- Fanfik 1 -



Tytuł: Tenchi Muyo!: Burning Inside
Autor: Kyoshiro

Oświadczam, że nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za rzeczy jakich dopuszczają się bohaterowie tego fanfica... Część z nich jest niepełnoletnia i robi to bez wiedzy rodziców, dlatego jeszcze jedno ostrzeżenie: DON'T TRY THIS AT HOME.
Ehhhehehehhhh... Just kiddin'... ^_^
Jakiekolwiek uwagi, wyrazy politowania, bomby i kieszonkowe miny ślij na adres: mporeb@klio.umcs.lublin.pl
Kyoshiro (v1.0 Beta/ISO PolFont - 24.10.1997)

Ten fanfic to opowieść o miłości. I to zarówno o miłości jako o miłości, jak i o miłości jako o... eeee... miłości? W każdym bądź razie może on zawierać sceny... eee... miłości, zależnie od tego jak kto pojmuje pojęcie miłości. Dobrze, ponieważ zaplątaliśmy się już wystarczająco w definicji miłości, pora na konkluzję: jeśli rażą Cię sceny... eee... miłości, nie czytaj dalej. Oczywiście nie chodzi mi o sceny tzw. 'miłości', jedynie o... eeee... oki, wystarczy.


Dzień zaczął się, jak to zazwyczaj dzień, od poranka. A trzeba przyznać, że był to piękny poranek. Słońce dumnie wychylało się zza poszarpanych wierzchołków drzew oblewając je złotym blaskiem, lekki, przyjemny wiatr chronił przed upałem delikatnie marszcząc taflę jeziora. Nic nie zapowiadało możliwego ataku kosmicznych piratów, pojawienia się kolejnego demona z piekła rodem czy niczym nie uzasadnionego fatalnego humoru Ayeki (co było nie mniejszą katastrofą niż dwie poprzednie pozycje)... ot, początek ślicznego, letniego dnia. W ogóle cały tydzień był piękny - ciepły, w błękitno-lazurowym kolorze bezchmurnego nieba. O nie, b y ł b y piękny. Tą sielankę psuły jęki i marudzenie Mihoshi, która od paru dni czuła się nie najlepiej, narzekała na bóle głowy i żołądka. Jak to podsumowała Ryoko, Mihoshi krytycznie zatruła się porzeczkami. Krytycznie.
A propos porzeczek, w domu Masakich właśnie trwało śniadanie. Trwało już od dobrych kilkunastu minut, i przez cały ten czas nikt nie odezwał się ani słowem. Słychać było jedynie cichy stuk pałeczek o naczynia i świergot ptaków na zewnątrz... cisza. Absolutna cisza. Na górze skrzypnęły otwierane drzwi, na schodach rozległy się czyjeś kroki.
- Oooo, Washu... - mruknęła Ryoko podnosząc oczy znad talerza - W samą porę.
Washu zatrzymała się w połowie schodów i wycelowała w nią palcem.
- Mamo! - wrzasnęła - Masz mówić na mnie: mamo! Ma-mo!
Wzruszyła ramionami i zeszła na dół.
- A tak w ogóle - powiedziała jak gdyby nigdy nic, rzucając tylko znaczące spojrzenie w stronę Tenchiego - Mihoshi jest w ciąży.
Zapadła cisza. Ucichł nawet stukot hashi i świergot ptaków, zupełnie jakby cała przyroda zamarła i wytrzeszczyła w osłupieniu oczy.
- O, tamago-sushi - mruknęła Washu siadając przy stole i przyciągając swój talerz. Wydawało się, że wlepione w nią osłupiałe spojrzenia nie robią na niej żadnego wrażenia. Ale jednak nie. Zakrztusiła się pierwszym kęsem i wściekle stuknęła pałeczkami o stół.
- Przepraszam - burknęła - Ale czy moglibyście mi się tak nie przyglądać? To nie ja jestem w ciąży, tylko Mihoshi. Za to jestem głodna.
- Co powiedziałaś? - zapytała niepewnie Ryoko.
- Mamo - mruknęła Washu.
- ...mamo? - dokończyła mechanicznie Ryoko.
- Powiedziałam, że jestem głodna.
- Nie, nie... to wcześniej... o Mihoshi.
- Jest w ciąży.
- W kim...? Znaczy się, z kim?
- To tajemnica. - oświadczyła Washu zerkając bardziej niż aluzyjnie w stronę siedzącego z rozdziawionymi ustami Tenchiego.
- Ttttttto nnnnnnniemmmmmoż... - jęknął Tenchi, ziarenka ryżu wypadły z jego ust i rozsypały się na stole.
- Czy to znaczy, że Mihoshi będzie miała dzidziusia? - zapytała cichutko Sasami.
- Mhm. - skinęła głową Washu - Mniej więcej właśnie to.
- A tatusiem będzie Tenchi? - wytrzeszczyła oczy Sasami.
- ...llllllllliiiii... - wyjęczał Tenchi.
- Ehhhehheheh... - zaśmiała się niepewnie Ryoko.
- Miau... - pisnął cicho Ryo-ohki, zapewne przeczuwając nadchodzącą burzę.
- Dość. - odezwała się nagle Ayeka, siedząca do tej pory bez ruchu z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Jej twarz zmieniła kolor na czerwony, później na zielony, fioletowy, jasnoniebieski aby dojść wreszcie do kompletnej, prawie przezroczystej bieli. Powoli, spokojnie podniosła się z miejsca, a wszystkie oczy natychmiast obróciły się w jej stronę.
- Chyba nie czuję się najlepiej. - powiedziała cicho i rzuciła Tenchiemu spojrzenie, pod wpływem którego nabrał ochoty zapaść się pod ziemię i wyjść po drugiej stronie świata. Rozległ się odgłos gwałtownego przełykania śliny, i chociaż oczy wszystkich były zwrócone na Ayekę, osoba autora tego dźwięku nie stanowiła żadnej tajemnicy. Zaś Ayeka po prostu odwróciła się na pięcie i ruszyła po schodach do swojego pokoju eskortowana przez cztery pary oczu (w tym jedne nie bardzo ludzkie).
- Może ona też jest w ciąży? - mruknęła Ryoko podpierając brodę na pięści.
- Mihoshi zdaje się na początku też mówiła, że nie czuje się najlepiej.
- ...weeeeeeeeee... - dokończył wreszcie Tenchi, w otępieniu wpatrując się w rowki po wbitych paznokciach w stole obok talerza Ayeki.
- Aeka! Zaczekaj! - zawołała Sasami podnosząc się i ruszając za siostrą.
- Miau... - pisnął Ryo-ohki profilaktycznie zasłaniając się uszami.
- Washu-chan! - ryknął nagle Tenchi podrywając się z miejsca i strącając przy okazji swój talerz. Sadzone jajko tryumfalnie plasnęło o podłogę.
- Muszę z nią porozmawiać! Muszę z nią natychmiast porozmawiać!
- Z Aeką? - mruknęła Ryoko oglądając swoje paznokcie - Lepiej załóż coś żelaznego.
- Ryoko... - zawarczał Tenchi miażdżąc ją wzrokiem.
- Nie wydaje mi się. - oznajmiła z pełnymi ustami Washu - Ona w tej chwili... hmmm... nie wiem jak to ująć, w każdym bądź razie nie jest zbyt komunikatywna. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda?
- Nie jest... komunikatywna... czy to znaczy, że...
- Witajcie w Klubie Młodego Rodzica! - wykrzyknęła Ryoko zakładając ręce za głowę - Oto nasi rekordziści: Tenchi Masaki i Mihoshi Kuramitsu! Woooo!
- Ryoooooookooooooo! - zawył Tenchi i cisnął w jej stronę pałeczką.
- Hohoho... - zaśmiała się Ryoko teleportując się w ostatniej chwili za plecy pochłoniętej śniadaniem Washu - Nie tak ostro, Tenchi. Z takim podejściem będziesz fatalnym ojcem. Musisz nauczyć się hamować swoje zapędy, czytałeś o rodzinach rozbitych przez agresję?
- Już za parę dni, Tenchi! - oświadczyła uśmiechnięta od ucha do ucha Washu - Gratulacje!
- D... dni? - jęknął Tenchi zamierając z uniesionym do rzutu talerzem.
- Dokładnie. - radośnie skinęła głową Washu.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje... - zaśpiewała fałszywie Ryoko w samą porę wykonując unik przed zmierzającym w jej stronę naczyniem.

- Ayeka? Ayeka, proszę, otwórz... musimy porozmawiać.
Cisza. Zza zamkniętych drzwi nie wydobywał się żaden dźwięk, żaden szmer, ale Tenchi wiedział, że Ayeka jest w środku. Wyczuwał ją dziwnym, niezrozumiałym szóstym zmysłem, i miał nadzieję, że w końcu zdoła przełamać mur obojętności, którym otoczyła się Ayeka.
- Ayeka...? Posłuchaj, to nie tak... proszę, Ayeka, posłuchaj mnie...
- Tenchi. - odezwał się cichy, wysoki głosik. Sasami stała zaraz za jego plecami, głaszcząc brązowe futerko spoczywającego w jej ramionach Ryo-ohkiego.
- Sasami...?
Skinęła głową i wyciągnęła do niego rękę. Wziął ją i pozwolił sprowadzić się w dół, po schodach i dalej, do ogrodu. Dopiero kiedy znaleźli się w cieniu drzew Sasami zwolniła kroku, odwróciła się do niego i poważnie spojrzała mu w oczy.
- Tenchi... - powiedziała cicho Sasami, gładząc w zamyśleniu futro Ryo-ohkiego.
- Ayeka... ona chce wracać na Jurai.
- Jak to? - jęknął Tenchi.
Sasami pociągnęła nosem i spuściła głowę.
- Powiedziała, że nic już ją tu nie trzyma... że powinnyśmy wracać do domu i zapomnieć o wszystkim.
Popatrzyła mu w oczy, głęboko, poważnie.
- Nie chcę wracać na Jurai, Tenchi. Nie chcę zapominać ani o tobie, ani o Ryoko, ani o Mihoshi. Tutaj jest mi dobrze... jak nigdzie indziej.
Tenchi ukląkł i położył dłoń na jej policzku.
- Sasami - powiedział łagodnie - Ja też nie chcę, żebyście wyjeżdżały. Między twoją siostrą a mną jest coś... coś specjalnego, czuję to. Jeśli ona odejdzie, jeśli obydwie odejdziecie, ta nić się zerwie.
Umilkł, poczuł, że łzy napływają mu do oczu.
- Bez was to już nie będzie ten sam dom. Nigdy więcej.
Sasami pociągnęła nosem jeszcze raz i przytuliła się do niego.
- Dlaczego, Tenchi? Dlaczego...?
- To nie moja wina - odezwał się gładząc jej włosy - Nie wiem, o czym mówią Washu i Mihoshi. Ale wyjaśnię to, Sasami. Uwierz mi. Ale potrzebuję czasu, potrzebuję więcej czasu!
- To nie ode mnie zależy, Tenchi. Naprawdę.
- Wiem, Sasami. - powiedział cicho - Wiem. Porozmawiaj z Ayeką, dobrze? Poproś ją, żeby zaufała mi jeszcze tylko ten jeden raz. Nic więcej od niej nie chcę, tylko odrobinę zaufania.
- Porozmawiam z nią. - szepnęła Sasami odsuwając się od niego i ocierając łzy. - Pójdę już, Tenchi.
Skinął głową, patrząc jak odchodzi... drobna, delikatna sylwetka wkrótce ukryta za ścianą bujnej zieleni, dwa długie, błękitne kucyki tańczące na wietrze.
- Cholera. - powiedział do siebie - Niech to szlag trafi.
- Hej. - rozległ się głos za jego plecami - Co to, stany maniakalno - depresyjne?
- Daj mi spokój, Ryoko. - warknął nie oglądając się za siebie - Zostaw mnie samego.
- Chyba się nie obraziłeś, co? - poczuł jej dłoń na plecach pieszczotliwie przesuwającą się wzdłuż kręgosłupa - Nie chciałam cię obrazić, Tenchi... no, nie gniewaj się już...
Mruknął coś niewyraźnie i w zakłopotaniu podrapał się po policzku. Błagalny ton Ryoko zawsze powodował, że czuł się nieswojo. Niebieskie włosy zatańczyły gdzieś z boku, Ryoko pojawiła się w powietrzu tuż przy nim.
- Tenchi... - zaczęła ostrożnie - Tenchi... proszę...
- Hmmm... nie gniewam się.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem pewien - burknął Tenchi powoli tracąc cierpliwość - O co ci chodzi?
- Skoro się nie gniewasz - powiedziała radośnie Ryoko z dziwnym błyskiem w oku - To powiedz, jak było?
- Jak było co?
- Noooo... wiesz. Z Mihoshi...
- Co z Mihoshi? - zawarczał Tenchi zaciskając pięści.
- Eeehmmm... - zmieszała się Ryoko - No, wiesz o co mi chodzi, prawda?
- Właśnie nie wiem.
Ryoko westchnęła i nachyliła się nad nim.
- Robiliście t o, prawda? - szepnęła mu konspiracyjnie do ucha.
Tenchi zbladł. Tylko na chwilę, bo zaraz później zrobił się krwiście czerwony. I niebieski. I zielony... i...
- RYOOOOOOOOOOOOKOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! - zawył na całe gardło, z pobliskiego drzewa poderwało się stadko spłoszonych gołębi - NIE ROBIŁEM NIC Z MIHOSHI, ROZUMIESZ?! NIIIIIIC!!! NIIIIIIC!!! TO NIE JEST MOJE DZIECKO!!! NIE WIEM O CZYM MÓWISZ! NIC NIE WIEM! DAJ MI SPOOOOOOOOKÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓJ!
Ostatnie słowa wykrzyczał w pustkę, ponieważ Ryoko wolała profilaktycznie zmienić miejsce na bezpieczniejszą pozycję za jego plecami.
- W porządku, przecież tylko pytałam, prawda? - mruknęła niechętnie - Chyba nie jesteś dzisiaj w najlepszym nastroju, co, Tenchi?
- OK, OK... już znikam... - powiedziała, zanim Tenchi zdążył zareagować w jakikolwiek sposób.
Został sam... w pustym, cichym ogrodzie. Myśli opadły go niczym rój agresywnych, uciążliwych much.

- Miau. - pisnął Ryo-ohki i zerknął podejrzliwie znad rozpoczętej marchewki.
- Musimy coś zrobić... - powiedziała Sasami w zamyśleniu bawiąc się końcem kucyka. - Nie wierzę, żeby Tenchi i Mihoshi... eeee... - zaczerwieniła się mimowolnie i spuściła wzrok.
- Swoją drogą, to ciekawe...
- Miau... - Ryo-ohki spojrzał na nią ostrzegawczo.
- Dobrze, no dobrze...
Sasami dopiero teraz zobaczyła, że siedzi pod drzwiami. Zwykłymi, drewnianymi drzwiami z małym okienkiem pośrodku i okrągłą, metalową klamką. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że drzwi były zawieszone na wysokości dwóch stóp w środku ogrodu. Zamrugała oczami, żeby odpędzić złudzenie... ale to akurat było wyjątkowo odporne na wypędzanie. Mało tego, drzwi znienacka otworzyły się i wyjrzała przez nie drobna, delikatna twarz okolona grzywą czerwonych włosów.
- Saaaasaaaami-chan... - powiedziała łobuzerskim tonem Washu. - Co ty tu robisz?
- J... ja? - jęknęła zaskoczona Sasami. - Bawię się... z Ryo-ohkim...
- Heeeeheeee - wyszczerzyła się w uśmiechu Washu - Bawisz się? W łaz...
Zamrugała oczami i rozejrzała się dookoła.
- To jest ogród, prawda? - odezwała się nagle zaaferowanym tonem.
- Chyba tak... - odparła zmieszana do reszty Sasami.
Washu zamyśliła się i pociągnęła nosem.
- Cholera. - powiedziała nagle. - Nic nie szkodzi.
Mruknęła coś pod nosem i zamknęła drzwi. Po chwili otworzyła je na nowo.
- Aha, nie martw się o Tenchiego. - rzuciła beztrosko - Mihoshi jednak nie jest w ciąży.
Sasami wytrzeszczyłą na nią oczy.
- J... jak to?
Washu wzruszyła niedbale ramionami.
- Pomyliło mi się. Albo jej się pomyliło. Zresztą, wszystko jedno.
Cofnęła się i położyła dłoń na klamce.
- Washu-chan... - powiedziała szybko Sasami - Jeśli Mihoshi nie jest w ciąży... to co jej jest?
- Ehmmm... - Washu potarła w zamyśleniu podbródek i spojrzała w górę.
- Nie wiem. - odparła w końcu - Do tego jeszcze nie doszłam.
Roześmiała się w zakłopotaniu i odgarnęła stertę czerwonych włosów z czoła.
- W każdym bądź razie w ciąży na pewno nie jest.
- Aha... - powiedziała Sasami, czując przyjemne, relaksujące uczucie ulgi rozpływające się po całym ciele. Jeśli Mihoshi nie jest w ciąży... Ayeka nie ma powodu do powrotu na Jurai!

- Hmmm... - mruknęła Ayeka gładząc się w zamyśleniu po policzku - Chyba rozumiesz, w jak niezręcznej sytuacji mnie stawiasz, Sasami.
- Posłuchaj, Ayeka... - jęknęła Sasami chwytając skraj jej sukienki - To nie ma sensu. Przecież wszystko się wyjaśniło... dlaczego dalej upierasz się przy wyjeździe? Nie zależy ci na Tenchim?
- Nie o to chodzi, Sasami... - powiedziała cicho Ayeka patrząc na nią spokojnie. - Nigdy nie wolno rzucać słów na wiatr. Powiedziałam Tenchiemu wiele złych rzeczy... rzeczy, których nigdy nie powinnam była mu mówić. Trudno, stało się. Nie mogę teraz ot tak po prostu spojrzeć mu w oczy... po prostu nie mogę, rozumiesz? Byłam zbyt porywcza, dałam się ponieść...
- Ale Ayeka...
- Nie, Sasami. Koniec. Słowo się rzekło.
Sasami westchnęła i spuściła głowę.
- Przecież nawet nie mamy statku, którym mogłybyśmy wrócić...
- Przecież jest Ryo-ohki. - odezwał się nagle czyjś spokojny, ironiczny głos.
Ryoko wisiała w powietrzu tuż nad ich głowami w pozie kompletnie zrelaksowanego plażowicza. Ayeka rzuciła jej wściekłe spojrzenie... nagle jej oczy rozszerzyły się.
- Ryo-ohki... - powtórzyła powoli - Jest Ryo-ohki...
- Taaaak... - mruknęła Ryoko w połowie ziewnięcia, nie trudząc się zasłanianiem ust.
- Czy to znaczy... to znaczy, że mogłybyśmy... wrócić Ryo-ohkim na Jurai, tak? - zapytała ostrożnie.
- Taaaaak.
- Bez żadnych kłopotów, tak?
- Taaaaak.
- W dowolnej chwili, tak?
- Taaaaak.
Oczy Ayeki zmrużyły się nagle.
- Zapomnij o tym. Nigdzie nie jedziemy. - warknęła wściekle, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.
- Ayeka... - jęknęła zdezorientowana Sasami.
- Zastanów się jeszcze, dziecinko... - rzuciła złośliwie Ryoko nie zmieniając pozycji.
Trzasnęły zamykane drzwi.
- Taaaak... - powiedziała leniwie Ryoko spoglądając na Sasami - Chyba jednak dopięłaś swego, co, mała?
- Nie rozumiem... - mruknęła Sasami splatając ramiona na piersiach. Ryoko roześmiała się na całe gardło.
- To całkiem proste. - zniżyła głos - Zbiera się na ładną bitwę.

C.D.N. (mam nadzieje :)


Powrót na poprzednią stronę