[Swiat_Mangi_2]

Po japonsku:
Manga No Sekai
(ponizej w kanji)

[MangaNoSekai]

[Projekt]

Oto tekst Clio, która opisuje swoje wrażenia z imprezy... okraszony zdjęciami z imprezy.


Jak bawiono się w Gdyni 8 XI, czyli "Świat Mangi 2"

[Pod_ekranem] [Malowanie] [Pod_ekranem]

8 listopada był dniem długo oczekiwanym przez trójmiejskich animefanów. tego dnia bowiem miała się odbyć największa do tej pory w Trójmieście, od kilku miesięcy planowana, mangowa impreza o swojsko brzmiącym tytule "Świat Mangi 2". Jak owa nazwa wskazuje, była to już druga tego rodzaju akcja. Pierwsza odbyła się 16 sierpnia, jednakże była słabo rozreklamowana, w związku z czym niewiele osób o niej wiedziało. Natomiast o "Świecie Mangi 2" głośno było już od dawna. Głównym organizatorem był Gdyński Klub Fantastyki "Collaps" działający przy Polskiej YMCA, która to organizacja zapewniła mangomaniakom lokal. Jak już wspomniałam, sprawa została odpowiednio nagłośniona, wobec czego pojawili się ludzie z całego kraju, choć oczywiście, przeważali mangowcy z Trójmiasta. W sumie przybyło sporo ponad 200 osób - starzy wyjadacze chleba i ci, dla których było to pierwsze spotkanie z prawdziwym anime - wszyscy mniej lub bardziej podnieceni. Na marginesie jeszcze wspomnę, że wpuszczano tylko osoby powyżej 16 roku życia. I wydaje mi się, że słusznie.

YMCA udostępniła halę sportową, w której ustawiono pokaźnych rozmiarów ekran i kilkanaście rzędów krzeseł. Impreza planowo miała rozpocząć się o 11.00, ale z przyczyn technicznych nieco przeciągnęło się to w czasie. Były po prostu niewielkie problemy z podłączeniem sprzętu i razem z koleżanką umierałyśmy ze śmiechu, widząc wysiłki dziesięciu obsługujących (z całym szacunkiem!), którzy zgromadzili się wokół wyświetlacza i próbowali zmusić oporne urządzenie do działania, a jako że siedziałyśmy w pierwszym rzędzie, miałyśmy doskonały widok na wszelkie ich poczynania. W końcu punktualnie w południe na ekranie pojawiła się czołówka reklamująca całą imprezę, zmyślnie zmontowana z urywków wielu filmów anime, natomiast z ustawionych na maxa głośników leciała muzyka "The Prodigy" doskonale oddająca nastrój. Po tym kilkuminutowym, zakończonym owacją tłumów, wstępie przyszła pora na... anime!

[Robin] [Alita&Tektton] [Pai-chan]

Pierwszą pozycją tego dnia była popularna seria "Kimagure Orange Road", której obejrzeliśmy dwa odcinki. Film opowiada o zwariowanej rodzince, która osiedla się w nowym mieście. Cały numer polega na tym, że członkowie tej, na pozór zwyczajnej, rodziny: chłopak, jego dwie siostry - bliźniaczki i ojciec mają zdolność posługiwania się "The Power", która to... moc nie powinna być raczej używana w obecności innych osób. Ale łatwiej powiedzieć niż wykonać. Dwie nastolatki mają wielkie problemy z przystosowaniem się do nowego miejsca, a na biednego Kyusuke zwaliły się nieliche kłopoty sercowe. "Kimagure Orange Road" to typowe anime młodzieżowe rozgrywające się głównie w środowisku szkolnym. Kolejnym filmem był "El Hazard", pozycja z dziedziny fantasy. Czwórka bohaterów - troje nastolatków i lubiący zaglądać do butelki, ale bardzo sympatyczny nauczyciel - zostaje przeniesiona do innego świata i uwikłana - zgadliście? - w walkę ze Złem. No, nie cała czwórka, bo jeden z młodzieńców trafia do tych Złych, a że jest odwiecznym wrogiem Makoto - głównego bohatera i na dodatek facetem o manii wielkości i wielkich kompleksach, bez trudu udaje mu się przekonać złą królową, że jest wysłannikiem bogów i ma poprowadzić armię na El Hazard, kraj słońca i dobroci. Akcja staje się bardziej zawiła, pojawia się coraz więcej postaci, co absolutnie nie wpływa ujemnie na film. Wręcz przeciwnie - każdy bohater (jak to w anime) ma inny charakter, osobowość i... zaklęcia. Ogólnie film oglądało się bardzo przyjemnie, gdyż kreska była fantastyczna, kolory jak żywe, a treść wciągająca, i gdy czwarty epizod dobiegł końca, po sali rozległ się pomruk żalu. Ja osobiście uważam ten film za jeden z najlepszych, jakie zostały pokazane na imprezie, właśnie z powodu interesującej akcji i pięknego wykonania.

[Sala] [Ser&Bebe-chan]

Po filmie nastąpiła około godzinna przerwa dla rozprostowania kości, podczas której nawiązywano kontakty i nowe znajomości, a zgłośników leciała muzyka z anime (zresztą nie tylko - pojawiła się również "IX Symfonia" Beethovena i "Star Wars - Main Theme", co większość obecnych przyjęła dość entuzjastycznie). Po przerwie przyszła kolej na następny film. Tym razem był to "Devil Hunter Yohko", dwa epizody. Nie będe opisywać akcji, gdyż zostało to zrobione w "Kwaii 1". Zadam tylko jedno pytanie: wiecie, co powstanie z połączenie Usagi Tsukino z Makoto Kino? Właśnie Yohko - oferma, gapa i beksa, zakochująca się z częstotliwością 3 razy na odcinek. Serio. Ten serial również bardzo mi się podobał, a na dodatek swojsko brzmiał głosik samej Yohko, której seiyuu jest Hisekawa Aya, czyli Sailor Mercury. "Devil Hunter Yohko" bardzo mi przypominał "Sailor Moon" z tego względu, że bohaterką jest wojowniczka (aktualnie 108 Łowca Demonów), a wrogiem najczęściej demon, no i nie sposób nie zauważyć podobieństwa samej Yohko do Usagi. Oczywiście nie ma dwóch takich samych anime, więc i tu Yohko jest sama jedna bez wspomagającej ją drużyny, ale i tak radzi sobie nieźle. I... chciałoby się mieć taki ciuch jak ona. (ode Demonka: nie zgadzam się z Clio co do podobieństwa Yohko do Usagi, także co do słów o wspomagającej "drużynie" - bo jednak Yohko ją ma - ale takie jest zdanie autorki, więc nie będę tego zmienił). Po dwóch odcinkach tej przesympatycznej serii wyświetlono 1 epizod "Magic Knight Rayearth", w którym zawiązuje się akcja całego serialu. Niezorientowanym przypomnę, że tu bohaterkami są trzy nastolatki przeniesione z... Tokio do mistycznego świata Cephiro, których zadaniem jest... walka ze złem (kto by pomyślał?) i uratowanie księżniczki Emeraude porwanej przez typa spod ciemnej gwiazdy, niejakiego Zegato. Współpraca między przypadkowymi towarzyszkami nie układa się z początku najlepiej, jako że znacznie różnią się od siebie charakterami: narwana entuzjastka, opanowana młoda dama i bardzo sympatyczna geniuszka. W końcu jednak udaje się im dojść do porozumienia i... drżyj, Zegato! Po tym filmie nastąpił kolejny, uznawany za jedno z lepszych anime "Sazan 3x3 Eyes". Mnie osobiście on do gustu nie przypadł; może dlatego, że nie widziałam poprzednich dwóch epizodów. Chcąc być obiektywną, powiem, że 3 epizod to jatka, siekanka, horror i... Zadziwiające, ile krwi można wytoczyć z jednego człowieka. To już były hektolitry. Nie wspomnę, że ów delikwent przeżył. Ja w każdym razie po trzecim epizodzie miałam dość i zrobiłam sobie przerwę, a była godzina chyba 20. Czy wspomniałam już, że impreza miała trwać do 8 rano w niedzielę? Nie? A więc szybko się poprawiam. W każdym razie niektórzy doszli do wniosku, że trwa do 20.00 i wyruszyli w domowe pielesze. Co do mnie, to właśnie w tym momencie zaczęła się najważniejsza część imprezy, ale o tym za chwilę.

[Komputery] [Komputery] [Alita&Sparehawk]

Skoro już wywędrowałam z sali gimnastycznej, pora zajrzeć wyżej. Oto bowiem w pokoju na pięterku, gdzie oczywiście - a jakże! - też był telewizor+video, skupili się miłośnicy nieco ostrzejrzych klimatów i oglądali "Akirę", "Ghost in the Shell", a przede wszystkim "Neon Genesis Evangelion" - serię, która w Japonii bike wszelkie rekordy popularności. Fani tego ostatniego postawili sobie za punkt honoru obejrzenie całej 26-odcinkowej serii, która była dostępna jak i wiele innych anime, na których projekcję niestety nie było czasu. A szkoda, bo tytuły dosłownie zwalały z nóg. Nie będę ich wymieniać - wystarczy, jeśli weźmiecie sobie "Kawaii" i przekartkujecie. Najwyższa pora dojść do sedna sprawy. Otóż gdy fani "Evangeliona" dorwali się do vodeo, nie było sposobu ich odciągnąć. Jedynym ratunkiem był fakt, że epizody 5-8 tejże serii postanowiono wyświetlić na dużym ekranie, w związku z czym w swoim czasie całe towarzystwo rzuciło się hurmem na salę, pozostawiając po sobie tylko poprzewracane krzesła... Ale nie dramatyzujmy. Ową chwilę wykorzystali wszyscy fani "Sailor Moon", w tym niżej podpisana oraz grupka zwariowanych "moonies" z Warszawy (tak, tak, manga nie zna granic). Tak długo namawiali organizatorów, aż ci nieszczęśnicy w końcu zgodzili się wyświtlić "Sailor Moon S The Movie". To była naprawdę wielka chwila i niejednemu łza zakręciła się w oku. Po mojej lewej siedziała wielbicielka Czarodziejki z Urana, gdzieś dalej entuzjasta Minako i inni, tak więc było bardzo wesoło. Ale trzeba przyznać, że największy aplauz podniósł się na słowa "Uranus Planet Power, Make Up!" Nie dziwota, że Haruka Tenou została uznana najlepszą żeńską postacią anime. Wypadałoby skupić się nieco na fabule tego filmu, jako że naprawdę niewiele o nim wiadomo. Otóż tym razem Ziemię atakuje królowa śniegu i mrozu, która chce... No cóż, życzenie ma niezwykle oryginalne... chce podbić Błękitną Planetę. I zamrozić, rzecz jasna. Wysyła więc swoje "lodowe tancerki", by dokonały dzieła zniszczenia. ale - jak można się domyślić - napotyka opór. Drużyna Pięknych Wojowniczek Walczących o Miłość i Sprawiedliwość ma czele z Usagi Tsukino nie pozwoli na żadne modyfikacje ojczystej (no cóż, tu można się spierać) planety. Na tle tych wydarzeń Luna przeżywa swój wielki romans (a co?! nie może?!), pod koniec którego na chwilę zmienia się w człowieka, by uratować marzenia swojego ukochanego, a co za tym idzie - również jego życie. A wszystko to za sprawą Srebrnego Kryształu. Opowieść kończy się happy-endem, czego zresztą należało oczekiwać. I tu - choć wielu tak sądziło - wcale nie zakończył się seans czarodziejkowoksiężycowy. Bowiem, gdy większość moonies wypełzła z sali, niżej podpisana i jej przyjaciółka uprosiły jednego z organizatorów, by włączył im "Sailor Moon Super S The Movie". Nieszczęsny był sam na sam z nami dwiema (a zaiste miałyśmy groźne aczkolwiek błagalne miny) i nie mógł się nie zgodzić. Udało się nam więc obejrzeć i ten film. Tutaj akcja, podobnie jak w tej części serialu, koncentruje się na ChibiUsie i jej młodym przyjacielu z Kosmosu. Twórcy filmu wykorzystali motyw legendy o Szczurołapie z Hameln, gdyż i tu Źli zwabiają dzieci z całego świata do siebie, właśnie grając na flecie. A po co je zwabiają? By wykorzystać ich enrgię. W ten sposób zostaje uprowadzona również ChibiUsa, a Czarodziejki wyruszają jej na pomoc. O ile w "Sailor Moon S The Movie" był lód i śnieg, o tyle tutaj jest dużo ognia i główna Zła posługuje się tymże żywiołem. Zakończenie jest oczywiście szczęśliwe. Tyle o "Sailor Moon".

[Poprzednio_ocenzurowane] [Salka] [Haruka,Kyo_i_inni]

Dochodziła północ, gdy na dole zakończyła się emisja "Evangeliona" - oczywiście tylko tych kilku epizodów i towarzystwo przeniosło się z powrotem przed video, gdzie siedzieli już chyba do rana, oglądając "Neon Genesis Evangelion" do odcinka 26. (Z mojej strony dodam, że nie wiem czemu oni się tak zachwycają tą serią)(Od Demonka: Robin pewnie by ją przekonał do tego filmu :)). Tymczasem na dużym ekranie nadeszła kolej na zabawną komedię fantasy, czyli "Slayers Perfect Movie". Również nie ma sensu (kupować kredensu!) opisywać tego filmu, gdyż opowiada on o przygodach dwóch bardzo znanych i niejednokrotnie opisywanych bohaterek - Liny Inverse i Naagi the Serpent w walce z wszelakiej maści potworami - głównie smokami. Film był przezabawny i w pewnych momentach doszukałam się nawet akcentów parodiujących "Sailor Moon", m.in. zaklęcie "Fire Ball", które miało najczęściej opłakany skutek, zwłaszcza dla wypowiadającej je. A później nadeszła pora na coś poważniejszego, mianowicie organizatorzy zapowiedzieli wyświetlenie 10 odcinków serii "Vision of Escaflowne", również bijącej ostatnio rekordy popularności w Japonii. Główną bohaterką jest Hitomi, nastoletnia sprinterka, która za pomocą wahadełka, kart tarota i własnych zdolności potrafi przwidzieć przyszłe wydarzenia, najczęściej te tragiczne. No i Hitomi zostaje przypadkiem uwikłana w walkę. Na dodatek zakochuje się w księciu Alenie, który do złudzenia przypomina jej ziemskiego wybranka. W tej serii znajdziemy także olbrzymie roboty. Jednym z nich jest właśnie tytułowy Escaflowne, którego pilotem jest Van, młody król nieistniejącego już królestwa, za którego sprawą Hitomi znalazła się właśnie w tym świecie. Nie byłby to prawdziwy film, gdyby nie było i tych złych. Więc są. Jest zlowieszcze imperium, którego dwoma przywódcami są młodzieniec o aparycji i charakterze Zoisite oraz głosie Megumi Ogaty i starszy brat Vana, który zszedł na złą drogę wiele lat temu. Film jest o wiele poważniejszy od poprzednich, jakkolwiek i w nim nie brak zabawnych akcentów. Faktem jest, że się spodobał.

[Przy_korytarzu]

Około godziny 5 nad ranem nie wszyscy już kontaktowali. Wtedy przyszła kolej na absolutną gratkę. Mianowicie kolejną pozycją była czwarta część "Macross Plus", niedostępna do tej pory w Europie. To już typowe science-fiction opowiadające o świecie przyszłości, robotach i komputerach. Trudno mi się wypowiedzieć o tym anime, jako że nie widziałam trzech pierwszych jego części. "Macross Plus 4" to kulminacja wydarzeń i ich rozwiązanie, gdy wirtualnie wytworzona piosenkarka Sharon Apple zdobywa świadomość i powstaje przeciw twórcom. To również jest film bardzo poważny i skłaniający do refleksji nad tym, co czeka nas w przyszłości, w dobie komputerów, kiedy wytwory człowieka zaczynają powoli zajmować jego miejsce. Na uwagę zasługuje również przepiękna oprawa muzyczna, a zwłaszcza koncowa piosenka o cudownej melodii i miękkim głosie wokalistki

Na dworze zaczynało się rozjaśniać, gdy nadeszła pora na ostatnie dzieło tego spotkania: "Tenchi the Movie" czyli "Tenchi Muyo In Love". To trochę ożywiło przysypiającą publiczność. Jeśli o mnie chodzi, to czekałam na ten film z utęsknieniem, jako że w ogóle jestem sympatyczką tej serii, a o filmie słyszałam same pochlebne recenzje. I nie zawiodłam się. "Tenchi Muyo In Love" to naprawdę piękny film o miłości, poświęceniu i walce ze złem. Ujęło mnie połączenie tych wydarzeń z codziennością dnia i "zwykłego" życia. Film był naprawdę wzruszający i powinno się go pokazać tym wszystkim, którzy twierdzą, że manga to seks, krew i przemoc. Choć wątpię, czy zmieniliby zdanie. Tacy ludzie patrzą tylko w jednym kierunku i sam widok dużych, błyszczących oczu sprawia, że odsuwają się ze wstrętem. Wracam jednak do filmu. Oczywiście nie zabrakło w nim również śmiesznych scen. Przecież to "Tenchi Muyo"! Jak zwykle króluje Ryouko ze swoimi kłótniami z Ayeką i myślącą inaczej Mihoshi. Na szczęście nad całością czuwają Sasami, Kiyone i Washuu, która swoją drogą też jest nieźle stuknięta. Film jest w każdym razie fantastyczny i polecam go każdemu mangomaniakowi, który go jeszcze nie widział. Impreza skończyła się w niedzielę 9 XI o 7.15 rano, chociaż wyemitowano jeszcze jeden film, "tylko fabularny", był to film z Jackie Chanem. Nie będę się na jego temat wypowiadać, jako że go nie oglądałam. Powód jest banalnie prosty: marzyłam już tylko o łóżku i poduszce.

[Ostatki] [Ostatki]

Ogólnie rzecz biorąc, impreza była naprawdę udana, mimo że z przyczyn nieznanych oficjalnie (Od Demonka: tą przyczyną było po prostu niedojechanie jednej z osób, która miała przywieźć filmy, zresztą niektórzy wiedzą o kogo chodzi ... hehe :)) dotarł jeden z organizatorów, w związku z czym nie było m.in. zapowiedzianych w programie "Urusei Yatsura", "Ranma 1/2", "Riding Bean" czy "Gunsmith Cats". Z jednej strony szkoda, ale przecież było tyle wspaniałych tytułów, że nikt nie żałował. Żałować mozna jedynie, że następna impreza tego typu odbędzie się dopiero (jak dobrze pójdzie) w kwietniu, ale... Poczekamy , zobaczymy. Dla mnie było to naprawdę wielkie przeżycie i pragnę ze swej strony bardzo mocno podziękować organizatorom, gdyż odwalili kawał dobrej roboty. Mogę tylko życzyć sobie i wszytkim mangomaniakom, by tego rodzaju spotkania odbywały się częściej.

Ja ne!

Clio Selene Silvermoon