niepewnie
  na nogach i opierającego się o drzewo. - O, widzę że już wstałeś. Jak się
  czujesz?
- Nieźle... - odparł nie wiedząc za bardzo jak ma się zachować. Nie codzień
  zdarzały mu się podobne spotkania. - Gdzie właściwie jestem i co się stało?
Washuu spojrzała mu uważnie w oczy, po czym wyłączyła komputer i zeskoczyła z
poduszki. Poduszka pacnęła o podłoże.
- Na pierwsze pytanie bardzo chętnie ci odpowiem, ale na drugie będziesz musiał
  mi odpowiedzieć sam. A także na parę innych pytań, z których najważniejszym
  będą "skąd mnie znasz?" i "kim jesteś?".
Wskazała mu poduszki leżące na ziemi. Jedna uniosła się na wysokość jej bioder.
- Siądź tutaj, bo zaraz się przewrócisz.
Podszedł i trochę niepewnie usiadł na atłasowej poduszce. Ugięła się lekko pod
jego ciężarem, ale nie obniżyła się. Washuu oparła się o pobliskie drzewo,
splotła ręce i przyjrzała mu się uważnie. Trochę go to speszyło.
- Nie sądzi pani że już dość sobie mnie pooglądała? - spytał pamiętając stan
  w jakim się obudził. Washuu zachichotała piskliwie.
- Właściwie nie było czego oglądać. Teraz patrzę jedynie jak się to wszystko
  pogoiło. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę twój stan kiedy cię znalazłam.
"Więc było naprawdę źle... Ciekawe co się stało ze statkiem. I z Sui..."
- Więc chciałbyś wiedzieć gdzie jesteś... - zaczęła Washuu po tym jak obejrzała
  go sobie dokładnie - Nie ma sprawy. To moje wspaniałe laboratorium. A właściwie
  było wspaniałe zanim się pojawiłeś... - ton jej głosu i spojrzenie jakie mu
  rzuciła wypowiadając ostatnie zdanie mocno sugerowało że pani profesor wini go
  o jedną z największych zbrodni w historii wszechświata i tylko ciekawość nie
  pozwala jej osądzić go i skazać.
W trybie przyspieszonym.
- Przedstawiać się chyba nie muszę, bo widzę że mnie znasz, - ciągnęła dalej - ale
  chciałabym wiedzieć kim ty jesteś. Jestem pewna że cię znam, ale nie mogę sobie
  przypomnieć...
Mężczyznę ciekawił nieco fakt, że dwunastoletnia dziewczynka zwraca się do niego
przez Ty, ale po chwili uświadomił sobie z kim rozmawia. Przypomniał też sobie że
Washuu nigdy nie zwracała zbytniej uwagi na zasady dobrego wychowania.
"Bardzo dobrze, bo ja też."
- Nazywam się Mono Watari. Poznaliśmy się bardzo dawno temu, w Akademii
  Galaktycznej. Przez pewien czas byłem twoim studentem i również od ciebie uzyskałem
  doktorat z Fizyki Międzywymiarowej. Po dość żarliwej wymianie zdań. - przy ostatnim
  zdaniu wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wiedział że to Washuu *musi* pamiętać.
Na Washuu spłynęło natchnienie tak gwałtownie, że nieomal usiadła pod drzewem o
które się opierała. Jak mogła o tym zapomnieć?

"Wymianą zdań" o której wspomniał Mono, była chyba największa kłótnia w długich
dziejach Akademii Galaktycznej, a wtedy jeszcze Imperialnej Akademii Nauk. Wynikła,
gdy Mono bronił swojej pracy doktorskiej, a Washuu nie zgadzała się z pewnym
drobiazgiem w niej zawartym. Każdy normalny doktorant cichutko zmieniłby zapis,
podlizał się jej nieco i odszedł po paru godzinach z tytułem w kieszeni i nieco
urażonym ego, ale on postąpił inaczej. Uparł się przy swoim i zaczął gromadzić
materiały na poparcie swojej tezy. Kiedy wymiana zwykłych argumentów nic nie
dała, oboje sięgnęli po mocniejszą artylerię, aby na koniec zacząć się obrzucać
mięsem. Przez pewien czas Akademia Galaktyczna stała się ich areną walki, a każdy
szanujący się jej członek począwszy od sprzątacza, przez studentów, a skończywszy
na rektorze postawił niezłą sumę na którąś ze stron. Doszło w końcu do zakładu
między Washuu i Mono. Washuu obiecała, że jeśli Mono ma rację, odda mu swoją
posadę w Akademii, a Mono, że w przypadku przegranej rzuci studia w Akademii i
już nigdy nie przestąpi jej progu. Przez następny rok Washuu i Mono pracowali
razem prowadząc badania tylko po to, aby się dowiedzieć że oboje mieli po trochę
racji, a jednocześnie oboje mylili się w zupełnie innych kwestiach. Doszło do
kompromisu w wyniku którego Mono zyskał tytuł profesora pierwszej kategorii,
czyli taki sam jak Washuu, a oboje stali się pośmiewiskiem dla całej Akademii
jeszcze przez długi czas. 

- Pracowaliśmy jeszcze razem przy dwóch projektach o ile dobrze pamiętam. - ciągnął
  dalej - A potem wynikła ta historia z Kagato i...
- Wiem. - odparła cicho. Jeszcze raz spojrzała na człowieka który był jej największym
  utrapieniem pod koniec jej kariery w Akademii. A jednocześnie kimś naprawdę
  niezwykłym. Watari miał w sobie niesamowitą kombinację złośliwości, wrednego
  poczucia humoru, niezwykłej inteligencji, wytrwałości i opanowania, która
  cechowała prawdziwych geniuszy takich jak ona sama. I pewnie dlatego tak sobie
  dogryzali. - Więc co tutaj robisz? - zmieniła temat rozmowy. - I lepiej mów
  prawdę, bo może to zależeć o twoim życiu.
Watari zaskoczył jej lodowaty głos, ale odpowiedział spokojnie.
- Sam chciałbym wiedzieć. Podróżowałem na planetę o nazwie Ziemia. Ustawiłem
  system szybkiej edukacji na wprowadzenie mi kompletnej wiedzy o tej planecie,
  mieszkańcach i lokalnych zwyczajach i podłączyłem się do niego pozostawiając
  nawigację Sui.
- Komu?
- To osobowość zapisana na stałe w komputer pokładowy. - wyjaśnił - Zwykle to
  ona kieruje statkiem. Moje dzieło... - dodał z dumą.
- To twoje dzieło chyba miało spięcie. - Stwierdziła ponuro Washuu. Watari
  prawie się zagotował, ale nic nie powiedział. - Zaczynam rozumieć co się
  stało, ale trudno mi w to uwierzyć. Dlaczego podróżowałeś we wrzechświecie zero?
- Skąd wiedziałaś? - spytał zdziwiony, choć nie wiedział czy powinien być
  zaskoczony. W końcu rozmawiał z Washuu.
Washuu ogarnęła wściekłość.
- Bo właśnie we wszechświecie zero jest to laboratorium. I na nie właśnie się
  władowałeś swoim cholernym statkiem niszcząc większą jego część! Rozumiesz
  wreszcie?!?
Watari skulił się nieco i wbił głębiej w poduszkę. Rzeczywiście, sytuacja była
poważna. Jeżeli wyzna że leciał z wyłączonymi wszystkimi czujnikami, Washuu
obedrze go ze skóry, zanim zdoła cokolwiek dodać. Z drugiej jednak strony...
- Rozumiem... Leciałem tą drogą, bo zaoszczędzało mi to kłopotów związanych z
  obliczaniem setek skoków w zwykłej przestrzeni. Jak wiesz, nie można używać
  napędu nadświetlnego tam, gdzie występuje pole grawitacyjne. Mój statek ma
  napęd pozwalający na skoki międzywymiarowe, więc zamierzałem całą drogę przebyć
  tamtędy, aby potem dokonać przejścia bezpośrednio na orbitę planety...
- I co? - Washuu wyczuwała że nie mówi jej wszystkiego.
"Cholera, jak nic mnie zabije. Trudno, nie ukryję tego przed nią..."
- ...i dla maksymalnego wykorzystania napędu wyłączyłem na statku wszystko
  oprócz systemów podtrzymywania życia. - powiedział zrezygnowany.
Tego było już za wiele dla Washuu. Przywaliła o glebę pod drzewem o które
wcześniej była oparta.
- CO ZROBIŁEŚ???!!!??? - chwyciła Mono za materiał tuniki. Watari jęknął z
  bólu, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Nie miałem pojęcia że cokolwiek tam jest. - wyjęczał próbując nie zemdleć
  z bólu - Na pierwszym wykładzie Fizyki Międzywymiarowej mówiłaś że we
  wszechświecie zero nie ma żadnej materii, bo jest to strefa buforowa
  powstała po Wielkim Wybuchu, oddzielająca świat materii i antymaterii.
- WŁAŚNIE DLATEGO ZBUDOWAŁAM TAM LABORATORIUM!!! - wywrzeszczała mu w twarz.
Tego było już za wiele dla Mono. Szarpnął się i w rękach Washuu zostały kawałki
tuniki.
- A MYŚLISZ ŻE SKĄD DO CHOLERY MIAŁEM O TYM WIEDZIEĆ?!? - odwrzasnął zrywając
  się na równe nogi. W ten sposób wyglądał jak ojciec strofujący córkę, co Washuu
  dodatkowo irytowało.
- ZŁAMAŁEŚ WSZYSTKIE ZASADY BEZPIECZEŃSTWA!!! Jak mogłeś nie zostawić ani
  jednego kompletu czujników?
- A masz pojęcie ile to żre energii na statku wielkości mojego? - Odburknął
  gniewnie, lecz już nieco spokojniej. Coś mu jednak nie pasowało. - Jakim cudem
  w ogóle mogło dojść do tej katastrofy? Mam na myśli to, że statek miał mocny
  pancerz. Jakiej wielkości jest to twoje laboratorium? - zainteresował się.
- Pokażę ci, to może coś się w końcu przedrze do tego twojego zakutego łba. - mruknęła
  uruchamiając holograficzny komputer. Watari stanął za nią i zerknął na ekran na
  którym pojawiła się efektowna symulacja. Widać było pięć kul orbitujących wokół
  wspólnego środka. Jedna z kul się zbliżyła i ukazała się jej struktura w przekroju.
W międzyczasie Washuu zaczęła swój wykład.
- Laboratorium to pięć sztucznych planet o masach równych 85% masy Jurai. Ich
  rdzeń składa się z magazynu antymaterii i reaktora w którym materia i antymateria
  anihilują w energię. Każda z planet ma dwa pancerze: jeden materialny, zbudowany
  z z tego samego materiału co statki GP, a drugi to pole energetyczne 18-tej klasy.
Watari nie mógł się opanować aby nie gwizdnąć przez zęby.
- Muszę przyznać że to naprawdę genialne dzieło.
- Miło że ci się podoba, ale dzięki tobie, prawie połowa tego już nie istnieje. - warknęła
  Washuu - kiedy twój statek uderzył w jedną z planet, ona eksplodowała niszcząc
  sąsiednią i uszkadzając dwie inne. Promieniowanie zabiło wszystkie żywe istoty w
  laboratorium. Miałam naprawdę. dużo szczęścia, że byłam wtedy gdzie indziej. - zakończyła
  z filozoficzną miną.
- Jakim cudem przeżyłem? - Mono wymamrotał sam do siebie.
"Nie wierzę! Jego tylko to obchodzi? Co za matoł!"
- Statek nie był szczególnie odporny na promieniowanie. - ciągnął dalej nie zważając
  na Washuu, której palce nerwowo mięły fragment szaty i ledwo powstrzymywały się
  aby go nie udusić. - W takim razie istnieje tylko jedno wyjaśnienie...
- ...pole energetyczne 50-tej klasy. Ustawiono je wokół ciebie na krótko przed 
  wypadkiem. - dokończyła Washuu. Watari uśmiechnął się lekko i przymknął oczy.
"To musiałaś być ty Sui, prawda? Jak każda dobra córka okazałaś się mądrzejsza
od zarozumiałego taty. Dziękuję."
Watari przerwał swoje rozmyślania gdy zobaczył wyraz twarzy Washuu. Czekała na
coś. Odpowiedział zdziwioną miną.
- No więc co mi powiesz? - spytała wreszcie - Dobrze się zastanów, bo od tego
  zależy twoje życie... - dopiero teraz zauważył że Washuu ma zaciśnięte pięści,
  a uczucia jakie pojawiły się w jej oczach były spokrewnione z "zabić".
- Mam kilka pytań. - zaczął ostrożnie
- Słucham?
- Została ci jakaś dokumentacja z przeprowadzonych eksperymentów?
- Nawet bardzo dokładna. Plany urządzeń, wzorce DNA, materiały, zapisy itp.
- A dysponujesz technologią precyzyjnego przetwarzania pierwiastków?
- Pewnie. - odparła z dumą - Daj mi tylko odpowiednią ilość protonów, elektronów
  i neutronów, a zrobię ci wszystko.
"O to chodziło! Nic się nie zmieniła - wystarczy połechtać jej dumę i..."
- No więc jaki masz problem? Odtwórz laboratorium i nic się nie stało. Z mojej
  strony najszczersze "gomeeen nasaiii" - skłonił się nisko, a Washuu wylądowała na
  ziemi. Bezczelność Watari przekroczyła nawet JEJ wyobraźnię. Z trudem powstrzymała
  instynkt mordu.
- Powiedz mi tylko proszę, SKĄD MAM WZIĄŚĆ NA TO MATERIAŁ?!? Żeby wybudować
  laboratorium wykorzystałam wszystko co zostało z Souja. Pamiętasz jakie to było
  wielkie, nie??? A ty ze swoim stateczkiem zamieniłeś to wszystko w wiązkę fotonów!
  Jak jesteś taki mądry, to zdobądź mi surowiec!!!
- Myślę że mogę. - odparł spokojnie - Zostało coś z mojego statku?
- O ile wiem, to tak. Kadłub został uszkodzony, a napęd nie istnieje, ale ładunek
  ocalał. Ale to za mało aby odbudować chociażby reaktor jednej planety. - nagle
  zrozumiała co Watari miał na myśli - Chyba że...
Mono uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Statek był wyposażony w generator podprzestrzeni. Zapewne dużo mniejszy niż te
  na Souja, ale wystarczający do zmagazynowania 950 miliardów ton ołowiu którego
  używałem jako surowiec aby być samowystarczalnym. Widzisz, ja TEŻ dysponowałem
  technologią precyzyjnego przetwarzania pierwiastków.
Przysiadł ponownie na poduszce patrząc jak zamyślona Washuu powoli rozluźnia
palce. Samej Washuu zaczęła przechodzić furia.
- Mam tylko jedną prośbę. Zanim przerobisz ładunek i to co zostało ze statku,
  muszę coś stamtąd zabrać. To dwa niewielkie przedmioty, niezwykle ważne dla
  mnie. Cała reszta jest twoja.
Washuu skinęła głową na znak zgody nie mówiąc ani słowa. Sama dokonywała w
myślach szybkich obliczeń. Wyniki były zachęcające.
"950 miliardów ton powinno wystarczyć do odbudowy całego laboratorium. Nawet
jeśli generator kieszeni podprzestrzennej został zniszczony, to ten ołów gdzieś
tu jest i wystarczy go tylko odnaleźć."

Watari przestał patrzeć na zamyśloną Washuu i zajął się czymś bardziej praktycznym,
czyli swoją tuniką. Washuu prawie podarła ją na kawałki i teraz wyglądała bardziej
jak szmaty żebraka. Zacisnął mocniej szeroki pas którym była obwiązana i oderwał
wiszący na paru nitkach rękaw.
- Przepraszam Washuu... - odwróciła się zdziwiona - Nie wiesz co stało się z moim
  poprzednim ubraniem? Tunika jest ładna, ale troszkę się zużyła w czasie naszej
  konwersacji...
- Kiedy znalazłam cię, byłeś prawie martwy. Uwierz mi, twój mundur wyglądał duużo
  gorzej niż ta tunika. - odparła, po czym uśmiechnęła się - Jeśli chcesz, udostępnię
  ci mały generator precyzyjnej obróbki pierwiastków. Zrobisz sobie to co będziesz
  chciał.
- Dziękuję. Nie spodziewałem się że pozwolisz mi na to po tym, co ci zrobiłem...
- Cóż, nazwijmy to... treningiem. Hehe - uśmiechnęła się złowieszczo.
- Hę?
Washuu splotła ręce.
- Naprawdę myślisz że możesz narobić bajzlu i zostawić mi sprzątanie? Nie ma mowy!
  Odbudujesz mi to laboratorium, a może wtedy nie zrobię z ciebie eksponatu w moim
  muzeum osobliwości wszechświata. Masz jakieś wątpliwości?
Watari westchnął ciężko. Odniósł niejasne wrażenie że Washuu nie ma na myśli TYLKO
zniszczonego laboratorium.
"Po pięciu tysiącach lat ona nadal jest zła o ten doktorat? Nie ma sprawiedliwości..."
- Żadnych pani profesor Washuu... Gdzie jest ten generator? - odparł z rezygnacją.
- Zaprowadzę cię do niego, ale lepiej będzie jeśli się jeszcze prześpisz. Potem
  pewnie zgłodniejesz, więc najlepiej będzie jak się zabierzemy za to po kolacji.
Ruszyła wolno leśną ścieżką, tak aby Watari nie sforsował się zbytnio. Jakby nie
było kiedy go znalazła miał złamane większość kości... Rzuciła jeszcze przelotne
spojrzenie na kostium kąpielowy wiszący na poręczy odgradzającej zagajnik od
zbiornika i uśmiechnęła się w duchu.
"Może jednak coś jeszcze będzie z tych wakacji?"
Poza tym ze zdziwieniem stwierdziła że nie byłoby źle, gdyby mogła znowu pracować
w zespole z kimś o zbliżonych (oczywiście tylko trochę) kwalifikacjach. Mono
Watari byłby dobrym asystentem, gdyby tylko mogli nie skakać sobie do oczu.
- Mogę cię o coś spytać Washuu... - usłyszała głos z tyłu i odwróciła się. Watari
  szedł za nią utykając.
- Tak?
- Co właściwie robisz tutaj? Ostatni raz gdy cię widziałem, to było na dzień przed
  uwięzieniem cię przez tę kanalię Kagato. Co robiłaś przez ten czas?
Washuu westchnęła.
- To długa historia i najlepiej będzie jak ją usłyszysz przy kolacji. A co do tego
  co tu robię... Mieszkam tu. Odpoczywam od całego hałasu Akademii i prowadzę własne
  badania. Poza tym mam tu przyjaciół.
- Też naukowców?
- Nie... Trudno znaleźć jakiegoś przyjaciela w tej pazernej zgrai z Akademii
  Galaktycznej, sam o tym zresztą wiesz. Zresztą poznasz ich później. Do tego czasu
  lepiej odpocznij trochę, ale jeżeli chcesz, mogę cię już zaprowadzić do generatora.
  Może i ty mi powiesz czego tutaj szukasz? Ziemia to dosyć prymitywna planeta.
Watari zamyślił się nad celem swojej podróży i planowanym odpoczynkiem. Cóż, skoro
jest tu Washuu to zapewne znalazł coś zupełnie innego, choć zapewne równie
interesującego. Poza tym planeta zapewne jest dość spora, więc zawsze może się
osiedlić z dala od niej.
- Właśnie takiej szukałem, moja droga pani profesor.
Washuu żachnęła się słysząc taką kurtuazję. W ustach kogoś takiego jak niekoronowany
Akademicki Król Awantur, Mono Watari powinno to brzmieć wyjątkowo złośliwie, a
tymczasem Washuu usłyszała głos bardzo miłego i dobrze wychowanego człowieka z
nienagannymi manierami.
"Cóż za zmiana..."
- Watari, mam prośbę...
- ?
- Mógłbyś mówić do mnie "mała Washuu"?
Na czole Watari pojawiła się kropla potu.
- S... słucham?
- "Mała Washuu". Stosownie do mojego wyglądu.
Mono roześmiał się. W Akademii mówili tak o niej tylko najodważniejsi studenci - gdy
usłyszała coś podobnego trzeba było się dodatkowo starać, aby się utrzymać na roku.
Najczęściej wiązało się to z licznymi upokorzeniami. Kto by pomyślał...
- Zgodnie z życzeniem... Washuu-chan.
Washuu nie była w stanie ukryć jęku zawodu - to nadal był ten sam głos złośliwca.
"Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają."
- Generator znajduje się na końcu tej drogi - wskazała ręką w stronę jednego z
  licznych budynków otaczających ogród. Lepiej się pośpiesz, bo do kolacji zostało
  niewiele czasu, a potem będziesz musiał pracować prawie bez przerwy.

* * *

W salonie domu rodziny Masaki panował typowy popołudniowy ruch. Sasami i Mihoshi
siedziały przy telewizorze zajęte grą video. Od czasu do czasu któraś wydawała z
siebie okrzyk radości, lub zawodu, a poza tym prawie cały czas się śmiały. Aeka
siedziała na miękkim fotelu przy oknie wychodzącym na pomost wiodący przez jezioro.
Czekając na Tenchiego haftowała na zrobionej niedawno serwetce imię "Tenchi"
zapisane w kanji. Lubiła takie drobne zajęcia - uspokajały ją (zwłaszcza po kolejnej
kłótni z Ryoko).
"Kiedy Tenchi-sama wróci, dam mu tę serwetkę. Mówił kiedyś że chciałby mieć coś takiego
w rogu biurka. Teraz ile razy będzie przy nim siedział, będzie myślał o mnie..."
Zarumieniła się na tę myśl i bardziej skupiła się na hafcie. Musiał być idealny - w
końcu był dla Tenchiego.
Ryoko również oczekiwała na Tenchiego, na swój własny sposób. Leżała na belce popijając
sake drobnymi łykami i patrzyła się na resztę towarzystwa w salonie. Jednocześnie
jej myśli błądziły zupełnie gdzie indziej.
"No Ryoko, to twoja ostatnia szansa. Przez tą awanturę w laboratorium, Washuu spędza
teraz całe dnie doglądając swojego pacjenta i chyba zupełnie zapomniała o Tenchim.
To ostatni weekend, zanim skończą się letnie ferie Tenchiego. I niech mnie szlag
trafi jeżeli nie uda mi się tym razem..."
Uśmiechnęła się szyderczo na samą myśl o swoich planach. Wreszcie Tenchi pozna, że
tylko ona z całej tej bandy jest godna uwagi. Aeka jest tak wstydliwa, że nie zbliży
się do Tenchiego na metr bez nerwowego rumieńca, a Sasami jest jeszcze o wiele za
mała i niewiele rozumie, zaś Mihoshi najchętniej przespałaby cały dzień. Jedynie
Washuu robi ciągłe kłopoty przystawiając się do JEJ Tenchiego, ale teraz i ona ma
własne zajęcia.
"To jest to! Kiedy Tenchi wreszcie posmakuje mojego uczucia, nie będzie mi się
w stanie oprzeć. Może i chłopcy lubią wzdychać do wspaniałych księżniczek, ale
już ja wiem co lubią O WIELE bardziej."
Opróżniła czarkę z sake i stwierdziła że na dziś już wystarczy. Sake przyda się
później do rozluźnienia atmosfery. W końcu Tenchi jest taki nieśmiały... Ale to
mu minie...
Zachihotała ponownie.
Z dołu dobiegł radosny krzyk Sasami.
- Yatta! Wygrałam!
- O nieee... - jęknęła płaczliwie Mihoshi - Znowu?...
Ekran telewizora bezlitośnie wyświetlał napis "Perfect". Mihoshi zwiesiła ponuro
głowę.
- Nie martw się Mihoshi... - pocieszyła ją Sasami - Coraz lepiej ci idzie.
- Naprawdę tak uważasz? - w blondynkę wstąpiła nadzieja
- Naprawdę. - przytaknęła Sasami - Powiedz Mihoshi, czy w Galaktycznej Policji
  wszyscy muszą umieć walczyć? Tak naprawdę?
Mihoshi przytaknęła.
- Tak. Szkolenie jest obowiązkowe dla wszystkich. Pamiętam jak kiedyś widziałam
  jak jakiś bandyta wyrwał się strażnikowi który go eskortował do celi. Pokonał go
  pierwszy sprzątacz na którego wpadł.
- Ojej, naprawdę? - oczy dziewczynki rozszerzyły się ze zdziwienia - A ty umiesz
  dobrze walczyć?
- No... Radzę sobie dobrze. - Mihoshi zaczęła się troszkę denerwować. Nie wspomniała
  o tym, że to jej wyrwał się ten bandyta. - Zaliczyłam wszystkie kursy.
- Chciałabym się kiedyś tego nauczyć. Nauczysz mnie?
- Pewnie. - odparła Mihoshi - W końcu ty uczysz mnie gotować. Muszę się jakoś
  odwdzięczyć.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- To fajnie! Zagramy jeszcze raz? - spytała Sasami.
- Pewnie. Tym razem tak łatwo mnie nie pokonasz!
Obie chwyciły za joypady i walka rozgorzała na nowo.

Od strony korytarza dobiegł cichy zgrzyt. Drzwi do laborarium Washuu sąsiadujące
z wyjściem otworzyły się i pojawiła się w nich czerwona chmura ubrana w luźne szaty.
- Wreszcie jesteś panno Washuu... - stwierdziła Aeka przerywając na chwilę robótkę.
Washuu lekko się skrzywiła.
"Czy to takie trudne spełnić jedną prośbę?"
- Jestem. I ponownie proszę abyś nazywała mnie Washuu-chan...
Aeka uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Washuu ciągle miała jej za złe kiedy zwracała
się do niej inaczej. Ale jak inaczej zwracać się do kogoś kto jest starszy jakieś
30 razy?
- Oczywiście Washuu-chan, przepraszam... - skłoniła się lekko. - Mogę spytać co cię
  zatrzymało tak długo?
- Prace naprawcze zabierają dużo czasu. - odparła Washuu - Poza tym obudził się mój
  śpiący królewicz.
- Naprawdę? - spytała zaskoczona Aeka. - Wiesz już kto zniszczył ci laboratorium?
- Tak. To był właśnie on.
Ryoko wychyliła się ze swojej belki i zerknęła na Washuu, a właściwie na to co było
widać z góry, czyli dywan krwistych włosów.
- I co? Żyje jeszcze? - spytała niemal pewna odpowiedzi.
- Owszem, nawet zamierzałam go zaprosić na kolację.
Sasami która na odgłos wchodzącej Washuu przerwała grę, teraz poderwała się z fotela.
- On tu naprawdę przyjdzie? - krzyknęła zaskoczona.
- Jeśli się zgodzisz, w końcu to ty tu rządzisz w czasie posiłków. - odparła Washuu.
- Pewnie że tak. - ucieszyła się dziewczynka - Kto to właściwie jest?
Washuu zastanowiła się nad odpowiedzią. W końcu widząc zniecierpliwienie Sasami,
odparła.
- Ktoś, o kim zdążyłam już dawno zapomnieć...

* * *

Watari stał oparty o ścianę wielkiej hali patrząc na niewielki wylot urządzenia
którego konstrukcja ginęła gdzieś za horyzontem. "Za horyzontem" w znaczeniu
dosłownym, bo właśnie taka olbrzymia była hala. Mono dodatkowo zdawał sobie sprawę,
że to co widzi jest w istocie dość drobną częścią całości. Cóż, systemy precyzyjnego
przetwarzania pierwiastków nigdy nie były małe.
Pod palcami naukowca wisiała holograficzna klawiatura, a tuż nad nią jarzył się w
powietrzu półprzeźroczysty ekran. Watari przerwał na chwilę pracę i przyjrzał się
po raz kolejny bransolecie którą miał na ręcę. Była cienka i miała srebrny kolor.
Był to niejako prezent od Washuu, a przy tym dowód niezwykłego zaufania do kogoś,
kogo niewiele wcześniej miała ochotę zabić. Bransoleta ta była w istocie zestawem
czujników, wyświetlaczem holograficznym i nadajnikiem. Umożliwiała Watari dostęp
do wszystkich systemów laboratorium, oraz centralnego komputera poprzez komputer,
którego holograficzny obraz generowała pod palcami właściciela. Przy jej pomocy
Watari wprowadzał teraz dane przedmiotu który miał zostać wyprodukowany w
urządzeniu przed nim. Miało to być nowe ubranie.
Miało.
Tymczasem od pół godziny Watari męczył się z kalibracją opornego złomu, podczas
gdy w generatorze pojawiały się najróżniejsze i najdziwaczniejsze kształty i
materiały tylko po to aby po chwili wrócić tam skąd przyszły.
"Washuu może i jest geniuszem, ale dlaczego utrudnia sobie i innym życie i nie
skonfigurowała dokładnie oprogramowania?"
Wprowadził ostatnie poprawki i włączył urządzenie przekonany że za chwile będzie
i tak musiał zaczynać wszystko od początku. Z wylotu generatora błysnęło jaskrawe
światło i po chwili zaczęły się w nim pojawiać niewyraźne kształty. Gdy światło
zelżało, Watari podszedł aby przypatrzeć się temu co tym razem wyprodukowała ta
kupa złomu.
Ku jego zaskoczeniu było to dokładnie to, co chciał. Czym prędzej zdjął z siebie
podartą tunikę i wrzucił ją do utylizatora, po czym przymierzył ubranie (dopiero
w czasie zakładania uświadomił sobie w jakie kłopoty wpakowałby się gdyby nie
pasowałoby). Przy pomocy komputera wytworzył swój holograficzny obraz i obejrzał
go dokładnie. Początkowo chciał stworzyć dokładną kopię munduru jaki miał na sobie
przed wypadkiem, ale po wprowadzeniu sobie do mózgu wiedzy o tej planecie uznał
że uniform Akademii Galaktycznej nie pasuje zbytnio do lokalnej mody i zdecydował
się na coś, w czym będzie się mniej wyróżniał.
Tak więc przyglądał się teraz sobie samemu ubranemu w czarne spodnie i jaśniejszą,
popielatą koszulę, do której z przyzwyczajenia dodał długi, zielony płaszcz.
Zorientował się przy okazji że od czasu wypadku bardzo urosły mu włosy i teraz
spływają kaskadą po plecach. Zobaczył też, że urosła mu kilkucentymetrowa broda.
"Jak długo właściwie byłem nieprzytomny? Cóż, trzeba się doprowadzić do porządku..."
Korzystając ze sprawnego już generatora zrobił sobie podręczną golarkę i zaczął
się golić. Zdecydował też że zostawi włosy takiej długości jak teraz. Gdy po paru
minutach z zadowoleniem oglądał swój hologram przyszedł mu do głowy pewien
pomysł. Wymagał tak niewielkiej ilości materiału, że był pewien że Washuu nie
miałaby nic przeciw.
Po półgodzinnej pracy trzymał w rękach długi przedmiot podziwiając jego
doskonałość.
"O tak... Technologia Washuu naprawdę zasługuje na najwyższe uznanie."

* * *

- Znałaś go? Odpowiedz Washuu...
Washuu popatrzyła na wiercącą jej od pół godziny dziurę w brzuchu Sasami. Zresztą
nie tylko ona. Wszyscy obecni w pokoju koniecznie chcieli wiedzieć skąd zna swojego
gościa.
Może z wyjątkiem Mihoshi, która uparła się że przejdzie całego Street Fightera na
poziomie "medium" i właśnie męczyła się z trzecim przeciwnikiem. Sądząc z jej
miny nie szło jej najlepiej...
"W sumie dlaczego nie?"
Washuu usiadła na sofie patrząc na pomost i jezioro w którym odbijało się błękitne
niebo i słońce zniżające się do horyzontu. Wkrótce powinien wrócić Tenchi, a potem
Sasami przygotuje smaczną kolację...
- Znam go z czasów gdy wykładałam na Akademii. Żadne z was wtedy jeszcze nie było
  na świecie.
- To musiało być NAPRAWDĘ dawno temu. - stwierdziła Aeka rzucając bardziej niż
  znaczące spojrzenie w kierunku Ryoko która momentalnie przybrała morderczy wyraz
  twarzy. Washuu nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.
- Był studentem, potem otrzymał tytuł naukowy. Przez pewien czas pracowaliśmy w
  jednym zespole. To wszystko.
- Jaki on jest, Washuu? - spytała Sasami
- Bystry, inteligentny... Poza tym złośliwy do granic możliwości, ale ogólnie całkiem
  miły. Chyba będzie najlepiej jak same się przekonacie podczas kolacji.
  Aeka była lekko urażona.
- Nie sądzisz Washuu, że powinnaś najpierw spytać Tenchiego czy zgodzi się, aby
zaprosić twojego przyjaciela na kolację? To w końcu on jest tu gospodarzem. Nie
zapominaj o tym.
Washuu ogarnęła trochę irracjonalna złość.
- Po pierwsze to nie jest mój przyjaciel. Dawno zapomniałam że ktokolwiek taki
  istniał. A po drugie to zamierzałam się spytać Tenchiego. Zresztą zaraz to zrobię,
  bo właśnie wraca. - Dodała widząc znajomą sylwetkę idącą przez pomost.

Tenchi przeszedł po pomoście i ruszył w kierunku magazynu stojącego obok domu.
Wysypał zawartość kosza który niósł na plecach do dużej drewnianej skrzynki.
Sypiące się marchewki zabębniły cicho.
"Hmm... Czy nie było ich nieco więcej?"
Zerknął podejrzliwie na Ryo-ohki siedzącą mu na ramieniu, która zrobiła najniewinniejszą
minę pod słońcem. Z pyszczka zwisał jej kawałeczek natki.
- Ach tak? - odezwał się karcącym tonem - To po to cię zabieram na pole żebyś się bez
  przeszkód objadała?
- Miau... - zaprotestowała kotuliczka. Natka marchewki wypadła jej z pyszczka.
Tenchi się roześmiał, po czym położył kosz w rogu pomieszczenia i wyszedł. Ryo-ohki
wskoczyła mu na głowę i oboje poszli do domu.
Zdejmując buty, Tenchi zobaczył Sasami stojącą w drzwiach. Ryo-ohki miaucząc wesoło
wdrapała się dziewczynce na głowę. Po chwili obok Sasami pojawiła się Aeka.
- Dzień dobry Sasami-chan, witaj Aeka-hime. - powitał je
- Witaj Tenchi - odpowiedziały chórem
- Cześć Tenchi... - rozległ się zalotny głos obok niego, po czym koszula ugięła się
  w miejscach gdzie chwyciły ją niewidoczne palce.
- Witaj Ryoko. - wymamrotał Tenchi próbując wyswobodzić się z uścisku demonicy. Ryoko
nadstawiła się do pocałunku. Musnął jej policzek wargami czym wywołał u niej nagłą
eksplozję radości, a u Aeki spowodował nagły przypływ złego humoru. Ryoko wślizgnęła
się Tenchiemu pod ramię i zaczęła go prowadzić do salonu. Aeka natychmiast zrobiła to
samo.
- Tenchi, wiesz że ten pan którym opiekowała się panna Washuu obudził się? - spytała
  wesoło Sasami
- Naprawdę? - zdziwił się Tenchi. O ile sobie przypominał Washuu spędzała teraz każdą
  wolną chwilę w laboratorium doglądając swojego dziwnego pacjenta.
- Naprawdę. Washuu chciałaby go dziś zaprosić na kolację. Zgodzisz się?
- Cóż, czemu nie? - zgodził się Tenchi - Na pewno będzie weselej.
- Podobno to jej kolega jeszcze ze szkoły. - dodała dziewczynka.
"A to ciekawe. Ile on w takim razie ma lat? Podobno Washuu ma ich ponad 20 tysięcy..."
Jego rozważania przerwał jakiś hałas z tyłu. Po chwili uświadomił sobie że nie czuje
rozciągających go na wszystkie strony rąk Aeki i Ryoko.
W korytarzu rozległ się łomot i brzęk rozbijanego wazonu. Tenchi zwiesił głowę.
Miło wiedzieć że dziewczyny są w formie.

W salonie Washuu i Mihoshi oglądały telewizję zaśmiewając się z jakiejś komedii.
Na widok Tenchiego, Mihoshi zerwała się zrzucając miskę z popcornem którą szczęśliwie
zdołała chwycić Washuu.
- Witaj Tenchi.
- Witaj Mihoshi. Dzień dobry Washuu-chan. Tata jeszcze nie wrócił?
- Nie, Tenchi. - Potrząsnęła głową Mihoshi zamiatając włosami kurz ze ściany. - Ma
  niedługo wrócić?
- Tak. Powinien być tu za chwilę. - stwierdził Tenchi.
- My się już dzisiaj widzieliśmy, pamiętasz? - Washuu uśmiechnęła się szeroko.
Tenchi podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Pamiętam. Jak wychodziłem na pole. Jesteś chyba jedyną osobą która wstaje tak
wcześnie jak ja. Słyszałem że twój pacjent wreszcie sie obudził?
- Niezupełnie. Wcale nie spałam. A co do Watari to dobrze słyszałeś. - reszta
  dziewczyn ze zdumieniem nadstawiła uszu. Washuu dotychczas nie wymieniła jego
  imienia. - Mogę go dziś zaprosić na kolację?
- Sasami już mnie o to pytała. Oczywiście że możesz.
- Swietnie. - przyklasnęła - A kiedy właściwie będzie kolacja?
- Już niedługo. - odparła Sasami wchodząc do kuchni - Washuu, mogę cię o coś
prosić? - krzyknęła ze środka.
- Tak?
- Mogę później pójść po twojego znajomego? Bardzo chciałabym go poznać.
Washuu wzruszyła ramionami.
- Jeżeli ci na tym tak zależy... Jest zapewne gdzieś w ogrodzie.
- Dziękuję! - odkrzyknęła przy akompaniamencie brzęku naczyń.

* * *

W samym środku ogrodu laboratorium pojawił się kształt o wysokości dwóch metrów,
szerokości metra i grubości około 0.21525 nanometra. Skrzypnęły otwierane drzwi
i rozległ się dźwięk dwoneczka.
Sasami zamknęła za sobą drzwi które momentalnie zniknęły odsłaniając inną część
laboratorium. Dziewczynka rozejrzała się wokół.
"Gdzie on może być? Panna Washuu mówiła coś o jeziorze."
Ruszyła ścieżką prowadzącą do zbiornika. Szła przez niewielki lasek rozglądając
się dookoła. Lubiła tu chodzić, przypominało jej to podobne miejsce na Ryu-Oh
gdzie bawiła się i gdzie po raz pierwszy zobaczyła Tenchiego. To było takie
zabawne...

Nagle dotarło do niej coś dziwnego, jednak nie potrafiła tego dokładnie opisać.
Po chwili uświadomiła sobie że słyszy muzykę. Przyspieszyła kroku w kierunku z
którego dochodziły dźwięki. Las zaczął się przerzedzać i gdy wyjrzała zza ostatniego
drzewa zobaczyła wreszcie tajemniczego gościa Washuu.
Na kamieniu nad brzegiem jeziora, już za barierką siedział mężczyzna w podobnym
wieku co tatuś Tenchiego. No, może troszkę młodszy... Miał długie brązowe włosy
i bardzo miłą twarz. Sasami zauważyła też że ma ubranie podobne do Tenchiego,
tyle że ma jeszcze zielony płaszcz zapięty pod szyją, okrywający mu plecy i
ramiona. Dziewczynka zdziwiona bez słowa przyglądała się temu co robił.
Mężczyzna trzymał przy ustach długi, niemal półmetrowy flet i odgrywał jakąś
melodię. Sasami jeszcze nigdy nie słyszała takiej muzyki. Płynące wokół dźwięki
miały w sobie coś magicznego. Spokojna melodia przywodziła na myśl bajki o
elfach jakie kiedyś opowiadały jej mamusia, ciocia Funacho, a później Aeka.
Rozejrzała się wokół i zobaczyła że nie tylko ona słucha muzyki. Różne małe
zwierzątka z którymi lubiła się czasem bawić, stały pod lasem jak zaczarowane
i nasłuchiwały. Również w jeziora wynurzył się mały delfin i szczebiocząc cicho
wpatrywał się w dziwnego człowieka czarnymi oczami.

Wreszcie młodsza księżniczka się przemogła i ruszyła ścieżką w kierunku jeziora.
Oparła się o barierkę patrząc na grającego człowieka i jego instrument. Dopiero
teraz zauważyła że flet jest wyrzeźbiony tak, że przypominał gałąź i owijające
się wokół niego dwa węże.
- Dzień dobry panu... - powiedziała cicho.
Mężczyzna przerwał grę i odwrócił się. Delfin zaszczebiotał i dał nurka w toń
jeziora.
- Dzień dobry maleńka. - Twarz miał przyjazną, a głos spokojny i miły. Sasami
  zdecydowanie stwierdziła że go polubi. - Kim jesteś?
- Mam na imię Sasami. A kim pan jest?
- Jestem Mono Watari, ale mów mi po prostu Watari, Sasami-chan. Szukasz kogoś?
Washuu zdaje się wyszła.
- Wiem, panna Washuu jest w salonie. Chcieliśmy zaprosić pana na kolację.
- ?
- Zgodzi się pan, prawda? - Sasami uraczyła go spojrzeniem "ja-tak-bardzo-proszę...".
  Watari uśmiechnął się i wstał, po czym podszedł
  do barierki.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
Buzia dziewczynki rozpromieniła się jak jezioro Masakich o poranku.
- Jakim?
- Nie mów do mnie 'pan'. Mam na imię Watari i niech to wystarczy.
- Dobrze Watari-san. - Mono zrobił pozornie groźną minę. Sasami sprawiła wrażenie
  zakłopotanej. - To znaczy...
- Nieważne... Żartowałem przecież. - Watari uśmiechnął się wyrozumiale. Co by nie
  twierdził o swojej niechęci do etykiety, musiał przyznać w duchu że malutka Sasami
  była bardzo dobrze wychowana. - Nazywaj mnie jak chcesz. Idziemy?
- Dobrze! - Ucieszyła się, po czym spojrzała na ubranie Watari i o czymś sobie
  przypomiała. - Tylko... ten płaszcz.
- Co z nim? - zdziwił się Watari.
- Teraz jest lato i jest bardzo gorąco, nawet wieczorem. Może lepiej będzie jak go
  pan zostawi?
- Jeśli tak mówisz... - Watari przewiesił płaszcz przez barierkę, a obok na ziemi
  położył flet. Sasami na to ostatnie spojrzała ze zdziwieniem.
- Zostawia pan flet?
Odpowiedziało jej zaskoczone spojrzenie Watari.
- A chcesz żebym go wziął?
- Mógłby pan zagrać po kolacji. To co słyszałam było naprawdę piękne.
Watari przypomniał sobie co mówiła Washuu: "po kolacji zabierasz się za rekonstrukcję
laboratorium". Wziął flet do ręki i przełożył sobie za pasek.
- Dobrze, ale wątpię czy będę miał czas na grę. Mam dużo pracy w laboratorium. Poza
  tym nie lubię grać dla publiczności. Wolę być wtedy sam...
Dziewczynka zamyśliła się przez chwilę nad tym co powiedział Watari, ale stwierdziła
że chyba niezbyt go zrozumiała. Ruszyła lekkim truchtem w kierunku wyjścia, ale gdy
się obróciła, zobaczyła że Watari idzie za nią dosyć wolno. Dopiero wtedy spostrzegła
że Mono kuleje i że przez materiał koszuli w kilku miejscach przeświecają bandaże.
Zatrzymała się i podbiegła do niego.
- Nic panu nie jest? - spytała z troską.
- Nie... - uśmiechnął się - Po prostu zbyt długo leżałem nieprzytomny i jeszcze nie
  wróciłem w pełni do sił.
Watari ruszył powoli ścieżką, a obok niego podreptała Sasami patrząc się co chwila
na jego profil, twarz lekko bladą z wysiłku i bandaże wyraźnie teraz widoczne. Kawałek
wystawał z rękawa prawej ręki.
- Ma pan zamiar pomagać pannie Washuu w naprawie laboratorium? Nie jest pan za słaby,
  Watari-san? - spytała wreszcie, a on potrząsnął głową.
- Nie. To nie wymaga wysiłku fizycznego. Muszę mieć jedynie sprawne palce do obsługi
  komputera który otrzymałem od Washuu. Poza tym jestem jej to winien... to ja
  zniszczyłem jej laboratorium. - Zamilkł na chwilę uświadomiwszy sobie że przyznał
  się właśnie do czegoś, do czego nie chciał się przyznać nawet sobie samemu, nie
  mówiąc o Washuu. Dlaczego powiedział to wszystko? Przecież ta dziewczynka zapewne
  nie zrozumiała nawet połowy z tego co mówił. Wtedy zerknął na twarz Sasami i
  natychmiast zmienił zdanie. O nie... Ona doskonale rozumiała o czym mówił.
"Niezwykłe dziecko..."
Przez pewien czas szli cicho. Po paru minutach znaleźli się w centralnym punkcie
ogrodu gdzie były międzywymiarowe drzwi.
- Kto pana nauczył tak ładnie grać? - spytała nagle Sasami patrząc na zetknięty za
  pas Watari długi flet.
- Sam się nauczyłem. Podróżując samotnie trzeba się czymś zająć. Stwierdziłem że
  lubię muzykę, więc dlaczego nie miałbym nauczyć się grać. Potem zaprojektowałem
  ten flet.
- Mogę go obejrzeć?
- Proszę bardzo. - Watari wyjął flet zza pasa po czym podał go Sasami. Z bliska
  wyglądał naprawdę wspaniale. Oczy dwóch węży zrobione z bursztynu błyszczały
  dziwnie, zaś gałąź dookoła których owinięte były węże wyglądała jak prawdziwa.
  Sasami przyłożyła flet do ust i dmuchnęła. Nie wydobył się żaden dźwięk.
- To nie tak. - Watari uklęknął przy niej i ustawił jej ręce w odpowiednich
  miejscach - Musisz przyłożyć palce tu i tu. Przynajmniej dwa otwory na raz powinny
  być zatkane. Spróbuj teraz.
Sasami dmuchnęła lekko i tym razem z instrumentu popłynął czysty dźwięk. Zaskoczona
jego melodyjnością, Sasami oderwała flet od ust i przyjrzała mu się uważnie.
- Jest niesamowity. Próbowałam już grać na kilku instrumentach, ale nigdy nie
  było to takie łatwe. Zupełnie jakby wyczuwał co chcę zagrać.
Watari wziął go i przejechał palcem po wężach.
- Tak... Mi też się czasem wydaje że on ma duszę. - zatknął go z powrotem za
  pas - A może to po prostu cząstka mojej duszy?
Roześmiał się i wstał. Jako naukowiec nie powinien pozwalać sobie na takie romantyczne
rozważania. Problem w tym, że już dawno się przekonał że nauka nie tłumaczy wszystkiego.
Tymczasem dziewczynka pobiegła do punktu w którym krzyżowało się pięć różnych ścieżek.
Watari podszedł też i zobaczył na wysokości swoich bioder wiszącą w powietrzu klamkę.
Wyżej, nad jego głową wisiał w powietrzu dzwoneczek w kształcie kraba.
"Heh, cała Washuu..." zaśmiał się w duchu. Sasami nacisnęła klamkę i fragment
przestrzeni wygiął się przyjmując postać drzwi. Przejście za nimi było zupełnie
ciemne. Sasami wskoczyła do środka i zniknęła Watari z oczu. Po krótkim wahaniu
doktor ruszył za nią i znalazł się w pomieszczeniu które wyglądało jak salon.
Sięgnął pamięcią do informacji o Ziemi które nabył niedawno. Wszystko się
zgadzało, a z wystroju wnętrza wywnioskował że znajduje się w jakimś azjatyckim
kraju - najprawdopodobniej Japonii.
"Nieźle trafiłem... Mogło być *duzo* gorzej" - dziwnym trafem nasunął mu się na
myśl pewien kraj w Europie Środkowej.
- No wreszcie jesteście. - usłyszał głos Washuu - Już się zastanawiałam Sasami,
  czy pozwolisz Mihoshi zupełnie zniszczyć naszą kolację.
- Ojej! - krzyknęła młodsza księżniczka i pobiegła do kuchni. Po chwili dobiegł
  stamtąd odgłos tłukących się naczyń i niewyraźny jęk Mihoshi.
Watari dopiero teraz zwrócił uwagę na osoby znajdujące się w pokoju. Washuu siedziała
przy stole naprzeciwko telewizora - prawdopodobnie oglądała coś, ale po wejściu Mono
przerwała tę czynność. Z drugiej strony pokoju przy oknie siedziała w fotelu młoda
dziewczyna o długich fioletowych włosach upiętych w dwa długie ogony. Ubrana była
w wytworne kimono, zaś na jej kolanach Watari zauważył robótkę ręczną. Najwyraźniej
i ona przerwała swoje zajęcie na jego widok. Przyjrzał się uważniej jej twarzy.
Dostrzegł zaciekawienie, lecz także wytworność. Po chwili dołączył do nich także
lekki rumieniec, oznaka zażenowania i Watari uznał że już za długo się gapi.
Odwracając wzrok zdążył jeszcze zauważyć że dziewczyna miała czerwone oczy, a
więc pochodziła z Jurai. Mono nie mógł sobie przypomnieć dlaczego ją z czymś
kojarzy. W tym momencie uświadomił sobie że i Sasami miała podobne oczy, chociaż
dużo większe i jaśniejsze.
"Czyżby były spokrewnione?"

Kłopotliwe milczenie przerwały kroki z tyłu i dźwięk odsuwanych drzwi. Watari
odwrócił się i zobaczył mężczyznę w średnim wieku ubranego tak jak on i noszącego
okulary, oraz podobnego do niego młodego chłopca z włosami upiętymi w kitkę.
Prawdopodobnie jego syna. Chłopiec i mężczyzna przyjrzeli mu się z zainteresowaniem.
- Washuu, czy to twój gość? - odezwał się wreszcie chłopak
- Mhm... - potwierdziła Washuu zajadając się popcornem z miski.
Watari uznał że nadszedł czas aby się przedstawić.
- Dzień dobry, nazywam się Mono Watari. Przepraszam za to najście.
Chłopak z kitką zaśmiał się nerwowo.
- Nie, to żaden problem. Chcieliśmy poznać człowieka któremu Washuu poświęciła
  tyle czasu i troski. - odezwał się miękkim głosem.
Watari niemal poczuł jak twarda-niczym-nie-przejmujaca-sie Washuu czerwieni się
i wierci się ze zdenerwowania. Chłopak ciągnął dalej.
- Nazywam się Masaki Tenchi. Miło mi pana poznać. - Wyciągnął rękę którą Watari
  uścisnął. - A to jest mój ojciec. - wskazał na stojącego obok mężczyznę.
- Mam na imię Nobuyuki. - potrząsnął mocno ręką Watari
Chłopak wszedł tymczasem do salonu i stanął na środku pomieszczenia.
- Washuu zapewne już pan zna, zresztą sądząc z tego co o panu mówiła, zna pan ją
  trochę dłużej niż my.
"Ciekawe co takiego o mnie naopowiadała? Pewnie że jestem kanalią. I dobrze."
Tenchi podszedł do fioletowowłosej dziewczyny.
- To z kolei jest księżniczka Aeka z rodu Jurai. - księżniczka wstała i skłoniła
  się lekko. - Miło mi pana poznać, Mono-san. - rozbrzmiał jej aksamitny głos.
W głowie Watari zaświeciła nagle żarówka. Podszedł do księżniczki która nadal
stała wyprostowana z dłońmi splecionymi przed sobą. Zarumieniła się nieco pod
ciężarem jego spokojnego spojrzenia. Watari skłonił się lekko przykładając prawą
rękę do piersi.
- To zaszczyt i przyjemność widzieć cię księżniczko... ponownie...

Trudno byłoby opisać zdumienie jakie wymalowało się na twarzy Aeki. Nie mogąc
wydusić z siebie ani jednego słowa stała jak słup soli rozpaczliwie próbując
sobie przypomnieć kiedy widziała tę przystojną (jak stwierdziła wcześniej w
duchu) twarz. Tenchi również był bardzo zaskoczony, ale potrafił lepiej panować
nad swoim głosem.
- Znał pan Aekę-hime? - spytał cicho
- Przez pewien czas przebywałem na dworze Jurai. Aeka-sama była wtedy małą
  dziewczynką i ma prawo mnie nie pamiętać. Pamiętam za to, że kiedy widziałem
  ją po raz ostatni, miała chyba 12 lat, a królowa Misaki oczekiwała przyjścia
  na świat kolejnego dziecka. - zerknął w stronę drzwi kuchennych - Rozumiem
  księżniczko że to Sasami jest twoją siostrą. Jest bardzo miła. A ty bardzo
  się zmieniłaś przez te lata. Trudno będzie komukolwiek opisać twoją urodę,
  Aeka-hime.
- Dziękuję. - zarumieniona Aeka wreszcie była w stanie coś z siebie wyksztusić.
Zaczęła sobie przypominać sylwetkę tego człowieka rozmawiającą od czasu do
czasu z rodzicami, z bratem i wieloma innymi osobami. Przypomniała sobie też
że był jedną z niewielu osób z dworu, na widok której jej ojciec wyglądał na
naprawdę zadowolonego. Poza tym zawsze gdy z nią rozmawiał był bardzo miły.
Sam fakt że pozwalano mu się do niej zbliżyć...
- Hej, a o mnie zapomnieliście? - dobiegł z góry zadziorny głos. Watari zadarł
  głowę do góry, zrobili to również pozostali.
- Oczywiście że nie. - odparł Tenchi - Mono-san, to jest...
Watari nie słuchał. Ten szok był dla niego kroplą przelewającą czarę. Najwyższym
wysiłkiem woli powstrzymał swoje nogi przed nagłym zasłabnięciem. Udało mu się
jakoś zapanować nad emocjami i jedynie barwa jego głosu i powolność z jaką
zaczął wypowiadać słowa świadczyły o jego nastroju.
- Ryoko... - dokończył za Tenchiego - My już się znamy...
Ryoko zrobiła zdziwioną minę. Nie przypominała sobie w żaden sposób twarzy tego
gościa. Sfrunęła tuż przed nim i obejrzała go sobie od stóp do głów. Nadal nie
poznawała faceta.
- Czy my się znamy? - spytała
- Cóż, osobiście nigdy się spotkaliśmy, - odpowiedział - ale kiedy ostatni raz
  cię widziałem, byłaś zajęta ostrzeliwaniem mnie ze wszystkiego co miałaś na
  pokładzie swojego statku. Uciekałem przed tobą przez 1.5 parseka, zanim udało
  mi się umknąć z poważnymi uszkodzeniami statku i kilkoma zadrapaniami...
Teraz z kolei Washuu nie potrafiła ukryć zdziwienia.
"Umknął Ryo-Ohki??? Na czym ten Watari latał?"
Ryoko wreszcie sobie przypomniała. Na jej twarz wstąpił ginący gdzieś na horyzoncie
uśmiech.
- Teeeraz sobie przypominam! Ten statek miał przewozić spory ładunek platyny
  i pewna osoba złożyła sobie na niego prywatne zamówienie. Mówisz że to ty go
  pilotowałeś?
- Tak. - odparł ostrożnie Watari nie wiedząc czego się spodziewać. Ciężka dłoń
  pirata wylądowała na jego ramieniu.
- Nieźle, muszę przyznać. Byłeś chyba jedyną osobą która mi kiedykolwiek umknęła.
Watari zbył komplement milczeniem. Zerknął na Ryoko, potem na Aekę, a potem ponownie
na Ryoko. Obecność tych dwóch w jednym pomieszczeniu przy jednoczesnym istnieniu
tej planety była dla niego conajmniej dziwna, biorąc pod uwagę czego się nasłuchał
o uwagach księżniczki na temat Ryoko. Nie były to słowa jakich uczą cesarscy
nauczyciele etykiety i dobrych manier.

- Kolacja! - z kuchni dobiegł krzyk Sasami. Wszystkie dziewczyny jak na komendę
  usiadły przy stole. Watari był nieco zaskoczony tym tempem, ale podszedł spokojnie
  do i usiadł na wolnym miejscu obok Washuu. Sasami weszła w towarzystwie wysokiej,
  niebieskookiej blondynki, ubranej w obcisłe spodnie i luźną różową koszulkę.
Sasami i blondynka zaczęły nakrywać do stołu, po czym usiadły po prawej stronie
Watari. Blondynka przyjrzała mu się uważnie.
- Aaa, to pan jest naszym gościem? - spytała wysokim głosem - Dziękujemy za wizytę
  w taki gorący dzień.
- Nie ma za co, to ja dziękuję za zaproszenie. Jestem Mono Watari.
- Kuramitsu Mihoshi. Bardzo mi miło. - podała mu rękę którą Watari lekko uścisnął,
  przy okazji zwracając uwagę na jej bransoletkę.
"I jeszcze Policja Galaktyczna? Gdzie ja do cholery trafiłem???"

Ostatni usiedli Tenchi z ojcem, oraz Ryoko. Ryoko pojawiła się przy stole ze swoją
butelką sake na widok której Nobuyuki poderwał się jak oparzony.
- Co się stało tato? - spytał Tenchi próbując się jednocześnie wyswobodzić z rąk
  rozciągających go na wszystkie strony Ryoko i Aeki.
- Nie możemy przecież przywitać w ten sposób naszego gościa. - Podszedł do szafy
  stojącej w salonie i wyjął stamtąd butelkę sake i komplet czarek. - Teraz już
  możemy. - wypełnił po brzegi jedną czarkę i podał ją Watari - Kampaii.
- Itadakimasu! - odezwał się chór głosów.
Rozpoczęła się kolacja. Przez chwilę nikt się nie odzywał poza głośnymi pochwałami
wypowiadanymi pod adresem Sasami i jej dzieł. W końcu zapadła nieco krępująca cisza.
Zdecydował się ją przerwać Watari.
- Kiedy profesor Washuu powiedziała mi że mieszka tutaj z przyjaciółmi, wiedziałem
  że będą to raczej niezwykłe osoby, ale w życiu nie przypuszczałem że znajdę się
  w takim otoczeniu... Dwie księżniczki krwi Jurai, najbardziej poszukiwany pirat
  kosmiczny Ryoko, najsłynniejszy profesor Akademii Galaktycznej...
- Khem... - Przerwała Ryoko która właśnie opróżniła swoją czarkę z sake. - Raczej
  "niegdyś najbardziej poszukiwany pirat kosmiczny". - Poprawiła Watari który zrobił
  lekko zdziwioną minę - Amnestia Jurai to wspaniała rzecz. - wyjaśniła rozsiadając
  się wygodniej.
- To długa historia. - odparła Aeka - Ale możemy chyba ją opowiedzieć naszemu
  gościowi jeżeli nikt nie ma nic przeciwko temu.
Przez przypadek, a może specjalnie powiedziała to do Washuu która wzruszyła ramionami.
- Proszę bardzo. Nigdzie nam się nie spieszy.
- Chyba powinien zacząć Tenchi. - Aeka zerknęła na siedzącego obok niej chłopaka.
Tenchi odkaszlnął nerwowo.
- Cóż, wszystko zaczęło się dawno temu kiedy usłyszałem od dziadka o demonie
  uwięzionym w pobliskiej jaskini...

* * *

- ...i wtedy zorientowałam się że cięcie energetyczne naruszyło stabilność wiązań
  subatomowych statku. Udało mi się szybko wprowadzić współrzędne do ledwo działającego
  transportera materii i uciekliśmy na chwilę przed wybuchem. Około 0.793% materialnej
  części Souja zamieniło się w energię, a wszystkie przejścia do lustrzanych przestrzeni
  zostały zniszczone. - stwierdziła Washuu wychylając kolejną czarkę sake.
Zebrani wokół stołu oprócz Watari i Mihoshi robili mądre miny próbując zrozumieć
chociaż co trzecie słowo. Watari słuchał uważnie rozumiejąc wszystko z wyjątkiem
sytuacji w których Washuu (która przez ostatnie kilkanaście minut bardzo poczerwieniała
i której od prawie pół godziny groźnie błyszczały oczy) przechodziła od zrozumiałego
języka do bełkotliwego dialektu. Mihoshi drzemała oparta o stół co jakiś czas
wtrącając krótkie "aha" i "dokładnie".
Washuu napełniła sobie czarkę i popatrzyła na Ryoko której przyszła kolej na
opowiadanie. Ryoko popatrzyła na nią zdziwionymi błyszczącymi oczami.
- A na czym skończyliśmy?
- Na zniszczeniu Souja - podpowiedział Watari.
Sam od dłuższego czasu z zapartym tchem śledził historię opowiadaną mu na zmianę
przez kolejne osoby. Była tak nieprawdopodobna że aż trudno było w nią uwierzyć
i jednocześnie tak zabawna że często sama opowiadająca ją osoba dusiła się ze
śmiechu. Przy okazji doktor miał okazję obserwować jak pustoszeją kolejne
buteleczki sake na stole, a Ryoko, Mihoshi, Washuu i Nobuyuki wpadają w nadzwyczaj
dobry humor. Sasami i Tenchi nie pili wcale, zaś Aeka piła bardzo niewiele zachowując
czysty głos i spokój (nie dotyczyło to jedynie sytuacji kiedy Ryoko we właściwy
sobie sposób opowiedziała epizod w gorących źródłach tuż przed przylotem Mihoshi).
- Aha. Więc wtedy zdecydowalśmy się zamieszkać tutaj. Tenchi był z tego zadowolony,
  prawda kochanie? - Przytuliła się do chłopaka, a Aeka zareagowała na to natychmiast
  ciągnąc Ryoko za włosy tak, że tamta wylądowała na plecach.
Watari obserwował zapasy obu dziewczyn z rozbawieniem. Już dawno zdążył się
zorientować co do charakteru stosunków Aeka-Tenchi-Ryoko i wiedział że w takich
warunkach w tym domu nigdy nie było nudno. Nie był jednak pewien czy powinien
zazdrościć chłopakowi czy współczuć. Opróżnił wolno czarkę i odłożył ją na stole.
Sake mu smakowała bardziej niż jakikolwiek alkohol którego spróbował w życiu.
- Cóż, chyba wszystko już wiem. Dziękuję za tę pyszną kolację, naprawdę jesteś
  niesamowita Sasami-chan. - Sasami zarumieniła się lekko.
- Dziękuję panu bardzo. - odparła dając Ryo-ohki kolejną marchewkę. Miauczące
  zwierzątko było kolejną rzeczą której widok zaskoczył Watari, jednak dużo mniej
  niż pozostałe wydarzenia tego wieczora. Martwił się jednak co powiedzą inni kiedy
  wydobędzie swój skarb z wraku statku.
- Chyba wyjdę na chwilę na zewnątrz. Wrócę niedługo. - stwierdziła Aeka
- Ja muszę wracać do laboratorium. - dodała Washuu - Watari, kiedy skończysz,
  przyjdź do reaktora systemu przetwórczego. Będzie trzeba określić lokalizację
  kieszeni podprzestrzennej zanim zaczniemy przeróbkę twojego statku.
- Nie możemy zacząć przeróbki, dopóki nie znajdę tego o czym ci mówiłem. - zaoponował
  Watari.
- Wiem o tym. Sama lokalizacja kieszeni w tak rozległej przestrzeni jak wszechświat
  zero zajmie całą noc. Rano znajdziemy te twoje obiekty. Ryoko się tym zajmie.
- Ja? - Mruknęła demonica która właśnie szukała pod swoją poduszką flaszki sake
  trzymanej na czarną godzinę.
- Tak. Znowu jesteś mi potrzebna, ale tym razem tylko na chwilę.
- Co za to dostanę? - złotooki demon uśmiechnął się gdy podleciał do Washuu.
Washuu z nie mniejszym uśmiechem szepnęła jej do ucha.
- Zapomnę o twojej zabawie w naukowca miesiąc temu i nie przeprowadzę tej lobotomii
  którą ci wtedy obiecałam.
Ryoko prychnęła gniewnie - nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
- Kiedy mam przyjść? - odburknęła
Trudno w to uwierzyć, ale uśmiech Washuu jeszcze bardziej się rozszerzył.
- Jutro rano. Nie martw się, to nie będzie wymagało intelektualnego wysiłku.
Ryoko mruknęła coś nieprzyzwoitego, chwyciła butelkę i wyparowała z pokoju, zaś
Washuu śmiejąc się zniknęła w laboratorium.
Watari nie wiedział zbytnio co robić. Humor którego nabrał podczas kolacji jeszcze
mu nie przeszedł i Mono nie miał żadnej ochoty na pracę. Tenchi i jego ojciec
poszli spać, Sasami zniknęła w kuchni gdzie myła naczynia, a Mihoshi i Ryo-ohki
oglądały jakąś mydlaną operę o gorącym uczuciu dwóch balonów z odległej planety.
Postanowił obejrzeć okolicę w jakiej stał dom - to co widział dotychczas przez
okno bardzo go do tego zachęciło.
Wyszedł do hallu i otworzył drzwi wyjściowe. Ciepłe, letnie powietrze owiało mu
twarz. Stał na drewnianym pomoście i patrzył na czarną taflę jeziora. Było już
zupełnie ciemno i poza światłami z domu jedynie księżyc i gwiazdy rozświetlały
dolinę w której stał dom. Watari próbując przebić ciemności obserwował ścianę
lasu pokrywającego otaczające jezioro wzgórza. Gdzieś tam była świątynia w której
niegdyś mieszkał Yosho i gdzie uwięził Ryoko. Yosho...
"Nie widziałem cię tyle czasu... Ciekawe co się z tobą stało... Twój potomek jest
naprawdę wspaniałym człowiekiem, wiesz o tym? Jeżeli twoje drzewo naprawdę straciło
moc, zapewne już nie żyjesz. Szkoda..."

Rozległ się odgłos miękkich kroków na pomoście. Watari poszedł w tamtą stronę
i zobaczył Aekę siedzącą na niewielkim stołeczku na samym brzegu pomostu. Mono
stanął za jej plecami.
- Mogę tu usiąść księżniczko?
Aeka podniosła głowę i popatrzyła na niego.
- Proszę... - odparła cicho
Watari usiadł obok ułożywszy nogi w kwiecie lotosu. Popatrzył na profil twarzy
księżniczki oświetlany przez księżyc i światło z salonu. Skierował wzrok na
czarne jezioro.
- A więc zmieniłaś królewski pałac na to, księżniczko? - spytał. Aeka spojrzała
  na niego wrogo.
"No nie, czyżby to był kolejny nadęty, lalusiowaty bufon w rodzaju Seiryo? To by
wyjaśniało dlaczego kręcił się po pałacu kiedy byłam mała. Zapewne już wtedy
ojciec szukał dla mnie dobrego narzeczonego. Cóż za zarozumiały głupiec..."
Przerwała swoje ponure domysły kiedy spojrzała na twarz Watari wpatrzonego w
jezioro. O nie... On nie był taki. I powiedział to w inny sposób.
- Czy to coś złego? - odpowiedziała cicho przenosząc wzrok na jezioro.
- Skądże... To wspaniałe miejsce, a już na pewno lepsze od pałacu cesarskiego.
  Zaskakuje mnie jedynie twoja odwaga. Niewielu na twoim miejscu odważyłoby się
  porzucić ten małpi cyrk i sprzeciwić królowi Azusie. Nie było to łatwe, prawda?
Aece zamarła krew w żyłach. Nikt nigdy nie ośmielił się powiedzieć w jej obecności
podobnej rzeczy. Pałac Jurai nie był idealnym miejscem, ale przecież był to jej
dom! To była ostoja największej potęgi galaktyki i NIKT nie miał prawa wyrażać
się w ten sposób!!! Poderwała się na równe nogi i popatrzyła z góry na Watari
nadal siedzącego na pomoście i wpatrującego się w jezioro.
- Jak pan może tak mówić Mono-san?!
Watari popatrzył do góry i zobaczył wykrzywioną wściekłością twarz księżniczki.
- Nie rozumiem... Czyżbyś żałowała że mieszkasz tutaj?
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! Nie masz prawa obrażać mnie i mojej rodziny.
  Nie wolno ci się tak wypowiadać o dworze Jurai!
"Wygląda na to że ona nie jest jednak tak bystra jak myślałem... Cóż, szkoda.
Prędzej czy później sama zrozumie."
- Mylisz się. Długo mieszkałem na dworze i znam dobrze tych wszystkich drani
  którym zależy tylko na władzy. Za wyższą rangę u króla sprzedaliby własne matki
  nie mówiąc już o innych ludziach. A Azusa jest z nich najgorszy.
Aeka zakryła dłonią otwarte szeroko usta. Tego było dla niej za wiele. Watari
wstał i stanął przed księżniczką patrząc jej prosto w oczy. Na jej twarzy w świetle
księżyca błyszczały strumienie łez. Aeka wzięła potężny zamach i wymierzyła mu policzek.
- Nie mów tak o moim ojcu!!! - wykrzyczała szlochając - Nic o nim nie wiesz!
- O nie... Wiem o nim dużo. - Odparł pocieracjąc piękący policzek. - Na tyle
  dużo żeby odpowiadać za to co mówię. Jesteś  młoda i niewinna, Aeka-hime i
  naprawdę cieszę się że przebywasz tutaj, wśród  oddanych przyjaciół. Naprawdę
  mam nadzieję że kiedyś w pełni zrozumiesz szansę jaką dał ci los, oddalając
  cię od tego gniazda intryg.
Aeka poszarzała na twarzy. Nie mogąc już tego słuchać pobiegła z płaczem w stronę
domu i trzasnęła drzwiami. Watari patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce w którym
zniknęła mu z oczu, po czym usiadł z powrotem na brzegu pomostu i wyciągnął flet.
Tym razem ciche dzwięki które poniosła tafla wody były dużo smutniejsze.

Aeka weszła do pustego salonu i usiadła ciężko w fotelu. Dłonie trzęsły się jej,
gdy próbowała wytrzeć cieknące z oczu łzy. Nikt jeszcze jej tak nie znieważył.
Nikt tak nie znieważył królewskiej rodziny Jurai!
"A ja miałam go za przyjaciela..."
Podniosła głowę i przez łzy popatrzyła na stół z którego uprzątnięto już wszystko
prócz butelek po sake. Jedna z nich była pełna.

Ryoko leżała na dachu domu wdychając ciepłe, letnie powietrze. Właśnie opróżniła
połowę ostatniej butelki i była całkowicie pewna. Dzisiaj to zrobi.
Tylko dokończy tę butelkę.
"To będzie NIEZAPOMIANA noc."
Z dołu dobiegały dzwięki przypominające płacz Ryo-ohki. A może to tylko złudzenie?

Watari przestał grać.
"Czas wrócić do laboratorium. Washuu już pewnie chce mnie obedrzeć ze skóry."
Wstał, przeciągnął flet za pas i ruszył do domu.

"Jak on mógł?"
Kolejne czarki sake znikały w gardle księżniczki z niepokojącą prędkością. Aeka
przestała się trząść, a łzy powoli wysychały na jej twarzy, ale nie mogła przestać
myśleć o bezczelności Watari. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu że w
stosunku do niego bardzo się pomyliła.
Drzwi do salonu skrzypnęły cicho i pojawił się w nich Watari. Rozejrzał się po
salonie. Jedyną osobą poza nim była tutaj Aeka siedząca przy stole zastawionym
butelkami. W powietrzu unosił się silny zapach sake.
- Nie powinnaś tego robić księżniczko...
"Jeszcze ma czelność mnie pouczać!"
- Zachowaj swoje uwagi dla siebie, prostaku! - wybełkotała niewyraźnie
Watari wzruszył ramionami i ruszył w stronę wejścia do laboratorium.
"Jak chcesz. Może jak się prześpisz, to zrozumiesz że miałem rację."
- Dobranoc Aeka-hime, pozdrów ode mnie Sasami.
Aeka nie raczyła nawet spojrzeć w jego stronę. Ponownie skrzypnęły drzwi i otworzył
się międzywymiarowy portal. Księżniczka została sama, jedynie z kuchni dobiegał
stłumiony brzęk talerzy, głosy Sasami i Mihoshi oraz pomiaukiwania Ryo-ohki. Alkohol
zrobił swoje - Aeka poczuła się nagle bardzo senna. Wstała i chwiejnym krokiem
ruszyła w kierunku swojego pokoju. Wewnątrz zdołała jedynie rozebrać się, założyć
koszulę nocną i po chwili już spała w swoim futonie. Nawet zasypiając czuła
niesamowitą wściekłość i pogardę dla doktora Mono.

Sasami po pewnym czasie udało się wreszcie dokończyć zmywanie naczyń i sprzątanie
po kolacji, a raczej wieczornym przyjęciu. Zrezygnowała z propozycji pomocy złożonej
przez pijaną Mihoshi i wykonała całą pracę sama. Jednocześnie ciągle wracała myślami
do pana Watari. Nie mogła się doczekać kiedy znowu usłyszy jego grę.
"Szkoda że nie zagrał dzisiaj wieczór... Mam pomysł! Jutro poproszę go żeby zagrał
dla mnie i Aeki. Chyba się polubili, to dobrze."
Dziewczynka bardzo ucieszyła się ze swojego pomysłu i czym prędzej dokończyła pracę.
- Łaaaa... - ziewnęła - Muszę już iść spać. Jestem chyba dzisiaj ostatnią która
  jeszcze nie śpi... - Mruknęła i podreptała do swojego pokoju na górze. Kilka minut
  później już smacznie spała.

Ryoko odstawiła pustą butelkę i teleportowała się do salonu. Było już zupełnie
pusto, najwyraźniej wszyscy położyli się spać. Nigdzie nie było śladu po Tenchim.
"Poczekaj tylko... Nie wyśpisz się dzisiaj, obiecuję..." Zahihotała sama do siebie.
Podeszła do wiszącego w przedpokoju lustra. O tak... Wyglądała wspaniale, chociaż
na pewno dałoby się coś poprawić. Przygładziła włosy i poprawiła ubranie. Oczywiście
obowiązkowo pogłębiła dekolt.
"Teraz jest perfekcyjnie. I jak tak niedojrzała księżniczka z bożej łaski chce się
ze mną równać?"
Zauważyła na stole do połowy pełną butelkę. Taki skarb przecież nie może się zmarnować,
prawda? Butelka po chwili była pusta, a demonica wpadła w jeszcze lepszy humor.
Teraz pozostał tylko szybki teleport na miejsce przeznaczenia. Ryoko zniknęła z salonu
i pojawiła się w ciemnym pomieszczeniu. Przed sobą na podłodze dostrzegła ciemny
kształt futonu.
"Witaj kochany..."
Ostrożnie położyła się obok. Nie chciała go obudzić, przynajmniej nie od razu.
Poleżała chwilę rozkoszując się wspaniałym ciepłem płynącym z jego ciała i wtulając
twarz w jego długie włosy. W końcu zdecydowała że nadszedł już czas.
Odchyliła nieco kołdrę i usiadła okrakiem na leżącym nieruchomo kształcie. Jej ręce
zaczęły błądzić po jego tułowiu podziwiając wspaniałą sylwetkę.
Te silne, umięśnione ramiona...
Te wspaniałe gładkie ręce...
Ten cudownie silny tors...
Te lekko wypukłe piersi...

...

...piersi?...

Ręka zaczęła krążyć w okolicy klatki piersiowej. Rzeczywiście, było czuć niewielką,
miękką wypukłość.
"Czy to możliwe żeby Tenchi miał..."
Przesunęła rękę niżej, wzdłuż brzucha, aż do krocza. Nie było żadnej wątpliwości.
Spod Ryoko dobiegł cichy wysoki głos.
"Co do cholery?..."
Głos powtórzył się, tym razem nieco głośniej i wyraźniej.
- Watari Mono, ty prostaku...
"AEKA?!?"
Jak ona śmiała? Wejść do pokoju Tenchiego i spać w JEGO łóżku??? Mała, zboczona dziwka!
W dłoni Ryoko zabłysła pomarańczowa kula.
"Zapłacisz mi za to..."
Z boku rozległ się jakiś szelest.
- Siostrzyczko?
"I Sasami tutaj? Co tu się dzieje do diabła?"
Nagle przez szok i alkoholową mgiełkę zaczęła się przebijać niewyraźna, irracjonalna
myśl.
"A właściwie to od kiedy Tenchi śpi na podłodze?"
Ta krótka myśl pomogła w dalszym kojarzeniu faktów i wyciągnięciu ostatecznego wniosku.
"To nie pokój Tenchiego, tylko Aeki i Sasami!"
Alkohol odpłynął nagle z mózgu Ryoko razem z krwią. Uświadomiła sobie, co zrobi Aeka
gdy się obudzi i na tę myśl pokryła ją gęsia skórka. Kula energii zniknęła.
"Właściwie jakim cudem jeszcze się nie obudziła?"
Jak najciszej mogła uniosła się w powietrze i przeniknęła przez ścianę.

Sasami wstała przecierając oczy. Nadal był środek nocy, ale mogła przysiąc że słyszała
jakiś hałas i brzęczenie z futonu Aeki. Zapaliła lampkę stojącą na stoliku przy ścianie.
Zegarek wskazywał pierwszą w nocy, a więc minęło zaledwie pół godziny od kiedy położyła
się spać.
- Łaa... Co się stało?... - ziewnęła potężnie i zerknęła w stronę siostry.
Aeka spała smacznie, jej futon był rozkopany, a kołdra leżała obok na podłodze.
"No wiesz siostrzyczko? W twoim wieku tak rozkopywać pościel? A śmiałaś się ze mnie
kiedy rano budziłam się na podłodze..."
Sasami westchnęła, przykryła Aekę i zgasiła światło. Zdecydowanie było dla niej zbyt
późno. Rzuciła się w futon i natychmiast zasnęła.

* * *

Watari szedł przed ogród podziwiając go po raz kolejny, tym razem w wieczornych
barwach aż w końcu znalazł Washuu nad jeziorem w miejscu gdzie on sam się obudził.
Nigdzie nie widać było ani płaszcza który zostawił, ani jego materaca. Washuu
oparta o barierkę wpartywała się w jezioro.
- Przygotowałam ci kwaterę sąsiadującą z ogrodem. Mam nadzieję że ci się spodoba. -
  Stwierdziła jakby czytała w jego myślach.
- Nie mam nic przeciwko temu, chociaż tu też było świetnie. - odparł - A właściwie
  dlaczego umieściłaś mnie tutaj? Spodziewałbym się raczej, że ocknę się w zbiorniku
  medycznym.
- Przez większą część czasu tam właśnie przebywałeś, ale kiedy uznałam że można już
  cię przenieść, zrobiłam to. Chciałam cię mieć na oku, a tak się składa że zwykle
  tu pracuję.
- Nie dziwię się... - odparł rozmarzonym głosem. Washuu zaczerwieniła się lekko. Nie
  wiedziała co ma przez to rozumieć.
- Dlaczego? - spytała.
- To naprawdę piękne miejsce. Aż trudno uwierzyć że człowiek mógł zbudować coś takiego.
Twarz Washuu na moment wykrzywił grymas bólu, zastąpiony po chwili przez gniew.
- Powinieneś je widzieć po tym jak się rozbiłeś. Przerwana została powłoka i wysiadło
  pole siłowe. Szalały huragany, bo próżnia na zewnątrz wysysała całą atmosferę.
  Promieniowanie zabiło wszystkie żywe istoty w tym lesie i na całej planecie. Potrafisz
  sobie wyobrazić to miejsce z powyrywanymi drzewami, usłane trupami zwierząt które go
  zamieszkiwały? Pęd powietrza uniósł nawet wodę ze zbiornika tak, że nawet te organizmy
  które miały osłonę przed promieniowaniem w postaci wody, podusiły się...
Watari zwiesił głowę.
- Trudno sobie wyobrazić taki koszmar.
- Zgadza się. - przytaknęła - Ja też bym tego nie potrafiła, gdyby nie fakt że
  widziałam coś takiego.
- Teraz jednak wygląda to już o wiele lepiej.
- Resztkami materii jaką dysponowałam, odtworzyłam strukturę centralnej planety - tej
  na której się właśnie znajdujemy. Udało mi się przywrócić tutaj zwierzęta wyklonowane
  z ich wzorów DNA. Miałam szczęście że ocalał system komputerowy i jego baza danych.
- Tak, teraz pozostaje tylko odtworzyć pozostałe planety.
- To twoja robota. - Zielone oczy Washuu przewierciły Mono na wylot. Watari wytrzymał
  jej wzrok bez mrugnięcia okiem.
- Nie martw się, odbuduję twój dom. Zawsze spłacam długi i odpowiadam za własne błędy.
Washuu wyciągnęła dłonie pod którymi rozbłysł komputer.
- Zabierajmy się więc do roboty. Ja przeszukam współrzędne od 1-1-1 do 14-14-14, ty
  zajmij się pozostałymi do 35-35-35.
- Zaraz, zaraz... - zaprotestował - Zamierzasz przeszukiwać je ręcznie? To zajmie pół
  nocy!
- A co, masz może lepszy pomysł? - odburknęła gniewne wlepiając oczy w ekran monitora.
- Pewnie. Użyjmy automatyki. Szukamy dużych ilości atomowo czystego ołowiu. Z pewnością
  nie będą występowały nigdzie indziej podobne pokłady.
- Wolę ufać sobie i swoim zmysłom. - stwierdziła sceptycznie Washuu.
- Ja natomiast prostą i żmudną robotę wolę przekazać maszynie, bo ona nie zwariuje po
  przeszukaniu dziesięciu tysięcy kombinacji. Istnieje tylko jeden warunek: muszę ją
  sam zaprogramować.
- ...co zajmie i tak całą noc. - dokończyła drwiąco - Niezbyt ci się to opłaci.
- Wcale nie. Dysponujesz rewelacyjnym sprzętem, choć troszkę źle skonfigurowanym.
"zabiję go za to!" - Washuu zacisnęła pięści.
- Komputer który mi dałaś pomógł mi w opracowaniu wstępnego algorytmu. - Watari wyciągnął
  dłonie pod którymi rozbłysła druga klawiatura i zaczął walić w klawisze. - Wprowadzę
  ostatnie poprawki i będzie można zaczynać. Wprawdzie potrwa to nieco dłużej niż ręczne
  przeszukiwanie z pomocą intuicji, ale do rana powinien skończyć. Proszę bardzo. - Pacnął
  w "Enter" i ekran zaczął wyświetlać kolumny zmieniających się szybko liczb.
Washuu która stała za Watari i patrzyła mu przez ramię na jego pracę nie mogła wyjść
z podziwu. Przypomniała sobie wreszcie dlaczego byli uważany za najlepszy zespół
naukowy w historii Akademii Galaktycznej. Oboje byli znakomici (do czego Washuu przyznała
się przed sobą dopiero teraz), ale mieli zupełnie różne metody pracy. W ten sposób
jedno wyłapywało błedy drugiego i doskonale się wzajemnie uzupełniali.
Tymczasem Watari zdjął z ręki bransoletę-przekaźnik i zawiesił ją na poręczy.
Holograficzny komputer powtórzył dokładnie wahadłowe ruchy bransolety i znieruchomiał
nad taflą jeziora.
- Zadanie wykonane. - stwierdził Watari, po czym położył się na trawie i zaczął
  się gapić na niewyobrażalnie odległy strop laboratorium. - I jakie ma pani plany
  na tę noc pani profesor?
Washuu zajęło chwilę oswojenie się z obecną sytuacją. Praca dla niej zwykle znaczyła
ślęczenie przy urządzeniach przez wiele godzin i w rezultacie zaśnięcie nad klawiaturą
tylko po to, aby obudzić się rano z żołądkiem błagającym o jedzenie. I to właśnie
lubiła. Tymczasem Watari postawił ją przed perspektywą pracy skończonej w momencie
rozpoczęcia. Teraz co najwyżej mogła patrzeć jak maszyny wykonują zadanie z właściwym
im uporem i kretyńską konsekwencją.
- Chyba położę się spać. - ziewnęła zła na Watari, na świat i na siebie - Tobie też to
  radzę. Prawdziwa zabawa zacznie się od jutra kiedy zaczniemy odtwarzać piątą jednostkę.
  Tu już nie zrzucisz wszystkiego na maszyny. - dodała złośliwie.
- A dlaczego nie? - zdziwił się Watari - Wszystko jest odtwarzane według wzorców z
  centralnego komputera, więc właściwie to on powinien to zrobić. Będziesz miała wtedy
  pewność, że wszystko będzie zgodne z tym, co było przed wypadkiem.
Washuu nie potrafiła zaprzeczyć - trafił w jej najczulszy punkt. Jednak to nie były
JEJ metody. Machnęła tylko ręką i ruszyła wzdłuż jeziora prowadząc Watari do jego
kwatery.
Dotarli do niej po krótkim marszu. Mono musiał przyznać że Washuu miała gust. W
budynku który niegdyś mógł służyć za magazyn lub laboratorium urządziła trzypokojowe,
obszerne mieszkanie. Wyjście prowadziło wprost nad jezioro gdzie nie było barierki
i gdzie ziemia zniżała się przechodząc w malutką plażę. Washuu oprowadziła swojego
gościa po jego nowym mieszkaniu, po czym skierowała się do wyjścia.
- Nie zostaniesz jeszcze trochę? Chciałem cię zaprosić na herbatę w moim domku na
  najbliższe... ile?
Washuu zamyśliła się, po czym chyba po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Tyle ile chcesz. Już dawno nie miałam żadnych gości, więc to będzie miła odmiana.
- Więc co z tą herbatą? - spytał z podobnym uśmiechem.
- Czemu nie?

* * *

- Więc jak sądzisz? Ryoko odnajdzie te przedmioty? - spytał Watari kończąc filiżankę.
- Myślę że tak. Wbrew pozorom jest naprawdę bystra. - oblicze Washuu gwałtownie
pojaśniało. Watari widząc to uśmiechnął się.
"Oto duma rodzicielska" - stwierdził w myślach
Aromat herbaty wypełniał salon. Washuu i Watari siedzieli na puchatym dywanie, a z
otwartego czajnika wydobywał się kłąb pary. Mono stwierdził, że chociaż mieszkanie
jest urządzone trochę zbyt przytulnie jak na jego gust, to jednak z przyjemnością
spędzi tutaj kilka dni.
Albo i trochę dłużej.
Samo mieszkanie było czymś w rodzaju wizytówki Washuu - "moja robota". W salonie
walały się duże poduszki o kształtach Ryo-ohkich i czerwonych krabów. Na półkach
oprócz książek leżały na półkach różne maskotki, tak że całość sprawiała wrażenie
mieszkania jakiejś rozpieszczonej nastolatki.
Same książki też świadczyły o poczuciu humoru Washuu. Tytuły takie jak "Nawigacja
Statkiem Kosmicznym Dla Opornych", "Jak latać, aby się nie rozbić", "Podstawy BHP
w domu, laboratorium i setce innych miejsc", "Fizyka międzywymiarowa dla
początkujących", czy też "'Zrób to Sam': budowanie planet" były oczywistym
przytykiem pod adresem "wypadku" Watari.
- Właściwie co jest takiego ważnego na tym wraku? - Washuu przerwała ciszę która
  zapadła po jej ostatniej uwadze. - Nie zależy ci na konstrukcji, bo oddajesz mi
  go do przeróbki, więc co może być tak istotnego w dwóch małych przedmiotach?
Nadstawiła pustą filiżankę którą Watari napełnił z tajemniczym uśmiechem.
- Próbujesz mnie podejść, żeby zaspokoić swoją niewyczerpaną ciekawość? Nie martw
  się, wkrótce sama zobaczysz. Trochę cierpliwości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami próbując nie okazać swojego zawodu. - Ale
  ty chyba najlepiej rozumiesz że naukowiec żyje ciągłymi poszukiwaniami.
- Przez ostatnie pięć tysięcy lat nauczyłem się wielu rzeczy, z czego najważniejsza
  okazała się cierpliwość. Powiem ci tylko że to może być dla ciebie bardzo
  interesujące.
Washuu wychyliła szybko filiżankę.
- Więc chyba będzie lepiej jeżeli już pójdę sobie i trochę się prześpię. Do rana
  zostało niewiele czasu i lepiej będzie jeżeli się wyśpimy.
- Dobrze, zatem dobranoc. - Watari wstał i wyjrzał przez okno. W sztucznym świecie
  Washuu także od dawna panowała noc. Washuu odłożyła filiżankę, po czym wstała
  i ruszyła w kierunku drzwi.
- Dobranoc, Mono-san. - Watari się skrzywił.
- Mów do mnie Watari, dobrze? - poprosił
- To obowiązuje w obie strony. Prosiłam cię, abyś nazywał mnie Washuu-chan.
- Dobrze już, dobrze... Dobrej nocy, Washuu-chan.
Washuu z zadowoleniem kiwnęła głową, po czym wyszła zamykając za sobą drzwi z
głośnym trzaśnięciem. Watari przez chwilę patrzył przez okno, jak szła ścieżką
wzdłuż jeziora, po czym zrzucił z siebie ubranie i poszedł pod prysznic.
Parę minut później leżał już w łóżku, ale nie mógł zasnąć przez następną godzinę.
Ciągle pojawiały mu się w głowie nowe pytania dotyczące miejsca w którym się
znalazł, ludzi których spotkał i tego, co przyniesie przyszłość. Na żadne z nich
nie znalazł odpowiedzi.

Gdy wreszcie udało mu się zasnąć, sen powrócił.

c.d.n

-----------------------------------------------------------------------------------
					   		             Jeremy - proud member of SMD
									  		     october 1999